Dokładnie 80 lat temu, dokładnie 5 km. od miejsca, w którym się znajdujemy, Żydowska Organizacja Bojowa dowodzona przez Mordechaja Anielewicza zaatakowała oddziały niemieckie wkraczające do tzw. Żydowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej. Miały one za zadanie deportować z getta kolejnych więzionych tam Żydów. Atak zaskoczył Niemców – na nic zdało się wezwanie na pomoc czołgu i pancernych samochodów. Niemcy musieli wycofać się z getta. Kilka godzin później rozpoczęły się walki w innych miejscach – także przy Placu Muranowskim. Na dachu jednego ze stojących tam budynków zawieszono dwa sztandary: biało-czerwony i biało-niebieski. Tu bój prowadził Żydowski Związek Wojskowy – jego dowódcą był wówczas najprawdopodobniej Paweł Frenkel. Tak rozpoczęło się powstanie w getcie warszawskim – finalny akt dramatu, który zrodziła nienawiść.
Gdy w latach 20. XX w. Adolf Hitler formował program NSDAP, z Żydów uczynił winnych wszelkich nieszczęść, które dotknęły naród niemiecki. Hasła, które początkowo wydawały się bredniami głoszonymi przez szalonego człowieka, od 1933 r. zaczęły stanowić elementy państwowego prawa. Całkowicie podporządkowany Hitlerowi Reichstag w 1935 r. uchwalił ustawy o obywatelstwie Rzeszy, ochronie krwi i czci niemieckiej. Później nazwano je „Ustawami Norymberskimi”. Od tego momentu Żydzi nie mogli podejmować pracy w urzędach państwowych, służyć w wojsku, zawierać mieszanych małżeństw czy nawet wywieszać niemieckiej flagi. Byli niemal wyjęci spod prawa: można ich było pozbawić ochrony prawnej, własności, obywatelstwa. Co gorsze, niemiecka nienawiść do ludzi tylko dlatego, że urodzili się jako Żydzi, zaczęła rozlewać się na inne kraje. Pojawiły się nawoływania, aby Żydów traktować jako „ludzi niepełnowartościowych” i usuwać z życia publicznego. Gdy latem 1939 r. 930 Żydów drogą morską próbowało wydostać się z ogarniętych nazizmem Niemiec – a było to już po pogromach „nocy kryształowej” – ich statek próbował wejść do portów Kuby, USA i Kanady. Żadne z tych państw nie przyjęło uchodźców. Musieli oni wrócić do Europy. Na tym tle organizowane na polskich uczelniach getta ławkowe były niczym w porównaniu do niemieckiego terroru. Jednak swoje korzenie miały one dokładnie w tej samej nienawiści do ludzi, których winą było tylko to, w jakiej rodzinie przyszli na świat. Złowróżbne słowo „getto” pojawiło się w codziennym obiegu.
Wybuch drugiej wojny światowej otworzył kolejny etap niemieckiego szaleństwa nienawiści. Już podczas kampanii wrześniowej 1939 r. Żydów zabijano i publicznie upokarzano. W kolejnych miesiącach Żydów pozbawiano majątków, praw obywatelskich i zwykłych praw ludzkich, znakowano ich żółtą łatą lub opaską z gwiazdą Dawida. Oskarżano o szerzenie zaraźliwych chorób. Pod tym pretekstem na przełomie 1939 i 1940 r. Niemcy zaczęli tworzyć getta, w których Żydów odizolowywano od pozostałych polskich obywateli. Największe z nich powstało w Warszawie – upchnięto tu 450 tys. ludzi – na każdym kilometrze kwadratowym mieszkało ok. 120 tys. osób.
Wkrótce getta zostały zamknięte i stały się miejscem głodu, chorób, śmierci i niewolniczej pracy na rzecz Niemiec. Żydzi nie mogli ich opuszczać pod karą śmierci. Od marca 1941 r. zabicie Żyda poza gettem nie było karane. Za to kara śmierci groziła tym, którzy uciekinierowi nieśli pomoc. Tym nielicznym, którzy odważyli się na taki gest, po wojnie nadawano tytuł Sprawiedliwych wśród narodów świata. Była wśród nich np. Zofia Olszakowska – przedwojenna studentka SGH, radykalna przeciwniczka ławkowego getta.
