Dobiegł końca unijny szczyt, na którym ponad cztery dni trwały negocjacje państw członkowskich z władzami Unii Europejskiej, dotyczące między innymi wysokości dotacji, które miałyby ograniczyć negatywne skutki kryzysu związanego z pandemią Covid-19. O tym, jak Polska powinna skorzystać z przyznanych środków, aby uniknąć „czarnego scenariusza” i gospodarczej zapaści rozmawiamy dziś z dr. Piotrem Maszczykiem z Kolegium Gospodarki Światowej.
Magdalena Święcicka: Cztery dni negocjacji na szczycie UE i ok. 160 mld euro dla Polski w ramach dotacji unijnych. Cytując premiera „To bardzo dobry zastrzyk na cele rozwojowe, rolne i na transformację energetyczną”. Brzmi dość ogólnie, tymczasem kwota wydaje się wystarczająca duża, aby mówić o konkretnych projektach i inwestycjach. Jak pan sądzi, od czego należałoby zacząć wydatkowanie tych pieniędzy, aby długofalowo wesprzeć nadwątloną przez pandemię Covid-19 polską gospodarkę?
Dr Piotr Maszczyk: Środki przyznane Polsce są faktycznie bardzo duże. Mogą też stanowić istotny element pakietu, który nie tylko ograniczy negatywne konsekwencje kryzysu związanego z pandemią COVID-19, lecz także pozwoli polskiej gospodarce szybciej wrócić na ścieżkę wzrostu gospodarczego. Aby tak się stało, środki te powinny wesprzeć nie tylko popytową, ale i podażową stronę gospodarki.
Wpompowanie w gospodarkę 160 mld euro z pewnością zwiększy popyt globalny, niezależnie od tego, w jaki sposób środki te będą wydatkowe. Byłoby tak nawet wówczas, gdyby – mówiąc nieco metaforycznie – zrzucać je po prostu z helikoptera. Znacznie korzystniej byłoby jednak wydawać je w taki sposób, aby powiększyć potencjał produkcyjny polskiej gospodarki. A to można osiągnąć inwestując pieniądze w projekty, które zwiększą zasób czynników produkcji (na przykład poprzez zakup trwałych składników majątku przedsiębiorstw - maszyn, urządzeń, środków transportu itp.), albo pozwolą je bardziej efektywnie wykorzystywać zwiększając ich produktywność (nakłady na sferę B&R, naukę, szkolnictwo wyższe, kształcenie ustawiczne itd.).
Tego typu działania przełożą się na zarówno na wzrost popytu globalnego (bo podmioty zarabiające pieniądze będą je wydawać kreując dodatkowy popyt na dobra konsumpcyjne, usługi świadczone na rzecz gospodarstw domowych), jak i wzrost produktu potencjalnego.
Mówi się o wynegocjowanych dodatkowo 600 mln euro na rozwój najuboższych regionów. Jakie inwestycje w ramach tych środków powinny być pana zdaniem priorytetowe?
— Środki wydatkowane w ramach polityki spójności służą wyrównywania poziomu rozwoju gospodarczego w różnych regionach UE. Co to oznacza? PKB per capita województw mazowieckiego i podkarpackiego powinny docelowo osiągnąć zbliżony poziom. Nie jest to oczywiście proste, bowiem dane empiryczne wskazują, że o ile na poziomie krajów członkowskich mamy do czynienia z procesem konwergencji realnej (czyli właśnie z takim wyrównywaniem się poziomów rozwoju, dzięki któremu PKB per capita Polski liczone wg parytetu siły nabywczej jest obecnie wyższe niż PKB per capita Grecji i Portugalii, choć rozpoczynając proces transformacji byliśmy od tych krajów znacznie biedniejsi), to na poziomie regionalnym już takiej zależności nie ma.
Aby osiągnąć proces realnej konwergencji, kraje biedniejsze muszą mieć wyższe tempo wzrostu PKB niż kraje bogatsze. I tak się działo zarówno w kontekście Polski, jak i pozostałych postsocjalistycznych członków UE w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Jednak już porównanie stóp wzrostu PKB na poziomie polskich województw wskazuje, że bogate Mazowieckie rośnie szybciej niż biedne Podkarpackie lub Podlaskie. A to nie tylko nie sprzyja wyrównywaniu poziomu rozwoju, ale wręcz prowadzi do dywergencji.
Aby wesprzeć rozwój biedniejszych regionów należy inwestować w nich środki, które powiększać będą ich potencjał produkcyjny. Nie będzie to jednak możliwe, jeśli nie będzie się w nich poprawiał standard życia. Nikt nie będzie bowiem chciał pracować i mieszkać w miejscowościach, w których nie ma dobrych szkół, infrastruktury sportowej, ciekawych instytucji kulturalnych itd.
Należy zatem podzielić te środki w taki sposób, żeby z jednej strony umożliwiły one przyśpieszenie tempa wzrostu PKB, z drugiej strony przełożyły się na wzrost standardu życia ich mieszkańców.
To, czy i jak Polska skorzysta ze 160 mld euro dotacji zależy od wielu czynników. Dziś mówi się o sukcesie i rysuje entuzjastyczne scenariusze, wypełnione deklaracjami o jak najlepszym zagospodarowaniu środków. Spytam jednak przekornie … a „czarny scenariusz”?
— Szczerze mówiąc przy tego typu środkach „czarny scenariusz” to po prostu scenariusz gorszy od tego hipotetycznie najlepszego, ale w dalszym ciągu bardzo dobry. Tak, jak to już mówiłem wcześniej, nawet gdybyśmy w Polsce te środki po prostu zrzucali z helikoptera, to i tak miałyby one pozytywny wpływ na polską gospodarkę (poprzez kanał popytowy), bo gospodarstwa domowe zasilone dodatkowym zastrzykiem gotówki wydałyby go na zakup dóbr i usług, dzięki czemu produkcja w Polsce by wzrosła. Trudno zatem w tym kontekście mówić o zmarnowaniu tych pieniędzy, można je jednak wydać mniej lub bardziej efektywnie.
W „czarnym scenariuszu” przejściowo przyspieszylibyśmy tempo wzrostu PKB w Polsce (a w roku 2020 pewnie zmniejszylibyśmy skalę recesji), ale nie miałoby to trwałego efektu. Sztuką jest takie wydatkowanie funduszy unijnych, który zwiększy tempo wzrostu produktu potencjalnego w Polsce i przełoży się na trwałe przyśpieszenie tempa wzrostu gospodarczego w długiej perspektywie czasowej. Jeśli to nam się nie uda będzie można mówić o realizacji niekorzystnego scenariusza.
Jeszcze raz warto jednak podkreślić, że nawet wówczas polska gospodarka skorzysta na dodatkowym strumieniu środków finansowych.
Dziękuję za rozmowę.
DR PIOTR MASZCZYK, Zakład Makroekonomii i Ekonomii Sektora Publicznego