Profesor Andrzej Całus współtworzył i jest wielką postacią naszej wspólnej „Legendy o Wydziale Handlu Zagranicznego”. Łączy ona silnie setki jego studentów przez dziesiątki już lat.
Odpowiedź na pytanie, kiedy zdawałeś i co dostałeś u Całusa, każdego z nas prawidłowo ustawia w rocznikowym historycznym szeregu i równie bezbłędnie w jednej z wielu kategorii pilności studiowania. To działa jak kod dostępu do naszej zbiorowej absolwenckiej tożsamości i pamięci o studenckich latach, o wykładowcach, o atmosferze studiowania na naszym HZ-cie. Profesor był wielkim spoiwem i kustoszem tej pamięci. A nam wszystkim kiedy spotykaliśmy się z nim na kolejnych rocznicowych zjazdach wydawało się, że kto jak kto, ale Profesor to na pewno zawsze będzie z nami.
Każdy z nas ma z pewnością swoją własną historię pierwszych spotkań z Profesorem, które były podstawą późniejszych relacji przez dziesiątki lat. Nasza rocznikowa grupa spotkała Profesora w październiku 1972 roku w auli B, na wykładach z encyklopedii prawa. Z zainteresowaniem patrzyliśmy na starszego Pana docenta, dość surowo wyglądającego w okularach w grubych oprawkach. Miał wtedy 43 lata a my lat 19. Jak wiele razy potem, usiadł za katedrą i zaczął spokojnie mówić, z sugestią abyśmy robili notatki, bo to może pomóc w przygotowaniu do egzaminu. Sam nie miał żadnych. Potem przerwa i zaczynał od zdania na którym skończył. Wszystko było jasne, jedno wynikało z drugiego. Zrobiło to na nas wrażenie. I to wrażenie rosło kiedy przyszły egzaminy. Zawsze na wstępie było przyjazne pytanie: czy zaczynamy od początku materiału czy od końca? Egzamin dlatego też trwał długo, zawsze ponad godzinę. A ocenę dostawaliśmy taką na jaką naprawdę zasłużyliśmy. Żadnej ruletki, zero miejsca na różne egzaminacyjne strategie, żadnych numerów – prosta piłka. Z przyjemnością stawiał dobre zasłużone oceny, a co ważne kiedy było gorzej dawał szansę na kolejne podejście.
Tak budowała się nasza więź z Profesorem i odkrywaliśmy stopniowo jej niezwykłość. Wtedy bowiem i zawsze potem miał dla swoich studentów czas. A to przecież tak niezwykły dar ze strony docenta, profesora, w zabieganym rytmie wielkiej uczelni, jaką był SGPiS.
Niezwykłość Profesora polegała też i na tym, że dostrzegał każdego z nas z osobna. Zauważał i zapamiętywał na długie lata. To niewiarygodne. Nadal mało kto w to wierzy poza nami, ale to przecież najprawdziwsza prawda. Profesor pamiętał nas, pamiętał jakie pytania zadał nam na egzaminie i jak na nie odpowiadaliśmy. Zdarzało się, że dodawał też komentarz w stylu – gdyby w odpowiedzi uwzględnić coś jeszcze to i ocena mogłaby być oczywiście lepsza. W ten niezwykły sposób Profesor dawał nam poczucie, że nasz ślad obecności na wydziale nie skończył się z ostatnim egzaminem. Był jakby depozytariuszem pamięci o nas samych ze starych studenckich lat. Czuliśmy, że zawsze zależało mu na nas, i nie tylko na tym, abyśmy poznawali prawo ale też i na czymś znacznie szerszym.
Po latach lepiej rozumiemy te egzaminy u Profesora. To nie tylko chodziło o wiedzę. To był przecież też wyraz zasad, które chciał nam przekazać, a którymi też sam się kierował. Bądź obiektywny i sprawiedliwy. Bądź życzliwy i szanuj drugiego człowieka. Pracuj na własny sukces i ciesz się z sukcesów innych.
