W SGH upamiętniono 40. rocznicę strajku w radomskiej WSI oraz strajku pracowników i studentów w ówczesnej SGPiS

archiwalne zdjęcie transparentu z napisem strajk zawieszonego na fasadzie budynku

24 listopada br. podczas XIII posiedzenia Senatu SGH kadencji 2020-24 upamiętniono 40. rocznicę strajku w Wyższej Szkole Inżynierskiej im. Kazimierza Pułaskiego w Radomiu oraz strajk pracowników i studentów ówczesnej Szkoły Głównej Planowania i Statystyki. 

„Strajk okupacyjny w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Radomiu, trwający 49 dni, od 26 października 1981 roku do wybuchu stanu wojennego 13 grudnia, był najdłuższym tego typu protestem w okresie PRL. Radomską akcję strajkową poparło ponad 70 na około 100 istniejących wówczas uczelni wyższych. Przez całą Polskę przetoczyły się strajki studenckie” – powiedział na posiedzeniu Senatu rektor SGH, prof. Piotr Wachowiak. - 16 listopada 1981 r. Niezależne Zrzeszenie Studentów proklamowało w SGPiS strajk okupacyjny, trwający do 8 grudnia 1981 r., czyli 23 dni. Strajk, w którym w różnej formie udział wzięło przeszło tysiąc studentów, miał m.in. na celu zmianę ówczesnego ideowego obrazu uczelni. Pięć dni po zakończeniu strajku w SGPiS w Polsce wprowadzono stan wojenny”.

Swoje wspomnienie tamtej epoki jako pierwszy przedstawił prof. dr hab. Wojciech Morawski, kierownik Katedry Historii Gospodarczej i Społecznej w Kolegium Ekonomiczno-Społecznym SGH.

Wspomnienie pierwsze - prof. dr hab. Wojciech Morawski

„Ten strajk w Radomiu stał się detonatorem konfliktu ogólnopolskiego, ale tak naprawdę przedmiot tamtego sporu, choć ważny, dla nas był tylko pretekstem. To raczej była okazja do demonstracji niezadowolenia społeczności wyższych uczelni ze stanu prac nad ustawą o szkolnictwie wyższym – wskazał prof. Morawski. - W SGPiS w gmachu głównym strajkowało ponad tysiąc osób. Gmach główny był zamknięty, studentom nie wolno było wychodzić ze strajku bez specjalnej przepustki. Komitet strajkowy zwalniał co pięć dni 20 proc. strajkujących (…). Strajkujący spali w aulach pomiędzy ławkami; na dzień te materace i śpiwory się wygarniało (…). Dużym wyzwaniem organizacyjnym było wyżywienie (…)”.

strajkujący studenci wewnątrz auli

Uczelniany Komitet Strajkowy (UKS) reprezentował strajkujących studentów i pracowników Szkoły. Tomasz Szapiro i  Krzysztof Popowicz reprezentowali w UKS pracowników. Szefem UKS był Krzysztof Osiński. Wieczorami podczas strajku w SGPiS odbywały się programy artystyczne, przychodzili goście, albo politycy, jak Jacek Kuroń, Andrzej Czuma czy Jan Józef Lipski, albo artyści jak Wiesław Gołas, zespół Trzeci Oddech Kaczuchy czy Wojciech Młynarski.

„Zarówno +Solidarność+, jak i NZS w SGPiS były organizacjami mniejszościowymi. (…) To oczywiście ograniczało nasze możliwości, ale też wpływało na nas w zdrowy sposób, np. chroniło przed triumfalizmem i skłaniało do szukania porozumienia z różnymi innymi organizacjami. (…) Strajk, można powiedzieć, cieszył się poparciem, jeśli nie czynnym udziałem, sporej części społeczności Szkoły i wielu organizacji z różnych stron sceny politycznej” – dodał prof. Morawski. Ważnym aspektem strajku było to że, mimo późniejszego stanu wojennego, zintegrował on społeczność Szkoły, a „dla jego uczestników stał się bardzo ważną cezurą w życiu”. „Ja uważam, że to jest jedna z najfajniejszych rzeczy, jakie mi się przytrafiły w życiu” – podkreślił.

