My i wojna
Musimy strzec naszych europejskich wartości
W zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie znajduje się obraz, który najlepiej przedstawia naszą obecną sytuację. Mam tu na myśli dzieło Edwarda Okunia „My i wojna”. Artysta malował go dosyć długo, bo w latach 1917–1923, czyli w okresie, gdy trwały wyniszczająca I wojna światowa, a potem walki o nasze granice, zakończone ich uznaniem przez społeczność międzynarodową.
Na tle kłębowiska skrzydlatych węży małżeństwo artystów z bukietem ciętych kwiatów – symbolem pięknego, ale krótkiego i kruchego życia – stara się nie wpuścić pod chroniący ich płaszcz bosonogą wiedźmę (symbolizującą z kolei wojnę i głód), przy czym nie bardzo im to się udaje.
Od triumfu pokojowej transformacji, zapoczątkowanej w Polsce przez rozmowy Okrągłego Stołu, i sukcesu, nie licząc Rumunii, utworzenia w sposób bezkrwawy rządów demokratycznych w krajach zależnych od ZSRR wzrastaliśmy w poczuciu bezpieczeństwa i złudnego, jak się okazało, przeświadczenia, że koszmar wyniszczającej wojny i imperializm moskiewski odchodzą na zawsze w przeszłość, a Rosja stanie się demokratycznym państwem. Także większość z nas nie zdawała sobie sprawy, że rządzący Federacją Rosyjską mogą doprowadzić do próby wojennego rozwiązania ukraińskiego konfliktu, opartego na różnicach mentalnościowych i kulturowych. Młodzi pragnący akcesji Ukrainy do UE napotkali opór ze strony nie tylko samoodtwarzających się mafijnych władz, ale też prorosyjsko nastawionych współobywateli, wzmacnianych w swoich separatystycznych dążeniach przez wschodniego sąsiada. W naszej części Europy po raz kolejny okazuje się, że niemożliwa jest pokojowa koegzystencja dwóch czy nawet więcej wspólnot lub narodów, jak ma to miejsce w Kanadzie, Szwajcarii i Belgii. Dowiódł już tego rozpad Czechosłowacji i Jugosławii.
Nie tylko nam, pokoleniu wyżu demograficznego wychowanemu w pokojowych warunkach, ale też dzisiejszej generacji Z nieobce staje się przerażenie przechodzące w stały niepokój o rozwój sytuacji. Nagle Polska stała się państwem przyfrontowym i mimo obrony Ukrainy przed agresją zawsze pozostaje kwestią otwartą, jak potoczą się losy wojny, w tym, jak daleko od naszych granic będzie przebiegała linia frontu. Tym samym zostajemy poddani wymogom logiki wojny. Agresja, zbrodnie wojenne, w tym na ludności cywilnej, wskazują jasno, że nasz pokojowy europejski ład ulega gwałtownemu zagrożeniu. Skrzydlate węże i bosonoga wiedźma przedstawione na obrazie Okunia – symbole zła, okrucieństw, przemocy i zniszczenia – nabierają niebezpiecznie realnego znaczenia, gdy oglądamy zdjęcia brutalnie prowadzonej wojny na Ukrainie. Musimy zrobić wszystko, by nie ulec ich działaniu.
W chwilach zagrożenia społeczności odwołują się do swoich aksjologicznych podstaw i zasad moralnych. Tak było po zamachu 11 września 2001 r. w USA, gdy czołowi intelektualiści zadeklarowali obronę wartości, jakie tworzą podwaliny amerykańskiej tradycji. Kanon wartości wyznacza bowiem odrębność funkcjonowania naszego wolnego świata od nakazów, jakie – na zasadzie wojennej przemocy – mogą być wprowadzone również u nas. Bacznie zatem śledząc posunięcia polityków i z niepokojem odczytując komunikaty wojenne, warto uświadomić sobie, że istnieje również, niewidoczny na pierwszy rzut oka, „front duchowy”, który jest miejscem walki w obronie naszych europejskich wartości.
