„Nowa normalność”. Prof. Zybała: świat po Covid-19 nie taki „różowy” jak byśmy chcieli
Świat „nowej normalności” po pandemii – zakładam, że szczepionki pozwolą ją ostatecznie zwalczyć – może nie być taki „różowy”, jak byśmy pragnęli. Minie euforia po zniknięciu ostatnich ograniczeń, ale w dłuższym horyzoncie czasu może wyłonić się świat nie do końca wolny od innych zagrożeń.
„Nowa normalność” już się wykluwa i widać jej coraz wyraźniejsze kontury. Wiele wskazuje na to, że świat będzie jednak funkcjonował w cieniu licznych zagrożeń, również epidemicznych. Naukowcy zapowiadają, że być może ludzkość niebawem zmierzy się ponownie z kolejnymi mikrobami – wirusami, wobec których nie mamy dostatecznej odporności (naliczyli ich nawet ponad 800). Wprawdzie ostatni rok upłynął pod znakiem pandemii, to możliwe jednak, że również inne zagrożenia ponownie staną się powodem do zmartwień, jak choćby terroryzm, postępujące zmiany klimatyczne i ekstremizacja pogody, wyczerpywanie się niektórych zapasów naturalnych, nie wspominając o populizmie czy globalnym kryzysie ekonomicznym.
Strach egzystencjalny i nauka „na cenzurowanym”
Coraz częściej kłębią się w nas – mniej lub bardziej uświadomione – odczucia związane ze strachem egzystencjalnym, na tle pragnienia zachowania pracy, zapewnienia bezpieczeństwa rodzinie, czy generalnie przyszłości. Możemy doświadczać obniżania się naszego generalnego optymizmu życiowego, płynącego z dotychczasowego poczucia bezpieczeństwa. Jak to wpłynie na nasze dalsze postawy?
Czy intensywniejsze odczuwanie zagrożeń sprawi, że staniemy się bardziej irracjonalni w myśleniu o problemach świata? Być może część z nas zacznie sięgać do różnych stereotypów, magii, teorii spiskowych, aby wyjaśnić sobie to, czego doświadcza – zarówno indywidualnie jak i społecznie.
Problemem, który już obserwujemy, jest obniżające się zaufanie do nauki. Naukowcy coraz częściej mierzą się z brakiem zrozumienia dla głoszonych tez czy wyników badań, niedowierzaniem, podawaniem w wątpliwość lub nawet całkowitym negowaniem dowodów naukowych. W przypadku dalszego rozwoju tego niepokojącego zjawiska, społeczeństwa mogą stracić potencjał do racjonalnego zrozumienia otoczenia, co oznacza zagrożenie chaosem i – być może – koniec cywilizacji, którą znamy.
Automatyzacja vs. człowiek
Załóżmy jednak optymistycznie, że nasza cywilizacja (dzięki genialności gatunku ludzkiego) przetrwa, a nawet nadal będzie dostarczała znacznej części populacji podstaw do względnie wygodnego i bezpiecznego życia. Jak więc może wyglądać owa „nowa normalność”?
Na pewno będzie w niej więcej cyfrowości, mniej obsługi w sklepach, a więcej elektronicznych kas. Pracodawcy już dziś inwestują ogromne środki w różne formy automatyzacji. Cóż, roboty mają tę zaletę, że nie zarażają się wirusami, jakkolwiek brutalnie może to brzmieć. Z tym zjawiskiem mierzymy się zresztą już w tej chwili, coraz częściej korzystając z przeróżnych, samoobsługowych maszyn. Od automatyzacji zdecydowanie nie ma odwrotu.
Wolność jednostki vs. bezpieczeństwo ogółu
Wiele wskazuje na to, że w nowej normalności będzie mniej miejsca na osobistą wolność, więcej natomiast odgórnych dyrektyw od władzy i presji aby – dla bezpieczeństwa czy dobrostanu ogółu społeczeństwa – podporządkować się nakazom. Władze mogą łatwo znaleźć kolejne powody, aby wprowadzać ograniczenia albo wymagać stosowania określonych środków prewencji np. przed pandemią lub innym, szkodliwym dla społeczeństwa zjawiskiem (np. zakazy wyjazdów w określone rejony świata, zakaz określonych form rozrywki).