Tak, Profesor był człowiekiem zasad i wiele dodawał do klimatu ówczesnego Wydziału Handlu Zagranicznego, na którym i poprzez nowatorski system tutorski, a także różne aktywności kadry oraz studentów chodziło przecież o coś więcej niż tylko przekazywanie wiedzy. To dlatego między innymi łączył nas wtedy studencki prawdziwy entuzjazm, że świat takich ważnych wartości jest prawie na wyciągnięcie ręki.
Sam Profesor, o czym opowiadał nam później, studia na Uniwersytecie Warszawskim zaczął od socjologi. Tam na Wydziale Filozoficzno-Społecznym uzyskał stopień magistra. A równolegle był i Wydział Prawa. Wspominał o niezwykle dla niego ciekawych seminariach u sławy polskiej socjologii, u profesora Stanisława Ossowskiego. Te studia pozwalają nam lepiej zrozumieć i postawę i zainteresowania Profesora. Był bowiem znakomitym obserwatorem życia i nas. Profesor wspominał, że w trakcie studiów nie widział siebie jako przyszłego naukowca. Dorabiał wtedy w różnych wydawnictwach, a w przerwach w nauce, jako kulturalno-oświatowy na wczasach FWP w górach lub nad morzem. A że zawsze lubił chodzić przeszedł całe polskie wybrzeże od Świnoujścia do Krynicy Morskiej. Opowiadał, że na SGPiS trafił przez szczęśliwy przypadek. Spotkany na ulicy kolega ze studiów przekazał, że jego wykładowca z UW profesor Kazimierz Libera tworzy zespół Katedry Prawa Międzynarodowego na nowo powołanym Wydziale Handlu Zagranicznego. I tak w 1954 roku związał się z uczelnią na całe życie. Pod kierunkiem profesora Libery napisał pracę doktorską. Dodatkowy doktorat uzyskał na Uniwersytecie w Saarbrucken w 1960 roku. Za swojego mistrza uważał właśnie profesora Liberę.
Pisał, że czuje się kontynuatorem „szkoły Libery”, która cechuje się „dużą odpowiedzialnością za warsztat naukowy” i „na pierwszym miejscu stawia jakość, a nie liczbę wyników pracy naukowej”. I ta jakość stała się faktycznie na zawsze jego znakiem rozpoznawczym i jako naukowca i jako wykładowcy akademickiego. Sami tego doświadczyliśmy.
Profesor był wierny swoim wyborom. Praca naukowa i dydaktyczna na naszym wydziale wypełniła potem całe jego życie, którego tak ważną częścią stawaliśmy się stopniowo my wszyscy, kolejne roczniki studentów HZ. A potem podjął się większej odpowiedzialności za studentów jako prodziekan wydziału (1972–1981) a następnie prorektor do spraw studenckich. Jego funkcja prorektora przypadła na trudne lata osiemdziesiąte (1982–1986), kiedy razem z rektorem, profesorem Zygmuntem Bosiakowskim dbali o warunki i jakość studiowania w SGPiS. Razem dobrze zapisali się w historii uczelni.
Musimy przyznać Profesorowi, że te jego wykłady, to czego nas uczył bardzo nam się wszystkim przydało po zmianach gospodarczych. Kiedyś zastanawialiśmy się po co nam to prawo spółek w systemie niemieckim, francuskim czy angielskim. A nagle wszystko okazało się przydatne i z satysfakcją słuchał o tym potem na naszych spotkaniach Profesor, jako autor pierwszego w Polsce podręcznika Prawo cywilne i handlowe państw obcych.
