Żyjemy w czasach, gdy badanie rodzinnych genealogii stało się bardzo modne.
W wielu szkołach dzieci mają za zadanie stworzenie drzew genealogicznych. Pomagają im rodzice, dziadkowie, czasem pradziadkowie i dalsza rodzina. Dzieci konkurują ze sobą, które głębiej sięgnie i ile pokoleń wstecz pozna, przynajmniej z imienia i nazwiska. Sześć, siedem pokoleń to w tej chwili norma. Dość zresztą łatwa do osiągnięcia. Zdarza się też, że do przedstawicieli jakiejś rodziny zgłasza się ktoś zupełnie obcy, np. dziennikarz, pisarz, filmowiec, i prosi o materiały związane z konkretnymi osobami. I wtedy zaczyna się szukanie fotografii, dokumentów, metryk chrztu i aktów zgonu, legitymacji, pamiątek. Nieocenione usługi oddaje również internet. Tak kiedyś nie było. Tylko rodziny z udokumentowanym szlachectwem posiadały drzewa genealogiczno-heraldyczne. Z siedmiorga, ośmiorga dzieci o pięknym, nieraz historycznym nazwisku z reguły tylko jedno bliżej interesowało się rodzinnymi archiwami i historiami. A już w rodzinach mieszczańskich, i to całkiem zamożnych, tradycji rodzinnej często nikt nie badał. Brakowało świadomości, jak ważne jest to dla zachowania więzi historycznej i narodowej. Bolał nad tym bardzo znakomity pisarz polityczny Adolf Bocheński (1909–1944), sam zresztą pochodzenia szlacheckiego, ostatni kawaler maltański przyjęty do polskiej gałęzi zakonu kawalerów maltańskich przed wybuchem drugiej wojny światowej.
Kilka lat temu ukazała się świetnie napisana, udokumentowana i bogato ilustrowana kronika rodzinna Witkiewiczów oraz kilku innych rodów z nimi skoligaconych i spokrewnionych autorstwa Elżbiety Witkiewicz-Schiele, wnuczki architekta Jana Koszczyca-Witkiewicza (1881–1958), który zaprojektował nasz uczelniany kampus.
Witkiewiczowie herbu Nieczuja pochodzili z Litwy. Na Litwie też posiadali aż do 1945 r. majątki ziemskie. Najbardziej znanym przedstawicielem rodziny, i to w historiografii światowej, jest Jan Prosper Witkiewicz (1808–1839). Początkowe nauki pobierał w gimnazjum w Krożach, nad którym opiekę naukową sprawował Uniwersytet Wileński. W tej szkole zawiązała się uczniowska konspiracja „Czarni Bracia”. W 1823 r. w gimnazjum pojawili się rosyjscy śledczy. W efekcie aktywny uczestnik konspiracji, Jan Prosper Witkiewicz, który hardo odpowiadał na pytania przesłuchujących go agentów, został w wieku 15 lat skazany na karę śmierci zamienioną w drodze łaski na wieloletnią służbę wojskową bez prawa awansu i utratę szlachectwa. Trafił do Orenburga. Dzięki życzliwemu nastawieniu dowództwa rosyjskiego samodzielnie kontynuował naukę polegającą na poznawaniu kultury i języków plemion zamieszkujących Azję Środkową. Opłaciło się! W 1829 r. do Orenburga dotarł wielki uczony Aleksander von Humboldt (1769–1859). Berliński Uniwersytet von Humboldta jest uczelnią powszechnie znaną w Europie. Humboldt, spotkawszy Witkiewicza, wpadł w zachwyt. Zdumiony był jego wiedzą, znajomością kilkunastu języków i olbrzymią biblioteką przez niego