Rozmowa z Piotrem Müllerem, podsekretarzem stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Konsultacje dotyczące kształtu nowej ustawy trwały ponad dwa lata. Niektórzy mogli już zapomnieć, o co właściwie chodzi w tej reformie…
Główny cel jest całkiem jasny: to podniesienie jakości badań naukowych. Zatem z jednej strony zmieniamy paradygmaty dotyczące efektywności badań naukowych, uzależniamy wiele rozstrzygnięć w systemie od tego, czy badania naukowe są prowadzone na wystarczająco wysokim poziomie. Najważniejsza jest poprawa jakości badań naukowych, a tym samym rozpoznawalność Polski na arenie międzynarodowej, gdyż wysoki poziom badań naukowych wpływa na to, w jaki sposób jesteśmy postrzegani na świecie. Z drugiej strony chcemy wspierać różnorodność misji w systemie szkolnictwa wyższego i nauki, ponieważ wszystkie uczelnie nie mogą robić tego samego. Jesteśmy przekonani, że system szkolnictwa wyższego i nauki powinien być zróżnicowany, dlatego zdecydowaliśmy się poszerzyć autonomię uczelni tak, aby wewnętrzna organizacja zależała od nich samych. Bez wątpienia jednak aspekt jakości badań naukowych jest najważniejszy, ponieważ jest to jeden z warunków rozwoju Polski.
Niedawno został Pan przewodniczącym zespołu do spraw wdrażania reformy nauki i szkolnictwa wyższego. Jaki aspekt reformy uważa Pan za największe wyzwanie?
Myślę, że są dwa takie aspekty. Pierwszy to organizacyjny: przez najbliższy rok uczelnie będą decydowały, w jaki sposób mają funkcjonować na nowych zasadach, a także jak głęboko zmienić swoją strukturę organizacyjną, bo zgodnie z ustawą będą musiały ją zmienić. Moim zdaniem zadziałają dwie opcje: pierwsza „dostosujmy się wyłącznie do wymagań formalnych, zostawmy wszystko tak jak jest teraz, jest dobrze”, a druga, najbardziej skrajna, „zmieńmy wszystko”. Myślę, że w wielu uczelniach dojdzie do zrównoważenia tych dwóch sił i zmiany zostaną dokonane. To jest największe wyzwanie – przedyskutować, w jaki sposób wykorzystać wolność akademicką, wolność organizacyjną, którą zagwarantowaliśmy w ustawie, do realizacji celów z tego wynikających.
Drugi aspekt, który będzie wyzwaniem, to zmiana sposobu prowadzenia badań naukowych. Zgodnie z nowymi zasadami ewaluacji stawiamy na jakość, a nie ilość. Nie interesuje nas liczba artykułów i publikacji, tylko ich jakość. Zatem zmieniamy dotychczas funkcjonujący paradygmat. Dzisiaj dwadzieścia średnich lub słabych artykułów oznacza tyle samo, co dwa czy trzy bardzo dobre artykuły w najlepszych czasopismach na świecie. Nie powinno być takiego mnożenia punktów, bo ono nic nie daje! I to jest główna zmiana, która powoduje, że zmieniają się uczelnie. Dojdzie też do pewnych przekształceń organizacyjnych, ponieważ uczelnie będą musiały przestawić się na nowy system, w którym jakość badań naukowych jest ważniejsza niż ich liczba.
W toku konsultacji i debat odeszli Państwo od niektórych proponowanych rozwiązań. Jednym z przykładów jest rezygnacja z pierwotnych założeń dotyczących roli rad uczelni. Jakie kompetencje będzie zatem miała rada uczelni?
Cieszę się, że najważniejsze aspekty reformy, jej filary, pozostały nienaruszone: to nowy system ewaluacji badań naukowych, uzależnienie od badań naukowych między innymi uprawnień do nadawania stopni naukowych, czyli likwidacja minimów kadrowych, które usztywniały politykę kadrową.
