Czy Polska utrzyma status amerykańskiego „pupila” w Europie? Prof. Pisarska: piłka jest po naszej stronie
Jak będzie wyglądało „nowe otwarcie” w amerykańskiej polityce zagranicznej? Co będzie priorytetem Joe Bidena w polityce wewnętrznej? Czy Ameryka utrzyma status światowej potęgi gospodarczej i jak ułożą się jej relacje z Chinami? A także o tym, czy Polska ma wciąż szansę być strategicznym parterem USA w naszej części Europy rozmawiamy w dniu zaprzysiężenia 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych z prof. Katarzyną Pisarską z Katedry Studiów Politycznych SGH.
Magdalena Święcicka: Dziś, czyli 20 stycznia 2021 rozpoczyna się kadencja Joe Bidena, 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jakie wyzwania stoją przed nową amerykańską administracją u progu 2021 roku i co będzie priorytetem „nowego otwarcia” w USA?
Prof. Katarzyna Pisarska: Zacznijmy od polityki wewnętrznej. Z całą pewnością priorytetem i jednocześnie wyzwaniem będzie tu walka z pandemią, a także skuteczne wdrożenie planu szczepionkowego, który dzisiaj Stany Zjednoczone realizują z dużym opóźnieniem. Codziennie w USA liczba zmarłych na COVID-19 bije rekordy i z dnia na dzień wzrasta w ogromnym tempie, dlatego nie ma i jeszcze długo nie będzie niczego ważniejszego niż skuteczna walka z pandemią.
Drugą sprawą najwyższej wagi będzie kwestia odbudowy gospodarki. Obecnie wdrażany jest wielki pakiet stymulacyjny dla gospodarki amerykańskiej. W najbliższej przyszłości można spodziewać się kolejnych, zwłaszcza teraz, kiedy Demokraci będą mieli większość zarówno w Senacie, jak i Izbie Reprezentantów.
Today is the day @JoeBiden becomes the President of the United States.
Be a part of history.
10 AM ET at https://t.co/32suUJYO1f#InaugurationDay pic.twitter.com/eeFzVt8m5b
— Biden Inaugural Committee (@BidenInaugural) January 20, 2021
Ostatnią, bardzo istotną kwestią jest to, co prezydent Biden podkreślał wielokrotnie w swoich wypowiedziach, czyli odbudowa amerykańskiej demokracji – próba złagodzenia tego wielkiego konfliktu z ostatnich kilku miesięcy, który stał się zarzewiem wtargnięcia radykalnych zwolenników Donalda Trumpa na Kapitol.
Prezydent Biden chce przypomnieć Amerykanom, że są jednym narodem i że tylko w jedności mogą skutecznie pokonać pandemię, odbudować gospodarkę i uratować demokrację. Dziś Ameryka walczy o demokrację, która jest niszczona przez polaryzację oraz procesy podważania legitymacji wyborów. Przed prezydentem Bidenem stoją niełatwe wyzwania, ale to nie pierwsze podobne zawirowania w historii Stanów Zjednoczonych.
Walka z pandemią, odbudowa gospodarki i demokracji Stanów Zjednoczonych – to najważniejsze kwestie w polityce wewnętrznej. Czego możemy się spodziewać w polityce zagranicznej nowego prezydenta?
– Joe Biden nakreślił trzy ogólne obszary, na których w polityce zagranicznej zależy mu najbardziej. Nie są one związane z poszczególnymi krajami czy regionami, ale z pewną filozofią jego polityki.
Pierwszy obszar jest tożsamy z priorytetem polityki wewnętrznej, czyli z odnową amerykańskiej demokracji. Jak mówi Biden: bez odnowy nie jesteśmy w stanie przewodzić światu. Bez dania przykładu nikt nie będzie za Ameryką szedł i za Amerykę umierał.
Drugi obszar stanowi tzw. polityka zagraniczna dla klasy średniej, która w przeszłości najbardziej ucierpiała z powodu różnego rodzaju porozumień handlowych. Amerykańska administracja na pewno będzie negocjowała z Chinami wiele umów, ale z pewnością nie będą to już umowy bilateralne, lecz wielostronne, podobnie jak robiła to administracja prezydenta Obamy. Będą to wyłącznie takie porozumienia, które mogą służyć amerykańskiej klasie średniej, nie zaś odbierać jej miejsca pracy i powodować bezrobocie.