zgromadzoną. Nie bez znaczenia było zapewne i to, że wśród licznych dzieł znalazła się również jedna z prac Humboldta. Uczony szybko wyjednał u cara Mikołaja I (1796–1855) awans Witkiewicza na podoficera, co umożliwiło wkrótce awansowanie go na oficera. Witkiewicz, dowodząc niewielkim oddziałem wojskowym, zaczął uczestniczyć w wyprawach do Uzbekistanu i Afganistanu. Sprawdzał się znakomicie. Poznawał zwaśnione ludy, ich obyczaje, doskonalił znajomość miejscowych języków. Toczyła się już wtedy wielka światowa rozgrywka pomiędzy Rosją i Wielką Brytanią o panowanie w Azji Środkowej. W 1836 r. Witkiewicz został wezwany do Petersburga w charakterze tłumacza pośredniczącego w rozmowach pomiędzy Rosjanami i emirem Dostem Mohammadem (1793–1963), jednym z najpotężniejszych przywódców plemion afgańskich, władcą Kabulu. Rosjanie ofiarowywali mu tajny sojusz i wsparcie ze strony Teheranu, ale w zamian trzeba było sprzeciwić się ekspansji Anglików. Wkrótce kapitan Jan Prosper Witkiewicz znalazł się w Kabulu. Jego misja spowodowała, że angielski podróżnik i dyplomata, kapitan Alexander Burnes (1805–1841), który wywierał wielki wpływ na Dosta Mohammada, został zmuszony do opuszczenia miasta. Witkiewicz triumfował. Organizował opór wobec Brytyjczyków w całym Afganistanie. Nagle w 1938 r. został odwołany ze swej misji przez władze carskie, które nie chciały wejść w otwarty konflikt z imperium brytyjskim. Rok później Witkiewicz popełnił samobójstwo w Petersburgu. Okoliczności nie zostały jednak nigdy dokładnie wyjaśnione. Mógł zostać zastrzelony, tylko przez kogo? Wiele lat po śmierci kapitana Rosjanie odebrali rodzinie Witkiewiczów dokumenty związane z tą sprawą, będące wynikiem prywatnego śledztwa, jakie podjął brat Jana Prospera Witkiewicza, Ignacy Witkiewicz (1814–1868). Stało się to w Tomsku, gdzie Ignacy Witkiewicz przebywał z rodziną na zesłaniu za udział w powstaniu styczniowym.
Ignacy Witkiewicz ożeniony z Elwirą z Szemiotów (1820–1894) miał 12 dzieci, z których niektóre bardzo przyczyniły się do rozwoju naszej kultury. Najbardziej znany jest Stanisław Witkiewicz (1851–1915), artysta malarz, pisarz, wielki miłośnik Zakopanego, ojciec słynnego Stanisława Ignacego Witkiewicza „Witkacego” (1885–1939). Warto w tym miejscu wspomnieć córkę Ignacego, Anielę z Witkiewiczów Pieriejasławską-Jałowiecką (1854–1918), żonę wywodzącego się z ruskich książąt Bolesława Pieriejasławskiego-Jałowieckiego (1850–1917). Była osobą zamożną, wspierała swego brata Stanisława Witkiewicza, ale przede wszystkim miała kilkoro dzieci, z których syn Mieczysław Jałowiecki (1876–1962) jest autorem cieszących się olbrzymią popularnością trzytomowych wspomnień „Na skraju imperium”, wielokrotnie już wznawianych po przełomie 1989 r. Jest w tych świetnie napisanych wspomnieniach i wielka polityka, i umiłowanie rodzinnych stron, praca w banku oraz znawstwo dzieł sztuki. No po prostu wszystko, co w wartościowej literaturze tego rodzaju powinno się znajdować.