Faktycznie rady uczelni miały być mocniejsze, miały być organem, który współzarządza uczelnią. Obecnie jest to organ bardziej opiniodawczo-doradczy, choć nie tylko, bo na przykład zatwierdza sprawozdanie finansowe uczelni. Ma prawo wskazywania kandydatów na rektora, choć nie jako wyłączny organ, jak było w pierwotnym projekcie. Monitoruje politykę finansową, politykę zarządzania w uczelni. Mamy nadzieję, że rada stanie się faktycznym elementem wspierania zarządczego rektora. A myślę, że po kilku latach, jeżeli wspólnota akademicka przekona się, że rada uczelni wcale nie jest taka straszna, jak się wydaje, jej kompetencje zostaną wzmocnione. W wielu krajach na całym świecie rady uczelni mają pomagać w zarządzaniu uczelnią. Ich ogromną wartością jest to, że częściowo składają się z osób z zewnątrz. To był główny cel, dla którego wprowadziliśmy do ustawy rady uczelni. Warto podkreślić, że w projekcie od samego początku rada miała być w całości wybierana przez wspólnotę akademicką. W żadnej wersji projektu nie była wybierana przez podmioty z zewnątrz, więc był to również mechanizm legitymizacji przez wspólnotę akademicką osób, które mają w niej zasiadać.
Jedną z głównych uwag do reformy, zgłaszaną także przez jej zwolenników, jest niedostateczne zwiększenie finansowania systemu NiSW. Podczas inauguracji roku akademickiego ministerstwo poinformowało uczelnie o wysokości przekazanych uczelniom obligacji Skarbu Państwa. W jaki sposób uczelnie mogą korzystać z tych funduszy?
Dokonaliśmy podziału trzy miliardy złotych, a kwota przyznanych obligacji została uzależniona od kapitału zasadniczego uczelni w taki sposób, że uczelnie najbogatsze będą dostawały tych środków proporcjonalnie mniej w stosunku do swojego kapitału. Największą kwotą obligacji będzie pięćdziesiąt milionów złotych. Uczelnie mniejsze, z mniejszych ośrodków akademickich, dostaną więcej środków finansowych w stosunku do swojego kapitału zasadniczego. Czyli uczelnie regionalne otrzymają środki na poziomie dwudziestu – trzydziestu milionów złotych, natomiast mniejsze ośrodki akademickie na poziomie od kilku do kilkunastu milionów. Jest to instrument wyrównywania szans inwestycyjnych w mniejszych ośrodkach akademickich, które przez wiele lat były pokrzywdzone, jeśli chodzi o fundusze na inwestycje. Inwestowano głównie w duże uczelnie. Właściwie wszystkie plany wieloletnie były skupione na uczelniach bardzo dużych. Uczelnie formalnie otrzymają obligacje w 2019 roku, czyli w przyszłym roku kalendarzowym. Będą to obligacje dwuletnie, więc w roku 2019 i 2020 uczelnie będą mogły je sprzedać za zgodą ministra nauki i ministra finansów. Natomiast w roku 2021 obligacje zostaną z automatu wykupione przez budżet państwa i przez Skarb Państwa – staną się po prostu pieniędzmi. W okresie dwóch pierwszych lat, za zgodą ministra, będą mogły być wykorzystane tak, aby zweryfikować szybkość wydatkowania tych środków. Chodzi o to, żeby uczelnie nie wydatkowały ich ad hoc, tylko zastanowiły się, w jaki sposób je spożytkować. Będą to środki inwestycyjne, za które można będzie postawić budynek, wyremontować go czy zakupić aparaturę badawczą.
Ustawa znosi minimum kadrowe dla kierunku studiów. Jaki mechanizm będzie zatem gwarantował właściwą obsadę prowadzących zajęcia?
Trzeba uczciwie powiedzieć, że do tej pory minima kadrowe nie były gwarancją jakości kształcenia. Jedyne, co sprawdzały, to to, czy ktoś ma habilitację, czy profesurę, i gwarantowały, że ktoś kiedyś uzyskał stopień naukowy w danej dyscyplinie czy został profesorem. Taka osoba mogła równie dobrze przez dziesięć ostatnich lat nic nie robić, a i tak liczyła się do formalnego minimum kadrowego. Minimum kadrowe nie oznaczało też przypisania do konkretnych zajęć, tylko do konkretnego kierunku studiów.