Według prof. Morawskiego drugi aspekt protestu był jeszcze ważniejszy – był udaną próbą tzw. strajku czynnego. Pomysł polegał na tym, by zacząć strajk i wykonywać polecenia władz strajkowych, a ignorować polecenia władz państwowych. I w ten sposób przejąć kontrolę. Strajk czynny w SGPiS polegał na tym, że uruchomiono zajęcia na zasadach całkowitej wolności. „Każdy wykładał, co chciał, a studenci przychodzili na wykłady, do kogo chcieli. (…) Studenci niebiorący udziału w strajku, którzy początkowo mówili, że tracimy czas, w pewnej chwili zorientowali się, że na strajku dzieją się różne ciekawe rzeczy (…) zażądali, żeby te wykłady, które są na strajku, były wygłaszane również dla nich, na zewnątrz strajku. I ja sam chodziłem na ul. Wiśniową, żeby im powtarzać to, co tutaj mówiłem” – wspomniał prof. Morawski.

transparenty strajkowe rozwieszone w auli budynku

Dodał, że pojawiła się wreszcie koncepcja stworzenia VI Wydziału. "Potem, oczywiście, wybuchł stan wojenny, ale koncepcja ta (…) stała się później zaczynem reformy w 1991 roku.  (…) My byliśmy jedyną szkołą, która w ramach strajku zaczęła tworzyć nowy wydział – podkreślił prof. Morawski. - Może sobie pochlebiamy, ale w dekrecie o stanie wojennym znalazł się paragraf mówiący o tym, że nie wolno tworzyć na wyższych uczelniach nowych wydziałów. Może jesteśmy zarozumiali, ale uważaliśmy, że ten punkt jest na naszą cześć. Dorobić się własnego paragrafu w dekrecie o stanie wojennym, to już było coś”.

Prof. Morawski wspomniał również o „najbardziej dramatycznej nocy”, kiedy milicja zdobyła Wyższą Oficerską Szkołę Pożarnictwa na Żoliborzu w Warszawie. „Studenci z SGGW wyszli nocą na ulice, żeby zrobić marsz na Żoliborz. Stali przed naszymi drzwiami, walili do drzwi i mówili: +Czerwona Twierdza, wyłaźcie, nie bójcie się+. Myśmy byli przekonani, że to jest prowokacja i całą noc +zwijaliśmy się+, żeby nie wypuścić naszych studentów na ulice, bo wiedzieliśmy, że to może się źle skończyć. I udało nam się utrzymać te drzwi zamknięte i jakoś uspokoić sytuację. Ale cała noc była okropna” – mówił prof. Morawski.

Studenci-podchorążowie nie zgadzali się na podporządkowanie zapisom ustawy o wyższym szkolnictwie wojskowym, które zakładały, iż podchorążowie mogli być kierowani do tłumienia społecznych protestów. 2 grudnia 1981 roku nastąpiła brutalna pacyfikacja strajku w WOSP.

Na koniec prof. Morawski zwrócił uwagę, że „obecny kształt SGH jest pokłosiem dorobku duchowego strajku” z 1981 roku. Pomysły z 1981 roku stały się podstawą reformy szkoły w 1991 roku. „Z tego punktu widzenia dobrze, że państwo pamiętacie o tym. Dziękuję bardzo” – powiedział.

Odsyłamy do kalendarium strajku z 1981 r. na SGPiS dla Gazety SGH (2005 r. nr 211), autorstwa prof. Wojciecha Morawskiego.

