Wiceprezes ZBP: trzeba budować rolę i siłę kobiet w biznesie poprzez kompetencje i umiejętności, a nie odgórne wymagania i zalecenia
Rola i siła kobiet w biznesie powinna być budowana na przekonaniu, że ich sukces zawodowy jest wynikiem ich kompetencji, umiejętności i zaangażowania, a nie jest motywowany jedynie potrzebą spełnienia pewnych odgórnych wymagań lub zaleceń odnośnie do udziału kobiet w zarządach czy kadrze menadżerskiej – mówi wiceprezes Związku Banków Polskich, absolwentka SGH Agnieszka Wachnicka.
Renata Krysiak-Rogowska: Co zadecydowało o wyborze Pani kariery zawodowej w sektorze publicznym. Jest to raczej rzadko spotykana ścieżka wśród absolwentów SGH?
Agnieszka Wachnicka: Zadecydował o tym przypadek. Do Ministerstwa Finansów trafiłam na praktyki studenckie na czwartym roku studiów, po których zaproponowano mi zatrudnienie. Rozpoczęłam więc pracę, jeszcze przed zakończeniem studiów. Wówczas Ministerstwo Finansów było chętnie wybieranym miejscem pracy. W 2009 roku w ogólnopolskim konkursie pracodawców – Kompas, resort finansów zwyciężył w kategorii „Pracodawca Marzeń”. Na początku mojej aktywności zawodowej w ministerstwie na krótki czas trafiłam do Departamentu Rachunkowości, później już docelowo do Departamentu Instytucji Finansowych (dzisiejszy Departament Rozwoju Rynku Finansowego), który zajmował się tworzeniem regulacji tego rynku. Mogę powiedzieć, że wówczas zaczęła rozwijać się moja ścieżka zawodowa.
Stopniowo awansowałam, przechodząc do samodzielnych stanowisk, a docelowo zajmując stanowisko zastępcy dyrektora departamentu. Powierzano mi prowadzenie wielu projektów legislacyjnych z obszaru sektora bankowego, ponieważ od początku specjalizowałam się w tej dziedzinie. Miałam okazję również uczestniczyć w pracach unijnych gremiów legislacyjnych i brać czynny udział w kształtowaniu regulacji dotyczących sektora finansowego. Miałam również zaszczyt prowadzić projekty w ramach polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej, co uważam za bezcenne doświadczenie z punktu widzenia umiejętności koordynacyjnych i negocjacyjnych. Jeśli chodzi o bardziej praktyczny wymiar bankowości, to otrzymałam nominację Ministra Finansów do rady nadzorczej Banku Gospodarstwa Krajowego i w czasie pełnienia tej funkcji miałam okazję uczestniczyć w podejmowaniu kluczowych decyzji z punktu widzenia rozwoju banku, jego strategii i pozycji w ekosystemie gospodarczym.
I tak dotarła Pani aż do Związku Banków Polskich. Gratuluję Pani powołania do zarządu ZBP. Powszechnie uznaje się, że w branży bankowej dominują mężczyźni. Jak się Pani odnajduje w takim zmaskulinizowanym środowisku?
W 20-letniej historii zarządu Związku Banków Polskich nie było przede mną kobiety w randze członka zarządu. Mam tu na myśli „zawodowy” zarząd, ponieważ w początkach istnienia izby zarząd tworzyli przedstawiciele banków. Można więc powiedzieć, że jest to przełomowa zmiana. Przez wiele lat miałam okazję współpracować z sektorem bankowym i szerzej z sektorem finansowym przy różnego rodzaju projektach. Niekiedy byłam na spotkaniach jedyną kobietą, ale mówiąc zupełnie szczerze nigdy mi to nie przeszkadzało, ponieważ do swoich kompetencji nie podchodziłam przez pryzmat płci.
Natomiast kiedy rozmawiam z osobami pracującymi na rynku finansowym, często słyszę, że niewielka liczba kobiet na kluczowych stanowiskach nie wynika z tego, że rynek jest na nie zamknięty, tylko że kobiety z jakichś względów do tych stanowisk nie aspirują. Podobnie, kiedy pytam organizatorów konferencji branżowych, dlaczego w panelu dyskusyjnym nie bierze udziału żadna kobieta, najczęściej słyszę odpowiedź, że żadna nie wyraziła zainteresowania. My, kobiety, jesteśmy perfekcjonistkami i detalistkami, i jeśli nie czujemy się idealnie przygotowane, nie mamy odhaczonych wszystkich ptaszków w agendzie, to mamy już tendencję do mówienia „Nie, nie dam rady”. Natomiast mężczyźni często podejmują wyzwania z większą pewnością siebie i nieco mniejszą analizą detali. Jeśli mają już pewną część zadania rozwiązaną, to mówią: "Ok. Mamy to".