W myśl przepisów nowej ustawy obsada zajęć będzie weryfikowana przez Polską Komisję Akredytacyjną (PKA) na dwóch poziomach: przy tworzeniu kierunku studiów oraz w czasie akredytacji. Wówczas trzeba będzie ekspercko ocenić, czy dana osoba posiada doświadczenie zawodowe lub dorobek naukowy, aby prowadzić konkretne zajęcia. Nie ma innej opcji niż ocena ekspercka, ponieważ żadna inna nie będzie gwarantowała jakości kształcenia. Oczywiście, jest to duże wyzwanie dla PKA, która powinna zaostrzyć realne egzekwowanie tych kryteriów. Ale widzę, że ostatnio PKA o wiele bardziej skrupulatnie podchodzi do oceny przypisania do zajęć poszczególnych nauczycieli akademickich w zakresie otwierania nowych kierunków studiów, więc jestem optymistą.
Ustawa wprowadza trzy główne kryteria oceny uczelni. Kryterium naukowe, parametryczne – punkty za publikacje. Drugie jest kryterium wdrożeniowe, czyli patenty i środki uzyskane w wyniku współpracy z biznesem. Trzecim jest wpływ działalności naukowej na funkcjonowanie społeczeństwa i gospodarki. Jaki rodzaj aktywności naukowej w tym trzecim kryterium mogą wykazywać takie uczelnie jak SGH?
Rozporządzenie ewaluacyjne jest jeszcze w trakcie analiz, wciąż nad nim pracujemy, więc może się w pewnym stopniu zmienić. Ale mogę wskazać przykład: jeżeli pracownicy naukowi prowadzą działalność naukową, która daje efekt choćby w postaci jakiegoś raportu, a na podstawie tego raportu przygotowano jakąś ustawę albo zmieniono jakiś obszar życia społecznego – to jest to wpływ społeczno-gospodarczy.
Czyli, załóżmy hipotetycznie, że mamy publikacje dotyczące funkcjonowania sektora bankowego, która spowodowała, że dokonano jakichś zmian organizacyjnych w Komisji Nadzoru Finansowego. Jeśli ten wpływ zostanie wprost wykazany, to mieści się to w trzecim kryterium oceny uczelni?
Tak. Tylko nie sama publikacja, ale efekt tego, że to wpłynęło na zmiany pewnych zachowań czy pewnych praktyk.
To może być bardzo nieuchwytne kryterium. Dwa pierwsze kryteria są bardziej wymierne. Jakie będą zasady oceny trzeciego kryterium?
Będą to oceniać eksperci. Jest to zawsze dylemat, ponieważ z jednej strony wiele osób krytykuje elementy parametryczne, gdyż „nie uwzględniamy w ewaluacji tego, co nieuchwytne”, a kiedy mówimy, że chcemy oceniać to, co jest nieuchwytne, pytają: „Jak to ocenić? Przecież to jest nieobiektywne”. Rzeczywiście, jest, ale dlatego wagi kryteriów są istotne. Najważniejsze nadal będzie kryterium parametryczne, nazwijmy to tak, czyli naukowe, produkcji naukowej w postaci artykułów i tym podobnych. Kryterium wdrożeniowe i kryterium wpływu społeczno-gospodarczego będą o wiele mniej istotne, ale będą ważne z punktu widzenia oceny badań naukowych.
Praktycznie, poza promowaniem doktorów, habilitacja przestaje być przez ustawę wymagana. To uprawnione podmioty będą decydować, czy i do czego będzie potrzebna. Powinno to przyśpieszyć awanse bardzo dobrych, młodych naukowców. Jednocześnie nowy tryb przywraca w naukach społecznych i humanistycznych możliwość wymogu kolokwium habilitacyjnego, które było mocno krytykowane jako narzędzie potencjalnego blokowania „młodych” przez „starych”. Jak zapobiec nadużywaniu instytucji kolokwium? Po co ustawa przywraca kolokwium habilitacyjne?
