Biały kruk w zasobach Biblioteki SGH.
Biblioteka SGH posiada bogate zbiory prasy. Dominują czasopisma gospodarcze, systematycznie gromadzone i starannie przechowywane od lat dwudziestych ubiegłego wieku aż po czasy najnowsze. Natrafia się czasem wśród różnych tytułów na pisma szczególne. Takim białym krukiem jest starannie oprawiony rocznik tygodnika „Zwrot” z 1937 r. Trafił do naszej biblioteki późno, bo dopiero w 1976 r. Kupiony został w antykwariacie za 400 ówczesnych złotych (odpowiednik dzisiejszych 400 złotych), co jest wielką zasługą ówczesnego kierownika sekcji wydawnictw krajowych Działu Gromadzenia Zbiorów w Bibliotece SGH (wtedy SGPiS) Mariana Kozłowskiego (1925–2001), znanego zresztą ze swych pasji bibliofilskich. Był on absolwentem Szkoły Głównej Planowania i Statystyki z 1950 r., a z księgarstwem i bibliotekarstwem związał się w bardzo młodym wieku. W okresie okupacji niemieckiej pracował w Warszawie w znanym wydawnictwie Gebethner i Wolff, które posiadało oddziały i księgarnie w całym kraju.
Łza kręci się w oku! Gdzie te czasy, gdy dość powszechnym zjawiskiem w pewnych kręgach było prenumerowanie prasy, a później jej oprawianie u introligatora i włączanie do domowych biblioteczek? Dawne dwory ziemiańskie były kiedyś wypełnione rocznikami prasy. Sam dostałem kiedyś od swojej babci, Zofii Tanewskiej (1900––1981), kilka roczników „Misia” – tygodnika dla najmłodszych dzieci.
Tak musiało być i z rocznikiem „Zwrotu”, który ostatecznie trafił do Biblioteki SGPiS. Choć oczywiście „Zwrot” i „Miś” to tytuły przeznaczone dla zupełnie innych odbiorców. Pod koniec lat trzydziestych XX w. dla kogoś, kto bardzo interesował się polityką i zagadnieniami społecznymi, ten tygodnik miał duże znacznie, więc podszedł do niego z należytą starannością i zlecił oprawę jego rocznika. „Zwrot” ukazywał się w latach 1937–1939 i to zapewne w niewielkim nakładzie, może około 1500 egzemplarzy.
„Zwrot” wydawało Stronnictwo Pracy. Partia powstała w 1937 r., z połączenia Narodowej Partii Robotniczej i Chrześcijańskiej Demokracji. Na jej czele stanął Karol Popiel (1887–1977). Ugrupowanie stanowiło część szerszej inicjatywy politycznej o nazwie Front Morges, raczej luźnej formacji politycznej (opozycyjnej w stosunku do rządzącej krajem sanacji), która wzięła nazwę i pieniądze od wybitnego pianisty i polityka – Ignacego Paderewskiego (1860–1941). Wirtuoz posiadał imponującą posiadłość (trzypiętrową willę, właściwie pałacyk wraz z trzynastohektarowym parkiem dochodzącym do Jeziora Genewskiego i dziesięciohektarowym ogrodem) o nazwie Riond-Bosson w pobliżu Morges, 50 kilometrów od Lozanny, na pograniczu szwajcarsko-francuskim. Niewątpliwie w takich warunkach można było zajmować się zarówno wielką sztuką, jak i raczej mniejszą polityką.
Niestety, twórczość publicystów „Zwrotu” nie była zbyt porywająca a raczej typowa dla centrowego ugrupowania politycznego – wyważona, unikająca skrajności, żądająca powrotu do demokratycznych form sprawowania władzy ograniczanych wybitnie przez sanację, w sprawach gospodarczych oczekująca na szybką poprawę ogólnej koniunktury (to akurat władze sanacyjne starały się robić). Autorzy publikujący w tym tygodniku dostrzegali ponadto zagrożenia płynące ze strony obu wielkich totalitaryzmów – sowieckiego i niemieckiego, ale to też nie było zbyt oryginalne.
Na publicystkę „Zwrotu” pośrednio mogła wywierać wpływ specyficzna organizacja Stronnictwa Pracy. Miało ono swoje formalne, jawnie działające struktury i skrywające się za nimi tajne wielostopniowe układy przypominające masonerię. Być może rzeczy ważne mówiono i ustalano wyłącznie w trakcie poufnych rozmów. Na pierwszym i zarazem najniższym stopniu wtajemniczenia znalazł się wtedy Feliks Młynarski (1884––1972) – profesor SGH, znany znawca finansów krajowych i międzynarodowych, pierwszy prezes Banku Polskiego (odpowiednik dzisiejszego NBP) w latach 1924–1929. W spisywanych po latach wspomnieniach Młynarski zaznaczał, że pierwszy stopień „tego czegoś” zupełnie mu wystarczał i nie miał ambicji wspinania się na stopnie wyższe, które akurat osiągnął w masonerii, ale o tym już nie pisał – to wiadomo z innych źródeł.
