Szkoła Główna Handlowa w Warszawie miała wśród pracowników wielu ministrów, premierów, senatorów i posłów. Prezydent był jeden. Stanisław Wojciechowski, wykładowca ówczesnej Wyższej Szkoły Handlowej, został wybrany przez Zgromadzenie Narodowe dokładnie sto lat temu, 20 grudnia 1922 roku. Ponieważ wybór miał miejsce w trakcie semestru, Wojciechowski już jako urzędujący prezydent, dokończył jeszcze swoje zajęcia.
Droga Wojciechowskiego na fotel prezydencki i na profesorskie katedry nie była ani typową karierą polityka, ani nie prowadziła przez kolejne stopnie kariery akademickiej. Przyszły prezydent zaczynał w antyzaborczej konspiracji (stąd długa kolekcja pseudonimów: Adam, Długi, Edmund, Latający Holender, Kazimierz Paszkiewicz, Stanisław de Lang, Wacław, Vorhoff), następnie tworzył polską spółdzielczość. Organizował Polaków w Rosji w czasie pierwszej wojny światowej, a już po jej zakończeniu był ministrem spraw wewnętrznych w kluczowym, pierwszym roku polskiej niepodległości. Zacznijmy jednak od początku.
Wojciechowski urodził się 1869 roku w Kaliszu, w zubożałej rodzinie szlacheckiej. W mieście tym ukończył gimnazjum (dziś liceum im. Adama Asnyka) i w 1888 roku wyjechał do Warszawy studiować na rosyjskim uniwersytecie. W Warszawie, trzecim największym mieście Imperium Rosyjskiego, nie było jednak łatwo skupić się na nauce. W dorosłość wchodziło pokolenie urodzonych już po upadku powstania styczniowego, nieukształtowanych przez doświadczenie tej porażki. Zamiast pracy u podstaw woleli walkę o niepodległość. Tworzyli pierwsze podziemne organizacje: najpierw wspólne, stopniowo jednak dzielące się po linii różnic politycznych.
Jak wielu innych czołowych polityków przyszłej Drugiej Rzeczypospolitej, również Wojciechowski przeszedł kolejne szczeble krajowej konspiracji: członkostwo w Związku Młodzieży Polskiej „Zet,” potem w jego kierownictwie, prezesura studenckiego Koła, działalność w Zjednoczeniu Robotniczym wielkiego teoretyka polskiej spółdzielczości, filozofa Edwarda Abramowskiego (do którego zresztą wrócimy). Dwukrotnie aresztowany przez Rosjan, Wojciechowski wyemigrował do Zurichu, skąd przeniósł się do Paryża. Tam zaczął się uczyć swojego pierwszego fachu – zecerki – i zaprzyjaźnił się z Marią Skłodowską. We Francji dosięgła go jednak ręka Petersburga. Ponownie zmuszony do emigracji, wyjechał do Anglii, która przez kilkanaście lat stała się jego główną siedzibą. Doświadczenie to wpłynęło na jego późniejsze poglądy: cenił sobie angielski system polityczny i poczucie humoru. We Francji, poza koniakiem, niewiele mu się podobało.
Opuszczenie kraju nie zatrzymało działalności politycznej Wojciechowskiego. Został jednym ze współtwórców Związku Zagranicznego Socjalistów Polskich oraz Polskiej Partii Socjalistycznej. Jako łącznik Związku przez kolejne lata jeździł nielegalnie do zaboru rosyjskiego i organizował tam ruch robotniczy. Tę kluczową dla polskiej działalności opozycyjnej drogę przeszedł z nieco starszym od siebie przyjacielem: Józefem Piłsudskim. Wspólnie, wymykając się carskim władzom, wydawali w podziemiu „Robotnika” – najważniejsze partyjne pismo konspiracyjne. Stefan Żeromski napisze o nich później: „Było ich dwu, niedoszły technik, i niedoszły lekarz [...]. Jeżeli nie oni dwaj stanowili całość groźnej »partii«, głośnej później »Pepees«, to niewiele więcej jednostek męskich i niewieścich dałoby się do nich w kraju przyłączyć.” Jak chce legenda, spali pod jednym płaszczem, a Wojciechowski dla obydwu gotował. Jako jeden ze „starych” towarzyszy Piłsudskiego, nigdy nie stał się jednak jego ślepym wyznawcą i – jak pokazały późniejsze wypadki – potrafił mu się przeciwstawić.