Wspomnienie drugie – prof. dr hab. Tomasz Szapiro

„Podczas strajku stykaliśmy się z nieprawdopodobnym wsparciem. Myślę, że wynikało to ze specyficznego wizerunku naszej uczelni. Polska już 14-15 miesięcy oddychała wolnością, my również, a jednak żyliśmy z odium +czerwonej twierdzy+ i +szkoły aparatczyków+” – wspomina, prof. Tomasz Szapiro, wtedy członek UKS odpowiedzialny za informację, a w latach 2012-2016 rektor SGH. „Sensem strajku studentów i pracowników SGPiS – jedynego takiego w Polsce – było też zaprzeczenie temu odium. Hasło strajku +SGPiS zmienia kolor+, które łączyło ludzi, lapidarnie wyrażało deklarację, że SGPiS może być uczelnią podporządkowaną zasadom wolności, demokracji i podmiotowości studentów i pracowników, a nie dyscyplinie sterowanej politycznie” – zaznaczył.

plakat strajkowy na kolumnie budynku

„Kiedy strajk się skończył, wielu z nas doświadczało solidarności środowiska uczelni w chwili zagrożenia, bo parę dni potem przyszedł stan wojenny i (…) przeciwnicy strajku przejęli pełną, właściwie niekontrolowaną w żaden sposób władzę. Zaczęto mówić o osobach internowanych, wyznaczonych do internowania, w drugim rzucie - do aresztu. Ja należałem do tych osób - to dlatego o tym mówię jako świadek. Dzięki solidarności uczelni i to nie tylko mojego obozu, ale także władz akademickich i wielu osób, ta sankcja, której domagały się osoby żądne represji, została zmniejszona (…). Skończyło się na tym, że dostałem zakaz nauczania z takim uzasadnieniem, że mam za duży wpływ na studentów, nawet nie +zły+, ale +za duży+” – podkreślił prof. Szapiro.

„Później, w stanie wojennym i okresie tzw. normalizacji walka o podmiotowość merytoryczną uczelni odbywała się w różnych działaniach pracowników i studentów” – wskazał profesor. „(…) Na obozach, które organizowali pracownicy i studenci, odbywały się regularne zajęcia, również w domach odbywały się kursy naukowe (…), gdzie przychodziło po kilkadziesiąt osób. (…) Bardzo wiele spotkań organizowała +Solidarność+. Pamiętam szczególnie te, które odbywały się w mieszkaniu Niny Jóźwiak, Jej Magnificencji – rektor tej uczelni, a odbyło się bardzo wiele takich spotkań (…)” – dodał.

„Minęło 10 lat, ale przetrwało przesłanie strajku, który upominał się o prawa studenta nie tylko do godności, ale także do tego, żeby uznać podmiotowość jego potrzeb. To przesłanie legło u ideowych podstaw reformy, gdy SGPiS zmieniła nazwę na SGH. Warto mieć świadomość skali, tempa, dojrzałości i rozmachu tej reformy. System punktów kredytowych – proceduralny instrument zabezpieczający prawo studentów do studiowania tego, co chcą - powstał w SGH kilkanaście lat wcześniej niż proces boloński zarządził go w Polsce” – zaznaczył prof. Szapiro.

kilku studentów za katedrą podczas strajku

Swoje wystąpienie spiął klamrą, kontrastując wcześniejsze sankcje za dobre relacje ze studentami z otrzymanym kilka dni wcześniej wyróżnieniem „Przyjaciela Samorządności Studenckiej” od Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej. W perspektywie doświadczeń prof. Szapiro trzeba dzisiaj pamiętać o roli studentów. „To jednak oni zawsze niosą to zarzewie przełomu, dzisiaj powiedzielibyśmy innowacyjności, które potem musi być długo przepracowywane, jednak wcześniej, ktoś gdzieś musi tę iskierkę zapalić” (…) „Sądzę, że jednym z najważniejszych przekazów tej lekcji historii jest to, że w tworzeniu dobrej przyszłości naszej instytucji jako wspólnoty studenci mają szczególną rolę do odegrania i trzeba ich w tym bardzo wspierać” - zaapelował.

