Dziennik czasu wielkiej wojny Janiny Gajewskiej wciąż aktualny

żółte kwiaty

Słowa Janiny Gajewskiej, absolwentki Trzyletnich Kursów Handlowych Siemiradzkiej, pomimo upływu ponad 100 lat, brzmią wciąż niezwykle aktualnie. Młoda, wykształcona, dobrze władająca kilkoma językami obcymi, szukała pracy, która by jej naprawdę odpowiadała. Zmieniała firmy i pracodawców. Z okazji Dnia Kobiet przedstawiamy krótką sylwetkę Janiny Gajewskiej.

Pod datą 28 maja 1917 r., Janina Gajewska (1886-?)1,  wykształcona ekonomistka i księgowa w znanym warszawskim domu handlowym Braci Jabłkowskich 2 zapisała:

„Jestem nie tyle zmęczona, ile znudzona; całe dnie machinalnej pracy nad cyframi. A czy dostanę urlop, nie wiem. Napadają mnie znów chwile letniej melancholii, a raczej więcej, niż melancholii, bo mam uczucie, że gryzę wciąż wędzidło. I czasem tak mi przeraźliwie żal mojej traconej energii, mojej siły woli, która mogłaby tworzyć, rządzić, podnosić, zabiegać, a musi tylko wytrzymywać. Dlaczego ci inni ludzie, bojaźliwi, niepewni, drżący przed każdą inicjatywą, mają rozwiązane materialnie ręce i wielkie do działania pola, na których nic nie robią? Dlaczego ci, którzy mogliby i chcieli [coś] robić, nic nie mają? Te głupie pieniądze, te obrzydliwe, dla których trzeba poświęcić ducha i swobodę! Patrzę w ogród, gdzie w słońcu stoją bzy i skąd pachnie majem, a patrzę przez łzy. Wiem, że jestem strasznie niewdzięczna i strasznie zdenerwowana, że moje narzekanie na los jest wprost bluźnierstwem. Ale na to, żeby mi było dobrze, muszę czuć, że idę naprzód. Gdy stoję, jest mi źle. Głupie jest życie! Pracować, pracować, pracować i zawsze nic, nic, nic… Parę, kilka lat, to dobrze, ale szeregi lat… Gdzież są wielkie nadzieje, wielkie zamiary, wielkie miłości? Gdzie? Bezbarwność, jednostajność, i jak nic nie było, tak nic nie ma! To pewnie moja wina. Nie umiałam zdobywać, wykombinowywać i przekuwać energii w młot czynu. Pracowałam – pokazuje się, że to jeszcze mało. Więc szarpię się i gryzę wędzidło. Gdy smutek nienasyconych tęsknot, których mam pełną duszę, łzawi się we mnie. Ale wiem, że jutro, albo dziś jeszcze za chwilę, strząsnę je z siebie, i zawstydzona chwilą własnej słabości pójdę znów dalej, tak jak szłam”3.

Słowa te pomimo upływu ponad 100 lat brzmią wciąż niezwykle aktualnie. Iluż ludzi obdarzonych pewnymi talentami i ambicjami zmuszonych jest wykonywać nużącą i nieciekawą pracę? I to wcale nie ze swojej winy, choć sama autorka dziennika, daleka od roszczeniowej postawy wobec świata i ludzi, widzi ją raczej w sobie. W braku przedsiębiorczości i zapobiegliwości. Rzecz w tym, że autentycznie twórcze indywidualności, a do takich Janina Gajewska należała, rzadko kiedy potrafią zabiegać o rzeczy świata tego. Świat bowiem rządzi się własnymi prawami prowadzącymi do tego, co w powszechnym odczuciu uważa się za sukces wyrażający się w wysokiej pozycji społecznej i materialnym powodzeniu, czyli „ustawianiu się”. A kto tego nie potrafi, to frajer.  

Kim zatem była Janina Gajewska? Pochodziła z rodziny ziemiańskiej, aczkolwiek całkowicie już związanej z życiem miejskim. Wraz z rodzicami i sześć lat młodszą siostrą Zofią (1892-?) zamieszkała w 1901 roku w Warszawie. Od razu też wstąpiła na Trzyletnie Kursy Handlowe Siemiradzkiej. Wykładali na nich August Zieliński (1861–1908) i Edward Lipiński (1888–1986) znani później ze swego wkładu w założenie i rozwój naszej uczelni. W 1904 roku Gajewska ukończyła Kursy z bardzo dobrymi wynikami. Trzyletnie Kursy Handlowe Siemiradzkiej przekształciły się w Wyższe Kursy Handlowe Żeńskimi J. Siemiradzkiej.

Młoda, wykształcona, dobrze władająca kilkoma językami obcymi, szukała pracy, która by jej naprawdę odpowiadała. Zmieniała firmy i pracodawców. Wreszcie na dłużej znalazła zatrudnienie w przedsiębiorstwie handlującym winem, w którym była na stałym etacie do lutego 1917 roku, po czym przeszła do pracy u braci Jabłkowskich. Jak długo u nich wytrzymała? Nie wiadomo. To nie było to, czego naprawdę pragnęła, choć miała o nich dobrą opinię jako pracodawcach. Szczera patriotka, głęboko religijna, obdarzona zmysłem obserwacji i literackimi zdolnościami. Dużo czytała, sięgając do najróżniejszych lektur, począwszy od codziennej prasy warszawskiej aż po znane dzieła literatury polskiej i obcej, które poznawała w oryginalnych językach. Prostymi, jasnymi zdaniami potrafiła oddać codzienność egzystencji w latach wielkiej wojny, ale też nurtujących ją nastrojów i odczuć. Momentami, pomimo pełnej świadomości powagi zachodzących wypadków wojennych i politycznych, patrzyła na świat z przymrużeniem oka, z gryzącą ironią odnotowując wielkie wydarzenia, tak jak to potrafią zdolni felietoniści. Na pewno też należała do autentycznie wyemancypowanych kobiet, świadomych zalet swego umysłu i ducha, które pragnęły odnaleźć się w zmieniającej się i trudnej rzeczywistości. Dziennik Gajewskiej rozpoczyna się w sierpniu 1914, a kończy u progu niepodległości, 1 stycznia 1919. Warto zacytować ostatnie zdania z dziennika.

„Wprawdzie wszystkie moje aspiracje duchowe i intelektualne śpią przy codziennej pseudopracy, dusza czasem boli, a nerwy targają się, ale fizycznie dobrze wyglądam i dobrze się czuję. Myślę, że nie mogłabym przecież być zupełnie szczęśliwą w nieszczęśliwej Polsce, więc niech naprzód Polsce będzie zupełnie dobrze, a potem mnie”4.  

Kto dzisiaj tak myśli?     

 

dr Paweł Tanewski, starszy kustosz dyplomowany, Bibliotek SGH                   
 

1  Nie udało się ustalić losów Janiny Gajewskiej w końcowym okresie życia. Wiadomo o niej tylko tyle, że w latach czterdziestych zeszłego wieku wciąż mieszkała w Warszawie.  
2 P. Tanewski: Bracia Jabłkowscy z Wyższej Szkoły Handlowej, w: „Gazeta SGH”. Dostęp z dn. 31.12.2024.
 3 Ta wojna zmieni wszystko… Dziennik Janiny Gajewskiej, oprac. A. Wajs, wyd. Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych, Warszawa 2014, s. 251-252. 
4 Tamże, s. 307.