Jednocześnie z ograniczeniami wolności osobistej mogą podkreślać konieczność płacenia wyższych podatków na system zdrowia, czy na instytucje państwowe monitorujące zagrożenia. Z tym przyjdzie nam się zmierzyć zapewne w najbliższej przyszłości.
„Wielki brat” urealniony?
Możliwe, że w wyniku ostrych działań odgórnych wykreuje się zapotrzebowanie na orwellowskiego „wielkiego brata”, czyli silną władzę i autorytarnego lidera, który obieca masom kontrolę sytuacji i zapewnienie bezpieczeństwa. Oczywiście pod warunkiem rezygnacji z wielu swobód obywatelskich, bez których jeszcze nie wyobrażamy sobie życia.
Z pewnością „nowa normalność” będzie konstytuowała się inaczej w zależności od kraju. W państwach najwyżej rozwiniętych może okazać się bardziej znośna, ponieważ społeczeństwa potrafią lepiej radzić sobie w sytuacjach kryzysowych. Mają sprawniejsze instytucje państwa, w tym lepszy system opieki zdrowotnej, nieobarczony latami zaniedbań i braku inwestycji. Tam, gdzie ludzie potrafią łagodzić poczucie różnych zagrożeń i kształtować racjonalne postawy adaptacyjne zachodzi prawdopodobieństwo lepszego radzenia sobie nawet z globalnymi problemami.
„Nowa normalność”, czyli lepsza instytucja państwa?
Na ile kształt „nowej normalności” będzie zależał od zdolności społeczeństw do tworzenia sprawnej instytucji państwa? To pytanie, na które odpowiedź poznamy w najbliższych latach. Po doświadczeniu pandemii jedno jest jednak pewne: lepiej poradzą sobie społeczeństwa, które będą potrafiły zadbać o nowoczesny system ochrony zdrowia, zapewniający obywatelom wysokie poczucie bezpieczeństwa nie tylko podczas kryzysów epidemicznych, lecz również tych, związanych z pogarszającym się klimatem, zanieczyszczeniem powietrza i gleby. Wiele będzie zależało od siły społeczeństwa i zdolności do wpływania na rządzących tak, aby stworzyli funkcjonalny system zarządzania kryzysowego, w trosce o ludzkie zdrowie, bezpieczeństwo i życie. Wtedy „nowa normalność” może okazać się rzeczywistością bogatszą o doświadczenie pandemii, potrafiącą – systemowo – minimalizować straty ekonomiczne oraz ludzkie cierpienie.
„Nowa normalność” będzie lepsza i bardziej „ludzka” w tych państwach, w których społeczeństwa zrozumieją konieczność sprawnego działania jako zbiorowość. Rzecz w tym, że jednostki – na własną rękę – mogą łagodzić zagrożenia tylko do pewnego stopnia. Kluczowe znaczenie będzie miało to, czy zbiorowości potrafią usprawniać mechanizmy synergii, koordynacji, współpracy, koncyliacji na bazie swojego kapitału intelektualnego i duchowego.
Co z tą Polską?
Dlaczego „nowa normalność” może być trudniejsza w takich krajach, jak nasz? Polska to państwo niewątpliwie po przejściach. Z trudnościami wyłania się z tumultu historycznej i obecnej anarchii. Wiele polskich urzędów i instytucji (m.in. w systemie ochrony zdrowia) nie uzyskuje potencjału do sprawnego działania. Tym samym jako obywatele stoimy wobec większej liczby zagrożeń i ryzyk, w sytuacji pandemii lub innych niebezpieczeństw. Czy im podołamy jako społeczeństwo? Czy uda się stworzyć „nową normalność” na miarę przewidywania zagrożeń, które są jeszcze przed nami? Czy uda się zjednoczyć spolaryzowane społeczeństwo, które wyznaczy władzy państwowej realne cele dla własnego sprawnego funkcjonowania i dalszego rozwoju?
Na pewno będę z zainteresowaniem obserwował dalsze kroki podejmowane przez instytucje państwa oraz wyłaniający się z przekazów medialnych coraz dokładniejszy obraz tzw. „nowej normalności”. Oby, mimo wszystko, była lepsza i bardziej przygotowana na wyzwania, które niesie przyszłość.