Aktorka – wspomnienie

żółta róża skropiona wodą

W teatrze lalek aktorzy użyczają głosu i ruchu: jamajkom, kukłom, marionetkom, pacynkom. Wybór jest duży. Występują też w teatrze cieni. W teatrze życia mówi się czasem o kimś, że jest cieniem dawnego człowieka. To chyba największa tragedia, jaka może spotkać kogoś obdarzonego indywidualizmem, talentem, autentyczną pasją, Co dzieje się w duszy człowieka przymuszonego okolicznościami do porzucenia tego, co stanowiło treść jego życia? Wie to tylko on sam i z tą świadomością samotnie się mierzy. 

Teresa Zakrzewska (1932–1987), po wyjściu za mąż Teresa Rosa, pochodziła z Włocławka. W latach okupacji niemieckiej Włocławek został włączony do Niemiec, a pozostała w nim ludność polska zaczęła żyć podwójnym życiem. Oficjalnym i konspiracyjnym. Tereska uczyła się, aczkolwiek z pewnymi przerwami, na tajnych kompletach. Było to znacznie niebezpieczniejsze niż w Generalnej Guberni, gdzie podziemne nauczanie odbywało się nieraz zupełnie otwarcie, z pogwałceniem wszelkich zasad konspiracji.  W GG prawie wszyscy byli swoi, więc nie było potrzeby ścisłego krycia się wobec rodziny, sąsiadów czy znajomych, a na terenach włączonych do Rzeszy okupant prowadził szeroko zakrojoną i bezwzględną akcję ich unifikacji i germanizacji. 

Po wyzwoleniu Teresa uczyła przez pewien czas w miejscowym liceum ogólnokształcącym im. Marii Konopnickiej, naukę jednak przerwała i w 1952 roku przeniosła się do Warszawy. Została aktorką w Teatrze Lalek prowadzonym przez Centralną Radę Związków Zawodowych. Występowała przez trzy lata, dopóki choroba gardła nie spowodowała, że zeszła ze sceny. 

Podjęła wtedy pracę urzędniczki w Szkole Głównej Planowania i Statystyki, kierując sekretariatem uczelni. Była też przez większość numerów sekretarzem redakcji „Biuletynu Informacyjnego SGPiS” ukazującego się w latach 1971–1977.  

W 1981 roku, po prawie trzydziestu latach pracy na uczelni, przeszła z powodu ciężkiej choroby na rentę inwalidzką. Już na rencie, krótko przed śmiercią, zadzwoniła do lekarki, u której się leczyła w uczelnianej przychodni SGPiS. Czy pani doktór mnie pamięta? – zapytała. Dentystka, szczerze odpowiedziała: Panią trudno zapomnieć.  I rzeczywiście Teresę Rosę trudno było zapomnieć. Obdarzona oryginalną urodą, ubierała się stylowo. Z reguły na czarno, co w latach 60. i 70., krzykliwej i dość tandetnej różnobarwności, należało do rzadkości. 

Zdana w ostatnich latach na opiekę siostry, odchodziła bardzo cierpiąca i dramatycznie niedomagająca. Zmarła na wiosnę 1987 roku. Spoczęła na cmentarzu bródnowskim.  Nagrobna piramidka i ceglane obramienie miejsca wiecznego spoczynku budzą skojarzenia się z architekturą naszej uczelni.

Dr Paweł Tanewski, starszy kustosz dyplomowany, Biblioteka SGH.