Przed majówką zaprezentowano projekt nowej ustawy regulującej finansowanie społecznościowe. Jest to związane z dostosowaniem naszego prawa do regulacji europejskich. Jeżeli przepisy wejdą życie w tym kształcie to rynek czeka nie lada rewolucja. Nowa ustawa miałaby zacząć obowiązywać od listopada bieżącego roku.
Podstawową zmianą jaka ma zostać wprowadzona to objęcie nadzorem przez KNF platformy crowdfundingowe. Zostanie wprowadzone pojęcie dostawcy usług finansowania społecznościowego, które będzie wymagało posiadania odpowiedniej licencji nadawanej przez nadzorcę. Zmianę należy uznać za ruch w bardzo dobrym kierunku. Wreszcie kończy się dyskusja, jaki status powinna posiadać platforma crowdfundingowa.
Pomysłów na polskim rynku było kilka, od posiadania licencji domu maklerskiego poprzez „wolnoamerykankę”, czyli działanie bez żadnego nadzoru. Crowdfunding staje się coraz bardziej popularny i dobrze, że kwestia platform crowdfundingowych zostanie raz na zawsze wyjaśniona. Co więcej wszyscy będą działali według takich samym zasad. Osobną kwestią jest oczywiście to, w jakim tempie będą nadawane wspomniane licencje. Najgorszy scenariusz to taki, że w listopadzie w momencie wprowadzenia ustawy nie będzie żadnej legalnie działającej platformy. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale trzeba dmuchać na zimne.
Drugą kluczową zmianą, a można powiedzieć wręcz rewolucją jest wprowadzenie zakazu oferowania udziałów w spółkach z ograniczoną odpowiedzialnością. Oczywiście można zrozumieć intencje ustawodawcy, ponieważ udziały w tych podmiotach nie są papierami wartościowymi w rozumieniu ustawy i ich obrót nie podlega nadzorowi. Ponadto przy nowych emisjach udziałów niezbędny jest notariusz, co mocno komplikuje cały proces i należałoby korzystać z rozwiązań powiernictwa, żeby móc mówić o crowdfundingu na podmiotach tego typu. Natomiast całkowity zakaz oferowania tych udziałów jest przysłowiowym wylaniem dziecka z kąpielą.
Otóż startupy na wczesnym etapie rozwoju organizowane są właśnie w formie spółek z o.o., ponieważ jest to najtańsza forma prowadzenia działalności, która umożliwia pozyskiwanie finansowania zewnętrznego. Co więcej, jeżeli zakaz pozostanie w tym kształcie, to de facto zniknie możliwość prowadzenia klubów aniołów biznesu, gdzie prezentują się startupy właśnie głównie w takiej formie. Rozwiązaniem jest przyspieszenie wprowadzenia prostej spółki akcyjnej, która, można odnieść wrażenie, gdzieś utknęła w legislacji. Ponadto powinny pojawić się przepisy przejściowe, albo wymóg uczestnictwa firmy inwestycyjnej w procesie oferowania udziałów.
Pamiętajmy bowiem, że na polskim rynku było sporo projektów we wczesnej fazie rozwoju, które właśnie pozyskiwały kapitał poprzez sprzedaż udziałów jako spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Były to niejednokrotnie ciekawe okazje inwestycyjne. Oczywiście aby chronić nieświadomych inwestorów należy tę część rynku objąć nadzorem, ale nie zamykajmy jej całkowicie.
Kolejną zmianą, oczekiwaną przez branże, jest kwestia limitów stosowanych w equity crowdfundingu. Obecnie taką zbiórkę można przeprowadzić o wartości do 1 mln euro.
Europejskie regulacje podwyższają ten próg do 5 mln euro. W Polsce ustawodawca proponuje, aby przez pierwsze dwa lata obowiązywania ustawy, maksymalny próg oferty, jaką pojedynczy podmiot będzie mógł przeprowadzić za pośrednictwem platformy crowdfundingowej, wynosił 2,5 mln euro. Następnie zostanie on podniesiony do 5 mln euro.
Ciężko jest jednoznacznie zająć stanowisko dotyczące tych regulacji, ponieważ należałoby sobie odpowiedzieć na pytanie, dla kogo ma być equity crowdfunding. Bez wątpienia przedsiębiorstwo pozyskujące milion euro a 5 milionów euro, to firmy na całkowicie innym etapie rozwoju. Moim zdaniem progowe przejście jest akurat dobrym rozwiązaniem.
Oczywiście ustawa nie rozwiązuje wszystkich problemów polskiego crowdfundingu. Jeżeli bowiem rozmawiamy o equity crowdfundingu, to powinniśmy do niego podchodzić jak do każdej innej inwestycji. Zatem mamy moment wejścia w inwestycję, co reguluje ustawa poprzez chociażby nadawanie licencji na prowadzenie platform crowdfundingowych, oraz moment wyjścia z inwestycji. Niestety polski uczestnik tego typu procesów z tym drugim ma bardzo duży problem. Nie ma bowiem, oprócz rynku NewConnect, zorganizowanej możliwości handlu akcjami objętymi w emisjach equity crowdfundingu. Jest to standard na rynkach europejskich, wystarczy zobaczyć chociażby jak to jest zorganizowane na platformie seedrs.com.
Rynek NewConnect jest ciekawym miejscem na wychodzenie z inwestycji, ale sam proces wprowadzenia na niego spółki trwa od kilku do kilkunastu miesięcy po przeprowadzeniu procesu. Ciekawym rozwiązaniem mogłoby być danie możliwości organizowania rynku wtórnego przez platformy. Oczywiście trzeba z tym uważać, ponieważ można wyobrazić sobie tam szereg dziwnych transakcji po bardzo wysokich wycenach. Mogłoby to okazać się królestwem dla spekulantów.
Natomiast na pewno, jeżeli chcemy rzeczywiście rozwijać rynek crowdfundingu w Polsce, to musi być możliwość sprawnego wychodzenia z inwestycji. Tego obecnie brakuje.
Dr Kamil Gemra
Instytut Finansów Korporacji i Inwestycji
Kolegium Nauk o Przedsiębiorstwie