Uważny czytelnik ustawy zauważy, że kolokwium habilitacyjne zostało przywrócone, ale w zupełnie innej niż wcześniej formie. Nie będzie się odbywało przed radą dyscypliny czy organem nadającym stopień naukowy w uczelni. Ma być to kolokwium przed komisją złożoną z recenzentów, przewodniczącego komisji, sekretarza komisji habilitacyjnej i tak dalej, którzy zapoznali się z dorobkiem osoby habilitowanej. Zatem nie będzie to dotychczasowe kolokwium habilitacyjne, które czasem wyglądało jak sąd kapturowy na radzie wydziału: liczyło nawet do stu osób, które w większości w ogóle nie zapoznały się z dorobkiem osoby chcącej się habilitować.
Kto najbardziej zyskuje na tej reformie?
Zależy, co mamy na myśli, mówiąc „zyskuje”? Na pewno zyskają osoby, które mają wynagrodzenia bliżej pensji minimalnej, bo oni otrzymają największe podwyżki. Natomiast patrząc globalnie, zyskują z pewnością ci, którzy podchodzą do badań w sposób ambitny i chcą realizować badania o charakterze bardziej złożonym, trudniejszym, w tym badania wieloletnie – to one będą najbardziej nagradzane w systemie. Zyskają ci, którzy robią badania na najwyższym, światowym poziomie - teraz one będą szczególnie doceniane. Na pewno mogą czuć się docenieni ci, którzy zdecydują się na dydaktyczną ścieżkę kariery, ale tu dużo zależy od uczelni. Będzie to możliwe, jeżeli uczelnia zbuduje odpowiedni system, w którym dydaktycy będą się mogli skupić na dydaktyce, a niekoniecznie na łączeniu ścieżki naukowej z dydaktyczną, bo w wielu przypadkach to było fikcją.
A czy są jakieś grupy, które tracą?
Na pewno tracą ci, którzy przyzwyczaili się do tego, że po uzyskaniu stopnia doktora habilitowanego lub profesora można „spocząć na laurach”. Od samego faktu posiadania habilitacji czy profesury już nie będzie zależało tak wiele. Zatem jeśli miałbym wskazać osoby, które mogłyby mieć jakieś obawy, to właśnie bierni naukowcy, choć to jest raczej niewielka grupa.
Są też tacy, którzy tracą wprost. Na mocy ustawy bibliotekarze i pracownicy informacji naukowej tracą swój status nauczycieli akademickich.
My tego nie regulujemy. W naszym przekonaniu jest to kwestia uczelni – czy powinni mieć taki status, czy nie. Uczelnie uzyskały możliwość tworzenia innych stanowisk w ramach grupy nauczycieli akademickich. Świat akademicki bardzo się zmienił, jeśli chodzi o biblioteki, jest dużo systemów informatycznych, które zasadniczo zmieniły sposób docierania do wiedzy w bibliotekach. Wielu naukowców samodzielnie korzysta z tych zasobów, bez potrzeby wspierania się zasobami bibliotecznymi. Trzeba wyraźnie podkreślić, że rola bibliotekarzy jest bardzo istotna, jednak nie chcemy narzucać ustawowo, żeby była to grupa bardziej uprzywilejowana w stosunku do innych, którzy wspomagają funkcjonowanie uczelni. Niech to będzie decyzja uczelni.
Jest Pan bardzo młodym ministrem, co jest szczególne, jeśli chodzi o resort szkolnictwa wyższego. Czy to pomaga, czy przeszkadza w codziennej pracy? Jak jest Pan odbierany w środowisku?