Sam Profesor w tych latach 90 był także bardzo aktywny i poza uczelnią. Współtworzył kancelarię prawną wraz z Małgosią Kratiuk, Magdą Kaczmarek oraz swoimi wychowankami z katedry – z Markiem Szmelterem, Andrzejem Janikiem no i z Andrzejem Kratiukiem. Profesor uczestniczył w pracach legislacyjnych związanych z transformacją gospodarczą, w wielu rządowych i parlamentarnych zespołach eksperckich. Ma swój udział w powstaniu nowego Kodeksu Spółek Handlowych. Jego wiedza okazała się bardzo potrzebna.
Znakomitą okazją przedstawienia dorobku Profesora była uroczystość władz akademickich i Korporacji HZ w auli głównej SGH z okazji Jubileuszu 90-tych urodzin z piękną laudacją wygłoszoną przez mecenasa Andrzeja Kratiuka. Jak pamiętamy był to wspólny jubileusz z naszym profesorem Klemensem Białeckim.
Profesor by nam nie darował, gdybyśmy wspominali go wyłącznie jako naukowca, wykładowcę czy członka władz akademickich. Brakowało by wtedy wiele jego tak przez nas lubianych cech, o których wspomina się teraz w licznych wpisach i korespondencji między absolwentami wydziału i w naszych rozmowach. Podziwialiśmy Profesora przecież nie tylko za jego klasę i pracowitość ale i za pogodę ducha, dowcip i podróżnicze pasje. Jak ktoś wspomniał we wpisie: „ rozmowa z profesorem była zawsze interesująca, każdy temat był dobry…”. A na tych rocznikowych spotkaniach dobrze się czuł we wspólnym wspominaniu, śpiewaniu, tańcach i przeróżnych swawolach. Sam, mając 90 lat, o swoim życiu napisał „Uważam swoje życie za spełnione. Sprawdziły się bowiem z nawiązką moje podstawowe maksymy, jakimi są: przyjaźń, podróże i przygoda”. A w tych podróżach i przygodach – jak wielu z nas wspomina – czy to nad mazurskimi jeziorami a potem morzami świata, czy na lądzie czy pod żaglami był fantastycznym kompanem. I rano i wieczorem. Często już przy śniadaniu informował, co od wczesnych godzin udało mu się już obejrzeć i co naprawdę jest warte zwiedzania w okolicy.
Poznawanie świata było wielką pasją Profesora. To nie było takie zwykłe podróżowanie. Profesor „wędrował”. Poznawał nowe miejsca właśnie jak socjolog – uważnie obserwując i fotografując. Próbował zachować – jak mawiał na starość – wspomnienia ciekawych, dobrych chwil w dziesiątkach albumów z fotografiami.
Przywołane słowa Profesora o roli przyjaźni były bardzo prawdziwe. W nią bardzo wierzył i praktykował. Z zaufaniem obdarzał nią wszystkie osoby ze swojej katedry a potem współpracowników w kancelarii. Urodziny Profesora, które przypadały właśnie w „Andrzejki” gromadziły zawsze wielkie serdeczne grona z całej uczelni i spoza niej.
Profesor był nadzwyczaj związany przyjaźnią z Józefem Oleksym. Premier był asystentem i doktorantem Profesora. Te wczesne relacje przyjaźni dotyczyły potem małżonki Marii i całej rodziny Józefa. Dla Profesora prawdziwie wielkim ciosem było odejście Józefa w 2015 roku w wieku 69 lat. Równie bolesne było pożegnanie dwa lata temu Andrzeja Kratiuka. Miał wtedy 65 lat. Też był wychowankiem Profesora i filarem wspólnej kancelarii. Wiele sobie nawzajem zawdzięczali. Profesor często wcześniej mówił, że Józef i Andrzej będą dwoma przyjacielskimi filarami, na których opierać się będzie jego życie w późnych latach. Los wszystko zmienił.
