Od sierpnia 1989 poczuliśmy smak wolności. Mimo zawirowań w sferze polityki przyzwyczailiśmy się, że dysponujemy coraz większą możliwością działania. Dla kolejnych roczników stało się oczywistym rozumienie wolności jako nieobecności przymusu. Świat stał otworem przed nami wszystkimi, niezależnie od wieku.
Żyliśmy zgodnie z zasadą przyjemności, komfortu, oddając się indywidualnej konsumpcji. Sprawy innych zaczynaliśmy często widzieć jedynie przez pryzmat swego „ja” i własnego interesu. Dążyliśmy do tego, co lepsze, przyjemniejsze, łatwiejsze, a co według nas wydarzyć się miało w najbliższej przyszłości. Lecz przyszłość okazała się nie tak różowa, jak sobie wyobrażaliśmy.
Do roku 2020 wszelkie informacje o epidemiach odbieraliśmy jako mało znaczące, gdyż dotyczyły zakażeń w odległych rejonach globu. Trudno było nam sobie wyobrazić, że niegdyś nawiedzały one regularnie Polskę, choć czytaliśmy o nich w przewodnikach. Wyjeżdżając pociągiem z Warszawy, mijaliśmy cmentarz ofiar epidemii cholery, traktując go jako ciekawostkę historyczną.
Aż nastał rok szczególny, rok 2020. To, co wydawało się niemożliwe, a mianowicie nastanie pandemii w Polsce, nagle stało faktem. Wypadki potoczyły się bardzo szybko. W marcu, dokładnie 4 marca w Zielonej Górze zanotowano pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem, a już 12 marca zamknięto wszystkie szkoły i jakby nie było dość, 24 marca rząd wprowadził ograniczenia w przemieszczaniu. Odtąd słowa: „covid” i „lockdown” na stałe znalazły się w naszym słowniku. Przeglądanie porannych wiadomości zwykliśmy rozpoczynać od informacji o liczbie zakażonych. Można byłoby zapytać, co stało się z naszą wolnością, jeśli w czasie ferii nie mogliśmy wyjechać ani pójść do kina? Dla wielu sytuację ratowały - nie zawsze zgodne z rozporządzeniami – domówki. To nowe słowo stało się bardzo popularne.
Co najmniej dwie okoliczności sprawiły, że większość z nas jednak podporządkowała się restrykcyjnym zarządzeniom i poszła się zaszczepić. Pierwsza to strach przez nieznanym zaraźliwym wirusem, a druga to coraz bardziej uświadamiane poczucie odpowiedzialności za najbliższych, znajomych, wspólnie studiujących czy koleżanek i kolegów z pracy, a gdzieś tam daleko rodziła się głębsza odpowiedzialność za całą naszą wspólnotę.
Kiedy latem 2020 roku zniesiono większość ograniczeń i wyglądało, że i wirus pojechał gdzieś na wakacje, bo liczba zachorowań gwałtownie zmalała, cieszyliśmy się zwróconą wolnością. Niestety już pod koniec sierpnia zaczęło pojawiać się widmo czwartej fali zakażeń. Politycy w Europie obiecują, że nie dojdzie już do tak drastycznych ograniczeń wolności, jakie miały miejsce wcześniej.
Teraz jednak w nowym kontekście jawi się problem odpowiedzialności i wolności. Większość z nas zachowało się odpowiedzialnie i chociaż szczepionka była dopuszczona w trybie nadzwyczajnym, to zaszczepiliśmy się, wierząc, że tak będzie najlepiej dla nas i że zachowamy się solidarnie wobec innych.
Przyzwyczajeni do tego, że we własnym środowisku większość z nas się zaszczepiła, jesteśmy zszokowani informacjami o napadach na punkty szczepień ich przez przeciwników i jesteśmy zaniepokojeni tym, że liczba zaszczepionych, która osiągnęła niedawno w skali kraju 50 procent nie rośnie.
Powstało wiele często niestworzonych historii o przyczynach pandemii, szkodliwości szczepionki czy perfidnym zamyśle koncernów IT, które w ten sposób miałyby zdobyć władzę nad światem. Oczywiście jest to trudne, ale należy starać się przekonać antyszczepionkowców, że nie mają racji i powinni się zaszczepić. Chodzi bowiem o elementarne poczucie odpowiedzialności, ale też jednocześnie danie świadectwa solidarności i troski o nas wszystkich. Wirusolodzy bowiem twierdzą, że im większa liczba zaszczepionych, tym większa szansa, że nie będzie tak gwałtownie przybywać zarażonych, a i przebieg choroby będzie łagodniejszy, aż w końcu dojdzie do wygaśnięcia pandemii. Walka toczy się o osiągnięcie rezultatu w granicach 90 procent osób mogących się zaszczepić.
Pandemia jest stress-testem dla liberalnej postawy, której rozwój umożliwiły przemiany roku 1989. Mamy rozbudowane poczucie wolności. Pojawia się jednak jedno z najistotniejszych pytań liberalizmu: Czym jest wolność i co oznacza w dobie pandemii? Czy jest to jedynie wolność od przymusu, od cudzej arbitralności, od państwowej ingerencji w nasze osobiste decyzje życiowe, w sferę prywatną? Czy wolność oznacza jedynie: móc rozwijać się bez oglądania się na innych i na skutki realizacji własnych postanowień?
Gdy zadamy sobie trud sięgnięcia do klasyków liberalizmu, bardzo szybko dowiemy się, że wolność wiąże się z odpowiedzialnością i że jedynie, gdy postępujemy odpowiedzialnie, wtedy wolne działanie nie skrzywdzi nikogo i zapewni nam wszystkim bezpieczeństwo. Kolejność jest więc ustalona: najpierw odpowiedzialność, a potem wolność.
Solidarne wsparcie naszej wspólnoty, wzięcie indywidualnej odpowiedzialności za jej stan zdrowotny nigdy jeszcze nie było tak ważne, jak teraz, gdy pozostaje grupa osób przeciwna szczepieniom, a czwarta fala dotarła już do naszych zachodnich sąsiadów.