Gospodarcze skutki brexitu są istotne, ale to nie jedyne wyzwanie, któremu musimy sprostać. Równie ważne jest, jak poradzimy sobie z brexitem na uczelniach.
Profesor Heather Eggins, związana z Lucy Cavendish College Uniwersytetu Oksfordzkiego, odwiedziła SGH pod koniec lutego. Uczestniczyła w seminarium pt. Brexit Impact on Universities (o wpływie brexitu na uniwersytety brytyjskie) i występowała na konferencji Social competences the new dimension of the traditional mission of higher education zorganizowanej przez prof. Ewę Chmielecką, kierującą projektem DASCHE (więcej na temat projektu i konferencji można przeczytać na kolejnych stronach „Gazety SGH”).
Profesor Eggins jest autorką wielu publikacji na temat jakości procesu edukacji, takich jak wydana pod jej redakcją w 2014 r. książka Drivers and Barriers to Achieving Quality in Higher Education czy nowszy tekst Strategic Decision Making in Uncertain Times: the Challenges Faced by UK University Leader. Obecnie zajmuje się skutkami brexitu dla badań prowadzonych w Wielkiej Brytanii, rozwoju uniwersytetów, więzi z ośrodkami akademickimi w państwach UE. Są to badania unikalne, ponieważ większość analiz, prognoz, przewidywań związanych ze skutkami brexitu dotyczy relacji gospodarczych, szersze podejście uwzględnia warunki pobytu pracowników z kontynentalnej UE na rynku brytyjskim i Brytyjczyków w państwach UE. We wszystkich tych kwestiach mamy więcej znaków zapytania niż odpowiedzi.
Z pewnością jednak warto mówić o problemach, z którymi będzie skonfrontowana Wielka Brytania, a wraz z nią państwa UE, w tym Polska. Problem ten ma dla nas szczególne znaczenie z dwóch powodów. Po pierwsze, w Wielkiej Brytanii jest najwięcej Polaków w porównaniu z innymi państwami UE. Po drugie, specjalnością prof. Eggins jest nauczanie i w ramach tej dziedziny analizuje ona skutki brexitu dla uczelni.
Profesor Eggins opublikowała kilka opracowań na temat strategii przyjmowanych przez uczelnie brytyjskie od czasu ogłoszenia w czerwcu 2016 r. wyniku referendum w sprawie brexitu. Jej badania dotyczą Anglii, Szkocji i Irlandii Północnej, w szerszym kontekście, który obejmuje gospodarkę ze słabnącą dynamiką rozwoju w Chińskiej Republice Ludowej, wojnę handlową USA – ChRL, narastające napięcia międzynarodowe, zmiany demograficzne czy zagrożenie epidemią koronawirusa i skutki zmian klimatycznych. Można do tego dodać jeszcze niepewność związaną z ryzykiem, którego źródła znajdują się w Wielkiej Brytanii: słabnący kurs funta, spowalniającą gospodarkę, rosnący deficyt budżetowy i dług publiczny, niepokój wywołany perspektywą ograniczenia przyjazdów pracowników z zagranicy, rosnące ceny energii, zadłużenie studentów, które rzutuje na rynek nieruchomości.
Niewiadomych jest dużo – zbyt dużo. Ma to wpływ na działanie uczelni, tymczasem koncentrujemy się na biznesie, dostępie do rynków czy warunkach, na jakich Polacy zatrudnieni w Wielkiej Brytanii będą mogli tam dalej pracować, i na statusie Brytyjczyków w krajach UE.
Jak brexit może wpłynąć na nas, na nasze uczelnie? Profesor Tomasz Szapiro, który podczas spotkania reprezentował współorganizatora wydarzenia, czyli Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich, obrazowo przedstawił, co może nas czekać w takich aspektach jak udział w badaniach międzynarodowych, wspólnych publikacjach, zagranicznych cytowaniach itp. Z analiz jasno wynika, że polscy badacze mają większe szanse na lepsze wyniki, gdy ich partnerami są naukowcy brytyjscy. Więzi między naszymi krajami są silne i mają długotrwały, wielopłaszczyznowy charakter.
Jak poinformował prof. Szapiro, KRASP podjęła decyzję o konieczności podpisywania bilateralnych umów z uczelniami brytyjskimi. To próba przeciwdziałania negatywnym skutkom brexitu dla uczelni, naukowców i studentów. Należy jednak pamiętać, że takie decyzje podejmować będą również uczelnie z innych państw członkowskich. Już widać pierwsze oznaki nowych trendów, np. umowa bilateralna między Coventry University a Uniwersytetem Wrocławskim.
