Nawigator

na starym zdjęciu żaglowiec w porcie

Mirosław Trojanowski – absolwent WSH, wykładowca, powstaniec warszawski

Kataklizmy dziejowe wpływają na losy jednostek w sposób zgoła nieprzewidywalny. Masy ludzkie – poddane bezwzględnym zarządzeniom władz, a czasem w trosce o własne zdrowie i bezpieczeństwo – są zmuszone do migracji, opuszczania własnych domów i krajów, szukania nowych źródeł utrzymania. Tak było i z mieszkańcami Królestwa Polskiego. W połowie 1915 r. Rosjanie wypędzili dziesiątki tysięcy chłopów w głąb cesarstwa, pozbawiając ich dobytku i skazując często na śmierć z głodu i chorób na drogach czy – raczej – bezdrożach imperium. Nieco lepszy los spotkał ludność miejską, głównie robotników i kadrę inżyniersko-kierowniczą wielkich zakładów przemysłowych, która wraz z rodzinami w liczbie 100 tys. została wywieziona do dalekich guberni cesarstwa.

Mirosław Trojanowski (1904–1969)

Mirosław Trojanowski (1904–1969)

Wśród „ewakuowanych” w ten sposób znalazła się stosunkowo dobrze sytuowana rodzina Trojanowskich. Ich syn, Mirosław, rozpoczął w 1912 r. naukę w renomowanym i drogim gimnazjum Władysława Górskiego, ale w 1915 r. wszyscy musieli opuścić stolicę. Mirosław Trojanowski kontynuował już naukę w Jekatierynosławiu (od 1926 r. Dniepr w środkowo-wschodniej Ukrainie) – najpierw w gimnazjum prywatnym, a później, z powodu pogorszenia się sytuacji materialnej rodziców, w państwowym gimnazjum rosyjskim. Wybuchła rewolucja bolszewicka i Trojanowscy znów musieli uciekać, tym razem w odwrotnym kierunku, czyli ze wschodu na zachód. Dotarli aż do Łucka na Wołyniu (zachodnia Ukraina), gdzie Mirosław wstąpił do kolejnego gimnazjum. W roku 1918, po trzech latach tułaczki, Trojanowscy powrócili do wolnej już Polski. Mirosław znów trafił do gimnazjum Górskiego, ale tylko na dwa lata, gdyż w 1920 r. zainteresował się Szkołą Morską w Tczewie, do której wówczas po raz pierwszy ogłoszono egzaminy. Twórcą szkoły, zwanej później „kolebką nawigatorów”, był kapitan Antoni Ledóchowski (1895-1972) – Fregattenleutnant byłej już cesarsko-królewskiej marynarki austro-węgierskiej. Trojanowski zdał egzamin wstępny, w 1922 r. odbył rejs – dopiero co zakupionym przez władze II Rzeczypospolitej żaglowcem szkolnym STS „Lwów” – z ładunkiem drewna do Birkenhead w Anglii (miejsca wodowania tego statku w 1869 r.)
i Cherbourga we Francji, skąd wzięto amunicję.

Mirosław Trojanowski zaliczył więc pierwsze dwa lata nauki w szkole morskiej, odpowiadające uzyskaniu matury, i otrzymał stopień mata (w piechocie kapral). Do ukończenia tej szkoły i stopnia oficerskiego pozostawał mu już tylko rok nauki, ale tu właśnie pojawił się pewien problem. Polska nie posiadała jeszcze własnej floty. Absolwenci szkoły, stawiającej swoim uczniom wysokie wymagania, musieli się liczyć z tym, że nie znajdą pracy. Trojanowski postanowił więc dalej uczyć się w Warszawie. W podaniu do władz WSH napisał [pisownia oryginalna – przypis redaktora]: „Chcąc kontynuować rozpoczęte studia w Szkole Marynarki Handlowej, a będąc przekonanym, że Wyższa Szkoła Handlowa da mi szersze–głębsze pojęcia w dziedzinie stosunków handlowych, powziąłem zamiar wstąpienia do powyższej szkoły”. Uczelnia przyjęła bardzo już wykształconego nawigatora, który w 1927 r. ukończył studia i napisał pracę dyplomową pt. „Drewno polskie na rynkach światowych w latach 1920–1925”. Jak widać, pozostawał wierny swoim zainteresowaniom handlowym. W roku akademickim 1927/1928 został asystentem i prowadził zajęcia z arytmetyki handlowej. Po roku odszedł z uczelni, podejmując później pracę w ubezpieczeniach.

W latach okupacji niemieckiej przebywał w Warszawie. Podporucznik (od czasów opuszczenia Szkoły Morskiej w Tczewie awansował) Mirosław Trojanowski ps. „Jur” walczył w powstaniu warszawskim w Batalionie AK „Zaremba-Piorun”, który obsadził ulice: Poznańską, Emilii Plater i Wspólną. Zgrupowanie to liczyło 1200 żołnierzy, z których około 100 poległo, często bezimiennie (ich nazwisk nigdy nie udało się już ustalić, a jedynie pseudonimy i to też nie zawsze). Po kapitulacji powstania Trojanowski trafił do niewoli niemieckiej i został osadzony w obozie jenieckim Grossborn-Westfalenhof, wyzwolonym w 1945 r. przez aliantów. Duża część żołnierzy AK zdecydowała się wtedy na pozostanie na Zachodzie, Trojanowski powrócił jednak do kraju.

Po wojnie Mirosław Trojanowski przez wiele lat pracował w centralach handlu zagranicznego, o czym zresztą marzył od wczesnej młodości. Zapamiętany został jako człowiek skromny i oddany nie tylko najbliższej, ale i dalszej rodzinie. Na wieczną wachtę odszedł nagle w 1969 r. Spoczął na Cmentarzu Powązkowskim (kw. 154c pod murem, rząd 1, miejsce 4, wyróżniające się stylową kapliczką).

*

Zbliżają się wakacje – czas bliższych i dalszych wypraw. Żeglarstwo od wieków zapładniało wyobraźnię różnych obieżyświatów i niespokojnych duchów pragnących poznawać szeroki świat. Tym nieco spokojniejszym naturom warto polecić choćby krótki wypad do Gdyni, gdzie stoi zacumowany żaglowiec-muzeum „Dar Pomorza”, który w latach trzydziestych ubiegłego wieku zastąpił wspomniany już STS „Lwów”. Nieco dalsza wyprawa wiodłaby przez Bałtyk do Sztokholmu, do muzeum żaglowca „Waza”. Ten okręt wojenny zatonął w 1628 r. podczas pierwszego rejsu. W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku wrak podniesiono z dna morza, a później odrestaurowano. Jednak prawdziwie wielkim portem – nie tylko dawnych żaglowców, ale i wszelkich innych zabytkowych jednostek pływających – jest Londyn, miasto o wielowiekowej tradycji żeglarskiej i morskiej.

Możemy też odbyć całkiem bliską wyprawę, a właściwie spacer, na Skwer Batalionu AK „Zaremba-Piorun” przy ulicy Poznańskiej (niedaleko Nowogrodzkiej). To bardzo ładne miejsce, można powiedzieć, że nastrojowe, w pobliżu znajduje się bowiem wiele interesujących obiektów, a także różnych lokali i kawiarenek, do których można zawsze wstąpić i pogawędzić.


dr PAWEŁ TANEWSKI, starszy kustosz dyplomowany, Biblioteka SGH