Przeszkadza, to trzeba wprost powiedzieć. Środowisko akademickie jest dosyć konserwatywne, jeśli chodzi o zachowanie pewnego rodzaju hierarchii – ceni siwe włosy. Chociaż tych siwych włosów coraz więcej na mojej głowie, więc myślę, że to trochę poprawi sytuację. Z drugiej strony w tym środowisku funkcjonuję dość długo, byłem szefem samorządu studentów na Uniwersytecie Warszawskim, szefem Parlamentu Studentów RP, więc osoby, które znają się na zarządzaniu szkolnictwem wyższym i obracają się w środowisku akademickim na poziomie zarządczym czy decyzyjnym, już od wielu lat mnie znają. To mi ułatwia wypełnianie zadań wiceministra. Mam też nadzieję, że to grono docenia to, co się udało zrobić w ministerstwie. Jest również wiele osób, które cieszą się, że ktoś młodszy został ministrem, ponieważ ja cały czas wierzę, że da się wiele zmienić, nie widzę tych ograniczeń, które utrudniałyby zmiany systemowe.
Jeszcze nie zapomniałem, jak to jest być młodym członkiem wspólnoty akademickiej, dlatego udało mi się zadbać o interesy studentów i doktorantów. W historii polskich rządów byli już młodsi bądź niewiele starsi ministrowie konstytucyjni ode mnie, przykładowo minister Kosiniak-Kamysz w wieku trzydziestu lat został ministrem pracy, w innych resortach to nie budzi takich emocji. Natomiast rzeczywiście w resorcie nauki młody wiek jest jakąś przeszkodą.
Co na reformie zyskują studenci?
Kilka rzeczy, przede wszystkim większą ochronę praw studenta. Mam tutaj na myśli w szczególności katalog opłat dodatkowych, które mogą pojawiać się na studiach stacjonarnych, czyli na przykład powtarzanie roku studiów, warunkowe zaliczenie. W szczególności zyskają studenci studiów niestacjonarnych, którzy płacą w uczelniach publicznych, czy studenci stacjonarni i niestacjonarni w uczelniach niepublicznych. Ponieważ uczelnia będzie zobligowana, żeby przed rekrutacją na studia opublikować cały katalog opłat, które obowiązują studentów na cały okres studiów, i nie będzie możliwe wprowadzanie żadnych zmian w tym cenniku opłat, wreszcie student będzie upodmiotowiony pod kątem oferty – w tym przypadku cennika wynikającego ze studiowania. Nie będzie można zmieniać opłaty i oszukiwać studentów, na przykład na koniec trzeciego roku podwyższając im opłaty, poniekąd szantażując ich na zasadzie: „Nie masz wyboru – albo zmieniasz uczelnię, albo płacisz więcej o kilkaset złotych”. Uczelnie będą musiały do tej zmiany podchodzić poważnie, bo inaczej będą groziły im kary finansowe. To jedna ze zmian pod kątem ochrony praw studenta. Inna to terminowe wydawanie dyplomów – wydaje się, że to błaha rzecz, ale również wiele uczelni ignorowało wynikający z rozporządzenia miesięczny termin na wydanie dyplomu.
Kolejną kwestią, i to będzie wieloletni, ale też istotny proces – ma być łatwiejsza ścieżka tworzenia studiów interdyscyplinarnych, ponieważ uprawnienia do prowadzenia studiów będą przypisane do uczelni jako całości To uczelnia będzie mogła w prostszy sposób tworzyć kierunki interdyscyplinarne.
Dalej, na profilu praktycznym wymiar praktyk studenckich zwiększy się z trzech do sześciu miesięcy, więc liczymy na to, że ta współpraca praktyków z zewnątrz będzie szersza. Dodatkowo algorytmem finansowym zmieniliśmy przepis przyznający uczelni środki finansowe tylko na osoby, które są zatrudnione na pełny etat w uczelni. Do tej pory na przykład państwowe szkoły zawodowe czy uczelnie akademickie zatrudniające praktyka z zewnątrz na część etatu nie dostawały pieniędzy na wynagrodzenie takich osób. A to często są bardzo wartościowi prowadzący zajęcia, ponieważ mogą podzielić się ze studentami swoim praktycznym doświadczeniem. Zgodnie z nowym algorytmem te osoby będą po prostu wliczane do puli finansowej, a uczelnie będą na nich dostawały środki finansowe.