Stronnictwo Pracy przetrwało II wojnę światową i działało jeszcze w pierwszych latach po wyzwoleniu. Jednak rozbite na skutek działań komunistów, przestało istnieć, a wielu jego działaczy przeszło do istniejącego do dziś Stronnictwa Demokratycznego, założonego w 1939 r. Jedne byty polityczne są mniej trwałe, a inne – wręcz długowieczne. W moim domu znalazły się kiedyś jedne z pierwszych czasopism drugiego obiegu wydawniczego ukazujące się w PRL poza zasięgiem cenzury, które otrzymaliśmy od pewnej działaczki Stronnictwa Demokratycznego, byłej więźniarki obozu Ravensbrück. Po latach ofiarowałem je Ośrodkowi KARTA, gromadzącemu prasę ukazującą się poza państwową cenzurą.
W stopce wydawniczej „Zwrotu” figurowały dwie osoby: wydawca dr Władysław Tempka (1889–1942) i redaktor Szymon Koszyk (1891––1972), zastąpiony na tym stanowisku w 1938 r. przez Andrzeja Ziemięckiego (1881–1963).
Tempka był doktorem prawa, prowadził praktyki sędziowską i notarialną, został też wpisany na listę adwokacką. Był typowym politykiem, wielokrotnie wybieranym do różnych organów przedstawicielskich (m.in. był posłem do Sejmu II i III kadencji II RP), ale też szykanowanym przez sanację i skazanym w procesie brzeskim. Po przegranej kampanii wrześniowej uciekł z transportu do niemieckiego obozu jenieckiego. Potem ukrywał się, ale ostatecznie został aresztowany i rozstrzelany przez Niemców w Oświęcimiu.
Szymon Koszyk (1891–1972) to postać bardzo interesująca. Urodził się i umarł w Opolu. Po polsku mówił słabo, za to świetnie po niemiecku i włosku. We Włoszech, przed I wojną światową, ukończył seminarium nauczycielskie. W czasie działań wojennych służył w cesarskiej armii niemieckiej, z której zdezerterował w 1918 r. Potem walczył po stronie polskiej w powstaniach śląskich. W latach 1923–1926 siedział w niemieckim więzieniu, oskarżony o szpiegostwo (chyba na rzecz Polski). Na wolność wyszedł dzięki zabiegom nuncjatury apostolskiej. Koszyk był publicystą o szerokich zainteresowaniach nie tylko politycznych, ale przede wszystkim literackich i etnograficznych. Interesowały go kultura i folklor Śląska Opolskiego.
Następca Koszyka, Andrzej Ziemięcki, w II RP był przez pewien czas dyplomatą, później sporo pisał do kilku gazet zajmujących się tematyką społeczno-gospodarczą. Zasłynął dopiero po II wojnie światowej jako autor pierwszej polskiej powieści science-fiction pt. Schron na Placu Zamkowym. Powieść o Warszawie z 1980 roku (wydanej w 1947 r.). Trzeba było mieć dar przewidywania przyszłości, żeby pisać takie rzeczy, ale to w końcu rola dyplomatów i publicystów.
Krótki żywot „Zwrotu” szybko przeszedł do historii polskiej prasy i polityki wraz z wybuchem II wojny światowej. W naszych zbiorach mamy tylko jeden rocznik. Niestety, w zbiorach Biblioteki SGH próżno szukać także innych czasopism Stronnictwa Pracy. Nie ma w nich przede wszystkim „Polonii” i „Odnowy”. Z wydawnictwami tak właśnie jest. Ukazują się, są w pewnym momencie łatwo dostępne, a później ich po prostu nie ma i to za żadną cenę! Wielka to zatem sztuka właściwie gromadzić zbiory, zwłaszcza jeśli ma to robić taka instytucja jak biblioteka wyższej uczelni pretendującej do miana uniwersytetu ukazującego całe spektrum poglądów i kierunków występujących nie tylko w nauce, ale także publicystyce.
Świat zmierza ku powszechnej elektronizacji, ale pamiętajmy, że słowo drukowane posiada wartość dokumentu archiwalnego. Nie można go usunąć z serwera albo zmodyfikować treści przekazu w zależności od bieżących potrzeb i wymogów chwili, likwidując starą wersję i zastępując ją nową. Drukowane egzemplarze można tylko wyłączać z udostępnienia, tworząc różne zbiory zamknięte dla wybranych, lub usuwać z bibliotek, przeznaczając na makulaturę, czego dokonano na ogromną skalę w bibliotekach publicznych w czasach stalinowskich, a nawet Centralnej Bibliotece Wojskowej. Na szczęście w Bibliotece Szkoły Głównej Planowania i Statystyki wszystko ocalało, aczkolwiek nie było łatwo dostępne, przeprowadzono bowiem dość szeroko zakrojoną akcję wyłączenia z ogólnego księgozbioru literatury uznanej za antykomunistyczną. Przechowywano ją w specjalnej szafie i trzeba było mieć znajomą bibliotekarkę, żeby z niej czasem skorzystać.
dr Paweł Tanewski, starszy kustosz dyplomowany, Biblioteka SGH