Ostatnia rzecz to wielostronność, czyli otwartość na współpracę z wieloma partnerami, dzięki którym dalszy rozwój amerykańskiej gospodarki i jej dominacji na świecie będzie możliwy.
Pozostańmy jeszcze przy polityce zagranicznej. Kwestią kluczową, od której zależy kształt światowej geopolityki, jest odpowiedź na pytanie, jak ułożą się relacje USA z Chinami. Trump – jak wiemy – usiłował osłabić wpływy Chin. Między innymi przez wojny handlowe i cłowe próbował wzmocnić produkcję krajową. Bezskutecznie. Epidemia zresztą pokazała, jak bardzo łańcuchy światowych dostaw już w tej chwili uzależnione są od chińskiego przemysłu. Co zrobi Biden?
– Dzisiaj w Waszyngtonie funkcjonuje absolutny konsensus co do Chin. Zgodnie z nim Chiny są geopolitycznym rywalem Stanów Zjednoczonych i wszelkie ich wzmacnianie, zwłaszcza w obszarze nowych technologii, sztucznej inteligencji, militarnym czy politycznym szkodzi długofalowo interesom USA.
I bez względu na to, jaki prezydent byłby dziś u sterów, Chiny pozostają największym wyzwaniem dla Stanów Zjednoczonych, i to trzeba z całą mocą podkreślić. Różnica między Joe Bidenem a Donaldem Trumpem jest jednak taka, że z całą pewnością nowy prezydent będzie bardziej otwarty na kwestie wielowymiarowej współpracy handlowej oraz porozumienie w obszarze zatrzymania zmian klimatycznych. Tam, gdzie Chiny będą otwarte na rozmowę, administracja amerykańska nie będzie się na tę rozmowę zamykać, oczywiście dbając przede wszystkim o interesy USA.
Jednocześnie tzw. resorty siłowe będą z całą mocą zapobiegać wykradaniu tajnych informacji przez Chińczyków, hakowaniu i innym działaniom mającym na celu osłabienie pozycji Stanów Zjednoczonych na świecie. Będzie to kwestia numer 1 dla amerykańskiej polityki zagranicznej wobec Chin.
Coraz częściej jednak wybrzmiewa opinia, że Stany Zjednoczone powoli tracą miano światowej potęgi, a do roli nowego lidera szykują się Chiny. Czy faktycznie mają szansę w niedługim czasie zastąpić na tej pozycji USA?
– Chiny, tak jak każde państwo, mają swoje ograniczenia. I chociaż zmieniają swoją politykę i chcą obecnie opierać większość swojej gospodarki na popycie wewnętrznym, to nadal gros ich przychodów oparte jest na eksporcie. Pamiętam, gdy na Forum Ekonomicznym w Davos prezydent Xi Jinping był gorącym orędownikiem wolnego rynku, zawierania umów handlowych, chociaż wszyscy interesariusze zdawali sobie sprawę, że Chiny wcale nie są tak bardzo na ów wolny rynek otwarte, jak deklarują.
Wiele też zależy od tego, jak w polityce międzynarodowej definiujemy pojęcie „siły”. Czy siłą jest posiadanie nowoczesnych technologii, sztucznej inteligencji czy – tradycyjnie – przewaga militarna, w której Amerykanie nadal są i jeszcze długo będą bezkonkurencyjni.
Uważam, że równie ważna jest tzw. miękka siła, czyli umiejętność przyciągania innych państw w sojusze, dlatego że te państwa chcą w nich być, a nie muszą, dlatego, że nam – Stanom Zjednoczonym – ufają i są w sojuszu z nami z własnej woli. I tutaj Ameryka, która prezentuje model liberalnej demokracji, do której przywiązaliśmy się też w Europie, jest nadal dla większości krajów świata niezastępowalna, przynajmniej na tym etapie historii.
Wiara w to, że nagle na miejsce Stanów Zjednoczonych wejdą Chiny, jest złudą. Jeżeli rzeczywiście Stany Zjednoczone się rozpadną całkowicie, to będziemy mieć raczej wielobiegunowy, regionalny system sił. Chiny będą dominowały nad południową Azję, Rosja zdominuje obszar postsowiecki, Stany Zjednoczone będą miały wpływ w różnych miejscach, ale już bardziej ograniczony.