Pierwsze kryterium oceny uczelni dotyczy czasopism i wydawnictw. Trwają prace nad przygotowaniem wykazu czasopism i wydawnictw, które będą brane pod uwagę przy ocenach parametrycznych uczelni. Powstał też projekt 500 czasopism, którym ministerstwo chce pomóc, żeby zaistniały na międzynarodowych listach czasopism. Na jakim etapie są te prace?
Został już ogłoszony konkurs i trwa nabór. Grono ekspertów dokona wyboru według kryteriów, które zostały podane w rozporządzeniu do spraw tego konkursu. Jeżeli chodzi o wykaz czasopism, to powstanie on prawdopodobnie na początku przyszłego roku na podstawie uwzględnionych baz międzynarodowych. Oprócz tego będą periodyki z listy pięciuset czasopism wybranych w konkursie. W tej drugiej grupie najwięcej będzie pism z obszaru nauk społecznych i humanistycznych, ponieważ tu widzimy największą lukę w zakresie istnienia polskich czasopism naukowych na polu międzynarodowym.
Jeżeli chodzi o wydawnictwa, to lista będzie dwupoziomowa. Pierwszy, wyżej punktowany poziom obejmie czasopisma o zasięgu globalnym. Natomiast drugi, nieco niżej punktowany poziom będzie obejmował większość wydawnictw akademickich. Będzie to kilkaset wydawnictw. Chodzi o to, aby spełniały one kryteria dotyczące standardów etycznych, wydawniczych, tak żeby nie dochodziło do sytuacji, że ktoś otwiera wydawnictwo tylko po to, żeby wydać swoją monografię, bez etapu recenzyjnego i tak dalej. W praktyce oznacza to, że większość wydawnictw akademickich polskich uczelni będzie na tej liście.
Ustawa wprowadza do systemu kształcenie specjalistyczne na 5 poziomie Polskiej Ramy Kwalifikacji, ale prowadzić je będą mogły jedynie uczelnie zawodowe. Dlaczego takiego prawa nie będą miały uczelnie dydaktyczno-badawcze? Wydaje się, że uczelnie ekonomiczne czy politechniki mogłyby zaoferować pożądane na rynku pracy kwalifikacje niestanowiące wyższego wykształcenia…
Konsekwentnie podchodzimy do wyznaczania misji poszczególnych uczelni. Część uczelni akademickich chce realizować wszystko. A my uważamy, że uczelnie powinny się skupiać na swoich najmocniejszych stronach. Jeżeli są to uczelnie badawcze, powinny skupiać się na badaniach naukowych, przygotowaniu kadr naukowych i kształceniu na wysokim poziomie. Jeżeli jest to misja badawczo-dydaktyczna, ale na poziomie szkolnictwa wyższego, to łączyć badania i kształcenie. A uczelnie zawodowe powinny skupiać się na kształceniu i tę właśnie możliwość daliśmy uczelniom zawodowym. Uczelnie badawczo-dydaktyczne powinny się skupiać na studiach podyplomowych lub na kursach różnego rodzaju, ale nie na kształceniu na piątym poziomie. Tym bardziej, że ten poziom również będzie przypisany, zgodnie z reformą oświaty, do kształcenia drugiego poziomu w szkołach branżowych.
Zmiana zasad ewaluacji nauki to jeden z kluczowych elementów reformy. W nowym systemie pracownik może się przypisać najwyżej do dwóch dyscyplin. A jeżeli w okresie między ewaluacjami naukowiec, podejmując nowe tematy, zacznie wpisywać się w inną dyscyplinę niż te, do których się zgłosił?
Co dwa lata będzie mógł zmienić przypisanie do dyscypliny, więc nie jest to problem, choć jest to istotne w celach porządkowych. Badania mogą mieć też charakter interdyscyplinarny, bo jeżeli ktoś zapisze się do określonej dyscypliny, to nie oznacza, że nie może publikować w czasopiśmie z innej dyscypliny, o ile ta publikacja jest związana częściowo z dyscypliną, do której się przypisał. Nie proponujemy sztywnych przypisań i często będziemy to podkreślać, bo niektórzy bardzo wąsko rozumieją przypisanie do dyscypliny. Jeżeli ktoś przypisał się na przykład do biologii, to może publikować w różnych czasopismach, fizycznych czy chemicznych, jeśli jest to powiązane z jego obszarem dyscypliny, i raportować je do swojej podstawowej dyscypliny.