Kobiety inaczej podchodzą do swoich zadań, co może być pewną barierą, ale może również stanowić olbrzymi atut i potencjał rozwojowy. Naszą rolą, w szczególności tych kobiet, które skutecznie pokonują kolejne szczeble na drabinie kariery, jest przekonywać, że powinnyśmy z większą śmiałością odpowiadać na wyzwania i przyjmować odpowiedzialność, ponieważ jesteśmy równie skuteczne i efektywne.
A czasami nawet skuteczniejsze niż mężczyźni.
Nie chciałam tego dodawać, ale my, kobiety, potrafimy łączyć wiele różnych obowiązków, tj. opieka nad domem i dziećmi z pracą zawodową. Mamy więc bardzo szerokie spektrum umiejętności i doskonale dajemy sobie radę z multitaskingiem. Potrafimy świetnie planować, zarządzać, koordynować i podejmować decyzje. To dowodzi, że kobiety mogą i powinny skutecznie konkurować z mężczyznami.
A czy kobiecość nie jest traktowana przez mężczyzn jako „słaba płeć”, w dosłownym znaczeniu?
Przyznam się, że nie spotkałam się w swojej karierze z tym, żeby panowie wykazywali pewną pobłażliwość w stosunku do mnie. Miałam to szczęście, że od początku ścieżki zawodowej trafiałam na przełożonych, którzy nie patrzyli na mnie przez pryzmat płci, ale przez pryzmat umiejętności i stawiali na moją bardzo dużą samodzielność. Z perspektywy czasu bardzo to doceniam, bo dzięki temu miałam bardzo dużą swobodę podejmowania decyzji w warstwie merytorycznej. To zaufanie ze strony przełożonych oznaczało oczywiście, że wykazałam predyspozycje do podejmowania samodzielnych decyzji. Patrząc na moich kolegów pracujących w administracji, wiem, że nie wszyscy umieliby poradzić sobie z tą samodzielnością, ponieważ część osób zwyczajnie bała się podejmowania odpowiedzialności, szczególnie, że niektóre decyzje czy rekomendacje miały wymiar polityczny. Bezpiecznie czuli się jako stricte wykonawcy, a nie kreatorzy, i wychodzenie poza strefę komfortu zupełnie im nie odpowiadało. Przy czym ta uwaga ma charakter generalny, nie dotyczy konkretnej płci.
Czy szeroko wprowadzana koncepcja ESG, także w zakresie zarządzania różnorodnością i promowania na stanowiska zarządcze kobiet, wpłynie w Pani ocenie na składy organów nadzorczych, zarządów i kadry menadżerskiej polskiego sektora finansowego?
Na pewno. Podejmowane działania są wymuszane przez regulacje, jak również przez standardy w zakresie zrównoważonego rozwoju i od tej strony traktuję to raczej jako szansę. Natomiast mam dość ambiwalentny stosunek do narzucania pewnych standardów czy zachowań,w szczególności w zakresie zajmowania przez kobiety wysokich stanowisk w hierarchii korporacyjnej. Rola i siła kobiet w biznesie powinna być budowana na przekonaniu, że ich sukces zawodowy jest wynikiem ich kompetencji, umiejętności i zaangażowania, a nie jest motywowany jedynie potrzebą spełnienia pewnych odgórnych wymagań lub zaleceń.
Moje obawy dotyczą tego, że takie podejście może prowadzić do postrzegania kobiet nie jako skutecznych menedżerek, ale jako osób, które należy traktować z pewną pobłażliwością, ponieważ znalazły się w zarządzie czy radzie nadzorczej ze względu na wymogi regulacyjne. Rozumiem i w pełni wspieram zwiększanie roli kobiet w zarządzaniu biznesem, jednak wolałabym, aby odbywało się to w sposób organiczny, a nie wymuszony, który paradoksalnie może cofnąć nas w naszym profesjonalnym rozwoju i osłabić postrzeganie naszych kompetencji.
Czy mogłaby Pani odnieść się do głównych wyzwań i zagrożeń, z jakimi sektor bankowy może się zmierzyć w ciągu najbliższego roku lub kolejnych pięciu lat? Czy podziela Pani opinię Billa Gatesa, że bankowość będzie zawsze obecna, ale banki niekoniecznie?
Te słynne słowa Billa Gatesa zostały wypowiedziane w latach 90. Ubiegłego wieku. Analizując je z perspektywy kilkudziesięciu lat, można zaryzykować twierdzenie, że pogłoski o śmierci banków okazały się przedwczesne, choć oczywiście sektor bankowy i szerzej usługi finansowe bardzo mocno ewoluowały. Widzimy, że fintechy, BigTechy, duże korporacje, platformy e-commerce skutecznie wkraczają na arenę finansową, znajdując swoje nisze, a tym samym presja konkurencyjna na banki się zwiększa. W dzisiejszych czasach wartość jest tworzona przez dane, ich analizę i umiejętność ich wykorzystania w celu monetyzacji. Dlatego ci, którzy kontrolują dane i potrafią je efektywnie wykorzystywać, będą w stanie oferować dodatkowe usługi, w tym usługi finansowe.
