Pamiętajmy o tych, którzy byli, i o tych, którzy jeszcze są wśród nas
Warto zwrócić uwagę, że budując Gmach Główny, najpierw wzniesiono skrzydła boczne, co widać na fotografii. Oddano je do użytku w 1953 r. Mieściły się w nich: obecny rektorat i dziekanaty, sale wykładowe i dydaktyczne, a także sala gimnastyczna oraz administracja uczelni. Świadczy to o wielkich potrzebach uczelni w tym czasie i sprawnym zarządzaniu. Część środkową ze słynną piramidą wybudowano w latach 1953–1956.
Pisanie o Szkole Głównej Planowania i Statystyki jest trudne. Łatwiej o niej mówić, np. w klubie JAJKO. Słowa są ulotne i nie pozostawiają trwałego śladu, chyba że ktoś je ukradkiem nagrywa, ale to przypadek szczególny, więc pomińmy go. Ale jak pisać, skoro wielu pracowników naukowych i absolwentów uczelni żyje i będzie żyć jeszcze długie lata? Dopiero gdy zamkną oczy, będzie można z pełną swobodą przystąpić do badań historycznych, choćby z powodu tak prozaicznej rzeczy jak ochrona dóbr osobistych. Najmłodsi z tych, którzy zdążyli jeszcze studiować i choćby przez chwilę popracować w SGPiS, mają zaledwie pięćdziesiąt kilka lat. Najbardziej długowieczni z nich odejdą z tego świata dopiero za jakieś czterdzieści lat, czyli około 2060 r. Dodajmy jeszcze do tego dziesięć lat na nabranie pewnego dystansu historycznego i w ten sposób około 2070 r. uzyskamy pełną swobodę nie tylko w prowadzeniu badań historycznych, ale i wypowiadaniu się na poruszane tematy.
O tym, że jest to istotne i uzasadnione, najlepiej świadczy przykład Polskiego Słownika Biograficznego – jednego z większych, a może największego osiągnięcia polskiej historiografii. Biogramy osób są z reguły bardzo obszerne i doskonale źródłowo udokumentowane. Wydawanie słownika zaczęto w 1935 r. i przyjęto zasadę, że pisze się wyłącznie o osobach nieżyjących. Do wybuchu II wojny światowej zdołano doprowadzić słownik do litery D. W czasie wojny kontynuowano pewne prace, ale po jej zakończeniu nastał niesprzyjający czas. W rezultacie regularne wydawanie słownika wznowiono dopiero na fali gomułkowskiej odwilży. Obecnie są opracowywane hasła na literę T, a do litery Z daleko. Nie ma więc co się smucić, że przed nami perspektywa 2070 r. Czy jednak historia SGPiS będzie wtedy zrozumiała i możliwa do odczytania w świecie, który tak bardzo się zmienia?
Pytanie retoryczne, na które dzisiaj nikt nie może dać jednoznacznej odpowiedzi, nawet największy optymista. Wydaje się, że można jednak wyodrębnić w historii SGPiS pewne tematy zamknięte lub prawie zamknięte. Uczestników wydarzeń dawno już nie ma wśród nas albo prawie nie ma, a skutki ich dokonań i – niestety – zaniechań to z reguły odległa przeszłość. Z dotarciem do pewnych źródeł można mieć jednak problem, gdyż podobno uległy zniszczeniu (może tak, a może i nie i gdzieś się zachowały w archiwach rodzinnych). Rzetelne badania historyczne są z reguły żmudne i długotrwałe, więc jeśli ktoś aktualnie by je podjął, to na pewno zakończy wówczas, gdy nikogo z opisywanych bohaterów nie będzie wśród nas. Poza tym żyją jeszcze, wiekowi już bardzo, uczestnicy pewnych zdarzeń i wydarzeń i może zechcieliby jeszcze to i owo powiedzieć przed odejściem z tego świata. W ten sposób mogłoby powstać co najmniej kilka interesujących monografii z SGPiS na pierwszym planie, ale mających za tło wielkie wydarzenia i procesy w naszej historii, a nawet powszechnej.