I wreszcie Jan Witkiewicz (1846–1920), ojciec naszego Jana Koszczyca-Witkiewicza. Jan Witkiewicz senior robił z powodzeniem interesy w Rosji, z których wycofał się tuż przed wybuchem rewolucji 1917 r., przenosząc kapitały do Polski, która rok później odzyskała niepodległość. Jego syn, przyszły architekt, Jan Witkiewicz (1881–1958) dość długo nie mógł zdecydować się na wybór życiowej drogi. Po maturze podjął w 1899 r. studia architektoniczne w Instytucie Politechnicznym w Warszawie, późniejszej Politechnice Warszawskiej. Po roku przeniósł się na Politechnikę Lwowską, na której wytrzymał jeszcze krócej, zaledwie jeden semestr, za to poznał Bolesława Miklaszewskiego (1871–1941), męża swojej stryjecznej siostry, wieloletniego rektora naszej uczelni i faktycznego jej twórcę. Miklaszewski owładnięty w tym czasie ideami socjalistycznymi wciągnął Witkiewicza do Polskiej Partii Socjalistycznej zdominowanej wtedy przez piłsudczyków. Po jednym semestrze Witkiewicz udał się na studia architektoniczne do Monachium. Studiował w stolicy Bawarii przez cztery lata. Zdobył wielką wiedzę i szereg umiejętności, dyplomu jednak nie zrobił, bo wiązało się to z dużymi kosztami i uciążliwą procedurą. Nie musiał. W ówczesnej rzeczywistości i tak mógł wykonywać zawód architekta. Liczył się talent artysty, wyczucie stylów i form oraz wyobraźnia przestrzenna połączona ze znajomością wyższej matematyki, a to właśnie posiadał. Studia architektoniczne łączył z działalnością w PPS pod pseudonimem „Koszczyc”. Z Koszczyców pochodziła jedna z jego prababek. Z czasem konspiracyjny pseudonim stał się przydomkiem i tak narodził się Jan Koszczyc-Witkiewicz. W czasie studiów młody Koszczyc często bywał wraz ze swą siostrą Marią Witkiewiczówną (1883–1962), artystką plastyczką, w Zakopanem, co pozwoliło mu poznać i odczuć piękno stylu zakopiańskiego. Jeszcze jako student wziął udział w projektowaniu rodzinnej willi Witkiewiczów „Na Antołówce” w Zakopanem. Koszczyc-Witkiewicz wcale jednak nie był pewien, czy rzeczywiście chce zostać architektem. Stryj Stanisław Witkiewicz, malarz i literat, radził mu dobrze zastanowić się nad przyszłością. Decydująca okazała się znajomość ze Stefanem Żeromskim, i to pod wieloma względami. Poznał pisarza w 1901 r. Żeromski przekonał go wtedy do podjęcia studiów architektonicznych w Monachium. Od tego momentu upłynęły trzy lata. Był rok 1904, a Witkiewicz pomimo zaprojektowania rodzinnego siedliska wciąż się wahał, jaki wybrać zawód. Tym razem Żeromski oddziałał na początkującego architekta w inny sposób. Zamówił u niego projekt letniego domu w stylu zakopiańskim. Tak powstała „Chata” Żeromskiego w Nałęczowie, a Koszczyc-Witkiewicz został architektem. Poznał również w tym czasie Henrykę Rodkiewiczównę, pasierbicę Żeromskiego, z którą ożenił się w 1908 r. Po roku urodził im się Jan, a dwa lata później Rafał. Córka Henryka (1924–2019) przyszła na świat znacznie później. Rodzina zamieszkała w Nałęczowie, gdzie Koszczyc-Witkiewicz otworzył własne biuro projektowe. W znanym uzdrowisku projektował wille i obiekty użyteczności publicznej. Biuro działało do 1915 r.
Wybuchła pierwsza wojna światowa. Niespodziewanie architekt został aresztowany przez Rosjan i osadzony na zamku w Lublinie, pełniącym rolę więzienia. Powodem było niedopełnianie przez niego obowiązku stałego meldowania się na policji z powodu działalności politycznej. Pobyt w zabytkowym obiekcie wykorzystał do zaprojektowania adaptacji jego wnętrz na potrzeby muzeum. Ewakuowany w głąb Rosji, uwięziony w słynnym moskiewskim więzieniu Butyrki, Witkiewicz dzięki wpłaconej kaucji zdołał wyjść na wolność i osiąść na krótko w Mińsku na Białorusi, a ostatecznie na kilka lat w Kazimierzu Dolnym, gdzie również otworzył własną pracownię architektoniczną i „własną” szkołę. Pragnął mieć uczniów i naśladowców. Zaprojektował Szkołę Rzemiosł Budowlanych w Nałęczowie, dla której opracował autorski program edukacyjny. Wspierał ją później ze swoich funduszy, pozyskując dla niej dotacje społeczne i państwowe. Ciekawe, że ten sam sposób finansowania realizowano później w naszej uczelni w okresie międzywojennym.
