Obligacje przeciętnemu obywatelowi kojarzą się z bezpieczną i nudną inwestycją. Niestety, w przypadku obligacji korporacyjnych wiele osób boleśnie przekonało się, że jest inaczej. Co więcej obecne zamieszanie na światowych rynkach wywołane koronawirusem każe spojrzeć na kolejny rodzaj obligacji, jakim są obligacje katastroficzne i pandemiczne.
Obligacje katastroficzne – czy też katastrofalne zwane również obligacjami CAT (z ang. catastrophic bonds) – są jednym z finansowych instrumentów zarządzania ryzykiem. Pojawiły się w odpowiedzi na rekordowe szkody spowodowane przez huragan Andrew w latach 90. Jest to specyficzny instrument dłużny, związany zarówno z rynkiem finansowym sensu stricte, ponieważ ma cechy klasycznej obligacji, jak również z sektorem ubezpieczeń. Powstanie obligacji katastroficznych wiąże się ze zjawiskiem ograniczonej tzw. pojemności ubezpieczeniowej. Chodzi o brak całkowitej zdolności rynku do wypłaty potencjalnych odszkodowań. Obligacje te zaliczane są do alternatywnych instrumentów transferu ryzyka. Umożliwiają przeniesienie części ryzyka od ubezpieczycieli, reasekuratorów czy przedsiębiorstw do inwestorów obecnych na rynku finansowym, którzy szukają inwestycji generujących satysfakcjonujące stopy zwrotu.
Z historycznego punktu widzenia straty w gospodarce wywołane przez klęski żywiołowe były pokrywane za pomocą różnych mechanizmów, włączając w to system ubezpieczeń prywatnych, instrumentów rynku kapitałowego oraz bezpośredniego wsparcia finansowego. Już od czasów starożytnych wykorzystywano samoubezpieczanie się lub też inne rekompensaty. Z biegiem lat okazywało się, że niektóre wydarzenia powodują straty znacznie przekraczające możliwości ich rekompensaty przez ubezpieczycieli, reasekuratorów czy instytucje publiczne. Na ratunek mogą przychodzić wspomniane obligacje CAT, które umożliwiają dzielenie ryzyka.
Na pozór dziwny instrument
Zasady ich działania są stosunkowo proste, ponieważ inwestor ma dwa scenariusze. Pierwszy to zarobek inwestora w momencie, gdy przez okres trwania inwestycji nie wydarzy się żadna klęska żywiołowa. Warto wspomnieć, że oferowane oprocentowanie na tle innych papierów dłużnych jest wyższe. Zazwyczaj najdłuższe obligacje tego typu mają zapadalność do trzech lat. Druga sytuacja to materializacja klęski żywiołowej – wtedy obligacje są umarzane, a inwestor traci cały zainwestowany kapitał, z którego ubezpieczyciel wypłaca odszkodowania. Oczywiście cały proces nie odbywa się zero-jedynkowo. Zazwyczaj realizacja drugiego scenariusza dla inwestora wiąże umorzenie obligacji nie tyle z samym zaistnieniem zjawiska, ile z przekroczeniem odpowiedniego poziomu strat wywołanego przez nie.
Na pozór mogłoby się wydawać, że to dziwny instrument. Nic podobnego. Wszystko opiera się na prawdopodobieństwie materializacji danego ryzyka, które w przypadku klęsk żywiołowych zazwyczaj wynosi poniżej 1 procenta. Zastanówmy się, jakie jest prawdopodobieństwo niewykupienia obligacji korporacyjnej przez emitenta w Polsce? Zaryzykuję stwierdzenie, że jest znacznie wyższe niż wspomniany jeden procent.
Obligacje pandemiczne
Dodatkowo, co ważne w obecnej sytuacji na świecie, specyficznym rodzajem obligacji katastroficznych są obligacje pandemiczne. Ich zasady działania są takie same jak opisałem powyżej, ale czynnikiem, który je uruchamia, jest wystąpienie pandemii wirusa. Ich emitentem był chociażby Bank Światowy w 2017 roku. Urzędnicy zauważyli bowiem, że w 2014 roku w skutek Eboli w Afryce zmarło tysiące ludzi i zebranie 100 milionów dolarów na pomoc temu regionowi zajęło kilka miesięcy. Zareagowano z wyprzedzeniem. Postanowiono zaoferować obligacje pandemiczne, by zabezpieczyć środki na ewentualne wypłaty dla potrzebujących. Wydaje się jednak, że niebawem inwestorzy posiadający tego typu instrumenty mogą stracić swoje środki wraz z ewentualnym ogłoszeniem pandemii koronawirusa.
Czy obligacje katastroficzne to instrument dla inwestorów indywidualnych? Kluczowe są warunki materializacji ryzyka, a więc straty zainwestowanego kapitału. Tak jak wspominałem wcześniej, prawdopodobieństwo jest tutaj zazwyczaj stosunkowo niskie. Natomiast jeżeli ktoś miałby wspominane obligacje katastroficzne, przykładowo na region azjatycki, to właśnie obserwowałby – nomen omen – spektakularną katastrofę swoich inwestycji.
Dr Kamil Gemra - adiunkt w Zakładzie Zarządzania Ryzykiem,
Instytut Finansów Korporacji i Inwestycji SGH