Przez przyjaciela Wojciechowski poznał żonę: Marię z domu Kiersnowską. Dołączyła do niego w Anglii i tu urodziły się ich dzieci: Edmund i Zofia. Przyszły prezydent wciąż krążył jednak między przeżywającą trudne chwile żoną a zaborem rosyjskim. W końcu jednak wycofał się z konspiracji i wraz z rodziną zamieszkał na dłużej w kolonii tołstojowców w Anglii, gdzie zajął się zecerstwem.
Wojciechowski wrócił do Polski gdy tylko umożliwiła mu to amnestia po rewolucji 1905 roku. Przybywszy do Warszawy wraz z rodziną, nie był już członkiem PPS – wystąpił z niej po rewolucyjnym rozłamie i przejęciu władz przez „młodych”. Zakończył też współpracę z Piłsudskim, wrócił do swojego dawniejszego przyjaciela Abramowskiego i rzucił się w wir organizacji. W koncepcji Wojciechowskiego zdobycie niepodległości nie byłoby wiele warte, bez przemiany społeczeństwa, wyrosłego po władzą zaborców. Drogę do tej przemiany widział w ruchu spółdzielczym i to jemu poświęcił lata przed wybuchem pierwszej wojny światowej. Był członkiem Towarzystwa Kooperatystów i sekretarzem Biura Informacyjnego ruchu, redagował czasopismo „Społem” i, po długich staraniach, doprowadził do powstania i objął kierownictwo Warszawskiego Związku Stowarzyszeń Spożywczych. Pracując nad propagowaniem spółdzielczości, Wojciechowski zaczął pisać prace na jej temat. Zaczęło się od wydanego w 1907 roku Ruchu spółdzielczego i rozwoju jego w Anglii. Po wojnie to ta działalność miała zaprowadzić go na uczelnie.
Wybuch wojny oznaczał dla Wojciechowskiego, jak i dla wszystkich zaangażowanych politycznie Polaków, konieczność podjęcia zasadniczej decyzji: po stronie którego zaborcy się opowiedzieć. Inaczej niż Piłsudski, Przyszły prezydent postawił na Rosję, widząc w Niemczech większe zagrożenie dla kraju. Zajmował już wtedy istotną pozycję w polskich środowiskach, został więc członkiem Centralnego Komitetu Obywatelskiego miasta stołecznego Warszawy oraz Komitetu Narodowego Polskiego. Po ofensywie niemieckiej i ewakuacji w 1915 roku, Wojciechowski znalazł się w głębi Rosji. Ponownie zaczął działać społecznie i politycznie. Razem z Władysławem Grabskim – przyszłym premierem i świekrem Zofii, córki Wojciechowskiego, opiekowali się polskimi uchodźcami z Królestwa. Po rewolucji lutowej aktywnie włączył się w ożywioną polską politykę i stanął na czele prawicowej Rady Polskiej Zjednoczenia Międzypartyjnego. Wraz z rewolucją bolszewicką wyjechał jednak z Rosji do znajdującej się pod niemiecką okupacją Polski, która wkrótce odzyskała niepodległość.
Wtedy też rozpoczął się najmniej może znany etap drogi Wojciechowskiego do prezydentury. Kiedy władzę w kraju objął Piłsudski i zaczęto tworzyć rząd Ignacego Paderewskiego, kluczowe stanowisko ministra spraw wewnętrznych zaproponowano właśnie dawnemu przyjacielowi Naczelnika. Wojciechowski sprawował ten urząd w kluczowym pierwszym roku polskiej niepodległości. Ponieważ Paderewski większość roku bawił w Paryżu na konferencji pokojowej, jego minister spraw wewnętrznych pełnił też funkcję faktycznego premiera. A że równolegle Piłsudski często wyjeżdżał koordynować walki o granice, Wojciechowski nieraz bywał najważniejszą osobą w państwie. Był to rok pełen pracy. Zaczęło się od przeprowadzenia wyborów do Sejmu Ustawodawczego, pierwszych w historii kraju wyborów powszechnych. Potem Wojciechowski poświęcił się organizowaniu lokalnej administracji państwowej, samorządu i policji, uregulowaniu kwestii obywatelstwa oraz pracom nad konstytucją. Najwięcej energii kosztowały go wystąpienia w Sejmie, na które potem narzekał we wspomnieniach.