W Wielkiej Brytanii boom na uczelniach, który nastąpił w ostatnich latach, skłonił je do nowych inwestycji. W efekcie brytyjskie szkoły wyższe są zadłużone, a kredyty długoterminowe w nowej sytuacji stają się wyzwaniem (zmieniają się warunki uczestnictwa uczelni brytyjskich w projektach badawczych finansowanych z budżetu UE i zmniejsza się napływ studentów z państw UE).
Z profesor Heather Eggins, należącą do grona najbardziej uznanych w świecie badaczy szkolnictwa wyższego, rozmawia profesor Katarzyna Żukrowska.
Katarzyna Żukrowska: Pani profesor, jak pani ocenia problem finansowania uczelni brytyjskich w kontekście brexitu?
Heather Eggins: Sytuacja jest trudna. W samym 2020 roku uczelnie brytyjskie pozyskały 80 miliardów euro z programu Horyzont. Oznacza to mnożnik, w którym 9,6 miliarda euro przynosi 16,6 miliarda euro. Piętnaście procent osób zatrudnianych na uczelniach brytyjskich to pracownicy naukowi z kontynentalnych państw członkowskich. Ponad połowę stypendiów wspierających finansowanie studiów w Wielkiej Brytanii stanowią stypendia przyznane studentom z państw UE. W Wielkiej Brytanii studiuje 125 tysięcy studentów z państw UE. Ponad 200 tysięcy studentów brytyjskich uczestniczyło w wymianie w ramach programu Erasmus+.
Podsumowując: studenci, którzy płacili czesne, są zadłużeni. System emerytalny starych uczelni jest w stanie upadku. Uczelnie zaciągnęły duże kredyty na inwestycje podczas boomu na rynku akademickim. Raport zespołu kierowanego przez Philipa Augara pokazuje te wszystkie słabości. Proponuje też wiele rozwiązań, które mogą poprawić trudną sytuację. Mówi się tu między innymi o zniesieniu opłat dla studentów.
Brytyjskich, z Brytyjskiej Wspólnoty czy w ogóle?
Odpowiedzi na to pytanie jeszcze nie znamy. Na razie opłaty obowiązują, ale są programy wymiany, które niwelują różnice w warunkach finansowania uczelni i studiów. Jest to jednak rozwiązanie, które dobiega końca, i wymaga się tu nowych decyzji i zmian.
Rewolucja przemysłowa 4.0, cyfryzacja gospodarki, rządu, metod komunikowania się, prowadzenia firm, wreszcie dominacja małych i średnich przedsiębiorstw w tworzeniu PKB czy tworzeniu miejsc pracy – to nowe wyzwania dla uczelni.
Tak, ale trudno sprostać tym wyzwaniom w warunkach zaciskającego się gorsetu finansowego. Trudno też się pocieszać, że innym uczelniom także jest ciężko. Problemy mogą tworzyć warunki do rewolucyjnych zmian, ale to wymaga odpowiedniego klimatu, wsparcia. Konieczna jest też chęć poszczególnych uczelni, wyznaczenie celów strategicznych i ich konsekwentna realizacja.
Może umiędzynarodowienie uczelni jest tu rozwiązaniem?
Też o tym myślałam, ale jest to rewolucyjny cel. Podobnie jak w swoim czasie rewolucyjne wydawało się umiędzynarodowienie badań rozwojowych. Taka decyzja to nie tylko wymiana akademików, studentów i wspólne działania, ale wspólne finansowanie, wspólne decyzje.
To, o czym mówimy, stanowi duży problem, ale angielscy studenci nie wykazywali nadmiernego zainteresowania wymianą w ramach Erasmusa. Ci, których uczyłam tutaj w SGH, choć przyjeżdżali z Wielkiej Brytanii, nie byli Brytyjczykami. Wielka Brytania jest uprzywilejowana, bo wszyscy znają angielski, a mało kto zna mniej popularne języki, na przykład polski, litewski, czeski czy węgierski.
Tak, to prawda. W referendum w czerwcu 2016 roku w sprawie brexitu duża grupa tych, którzy chcieli zostać, to byli młodzi. Powrót do granic nie jest rozwiązaniem, co oznacza, że albo ludzie nie będą chcieli pozostać w kontakcie z Europą, bo kolejki na granicach ich nie interesują, albo trzeba będzie podjąć rewolucyjne decyzje i znieść granice. Takie były plany, jednak nasze obecne doświadczenia pokazują coś całkiem innego. Dzielimy się, tworzymy granice, których przecież nie chcemy. Może jednak one muszą się pojawić, żebyśmy mogli zrozumieć, co utraciliśmy?
Co będzie z uniwersytetami po brexicie? Chodzi mi o trudną sytuację finansową w warunkach ograniczonej liczby studentów. Czy uczenie na odległość może być w tym przypadku rozwiązaniem?