Niemiecka zbrodnicza nienawiść wciąż jednak była nienasycona. W styczniu 1942 r. podjęto decyzję o – jak to eufemistycznie ujęto – „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”. Nie wystarczyło uczynienie z Żydów niewolników pracujących na rzecz III Rzeszy, postanowiono całkowicie ich unicestwić.
W lipcu 1942 roku Niemcy w warszawskim getcie rozpoczęli Wielką Akcję Likwidacyjną. W ciągu dwóch miesięcy do obozu śmierci w Treblince wywieziono i tam zamordowano 300 tys. Żydów – czyli ok. 75 proc. mieszkańców warszawskiego getta. Pozostawiono młodych i silnych – to oni mieli wykonywać darmową, przymusową pracę w niemieckich warsztatach produkcyjnych.
Do kolejnej akcji likwidacyjnej Niemcy przystąpili w styczniu 1943 r. Działająca w getcie konspiracyjna Żydowska Organizacja Bojowa wydała wówczas odezwę: „Ludu żydowski, zbliża się godzina, musicie być gotowi do sprzeciwu, nie możecie pozwolić się wyrżnąć jak owce! Niech żaden Żyd nie idzie do wagonu!”. To wówczas ŻOB po raz pierwszy otworzył ogień do wroga.
19 kwietnia 1943 r. Żydzi stanęli do walki o godną śmierć. Sytuacja na froncie II wojny światowej nie dawała żydowskim żołnierzom żadnej nadziei na zwycięstwo. Ich uzbrojenie było skromne: ŻOB posiadał jeden karabin maszynowy, jeden pistolet maszynowy, 10‐15 karabinów oraz 70‐200 pistoletów. Tylko nieco lepiej uzbrojeni byli członkowie ŻZW. Mimo to przez następne tygodnie Żydzi stawili opór wrogowi. Dowodzący powstaniem Mordechaj Anielewicza kilka dni po rozpoczęciu walk tak pisał do przebywającego poza gettem swojego współpracownika Icchaka Cukiermana: „Tylko nieliczni wytrwają. Reszta zostanie zgładzona prędzej czy później. Los jest przypieczętowany. (…) Marzenie mojego życia się spełniło. Dożyłem i ujrzałem samoobronę żydowską w getcie warszawskim w całej jej wspaniałości i wielkości”.
Żydzi atakowali wroga, zadając mu straty – następnie odskakiwali i kryli się wśród ruin. Wykorzystywali stworzony system piwnic i korytarzy pozwalający ukrywać się i przemieszczać między budynkami. Miejsca te nazywano bunkrami. Niemcy stosowali taktykę spalonej ziemi – podpalali budynki, w których walczyli lub ukrywali się Żydzi, wpuszczali tam gaz, burzyli kwartały zabudowy. Na terenie getta nie było wody – potrzebnej nie tylko do picia, ale też gaszenia pożarów.
Pomoc z zewnątrz była ograniczona. Wieczorem 19 kwietnia grupa żołnierzy Armii Krajowej próbowała przebić mur getta. Akcja ta zakończyła się fiaskiem. Następnego dnia komunistyczna Gwardia Ludowa zaatakowała niemiecką obsługę działa, a w innym miejscu także próbowała przebić mur. I tym razem bez powodzenia. Niektórzy podziwiali walczących, ale na realną pomoc szans nie było. Premier rządu RP na Uchodźstwie gen. Władysław Sikorski na falach BBC daremnie zwracał się z apelem: „Proszę rodaków o użyczenie wszelkiej pomocy i ochrony mordowanym, a równocześnie piętnuję wobec całej zachowującej zbyt długie milczenie ludzkości te wszystkie okrucieństwa”. 12 maja 1943 r. w geście protestu przeciw obojętności świata na los warszawskich Żydów, w Londynie popełnił samobójstwo Szmul Zygielbojm. Był on członkiem Rady Narodowej – czyli polskiego parlamentu na uchodźstwie. Przed śmiercią napisał: „Milczeć nie mogę i żyć nie mogę, gdy giną resztki ludu żydowskiego w Polsce, którego reprezentantem jestem. Towarzysze moi w ghecie warszawskim zginęli z bronią w ręku, w ostatnim porywie bohaterskim. Nie było mi dane zginąć tak jak oni, razem z nimi. Ale należę do nich, do ich grobów masowych. Przez śmierć swą pragnę wrazić najgłębszy protest przeciwko bezczynności z jaką świat się przypatruje i pozwala lud żydowski wytępić. Wiem jak mało znaczy życie ludzkie, szczególnie dzisiaj. Ale skoro nie potrafiłem tego dokonać za życia, może śmiercią swą przyczynię się do wyrwania z obojętności tych, którzy mogą i powinni działać by teraz jeszcze, w ostatniej bodaj chwili, uratować od niechybnej zagłady tę garstkę Żydów Polskich, jaka jeszcze żyje.”