Nie spodziewam się, aby Chiny urosły na hegemona, ponieważ nie mają wystarczającej siły przyciągania, a tam, gdzie próbują swoją siłę wykorzystać, np. w Afryce, szybko się okazuje, że jest ona bardzo krucha – oparta nie na zaufaniu, a na inwestycjach, które potem mają dla tych krajów bardzo negatywne konsekwencje. Nie wieściłabym więc scenariusza, w którym Ameryka utraci rolę światowego hegemona na rzecz Chin, co nie znaczy, że nie utraci tej roli wcale. Nie sądzę jednak, aby jakieś inne Państwo mogło szybko zająć miejsce USA.
Często myślimy o USA w kontekście gracza globalnego, od którego ruchów i decyzji politycznych zależą losy świata. Tymczasem Ameryką w ostatnim czasie co chwilę wstrząsają kryzysy wewnętrzne, masowe ruchy społeczne takie jak „Black Lives Matter” lub niedawne, bezprecedensowe w historii kraju, agresywne wtargnięcie grupy zwolenników ustępującego prezydenta na Kapitol. Czy kraj, który słabo radzi sobie z problemami na własnym podwórku, może zachować status światowego mocarstwa?
– Znajomość historii USA pokazuje, że nie jest to pierwszy poważny kryzys, który przechodzi amerykańska demokracja. Wystarczy przypomnieć koniec lat 60. i początek lat 70., liczne zamieszki na tle rasowym, protesty przeciwko segregacji rasowej, ale też akty terroru, które miały miejsce w kraju, np. zamach na prezydenta Kennedy’ego czy zabójstwo Martina Luthera Kinga. Wtedy też transformację przechodziło całe amerykańskie społeczeństwo. Odchodził stary model patriarchalny, na bazie rewolucji dzieci kwiatów. Wiele osób już wówczas wieszczyło koniec demokracji amerykańskiej, a to się jednak nie stało.
Dzisiaj Ameryka również jest na wielkim demokratycznym zakręcie. Wynika on z tego, że ponownie bardzo zmieniła się struktura społeczna Amerykanów. Znacznie więcej mieszkańców USA pochodzi dziś z mniejszości narodowych. Amerykańską klasę średnią mocno dotknęła globalizacja.
Jak poradzi sobie z tym administracja Joe Bidena?
– Na pewno jest to jedno z wyzwań, lecz jestem daleka od wieszczenia końca amerykańskiej demokracji. Powiedziałabym nawet, że ostatnie dni, z bezprecedensowym aktem agresji na Kapitol, jednak udowodniły jej siłę. Przypomnę, że z 68 procesów wytoczonych przez Trumpa przeciwko różnym stanom w kwestii organizacji wyborów, 67 zostało uznanych za bezpodstawne.
Wygląda więc na to, że sądownictwo amerykańskie okazało się zupełnie niezależne od samej administracji, która władała krajem przez ostatnie cztery lata. Co więcej, po ataku na Kapitol Kongres kontynuował certyfikację oddanych na Bidena w wyborach głosów i zakończył ją pomimo rozruchów. Wszystkie procesy demokratyczne odbyły się według wcześniej przyjętych zasad i zakończyły zgodnie z tym, co stanowi amerykańskie prawo. 20 stycznia 2021 zaprzysiężono demokratycznie wybranego prezydenta pomimo próby zamachu stanu.
To jest moim zdaniem siła amerykańskiej demokracji i przykład praworządności dla innych państw.
People around the globe expressed outrage at the attack on the U.S. Capitol. The feelings are particularly intense for some in Oklahoma who witnessed firsthand the deadly repercussions of violent anti-government extremism in 1995. https://t.co/w6EnaseuG6
— The Associated Press (@AP) January 20, 2021
Co może się zmienić we współpracy nowej administracji amerykańskiej z Polską?
– Jest wiele obszarów współpracy między Polską a Stanami Zjednoczonymi i niewiele musi się w nowej kadencji zmienić. Na pewno takim obszarem są obronność i bezpieczeństwo. Amerykanie pozostaną w Europie, co jest bardzo dobrą wiadomością, pomimo deklaracji prezydenta Trumpa o wycofaniu wojsk z Niemiec. Raczej nie wycofają się z Polski, ale czy będzie tej obecności wojsk mniej czy więcej – czas pokaże.
Wiemy na pewno, że współpraca będzie kontynuowana, ponieważ Ameryka ma rzeczywiście interes w ochronie flanki wschodniej NATO.