Nie może, choć to świetna metoda. Opłaty za uczenie na odległość finansują tylko część kosztów. Mogą pokrywać koszty zaangażowanych wykładowców czy wykorzystywanego sprzętu, ale nie pokrywają kosztów utrzymania całej infrastruktury, którą poważnie zmodernizowano w ostatnim czasie. Nauczyciele przy obecnym rozwoju techniki komunikowania się przez internet mogą wykładać z domu, używając do tego celu swoich laptopów. A uczelnie mają budynki, sale wykładowe, restauracje, biblioteki. To wszystko trzeba utrzymać.
Wszędzie, we wszystkich krajach obserwujemy dziurę demograficzną, czyli spadek liczby studentów. Inne też są wymagania stawiane przez zmieniający się rynek pracy i zmiany zachodzące w gospodarce, sposobach produkcji. Można liczyć na zmiany w sposobach nauczania, bezpośrednim kontakcie tutor – uczeń. Należy jednak zachować równowagę między kontaktami na odległość a kontaktami bezpośrednimi. Wyzwaniem jest też uwzględnienie wymogu kreatywności oraz utrzymanie akademickości przekazywanych treści przy przemyceniu dużej dozy praktycznych rozwiązań, które są gotowe do zastosowania.
To jak uczelnie brytyjskie poradzą sobie z problemem „dziury demograficznej” i ograniczeniem napływu studentów z zagranicy?
W ostatnim roku akademickim zaobserwowano wzrost liczby studentów z kraju. Niemniej wiele miejsc pozostało wolnych. W sumie oznacza to mniej pieniędzy. Mało pieniędzy i mniej studentów – to ograniczenie dochodów uczelni. Do końca 2020 roku relacje między Wielką Brytanią a państwami UE odbywają się na podobnych zasadach, jak to miało miejsce wcześniej. Rok 2020 to rok przejściowy. Przejściowość obserwuje się w wielu dziedzinach. Administracja naszych uczelni prowadzi intensywne konsultacje z prawnikami, którzy szukają rozwiązań na przyszłość. Mogą to być specjalne rozwiązania dla studentów z Europy. Wielka Brytania ma kilka dziedzin, w których jest uznawana za lidera. Są to między innymi farmaceutyka, stosunki międzynarodowe, ekonomia. Tu mamy wiodące uczelnie i z nimi należy nawiązać stosunki. Wasza SGH powinna się na przykład zbliżyć z London School of Economics.
Czy rosnącej luki związanej z niskim przyrostem naturalnym w Wielkiej Brytanii nie wypełniają kraje Wspólnoty Brytyjskiej?
Problem demograficzny narasta. Na jednej z uczelni powiedziano mi, że próbuje się pozyskać studentów z Kanady, intensywnie reklamując nasze uczelnie na tym rynku. Nie sądzę jednak, żeby zbyt wielu studentów stamtąd udało się namówić. Mamy jeszcze Australię i Nową Zelandię, ale to duże centra uniwersyteckie, które same oferują podobne do naszych usługi edukacyjne, werbując skutecznie studentów w regionie i poza nim. Indie są szansą. Theresa May, jeszcze jako minister spraw wewnętrznych, ograniczała wizy. Podobna polityka obowiązywała za jej premierostwa. Polityka wizowa od czasu premiera Borisa Johnsona zmieniła się. To dopiero osiem miesięcy, a więc skutki tego jeszcze nie są tak widoczne i trudno je jednoznacznie ocenić.
Jeśli zaś chodzi o rekompensatę uczestnictwa w programach unijnych, to nie mam tu recepty. Prawdopodobnie uniwersytety brytyjskie będą mogły uczestniczyć w tych programach jako partnerzy, ale już nie jako inicjatorzy i główni koordynatorzy. Taka zmiana oznacza dużo mniejsze pieniądze. Uczelnie brytyjskie będą mogły brać udział w międzynarodowych projektach badawczych. Może niektóre programy będą dla nas nadal otwarte.
Możemy tu na razie tylko spekulować, dopóki negocjacje się nie zakończą.
Premier od początku mówi o opuszczeniu negocjacji. Pierwsza runda została enigmatycznie skomentowana przez negocjatora ze strony Komisji Europejskiej, Michela Barniera, który powiedział, że różnica interesów obu negocjatorów nikogo nie zaskoczyła. Tego się spodziewaliśmy. Takiej opinii nie ma co komentować. Dobrze wiemy, co to oznacza.