Dlatego pierwsze postawione pytanie dotyczy samych europejskich wartości, które mamy bronić. Wtedy pojawia się i drugie pytanie, równie ważne, ale też może dla nas niewygodne: na ile nasz sposób myślenia i nasze działania są zgodne z wartościami europejskimi i czy, niestety, może jakieś nasze zachowania nie przypominają tych agresora? Te dwa pytania unaoczniają nam, że istnieją nawet dwa „fronty duchowe”: zewnętrzny, walki o zgodny z europejskimi wartościami kształt naszych instytucji (od Unii Europejskiej po działanie systemów politycznego i rynkowego), i wewnętrzny, w nas samych, kiedy każdego dnia toczymy walkę o to, na ile nasz sposób myślenia i idące za tym działania różnią się od tych leżących u podstaw antydemokratycznego, nietolerancyjnego, oligarchicznego, korumpującego systemu.
Zacznijmy odpowiedź na pierwsze pytanie od uświadomienia sobie kanonu wartości, które są deklarowane w dokumentach UE, i zastanowienia się, jak je powinniśmy realizować. Do kanonu wartości europejskich należą: wolność, godność, bezpieczeństwo, równość, prawo, sprawiedliwość, solidarność i subsydiarność. Od początku agresji w szczególny sposób staramy się, by solidarność nabrała realnego kształtu w postaci pomocy wszelkiego rodzaju dla Ukrainy, i możemy być z tego dumni. Natomiast zamiast straszyć nas polexitem, należałoby podjąć rzetelną dyskusję nad realizacją mało popularnej wartości, jaką jest subsydiarność, która nakazuje pozostawienie jak największej możliwości działania zdolnym do tego organizacjom niższego szczebla, w tym przypadku rządom krajów członkowskich. Potrzebna jest szeroka i spokojna, nieideologiczna, dyskusja na temat przyszłego kształtu ustroju UE, czyli zakresu władzy, jaki mają mieć organy unijne, a jaki należy pozostawić w gestii rządów krajowych, by zachować subsydiarność.
Od oligarchicznego systemu sprawowania rządów powinna nas różnić także konsekwentna realizacja zapisanego w dokumentach UE ustalenia, że naszym ustrojem jest społeczna gospodarka rynkowa. Według idei jej twórców ma się ona opierać na zasadzie wolnej konkurencji. W tym momencie warto rozpocząć dyskusję na temat umocnienia gwarancji wolnej przedsiębiorczości i dalszych sposobów obrony przed monopolizacją rynku przez korporacje wykorzystujące możliwości, jakie stwarza rewolucja IT. Szczególnie teraz jest to konieczne, gdyż w obliczu realizacji programu Zielonego Ładu – ambitnego postpandemicznego projektu wsparcia – i wymogów bezpieczeństwa gwałtownie wzrasta rola państwa oraz organów UE w kształtowaniu życia gospodarczego.
Na poziomie spraw państwowych bardzo ważne jest, by przeciwstawiając się imperialnemu woluntaryzmowi, w szczególny sposób dbać u nas o jakość stanowienia i skuteczność przestrzegania prawa przez wszystkich. Tym, co powinno nas odróżnić od korumpującego systemu sprawowania władzy, jest odejście od paternalizmu na rzecz merytokracji. Osiągnięcie tego celu wiąże się również ze zwalczaniem wszelkich postaci klientelizmu i nepotyzmu.
Federacja Rosyjska przoduje w nieuczciwym zdobywaniu tytułów naukowych. Dlatego szczególnej wagi nabiera bezwzględna walka z plagiatami i innymi postaciami nieuczciwości w uprawianiu nauki i studiowaniu.
Natomiast na drugie pytanie, na ile nasz sposób myślenia i nasze działania są zgodne z wartościami zdeklarowanymi w europejskim obszarze kulturowym, każdy z nas powinien odpowiedzieć sobie sam. Według mnie każde pełne nienawiści i wulgaryzmów zachowanie – począwszy od aktywności politycznej, autorytaryzm, przez nacechowane presją zarządzanie zespołami ludzkimi, po brak poszanowania dla inaczej myślących i żyjących na swój sposób – czyni z nas nieświadomych zwolenników stylu stosunków międzyludzkich, który jest nam obcy, a którego panowanie grozi wszystkim w przypadku przegranej wojny na Ukrainie. Dlatego każda ofiara ze strony obrońców i ludności cywilnej tego kraju powinna stanowić dla nas zobowiązanie, byśmy strzegli naszych europejskich wartości, za których obronę ponoszą oni tak ogromną cenę.
dr hab. GRZEGORZ SZULCZEWSKI, prof. SGH, Kolegium Ekonomiczno-Społeczne, Instytut Filozofii, Socjologii i Socjologii Ekonomicznej, Zakład Filozofii SGH