Ze zmartwieniem mówił, że z upływem kolejnych dekad życia wcale nie staje się ono łatwiejsze, choć powinno przez szacunek dla lat. Chciał przykryć dolegliwości wieku niezwykłą pracowitością i aktywnością intelektualną. Imponował nam też i na tym etapie życia. Do ostatniej chwili mimo kłopotów ze wzrokiem pracował nad wydaniem ósmego już tomu prac zebranych z zaplanowanych dziesięciu. To jest imponujące „Opus Magnum”, zaświadczające o jego pracowitym życiu ale i o ważkości podejmowanych zagadnień prawa europejskiego, którymi zajmował się jako jeden z pierwszych w kraju, już od swojego doktoratu w Saarbrucken w 1960 roku. Postaramy się aby egzemplarze tych książek były dostępne na spotkaniach korporacji i mogły trafić też i na półkę u wielu z nas. Tym bardziej, że na okładce jest zdjęcie bardzo oddające charakter Profesora, uważnego i serdecznego. Autorem tego zdjęcia jest minister Wiesław Kaczmarek.
W ostatnich latach wspaniale pomagało w wydawaniu tych tomów oraz i innych życiowych sprawach grono młodszych współpracowników Profesora i Andrzeja Kratiuka. To Małgosia Bieniek, Ania Pasternak, Maciek Wasążnik. I przede wszystkim Mirella Borecka, która jak mówił Profesor jedyna wiedziała gdzie szukać przeznaczonych do druku artykułów czy referatów i dbała o finalną redakcję. Te osoby spośród nas obok rodziny były w najbliższym kontakcie z Profesorem w ostatnich latach.
Na stronach Korporacji Maciej Tekielski, który od lat znakomicie dba aby wiele naszych wydarzeń i uczuć zostało zapisanych na kartach historii, przypomniał jak Profesor na wielu spotkaniach z nami powtarzał, że nas, swoich studentów i wychowanków traktuje jak swoją wielką rodzinę. Trudno sobie wyobrazić większy wyraz serdeczności, więzi i akceptacji w stosunku do nas wszystkich. Doświadczaliśmy tego po studiach przez dekady. Nie zdarzyło się aby zrezygnował z jakiejkolwiek możliwości spotkania się ze swoimi studentami i wychowankami. Bardzo to ceniliśmy. Profesor bowiem uważał, że alumni, absolwenci to nieodłączna część życia uczelni. Są sobie nawzajem bardzo potrzebni. Dlatego też cieszył się, kiedy z inicjatywy naszego niezapomnianego dr Bogusława Sosnowskiego i przy wsparciu pani dziekan Teichmann powstawała nasza absolwencka korporacja. Przez lata jej siedziba była właśnie w kancelarii Profesora.
Przyznajmy szczerze, że często chwaliliśmy się Profesorem, opowiadaliśmy o nim swoim znajomym oraz w naszych rodzinnych gronach. Był bowiem dla nas wyjątkowy i zawsze byliśmy z niego dumni. Wspominamy, że nasze spotkania i rozmowy z Profesorem we wcześniejszym i późniejszym okresie miały dobry wpływ na nasze życiowe postawy. Tak też, z pewnością może powiedzieć i wiele osób, które nie były związane z wydziałem, lecz poznały Profesora w innych okolicznościach.
Nasz smutek w chwili pożegnania Profesora, z tych wszystkich powodów łączymy z wielką wdzięcznością.
W Warszawie spędził całe swoje życie. Wielka to strata i dla niej, że w warszawskim krajobrazie zabraknie tej charakterystycznej postaci z teczką i z kapeluszem, która tysiące razy przez ponad pół wieku, zamyślona, spokojnym krokiem przemierzała trasę między Żurawią a SGPiS/SGH.
Profesorze Andrzeju, wędruj teraz w pokoju dalej. Pozostajesz w pamięci setek twoich studentów jako wspaniały, oddany swojej pasji dobry Człowiek o nadzwyczajnej szlachetności. Wzór Mistrza dla swoich wszystkich studentów.
Pozostaniesz Profesorze na zawsze wielką postacią w „Legendzie o naszym HZ-cie”.