8 maja 1943 r. Niemcy zaatakowali bunkier przy ul. Miłej 18, gdzie mieścił się sztab powstańców. Anielewicz wraz z wieloma innymi towarzyszami nie chcieli ginąć z rąk niemieckich – wybrali samobójstwo. Inni zginęli od gazu, który Niemcy wpuścili do środka. Tylko nielicznym udało się zbiec jedynym nieodkrytym przez wroga wyjściem. Dwa dni później około pięćdziesięciu żołnierzy ŻOB wydostało się z getta kanałami. Tylko niewielkiej części udało się uratować – kryjówki zostały zdradzone przez donosicieli. Podobnie zginęli niemal wszyscy członkowie Żydowskiego Związku Wojskowego. W sierpniu 1944 r. kilku ocalałych bojowców getta znowu stanie do walki na ulicach Warszawy. Był wśród nich Marek Edelman, który przez następne dekady każdego 19 kwietnia będzie składał pod pomnikiem Bohaterów Getta żółte żonkile. To one dzisiaj są symbolem naszej pamięci o powstaniu warszawskim 1943 r.
16 maja 1943 r. głównodowodzący pacyfikacją getta Jurgen Stroop meldował zwierzchnikom: „Była żydowska dzielnica mieszkaniowa przestała istnieć. Wielka akcja została zakończona wysadzeniem w powietrze warszawskiej synagogi o godzinie 20.15. Ogólna liczba ujętych oraz na pewno zgładzonych Żydów wynosi 56 065”. W ruinach getta pozostały niedobitki grup bojowych i nieliczni ukrywający się cywile. Niemcy stopniowo ich wyłapywali. W kolejnych tygodniach zabudowa getta – z wyjątkiem ośmiu budynków – została zburzona.
Na koniec chciałbym cofnąć się do czerwca 1939 r. i przytoczyć cytat z powstałego wówczas dokumentu. Dokument ten spoczywa w teczce, a ta w archiwum, które znajduje się niemal dokładnie dwie kondygnacje pod nami. Jest to pismo organizacji Wzajemna Pomoc Studentów Żydów Szkoły Głównej Handlowej. Dwa miesiące przed rozpoczęciem II wojny światowej studenci naszej uczelni pisali do ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego: „Reakcyjne i przestępcze elementy zaczęły już zupełnie jawnie nadawać ton życiu na wyższych uczelniach, przechodząc do ataku na profesorów, żądając numerus nullus dla studentów Żydów, terroryzując całkowicie bierną masę studencką i maltretując fizycznie tych wszystkich, którzy nie chcieli iść w takt hitlerowskiej bojówki. […] Główną przyczyną zła jest atmosfera ustępstw i tolerancji wobec bojówkarzy i morderców”. Słowa te odczytane dzisiaj, brzmią jak memento. Nie bądźmy obojętni na nienawiść – przede wszystkim to możemy dzisiaj ofiarować pamięci Bohaterów Powstania w Getcie Warszawskim.
dr hab. Andrzej Zawistowski, prof. SGH
19 kwietnia 2023 r.
Senat SGH upamiętnił 80. rocznice powstania w getcie warszawskim.