Patrząc na polski sektor bankowy, mogę zaryzykować stwierdzenie, że radzi on sobie znakomicie pod względem konkurencji z podmiotami niebankowymi, a przyszłość wydaje się obiecująca. Polski sektor bankowy jest uważany za jeden z najnowocześniejszych w Europie, a być może nawet na świecie, ze względu na zaawansowaną cyfryzację. To oczywiście wynika z tego, że jest to sektor stosunkowo młody, a tym samym pominęliśmy pewne etapy przestarzałych i analogowych struktur, przechodząc od razu do ery intensywnej cyfryzacji.
Jeśli przyjrzymy się rozwojowi koncepcji open bankingu na polskim rynku, to zauważymy, że o ile na wielu rynkach europejskich podmioty niebankowe mocno zdominowały usługi dostępu do danych klientów, o tyle w naszym kraju banki doskonale wykorzystały okazję i skutecznie wypełniły tę lukę, nie dając innym podmiotom możliwości rozwoju w tym obszarze. Patrząc przez ten pryzmat, można stwierdzić, że sektor bankowy nadal będzie odgrywał kluczową rolę i będzie ewoluował w kierunku fintechu.
Natomiast zagrożeniem dla sektora bankowego jest częste jego postrzeganie przez część opinii publicznej jako sektora generującego wysokie zyski, które można wytransferować na realizację celów politycznych. To podejście jest dość ryzykowne, ponieważ sektor bankowy powinien być postrzegany w sposób holistyczny, jako część całego ekosystemu gospodarczego.
W Polsce, a także w Europie, sektor bankowy odgrywa kluczową rolę w dostarczaniu finansowania dla gospodarki i gospodarstw domowych. Jeśli kapitalizacja sektora będzie spadać, co już obecnie obserwujemy w ujęciu realnym, np. mierząc wielkością kapitałów własnych w relacji do PKB, to nie będzie on w stanie finansować potrzeb gospodarki, a tym samym ograniczona zostanie dostępność kredytów. Banki muszą przestrzegać bardzo rygorystycznych norm ostrożnościowych, ponieważ ich nadrzędnym celem jest ochrona zgromadzonych depozytów. To z kolei powoduje, że możliwości generowania kredytów są ograniczone. Naszym wspólnym interesem powinno być, aby sektor bankowy rósł przynajmniej w tempie wzrostu gospodarczego, aby móc zaspokajać potrzeby finansowania które są ogromne. Polska gospodarka, szczególnie pod względem poziomu inwestycji, pozostaje znacznie poniżej średniej europejskiej. Mamy wiele do nadrobienia, zwłaszcza w zakresie transformacji energetycznej i potrzebnych środków na jej realizację, które muszą być wygenerowane, głównie przez sektor bankowy.
Jak wiedza, kompetencje i umiejętności zdobyte podczas studiów w SGH pomogły Pani w realizacji celów zawodowych i rozwoju kariery?
Muszę przyznać, że jest to dosyć trudne pytanie. Na pewno SGH jest uczelnią, która uczy pewnej samodzielności, ale także umożliwia koncentrację na obszarach naprawdę dla nas interesujących, chociażby poprzez indywidualny wybór ścieżki nauczania, co ułatwia start w świat biznesowy. SGH daje elastyczność w doborze przedmiotów i wykładowców, oferuje również duży kontakt z praktykami rynku, co ma kluczowe znaczenie, ponieważ umiejętność praktycznego zastosowania zdobytej wiedzy w dużej mierze determinuje gotowość do rozwijania kariery zawodowej. W moim przypadku cały program studiów udało się zamknąć w cztery lata, dzięki czemu na ostatnim roku mogłam już w pełnym wymiarze pracować.
Jakie są Pani wspomnienia ze studiów i czy relacje wówczas nawiązane przetrwały do dziś?
Przetrwały niektóre relacje, zwłaszcza kontakty z kolegami, którzy pracują w branży bankowej i nasze ścieżki wciąż się przecinają. SGH jest pod wieloma względami wyjątkową uczelnią, jeśli chodzi o relacje. Poza lektoratami właściwie nie miałam stałych grup, a osoby, z którymi uczęszczałam na zajęcia zmieniały się co semestr. To ma swoje plusy i minusy. Z jednej strony, daje możliwość nawiązania relacji z większą liczbą osób, ale z drugiej strony, stwarza pewną trudność w ich utrzymaniu.
Dziękuję za rozmowę.