Myślę, że kontynuowana będzie również współpraca energetyczna. Kwestie energii nuklearnej, atomowej są dziś priorytetem, ze względu na fakt, że jest to – z punktu widzenia emisji dwutlenku węgla do atmosfery – najczystsza energia i najszybsza droga do statusu neutralnej dla środowiska emisji CO2. Jest to jednak kwestia strategiczna polskiej polityki energetycznej, nie amerykańskiej.
Trzeba pamiętać, że słynne LNG, dostarczane nam przez Amerykanów, ma znikome znaczenie w naszym mixie energetycznym. Przez gazoport w Świnoujściu – w porównaniu z tym, co nadal otrzymujemy z Rosji – przechodzą niewielkie ilości surowca. Jest to więc raczej pytanie o to, gdzie Polska widzi swoją przyszłość, jeśli chodzi o mix energetyczny i ochronę klimatu.
Joe Biden jest przeciwnikiem gazu łupkowego. Głośno zapowiada walkę z globalnym ociepleniem, czy w takim razie może zatrzymać wydobycie i eksport amerykańskiego gazu do Polski?
– Ameryka pod administracją Bidena na pewno będzie stawiała na odnawialne źródła energii, na politykę energii atomowej, ale nie sądzę, aby z dnia na dzień Waszyngton zaprzestał wysyłania gazu LNG, tym bardziej że całe dekady zajęło uzyskanie zezwolenia Kongresu na to, aby Ameryka mogła zostać eksporterem energii. Ze względów strategicznych nigdy nim nie była, chociaż ma bardzo dużo zasobów.
Pani zdaniem, będzie „nowe otwarcie” dyplomatyczne na linii USA-Polska?
– Wiemy, czego spodziewa się administracja prezydenta Bidena od swoich bliskich partnerów: przestrzegania państwa prawa, utrzymania niezależnego sądownictwa, niedyskryminacji mniejszości, w tym mniejszości seksualnych. Te wartości od zawsze były na agendzie amerykańskiej polityki zagranicznej. Trump był pierwszym prezydentem, który odszedł od promocji demokracji i jej zasad. Wracamy więc do tego, co znaliśmy, co Ameryka promowała od zawsze.
Niestety Polska obecnie decyduje się interpretować te zasady demokratyczne w sposób, który na Zachodzie rozumiany jest jako nieliberalny. Zatem kwestie ideologiczne lub – jak wolę mówić – kwestie wspólnych wartości mogą zaważyć na poziomie współpracy politycznej z USA i angażowaniu Polski przez Amerykanów w różnego rodzaju międzynarodowe inicjatywy i sojusze.
Joe Biden już zapowiedział specjalny szczyt dla państw demokratycznych, na którym rozważana będzie kwestia przyszłości demokracji: jak ją interpretować, jak ją rozumieć, jak o nią walczyć, jak współpracować przeciwko jej zagrożeniu. Niestety może się okazać, z powyżej wymienionych powodów, że to Polska znajdzie sobie wroga w administracji Bidena, a nie na odwrót. Piłka, w każdym razie, jest po naszej stronie.
Czyli nie będziemy już „pupilkami” Stanów Zjednoczonych w Europie?
– Jeśli będzie kontynuowana nasza wewnętrzna polityka związana z osłabianiem niezależności sądów, repolonizacją mediów, próbami osłabiania społeczeństwa obywatelskiego, to nie tylko nie będziemy pupilkami, ale dołączymy do listy krajów, w których demokracja jest zagrożona.
Współpracuję z wieloma osobami z administracji Bidena i wiem, że są to osoby żywo zainteresowane Polską, naszymi sprawami i chcące widzieć w Polsce partnera i członka rodziny państw zachodnich. Oczywiście, możemy stać się Turcją, czyli krajem, z którym wypada współpracować, bo jest strategicznie usytuowany, ale to nie jest status, którego chcemy, i który w relacji z USA powinniśmy mieć.
Powinniśmy być partnerem wśród innych państw demokratycznych, partnerem strategicznym Stanów Zjednoczonych, ale konieczna jest zgoda co do wartości. Jeżeli interpretujemy je w taki sam sposób, możemy liczyć na przychylność i amerykańskie partnerstwo. Jeżeli nie, łączymy się wówczas z rodziną państw nieliberalnych.
Ponownie, piłka jest po naszej stronie. Jak ją rozegramy? Okaże się już niebawem. Będę z zainteresowaniem przyglądać się tej relacji. Partnerstwo z USA było i wciąż jest Polsce bardzo potrzebne.