W 1922 r., spełniając prośbę Bolesława Miklaszewskiego, Jan Koszczyc-Witkiewicz zaprojektował rozległy kompleks gmachów Wyższej Szkoły Handlowej w Warszawie, obecnej SGH, a w 1924 r. zamieszkał na terenie uczelni, kierując pracami budowlanymi przy wznoszeniu budynku A. Wraz z rodziną i matką swojej pasierbicy Oktawią Żeromską, z którą znany literat rozwiódł się po wielu latach pożycia. Koszyc-Witkiewicz miał mieszkanie w dawnym domku oficerskim, należącym do zespołu budynków Keksholmskiego Pułku Piechoty Lejbgwardii. Pułk stacjonował w Warszawie, a następnie został rozgromiony przez Niemców w bitwie pod Tannenebergiem w Prusach. Domek wraz z imponującymi wielkością koszarami ocalał, a z terenów należących do oddziału wydzielono parcelę, na której rozpoczęto budowę SGH. Rozpoczął się najszczęśliwszy okres w życiu Koszczyca. Dzieci rosły. W 1924 r. urodziła się córka Henryka. Architekt otrzymywał liczne, dobrze płatne zamówienia. Brał też udział w konkursach architektonicznych. Za projekt Świątyni Opatrzności Bożej, niezrealizowany w Drugiej Rzeczypospolitej, otrzymał nagrodę w wysokości 25 000 zł (obecne 250 000 zł). Wynagrodzenie otrzymane za projekty dla SGH i kierowanie pracami budowlanymi (najpierw nadzorował budowę budynku A, a później Biblioteki, wzniesionej w 1930 r.) pozwoliło Witkiewiczom na kupno działki budowlanej na Górnym Mokotowie przy ul. Naruszewicza 20, na której w 1938 r. rozpoczęli budowę kilkumieszkaniowego domu z przeznaczeniem dla całej rodziny. Po roku osiągnęli stan surowy.
Wybuchła druga wojna światowa. Obaj synowie Koszczyca-Witkiewicza zostali zmobilizowani. Przed wojną Jan, który poszedł w ślady ojca, był już architektem. Młodszy Rafał wybrał rolnictwo, gdyż planował objęcie rodzinnych majątków ziemskich na Litwie. Obaj byli oficerami rezerwy. Jan dostał się do niewoli radzieckiej. Zginął w 1940 r. w Kozielsku. Rafał miał więcej szczęścia. Został wzięty przez Niemców do niewoli i przetrwał pięć i pół roku w obozie jenieckim. Na samym początku okupacji Witkiewicz wraz z obiema Henrykami, żoną i córką postanowili przenieść się do wynajętego mieszkania na ul. Pilicką, którego okna wychodziły na wstrzymaną właśnie budowę rodzinnej posiadłości. Dość nagle, w pierwszych dniach maja 1940 r. Witkiewicz owdowiał. Pozostała młodsza Henryka, która uczestniczyła w konspiracji i powstaniu warszawskim, a architekt chwilowo nieposiadający większych zamówień zajął się drobniejszymi pracami w postaci projektowania i konserwowania nagrobków. Wielkim wsparciem dla rodziny było uprawianie ogrodu warzywnego przy dawnym domu oficerskim na terenie SGH, w którym już nie mieszkali.
Po wojnie Jan, Rafał i Henryka Witkiewiczowie pozostali w Warszawie. Jan praktycznie utracił swój dom przy ul. Naruszewicza. Komunistyczne władze pozwoliły mu na zachowanie tylko jednego mieszkania. Dzieci usamodzielniły się, założyły własne rodziny, a nasz architekt już właściwie nie projektował i obserwował, jak powstaje według jego zmienionego projektu gmach główny Szkoły Głównej Planowania i Statystyki z siedmiostopniową piramidą. Jako uznany architekt, twórca własnego, łatwo rozpoznawalnego stylu zajmował się również działalnością naukową w Polskiej Akademii Nauk. Zmarł w poczuciu spełnienia, otoczony liczną rodziną w 1958 r. Spoczął na Starych Powązkach. Stylowy nagrobek zdobi metalowa plakieta z podobizną Jana Koszyc-Witkiewicza.
Starannie udokumentowany katalog prac Jana Koszczyca-Witkiewicza autorstwa historyka sztuki Marty Lesiakowskiej obejmuje ponad 170 prac. Znajdują się w nim projekty domów, willi, szkół, sanatoriów, kościołów, ale nie tylko. Artysta przywiązywał wagę do wyposażenia wnętrz stanowiących istotne dopełnienie jego dzieł. Zaprojektował m.in. komplet stylowych mebli do willi „Witkiewiczówka” i makatę do „Chaty” Stefana Żeromskiego.