Krótki żywot Archiwum Akt Nowych w budynku SGH.
Tragiczne bywają losy ludzi i instytucji, zwłaszcza w krajach dotkniętych kataklizmami wojen i rewolucji. Polska stanowi wymowny przykład. Nasze miasta zostały w XX w. ograbione i zrujnowane, a miliony ich mieszkańców wymordowane. Czy kogoś to porusza w szerokim świecie? Raczej niewielu, ale nas powinno skłaniać nie tylko do refleksji i zadumy, ale też do prowadzenia racjonalnej polityki i dbałości o to, co ocalało z naszej przeszłości. Wciąż wiele możemy czerpać z dziedzictwa i doświadczeń II Rzeczypospolitej.
Odrodzona w 1918 r. republika wykazywała niezwykły rozmach w tworzeniu instytucji państwowych. Jedną z nich było Archiwum Akt Nowych, które powstało w 1930 r. Gromadziło akta instytucji państwowych o wartości historycznej.
Łatwiej było powołać instytucję, niż znaleźć dla niej odpowiednią siedzibę. Początkowo akta przechowywano w XVIII-wiecznym budynku przy ul. Długiej 13 należącym do zakonu pijarów. Budynek jednak nie wytrzymywał obciążeń związanych z tonami akt. W 1937 r. AAN wynajęło suterenę, parter i pierwsze piętro w dawnej fabryce Jana Wedla (1874–1960) przy ul. Szpitalnej 8. Drugie piętro fabryki Wedla zajęło Archiwum Skarbowe gromadzące akta skarbowe pochodzące z XVI-XIX wieku. Wybuchła druga wojna światowa. Niemcy szybko zainteresowali się AAN. Zimą 1939/1940 zaczęli zwozić akta do budynku SGH przy ul. Rakowieckiej (obecnie gmach A). W gmachu stacjonowało wciąż wojsko niemieckie, a uczelnia, choć nie rozpoczęła roku akademickiego, jeszcze wiosną 1940 r. nadawała stopnie magistrów i doktorów ekonomii.
I w tym momencie zaczęła się zwózka akt. Okupant starał się wydobyć z teczek dokumenty, którymi interesowali się historycy niemieccy, i nakazywał ich wysyłkę do Niemiec. Było ich dużo. Aż 96 samochodów ciężarowych. Jednocześnie wzbogacał archiwum o dokumenty związane z naszą państwowością. Na przykład w 1941 r. Niemcy przekazali AAN 376 oryginałów traktatów zawartych przez Polskę z 46 państwami świata w latach 1918–1939. Gmach A przystosowano do potrzeb archiwum, szczelnie zabudowując wszelkie wolne przestrzenie półkami, na których zgromadzono 35 km akt, co przywykłym do jego współczesnego wyglądu trudno sobie wyobrazić.
Zbliżał się jednak koniec wojny. Polscy archiwiści w przewidywaniu możliwych ciężkich walk o Warszawę postanowili ewakuować część najcenniejszych zbiorów z Rakowieckiej do fortu Sokolnickiego na Żoliborz, stanowiącego część cytadeli warszawskiej wzniesionej przez Rosjan po upadku powstania listopadowego. Trasa była daleka. Możliwy był transport jedynie wozami konnymi, a i to często z kilkutygodniowymi przerwami. W ten sposób w chwili wybuchu powstania warszawskiego schronienie na Żoliborzu znalazło jedynie 3% zbiorów AAN. Reszta poszła z dymem 3 listopada 1944 r. podpalona przez Niemców w naszym gmachu przy Rakowieckiej. Na korytarzach popiół po spalonych aktach sięgał kolan dorosłego mężczyzny.
Fakt tego antycywilizacyjnego, barbarzyńskiego działania postanowiło uwiecznić obecne Archiwum Akt Nowych działające przy ul. Hankiewicza na Ochocie – wykonano pamiątkową tablicę, która zawisła w ostatnim czasie w budynku archiwum. Tablica mówiąca o spaleniu akt jest bardzo poważna w wymowie. Można powiedzieć: żałobna, jak klepsydra na murze lub nekrolog w gazecie, utrzymana w tonie powściągliwej elegancji. Czarny granit z napisem w dwóch językach (polskim i angielskim) i czarno-biała fotografia korytarza w budynku A ze zwałami spopielonych akt. Natomiast sąsiednia tablica, poświęcona generał Marii Wittekównie (1899–1997) dowodzącej kobiecymi oddziałami wojskowymi, jest pełna ekspresji. Obie tablice w jakiś sposób się dopełniają.