…mamy cel, ale jeszcze jesteśmy daleko od jego realizacji i wdrażania w życie. Zawsze są jacyś liderzy i maruderzy. (…) To będą nowe rozwiązania, nowe wyzwania. Ważne będzie, kto pierwszy się na to odważy. Może SGH będzie w tej grupie.
Premier mówi o wyjściu z negocjacji. Możemy spekulować, czy umowa będzie, czy też nie uda się jej stworzyć. Czas jest krótki, rozbieżności duże, szanse na kompromis znikome. Jeśli nawet umowa powstanie, to też nie wiemy, jak będzie wyglądała. Jakie rozwiązanie można uznać za najlepsze dla relacji uniwersytetów?
Najlepsze rozwiązanie z uniwersytetami europejskimi w warunkach braku umowy to kierunek podjęty przez polskich rektorów, czyli dwustronne porozumienia. Polska ma tu bardzo duże możliwości, szczególnie w kontekście wyników badań PISA, w których wasz kraj, wasze uczelnie, studenci uzyskują bardzo wysokie oceny. Druga pozycja po Finlandii to świetny wynik. Zwracacie na siebie uwagę. To dodatkowy atut przy założeniu, że większość państw, czy raczej ich uczelnie, podejmie takie same decyzje i będzie działać podobnie.
Jakie są pani doświadczenia w pracy z naszymi uczelniami?
Bardzo dobre. Uczestniczyłam w dwóch programach badawczych, jeden jeszcze przed waszym członkostwem w UE, drugi już po 2004 roku. Współpracowałam z uczelniami z nowych i starych państw członkowskich UE. W pierwszym projekcie więcej było uczelni ze starych państw członkowskich, w drugim proporcje były bardziej zrównoważone: uczestniczyły uczelnie z Łotwy, Czech, Polski, Portugalii i Wielkiej Brytanii. Wszystkie programy dotyczyły metod nauczania, organizacji procesu, zastosowanych metod, efektywności. Polska wypadała bardzo dobrze.
Jeśli współpraca wydaje się najlepszym rozwiązaniem, to jakie pani profesor widzi mosty umożliwiające tę współpracę?
Wspomniałam LSE, umowę z tą uczelnią. To uczelnia umiędzynarodowiona i mocna instytucja badawcza i edukacyjna. Ma liczącą się pozycję na rynku brytyjskim i międzynarodowym. Możecie im zaoferować coś, czego nie mają. Tylko że moim zdaniem to trzeba robić już teraz, zanim będą znane wyniki negocjacji między UE a Wielką Brytanią.
Pozycja brytyjskich uniwersytetów jest uprzywilejowana. Na liście dziesięciu najlepszych uniwersytetów w Europie osiem to uniwersytety brytyjskie. Polskie uczelnie są na miejscach dwieście siedemdziesiątym szóstym (Uniwersytet Jagielloński i Uniwersytet Warszawski) i trzysta pięćdziesiątym trzecim (Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu). Czy nowa sytuacja finansowa uniwersytetów brytyjskich może się zmienić w efekcie umów leasingowych, franczyzowych czy innych rozwiązań partnerskich?
Tak, w ten sposób rozumiem takie przyszłe rozwiązania. Można mieć dyplom uczelni brytyjskiej, studiując w swoim kraju. Takie doświadczenia już są. Ma to szczególne znaczenie w kontekście wzrostu roli usług edukacyjnych na etapie rozwoju postindustrialnego. Podobne rozwiązania można sobie wyobrazić również w innych dziedzinach. Na razie jednak to sfera czysto jeszcze abstrakcyjna. Są wprawdzie pierwsze doświadczenia w tym zakresie, ale one miały głównie charakter polityczny, co oznaczało raczej dodatkowe koszty, a nie korzyści. Tu trzeba myśleć o rozwiązaniach ekonomicznych, a więc nie tylko samofinansujących się, ale przynoszących dochody. To może również prowadzić do umiędzynarodowienia uczelni. Wymaga to jednak utrzymania określonych norm jakości procesu edukacji, inaczej umowa byłaby zrywana. Franczyza wydaje się tu właściwym rozwiązaniem.
Czy to może się zdarzyć szybko? Czy należy uznać, że Wielka Brytania w tej dziedzinie wyznacza nowy kierunek?
Szukając jakichś optymistycznych symptomów, tak to można interpretować. Można powiedzieć, że mamy cel, ale jeszcze jesteśmy daleko od jego realizacji i wdrażania w życie. Zawsze są jacyś liderzy i maruderzy. Do odważnych świat należy. To będą nowe rozwiązania, nowe wyzwania. Ważne będzie, kto pierwszy się na to odważy. Może SGH będzie w tej grupie.
Cieszę się, że pani tak widzi naszą uczelnię. I dziękuję za rozmowę.