Czemu służy okres karencji na wszczynanie postępowań o doktorat i habilitację w okresie 1 maja – 30 września 2019? Czy ma nastąpić jakaś organizacyjna zmiana?
Tak, ponieważ do końca kwietnia 2019 roku wszystkie procedury dotyczące nadawania stopni naukowych i tytułu profesora będą otwierane na starych zasadach – czyli przez jednostki podstawowe. Od maja do września 2019 roku będą następowały w uczelni największe przekształcenia, w większości przypadków już zapadną decyzje co do struktury organizacyjnej. W związku z tym podstawowe jednostki organizacyjne będą przekształcane, nie będą już miały uprawnień do otwierania nowych procedur, ponieważ muszą się przygotować do zmian organizacyjnych.
Poza tym od maja 2019 roku będą już obowiązywały nowe uprawnienia do nadawania stopni naukowych. Krótko mówiąc, do końca kwietnia wszystkie stopnie naukowe jeszcze będą nadawane w starych dyscyplinach, natomiast od maja 2019 roku w nowych dyscyplinach.
Dlaczego zgodnie z ustawą studia doktoranckie będą prowadzone do końca 2023 roku, a nie rok dłużej? Z nowym rokiem akademickim 2018/2019 rozpoczyna studia doktoranckie ostatni rocznik ich uczestników. Przy studiach czteroletnich doktoranci będą mogli skorzystać jedynie z nieco ponad rocznego przedłużenia, podczas gdy starsze roczniki mogły przedłużać studia doktoranckie nawet o dwa lata ze względu na badania i o rok z innych przyczyn.
Chcemy jak najszybciej wygasić prowadzenie studiów w poprzedniej formule i zachęcić doktorantów, żeby jednak kończyli studia w terminie. I tak mają pięcioletni okres na skończenie studiów doktoranckich, dłuższy niż standardowe trwanie studiów. Ale rozumiem, jeśli duża część doktorantów nie zdąży, nie wykluczam, że przy jakiejś nowelizacji ten okres się wydłuży. Natomiast na tym etapie warto zachęcać, żeby kończyć swoje badania naukowe i studia w terminie.
Obecnie 60% zajęć w programie studiów może się odbywać w formie e-learningu. Jak będą wyglądały możliwości prowadzenia kształcenia na odległość?
Rozporządzenie dotyczące studiów zostało już opublikowane w dzienniku ustaw. Kształcenie na odległość będzie mogło być prowadzone w ramach 50% punktów ECTS, oczywiście z możliwością zapewnienia kontaktu bezpośredniego z nauczycielem akademickim w siedzibie uczelni, bo to też jest ważny wymóg. W praktyce oznacza to podobne reguły jak teraz. We wcześniejszym rozporządzeniu odnosiliśmy się do godzin, a teraz do punktów ECTS. Dodatkowo w wyjątkowych sytuacjach wprowadziliśmy możliwość przeprowadzania egzaminów na odległość, bo co do zasady egzaminy powinny się odbywać w siedzibie uczelni.
Piotr Müller (ur. 1989 r.) jest prawnikiem, absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego. Studiował w ramach Kolegium Międzyobszarowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych UW. W trakcie studiów był przewodniczącym Samorządu Studentów UW oraz przewodniczącym Parlamentu Studentów RP.
Był ekspertem Polskiej Komisji Akredytacyjnej oraz członkiem Prezydium PKA. Od listopada 2015 r. do kwietnia 2017 r. był doradcą wiceprezesa Rady Ministrów Jarosława Gowina, a następnie dyrektorem Biura Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. W lutym 2017 r. powołany w skład zespołu legislacyjnego przygotowującego projekt nowej ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce. 15 stycznia 2018 r. został podsekretarzem stanu w MNiSW. 7 września 2018 r. został powołany na stanowisko przewodniczącego zespołu ds. wdrażania reformy szkolnictwa wyższego i nauki.