Wspomnienie trzecie - dr Anna Rokicka-Broniatowska

„Dziękuję, że uczelnia pamięta o tym, co tak naprawdę w moim odczuciu jest korzeniem, o którym nie wolno nam zapomnieć – w 1981 roku jako środowisko dostaliśmy bowiem dużą szansę (...) w sytuacji, gdy mieliśmy +czerwoną markę+ w znaczeniu pejoratywnym, głęboko pejoratywnym” – wskazała na początku wystąpienia dr Rokicka-Broniatowska.

„Dzisiaj jest 24 listopada. Dokładnie 40 lat temu był proklamowany strajk pracowniczy, który był wsparciem (dla strajku studentów). Ale dla mnie strajk zaczął się 16 listopada, trwał 23 dni i jeden tylko jedyny raz w tym czasie byłam w domu. (…) Dla mnie był to okres niesamowitego doświadczenia, które przede wszystkim dało spotkanie ze studentami. (...) Wybuch strajku, konflikt o sprawy personalne w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Radomiu to było tylko lekkie tło. Tutaj młode wino eksplodowało jak korek od butelki. Tu młoda przyszła inteligencja upomniała się o wolną uczelnię” – podkreśliła dr Rokicka-Broniatowska.

Zacytowała fragment tekstu napisany przez wybitną postać w tamtym okresie, jednego z autorów VI Wydziału, studenta Wydziału Ekonomiczno-Społecznego Zbigniewa Stawrowskiego: „Sądzę, że dlatego tak trudno, to określić, że baliśmy się artykułować to, do czego rzeczywiście dążymy. Ustawa nie jest żadnym celem. Celem jest wolna uczelnia, nieskrępowana placówka naukowa, niezależna  od rujnującego wpływu pseudonaukowej ideologii. Nie sądzę, abyśmy ten cel osiągnęli w ciągu miesiąca, ale naszym obowiązkiem jest rozpoczęcie tego procesu". „I wtedy Zbigniew Stawrowski sformułował po raz pierwszy koncepcję strajku czynnego. Pragnienie wolności nauki było w studentach i było w pracownikach naukowych. Strajk czynny był na to odpowiedzią” – zauważyła dr Rokicka-Broniatowska.

kobieta i mężczyzna siedzą przy stole

Następnie wspomniała o trzech momentach, które zrobiły na niej – jak podkreśla – "nieprawdopodobne wrażenie na całe życie". „Pierwszy moment, w którym proklamowano strajk na uczelni. Na wiecu w Auli Spadochronowej zebrano wszystkich studentów. Trzeba było zdecydować, czy społeczność jest gotowa odpowiedzieć odpowiedzialnie na tę propozycję. Poproszono studentów (…), by wszyscy usiedli. I kiedy padło pytanie, czy jesteś za proklamowaniem strajku, należało wstać. Dla mnie zatrzęsła się ziemia. Zafalowała cała posadzka, wszyscy nagle wstali” – wspomina.  

„Drugi obrazek, trudny bardzo. 30 listopada, noc, w trakcie której Wyższa Szkoła Pożarnicza w Warszawie jest otaczana i ewidentnie widać przygotowania do siłowego rozwiązania konfliktu. WOSP zapragnęła także być w strukturach wolnej uczelni, a przede wszystkim mieć prawo do zrzeszania się, a to była wówczas uczelnia mundurowa i absolutnie nie wolno było tam organizować ani organizacji związkowych ani zrzeszeń studenckich – przypomniała dr Rokicka-Broniatowska.

– Pod murami naszej uczelni stały grupy osób (...), chodziło o wyprowadzenie naszych studentów na ulice. Tę noc trudno zapomnieć. (...) Muszę przywołać pamięć pana prof. Nowackiego, rektora SGPiS, pierwszego rektora, który był wybrany w sposób demokratyczny, który zawsze był gotowy do pomocy. O 1.30 w nocy zadzwoniłam do niego do domu i powiedziałam: +Panie rektorze, musi pan przyjechać, natychmiast. Pana autorytet powstrzyma studentów, panu uwierzą, nie wyjdą na ulice+. Rektor był za 20 minut i przemówił do studentów, aby nie opuszczali budynku. Następnego dnia nastąpiła pacyfikacja WOSP, a szkołę rozwiązano”.

