Zaskoczyć samą siebie

Międzynarodowe sukcesy sportowe, wymagające studia i działalność w organizacjach studenckich SGH. Czy można to wszystko pogodzić? Jak najbardziej! – odpowiada nasza studentka i długoletnia sztangistka Aleksandra Pepłowska.

Gdy po Akademickich Mistrzostwach Polski zadano mi pytanie: jak łączę studia w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie i uprawianie sportu, zupełnie nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć. Z jednej strony to bardzo proste, bo trening jako pierwszy czeka w kolejce, gdy mam chwilę dla siebie. Z drugiej jednak, czasy bycia profesjonalną sztangistką są już za mną i jestem zaskoczona, kiedy ktoś wciąż zauważa, że podnoszę ciężary. Na sztandze znajduje się o wiele mniej kilogramów, niż było to kilka lat temu.

Pasja od najmłodszych lat

Pasję do sportu zawdzięczam moim rodzicom, którzy są nauczycielami wychowania fizycznego oraz od początku byli moimi trenerami. Już jako mała dziewczynka jeździłam z nimi na zawody i obozy sportowe, gdzie z ogromną fascynacją przyglądałam się przeróżnym treningom. Co bardzo istotne, to sportowcy najczęściej wpadali mi w oko, więc, jeśli już miałam swoich ulubieńców, mogłam spędzić na sali treningowej cały dzień!

W wieku 14 lat bardzo przypadkowo okazało się, że podczas Pucharu Polski dziewcząt w podnoszeniu ciężarów stanęłam na drugim miejscu podium. Schodząc z niego powiedziałam sobie: będę sztangistką.

Sięgam myślami do tamtych czasów i bardzo dobrze pamiętam roztargnioną Olę, która miała za sobą kilka lat bycia tancerką, sprinterką, a w wodzie czuła się jak ryba. Ostatecznie to siłownia i basen okazały się moimi ulubionymi miejscami, a koronną dyscypliną podnoszenie ciężarów. Miałam w związku z tym sporo kompleksów, jak każda nastoletnia dziewczyna, której co chwila zadawano pytanie: czy aby na pewno nie boję się o moje zdrowie i czy podnoszenie ciężarów jest odpowiednie dla kobiet. Nie wstydzę się, bo tak po prostu było.

Każdy napotyka przeszkody w życiu i najczęściej są nimi tylko i wyłącznie te w naszej głowie.

Sport i nauka mogą iść w parze

Z czasem zaczęło doskwierać mi również podejście wielu osób, które zakładały, że wraz z kolejnymi sukcesami pójdę na Akademię Wychowania Fizycznego. Stwierdzenia, że sport uczy systematyczności, samodyscypliny i walki do samego końca są idealnym przykładem truizmu. Pamiętam równe 5 lat, podczas których 3/4 roku spędzałam z torbami u boku i to Centralne Ośrodki Sportowe mogłam nazywać moim domem. Lubiłam tamte czasy – sport był całym moim życiem, ale wiedziałam, że będę chciała studiować.

Z treningów wychodziłam zwykle jako jedna z ostatnich, a kiedy podczas zawodów coś szło nie po mojej myśli, błyskawicznie się denerwowałam i nie odzywałam do nikogo przez kolejny dzień. Chciałam pokazać, że jestem coraz lepsza i potrafię łączyć moje treningi z nauką. W podnoszeniu ciężarów nie istnieje słowo „starałam się”. Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, wina leży tylko i wyłącznie po mojej stronie. Ja chwytam za sztangę i albo wygram, albo ciężar spadnie.

Pobudka o 6:00 i spacer na pobliski basen czy siłownię nie jest dla mnie czymś szczególnym. Nie chodzi tutaj o z góry narzucony plan. Przytoczę jedne z moich ulubionych słów, których autorem jest Woody Allen: „jeśli chcemy rozśmieszyć Boga, powiedzmy Mu o naszych planach”. Czasami wydaje mi się, że to Bóg śmiejąc się postanowił, że zostanę sportowcem.

Żaden start, który zagwarantował mi tytuł mistrzyni, nie był zgodny z moimi perfekcyjnymi założeniami. Pomimo szczerych starań, ciężarów oraz wody nigdy nie oszukałam. Wszelkie próby oszustwa kończyły się siniakiem na czole lub porządnym zachłyśnięciem. Szybko zorientowałam się, że nie powinnam walczyć do upadłego. Musiałam pamiętać o rozsądku i być otwarta na uwagi z boku.

Sportowiec nie jest idealny

Jestem uparta i nie chciałam, żeby ktokolwiek powiedział mi kiedyś, że nie dam rady: stąd moja organizacja i systematyczny trening. Nie nazwę tego ciężką pracą, gdyż sprawiało mi to przyjemność. Wciąż sprawia. Nie wymyślę nic nowego, idąc na trening tuż po zajęciach czy pracy, zwykle z czegoś rezygnuję. Nigdy tego nie żałowałam i to podejście się nie zmieni.

Ze sportem nie jest tak, że stale goni się za kolejnym medalem lub rekordem. Owszem, wygrywa ten, kto rzuci dalej, przebiegnie szybciej lub uniesie więcej. Kluczowe chwile to ułamki sekund, więc nie ma czasu na bycie idealnym. Trzeba zaskoczyć samego siebie i jeśli uda się chociaż raz, chce się więcej.

Dobra wiadomość jest taka, że nie trzeba być sportowcem, aby się o tym przekonać.

Studia w SGH

Będąc studentką w pierwszej kolejności zorientowałam się, że nie doceniałam wspomnianych momentów podczas sportowej kariery. Aktualnie pilnuję, aby nie popełnić błędu raz jeszcze.

SGH podsunęła mi pomysły, jak poradzić sobie bez sztangi u boku. Tutaj mogłam sprawdzić samą siebie i jestem wdzięczna wszystkim osobom, od których taką możliwość otrzymałam oraz tym, z którymi współpracowałam. To na Uczelni rozpoczęłam poszukiwania kolejnych miejsc, gdzie będę w stanie zaskakiwać samą siebie. Szczęśliwie, kilka razy już się udało.

Jak połączyć karierę sportową z nauką w SGH?


Aleksandra Pepłowska,
studentka I roku studiów magisterskich, absolwentka studiów licencjackich w SGH.
Dwukrotna akademicka wicemistrzyni Polski, reprezentantka Polski w Mistrzostwach Europy oraz Świata Juniorów w podnoszeniu ciężarów (2013-2015), dwukrotna mistrzyni Unii Europejskiej do lat 17 (Split 2014, Rzym 2015), 8. zawodniczka podczas Mistrzostw Świata Juniorów (Lima 2015), rekordzistka Polski Juniorek w rwaniu (Lima 2015), dwukrotna zwyciężczyni Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży, wielokrotna medalistka Mistrzostw Polski w podnoszeniu ciężarów.

Aktualnie: Członkini Prezydium Forum Uczelni Ekonomicznych ds. relacji z środowiskiem zewnętrznym oraz Senatorka SGH. Rzeczniczka Praw Studenta kadencji 2019-2020 oraz członkini zespołów organizujących m.in. VI Bieg SGH, TED x SGH oraz Healthcare Business Forum.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

A post shared by SGH Warsaw School of Economics (@sghwarsaw) on