Ciekawy przypadek w historii każdej uczelni stanowią odrzuceni i odrzucani. Odrzuceni to ci, którzy porzucili studia albo zostali zmuszeni do rezygnacji z pracy w uczelni. Czy warto o nich wspominać, skoro niektórzy z nich przez SGPiS, a wcześniej przez SGH, zaledwie się przewinęli?
Niech za przykład posłuży słynna historia Adriana Cartona de Wiarta (1880–1963). Ten Anglik urodził się w Kairze, w rodzinie zamożnego adwokata. Skoro tak, to i on koniecznie musiał studiować prawo na Oksfordzie. Wiadomo, co to Oksford. Jeśli ktoś myśli o karierze na Wyspach Brytyjskich, to musi skończyć (innego wyjścia nie ma) Oksford albo Cambridge i jeszcze dobrze za te studia zapłacić. Oczywiście, te dwa uniwersytety kształcą na wysokim poziomie, tyle że osoby pod pewnymi względami bardzo przeciętne. Tak się bowiem składa, że to właśnie świetnie wykształconym i w pewnym sensie przeciętnym stwarza się możliwości rozwoju kariery. De Wiart przez dwa lata studiował prawo na Oksfordzie, ale żadnego egzaminu nie zdał, bo nie interesowały go wykładane przedmioty, za to bardzo udzielał się w zawodach sportowych, jakie rozgrywali studenci tego sławnego ośrodka akademickiego. Po dwóch latach wstąpił do wymarzonego wojska. Został jednym z najbardziej znanych generałów brytyjskich walczących na wielu frontach, z małą, 15-letnią przerwą na okres międzywojenny, gdy chwilowo jako bezrobotny wojskowy korzystał z gościny na błotach poleskich w dobrach księcia Janusza Radziwiłła (1880–1967). W przededniu wybuchu II wojny światowej jego rodacy przypomnieli sobie o nim i z powrotem powołali do służby. De Wiart witał m.in. naszą polską brygadę podhalańską (na jednym z nabrzeży w północnej Norwegii), gdy ta lądowała w 1940 r., przychodząc na pomoc północnemu królestwu walczącemu z niemiecką inwazją. Wojna się skończyła, ale Oksford nie zapomniał o swoim studencie owianym sławą bohatera i w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku uhonorował go tytułem doktora honoris causa. I u nas znalazłyby się podobne przypadki, tyle że chyba bez doktoratów honoris causa naszej uczelni, a szkoda.
Odrzucani natomiast to trochę inna kategoria. Byli usuwani z katedr, czasem z uczelni, ale jak bumerang z uporem powracali do SGPiS (wprawdzie już do innej katedry czy instytutu) i jeśli tylko mogli, to kontynuowali badania naukowe.
Alternatywne podejście to zainicjowanie akcji pisania wspomnień studentów, absolwentów i pracowników SGPiS. Taka inicjatywa musiałaby być odpowiednio rozpropagowana i konsekwen-
tnie realizowana przez wiele lat. Wydzielona komórka musiałaby te wspomnienia i relacje archiwizować, a niektóre publikować, może na łamach „Gazety SGH” albo w formie książki.
Interesujące przybliżenie historii SGPiS może polegać na wybraniu pewnych osób lub wydarzeń, które zaznaczyły się w historii uczelni, i napisaniu artykułu.
Wśród absolwentów i uczonych związanych z SGPiS jest też sporo osób znaczących w polityce i kulturze. Warto o nich pamiętać, może prowadzić jakiś rejestr ważnych postaci, w każdym razie je obserwować, po prostu o nich wiedzieć. Jedni dobiegli już mety i już nic więcej nie zdziałają, inni wciąż są aktywni i to nawet bardzo. Wnieśli i wciąż wnoszą istotny wkład w kreowanie wizerunku obecnej SGH, sukcesorki SGPiS.
dr PAWEŁ TANEWSKI, starszy kustosz dyplomowany, Biblioteka SGH