„Trzeci, niezwykle trudny moment - zakończenie strajku. Widać było, że pewnych celów nie da się osiągnąć, jak skończyć ten strajk bez uczucia porażki. Uczelnia kończy go apelem do Sejmu: +My strajkujący studenci i pracownicy SGPiS zwracamy się do Sejmu PRL o odrzucenie wniosku nadania rządowi PRL nadzwyczajnych kompetencji z możliwością ogłoszenia stanu wyjątkowego, zawieszenia prawa do strajku, delegalizacji funkcjonujących organizacji. Uważamy, że przyjęcie takiej uchwały pogłębi w kraju stan kryzysu społeczno-politycznego, przyczyni się do podważenia autorytetu Sejmu. W pierwszym rzędzie należy likwidować płaszczyzny, a nie skutki kryzysu. Strajkujący studenci oraz pracownicy SGPiS+” – przypomniała dr Rokicka-Broniatowska.

I zwróciła uwagę, że w nocy 30 listopada „została utworzona grupa inicjatywna, która myśli o tym, co będzie po strajku, jaka ma być nasza uczelnia, i tworzy swoisty manifest dalszych działań postrajkowych”. „Autorem tego manifestu był również Zbigniew Stawrowski. Mimo przemocy, mimo różnych sankcji, jakie spotkały osoby zaangażowane, mimo utrudnień, mimo odsunięć od dydaktyki (…), ta idea pozostała, ta praca wykonana w czasie tego strajku, zaowocowała potem, już w warunkach końca lat 80 lat powołaniem Społecznej Komisji Reformy Uczelni. (...) Do dzisiaj korzystamy z owoców tych unikatowych wówczas rozwiązań. To nasze korzenie. Dlatego nie wolno nam zapomnieć o tym strajku” – zaapelowała.

duża grupa studentów stoi w auli

Wspomnienie czwarte - dr Krzysztof Popowicz

„Zgadzam się całkowicie z moimi przedmówcami, że strajk zbudował poczucie wspólnoty na naszej uczelni. Wspólnota zaowocowała dalekosiężnymi skutkami" – powiedział dr Popowicz. Poinformował, że w latach 90. Pracował w Brukseli w polskim przedstawicielstwie przy Wspólnotach Europejskich. „Naszym głównym zadaniem było przygotowanie Polski do członkostwa w UE. I tutaj trudno nie wspomnieć, że w tym zespole ludzi, którzy naprawdę z wielkim poświęceniem i całą swoją mocą intelektualną budowali wejście do tej wspólnoty, byli absolwenci naszej uczelni - byli ministrowie spraw zagranicznych Dariusz Rossati, Andrzej Olechowski, premier Józef Oleksy i wielu wybitnych absolwentów naszej uczelni. Moim zdaniem ta wspólnota, która zbudowała społeczność akademicką w czasie strajku, zaowocowała tą jednością przy wyprowadzaniu Polski ze Wschodu na Zachód” – ocenił dr Popowicz.

Następnie zwrócił się do władz uczelni, aby upamiętnić 20-lecie wejścia Polski do UE, zaprosić "tych wszystkich, którzy w latach 90. z takim wielkim trudem łamali nieufność ówczesnych polityków europejskich w stosunku do naszego kraju".

"Nikt nie wierzył, że nam się uda zbudować demokratyczne państwo prawa, nikt nie wierzył, że nam się uda zbudować wolną gospodarkę itd." - dodał Popowicz.  "Na koniec trudno nie podzielić się moją osobistą gorzką refleksją. W tamtym czasie walczyliśmy nie tylko o nowy kształt uczelni, ale o podstawowe wartości, jak wolność, demokratyczne państwo prawa, niezawisłe sądy, praworządność. Dzisiaj, patrząc z perspektywy czasu, i mówię to jako prawnik, znowu musimy o te podstawowe wartości walczyć" - wskazał Popowicz.