Funkcję ministra Wojciechowski pełnił również w kolejnym gabinecie Leopolda Skulskiego, następnie zaś pracował jako doradca rządowy. Efektem jego pracy była m.in. reorganizacja ministerstw. Nie potrafił się odnaleźć w polskim systemie partyjnym i bez powodzenia startował w wyborach do pierwszego senatu. Zgodnie z konstytucją marcową, parlament, którego ten był częścią, miał wybrać prezydenta. Wojciechowski – możliwy do zaakceptowania tak przez prawicę, jak i lewicę, był jednym z kandydatów. Ostatecznie przegrał jednak z Gabrielem Narutowiczem. Wówczas prawica rozpętała histeryczną, antysemicką nagonkę, a prezydent po kilku dniach urzędowania padł ofiarą zamachu.
W drugich wyborach Wojciechowski zwyciężył w pierwszym głosowaniu. Przyszło mu kierować krajem w wyjątkowo trudnych okolicznościach. Polska znajdowała się w coraz większych problemach finansowych, a w 1923 roku wysoka inflacja przekształciła się w hiperinflację. Poradził sobie z nią dopiero przyjaciel prezydenta, Grabski. W kolejnych latach główną trudnością były coraz większe napięcia polityczne, które zaowocowały krwawym zamachem stanu w 1926 roku.
Jako prezydent Wojciechowski pamiętany jest głównie jako ten, który nie poddał się łatwo Józefowi Piłsudskiemu, którzy w wyniku zamachu przejął władzę. Podczas dramatycznego spotkania z dawnym przyjacielem na moście Poniatowskiego 12 maja 1926, Wojciechowski powiedział: „Reprezentuję tutaj Polskę, żądam dochodzenia swych pretensji na drodze legalnej.” Kiedy wojska marszałka zdobyły jednak jednoznaczną przewagę, prezydent złożył broń i ustąpił ze stanowiska.
Wojciechowskiemu trudno byłoby zrozumieć dzisiejszy kult Polski pomajowej.
Przywiązany do praworządności, nigdy nie wybaczył dawnemu przyjacielowi przewrotu. Odrzucił próby porozumienia ze strony nowych władz i wycofał się z życia politycznego, poświęcając się z powrotem spółdzielczości i pracy naukowej, również w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. W nielicznych publicznych komentarzach jednoznacznie potępiał Sanację. Z pewnością nie o taką niepodległość walczył – z prześladowaniem demokratycznej opozycji, wyborczym manipulacjom, procesem brzeskim, czy z obozem w Berezie Kartuskiej.
Pod koniec lat 30. zajął się pisaniem wspomnień, których pierwszy tom ukazał się w 1938 roku. Wojnę Wojciechowski przeżył w Warszawie. W 1941 roku stracił syna Edmunda, wysłanego przez Niemców do Auschwitz. Sam prezydent z żoną cudem przeżyli powstanie, w którym spłonął ich dom, zresztą z rękopisem drugiego tomu wspomnień.
Po wojnie Wojciechowski z trudnością wrócił do odtwarzania drugiego tomu. Mieszkał z rodziną w Gołąbkach pod Warszawą, gdzie z satysfakcją doczekał śmierci Stalina. Sam umarł miesiąc później, 9 kwietnia 1953 roku.
Został pochowany w rodzinnym grobie na warszawskich Powązkach jako anonimowy obywatel.
Dorobek prezydenta nie potrzebuje dziś obrońców. Warto walczyć jednak o pamięć o nim. Wojciechowski był jednym z twórców lewicy niepodległościowej i polskiej spółdzielczości, twórcą i obrońcą polskiej praworządności. Nie poddając się koniunkturze, potrafił współpracować przez lata z przedstawicielami większości nurtów politycznych.
Zbliża się setna rocznica objęcia urzędu Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej przez Stanisława Wojciechowskiego – profesora Wyższej Szkoły Handlowej w Warszawie w latach 1919-1939. Najwyższy urząd w państwie objął on 22 grudnia 1922 r.
Szkoła Główna Handlowa w Warszawie, której społeczności bardzo bliskie są ideały życia jej dawnego wykładowcy, przygotowała serię wydarzeń upamiętniających rocznicę. W ich ramach 18 listopada o godzinie 12:00 w Sali Senatu SGH odbędzie się seminarium: Stanisław Wojciechowski – polityk, społecznik, nauczyciel akademicki.
Seminarium zostało przygotowane przez pracowników Katedry Historii Gospodarczej i Społecznej SGH.
Sympozjum będzie towarzyszyć wystawa publikacji Stanisława Wojciechowskiego ze zbiorów Biblioteki SGH.
Obowiązuje rejestracja. Liczba miejsc ograniczona.