Rektor Piotr Wachowiak podziękował wszystkim zaproszonym na posiedzenie Senatu SGH uczestnikom strajku z 1981 roku, w tym także mecenasowi Piotrowi Militzowi. Gościem specjalnym posiedzenia był Włodzimierz Dobrowolski, rzecznik prasowy Komitetu Strajkowego NZS i przedstawiciel Społecznego Komitetu Inicjatywnego obchodów 40. rocznicy strajku w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Radomiu.

Wspomnienie czwarte - Włodzimierz Dobrowolski

„16 listopada 1981 r., będąc delegatem strajkujących na wiecu studentów w Auli Spadochronowej, miałem zaszczyt przemawiać do zgromadzonego tłumu i być świadkiem głosowania za strajkiem. Byłem rzecznikiem prasowym NZS, potem rzecznikiem prasowym Uczelnianego Komitetu Strajkowego i byłem osobą, która za ogłoszenie Senackiej Komisji Wyborczej votum separatum od jej działalności przy wyborach rektora w Wyższej Szkole Inżynierskiej, profesora Michała Hebdy. Przewodniczący tej komisji złożył wniosek o relegowanie mnie z uczelni. W związku z tym głównymi postulatami najpierw pogotowia strajkowego, a następnie strajku czynnego, były głównie sprawy personalne; dotyczyły one odwołania czy uniemożliwienia kandydowania rektorowi na stanowisko rektora oraz przywrócenia do pracy dwójki pracowników i studenta. I tak się zaczęło - to były cztery postulaty – relacjonował Dobrowolski. - W momencie rozpoczęcia strajku otrzymaliśmy ogromne wsparcie ze strony Ogólnopolskiego Porozumienia Nauki, które to we współpracy z Komitetem Strajkowym przygotowało kolejnych siedem postulatów; główne z nich dotyczyły samorządności studentów, wprowadzenia społecznej ustawy o szkolnictwie wyższym i tzw. wolności akademickiej”.

znaczek strajkowy w WSI Radom

"Ani wolności akademickiej, ani samorządności akademickiej nigdy nie uzyskuje się raz na zawsze" - podkreślił Dobrowolski, parafrazując powiedzenie, że "wolność nigdy nie jest dana raz na zawsze". "Dlatego w tym roku, kiedy po 40 latach zorientowałem się, że praktycznie na temat naszego strajku nie ma żadnego opracowania naukowego, postanowiłem zwrócić się do instytucji państwowych, ale głównie do rektorów, do środowisk naukowych, do rządu o to, żeby przypomnieć nasz strajk i ideę jesieni '81 roku" - wyjaśnił.

Dobrowolski przypomniał, że w całym kraju strajkowały wówczas 73 ośrodki akademickie, ponad 100 tys. osób, był to "największy strajk w Europie, najdłuższy strajk w Polsce". "To wszystko, co dzisiaj konsumujecie w zakresie wolności akademickiej i pewnej kultury, zrodziło się właśnie wtedy. Ta ogromna więź, ta ogromna wspólnota, o której tu państwo mówili, przetrwała nie tylko w Radomiu, ona przetrwała we wszystkich ośrodkach akademickich" - zaznaczył.

"Jest bardzo ważne dla nas wszystkich, abyśmy pamiętali o źródłach tej inspiracji, tego, co potem mogło się dziać w tak wielkich ośrodkach akademickich, jak wasza uczelnia. My nie mieliśmy tego szczęścia i nie mieliśmy swojego rektora" - wskazał. "My byliśmy raczej karmieni perspektywą ścieżek zdrowia z '76 roku (…). Po zakończeniu strajku rozpoczęły się sądy kapturowe na uczelni. Wasi wtedy rówieśnicy, pracownicy wyższej uczelni w Radomiu tak naprawdę w większości nie mogli kontynuować kariery naukowej (…)”.
 

kartka świąteczna ze strajku