Pory roku są naturalnymi wyznacznikami mijającego czasu. Odbijają się w nich cztery odmienne oblicza planety, na której żyjemy. Równoważą one brak stabilności, którego doświadczamy na co dzień, w coraz mniej przewidywalnym świecie.
Na jesień, która w tym roku zachwyciła nas wyjątkowo pięknymi barwami, nigdy nie jesteśmy gotowi. Mimo przygotowań zawsze zaskakuje nas tym, że już nadeszła. Z wiekiem lubię coraz bardziej jej wilgotny smak i zapach. Lubię nawet, kiedy pierwsze przymrozki gaszą do reszty wigor lata w ogrodzie. Tymczasem, kiedy to piszę, w Polsce nastał czas momijigari (japoński) – czas podziwiania czerwieniących się liści klonu, dosłownie „polowania na bordowe liście” 1. Liście czerwienieją nie tylko na klonach, pięknieją rudościami i żółciami również inne drzewa.
Jesień pachnie sczerniałymi słońcami słoneczników, przemarzniętymi liśćmi nasturcji, rudymi płatkami aksamitek, wypłowiałymi masztami mieczyków, ziemią i dymem sączącym się z wiejskich kominów. Nasącza wieczory rozgniecionymi olszówkami, mchem i podmuchami deszczu, zostawia ubłocone ślady psich łap na tarasie. Tego roku przystąpiłam do klubu miłośników zgnilizny i postanowiłam nie walczyć z tonami opadających liści. A niechże sobie spadają i układają się na ziemi tak, aby znów do niej powrócić. Podobno w angielskich parkach grabi się je dopiero na wiosnę.
Bywa, że jesień przywołuje też zapach musu jabłkowego z szarej renety i hałasuje za oknem krzykiem srok. Zmrok zapada szybciej niż zwykle, a chłodne wieczory każą nam myśleć o ciepłych wnętrzach naszych domów. Może nawet w jakiś subtelny, instynktowny sposób zbliżamy się o tej porze roku do swego ducha bardziej niż do własnego ego. Ostatecznie to się przydaje każdemu. Naukowe pojmowanie rzeczywistości każe nam czasem myśleć o otaczającym nas świecie jak o energii. Również myśli zbieramy w inny sposób niż dzieje się to latem, kierujemy je bardziej ku wewnętrznemu światu i ta właśnie energia w zależności od jej ładunku magazynuje w nas siłę do dalszego trwania.
Otwarciem sezonu jesiennego zazwyczaj jest połowa października. Dopiero wtedy dociera do nas, że to oto nastała pora, którą nazywam cynamonową. Nie dlatego, że jest nieosiągalna jak sklepy Brunona Schultza, ale wręcz odwrotnie, kojarzy mi się z ciepłymi wieczorami pełnymi ciasta śliwkowego z cynamonem właśnie, zupą z dyni i gorącą herbatą podawaną w kubku parzącym dłonie. W domu pachnie zerwaną pigwą i jest w tym zapachu jakiś orientalny spokój. Och, przestań już z tymi opisami – myślę – ale tak, jesień składa się głównie z kolorów i zapachów.
Wówczas to już trochę głową w minionym lecie, ale przecież zupełnie gdzie indziej budujemy harmonogramy, mapy i drogi swoich przyszłych zajęć, robimy podsumowania roku i ustalamy budżety duchowe. W przyrodzie zachodzą również ogromne zmiany, a zaczynają się one z powrotami soków w głąb ziemi. Liście z przenikliwych żółci i zieleni zamieniają się w zgniło-rude, suche śmietki, tracą fakturę, blask, a na końcu odrywają się od swoich matczynych i ojcowskich ramion. Ostatecznie rośliny po prostu zasypiają. To uczucie powolnego rozpadania się materii prawdopodobnie może (choć nie musi) być źródłem naszego smutku, utraty tego, co odchodzi i jest nieuniknione. Jednakże jest to w końcu szczyt rocznego cyklu, który ostatecznie jest też w jakimś sensie zapowiedzią kolejnego odrodzenia. Patrzę na ptaki posilające się resztkami winogron z krzewu winorośli i owocami dzikiej róży, odkrywam miłe uczucie radości z tego, że mogę się z nimi podzielić tym, co mam. Tego roku dziki (łac. Sus scrofa scrofa) upodobały sobie krzaczki lawendy, a raczej mięsiste larwy, które prawdopodobnie mieszkają w pobliżu ich korzeni. Sama lawenda, a właściwie wszystkie części tej rośliny, są niejadalne dla większości zwierząt, chyba, że nawiedziły mnie dziki mutanty. Narobiły trochę szkód, niszcząc małe poletko, na którym je zasadziłam. Można powiedzieć, że podzieliły się ze mną swoją wizją lawendowego pola. Cóż z tego, że ich wersja estetyki wyraźnie różni się od mojej. Mimo wszystko darzę sympatią te wszędobylskie już prawe ssaki z rodziny świniowatych o inwazyjnym charakterze (kilkadziesiąt podgatunków) i nie rozpoczynam dyskusji na temat ich wzrastającej liczebności i szkód, które przynoszą. Dość na tym, że dziki utożsamiane były w wielu kulturach nie tylko z siłą, ale też (sic!) z uczciwością. W Babilonii były posłańcem bogów, w mitologii skandynawskiej kojarzone z bogiem płodności. Wolałabym jednak, aby ci futrzaści posłańcy niebios omijali moje domostwo.
W dobrobycie jesiennego wyboru odnajduję szlachetną śliwkę, którą wybieram na bohaterkę dzisiejszego spotkania z przyrodą. Już niedługo jej susz będzie potrzebny na wigilijnym stole. Jej historia obfituje w swoiście marketingowe zabiegi. Śliwy bowiem pochodzą z Azji, zaś do uprawy wprowadzili je Persowie, Grecy i Rzymianie.
Powszechne encyklopedie podają, że Śliwy (łac. Prunus L.) to rodzaj krzewów i drzew z rodziny różowatych (łac. Rosaceae Juss) występujących w strefie umiarkowanej i ciepłej półkuli północnej, przy czym odmiany uprawne i ozdobne rozpowszechnione są na całym świecie, obejmując ponad 200 gatunków2. Najstarsze ślady upraw odmiany europejskiej (łac. L. Prunus domestica) pochodzą sprzed 2000 lat p.n.e. z okolic Morza Kaspijskiego. Jak podaje dr Joanna Kurek3, „śliwki mogły być jednym z pierwszych owoców udomowionych przez ludzi, znaleziono je na stanowiskach archeologicznych z epoki neolitu wraz z oliwkami, winogronami i figami. (…) Śliwki wykazują działanie prozdrowotne także dzięki sporym ilościom zawartego w nich błonnika i pektyn, wspomagających prawidłowe działanie układu pokarmowego (…) Pektyny, wraz z kwasami organicznymi zawartymi w śliwkach: winowym i jabłkowym wspomagają ponadto eliminację zbędnych tłuszczów i cholesterolu – z tego punktu widzenia najkorzystniej jest spożywać węgierki oraz renklody”.
W polskim ogrodnictwie i kulturze śliwa zajmuje istotne miejsce. Już z końcem lata podnoszę z ziemi fioletowo-granatowe owoce o miękkiej skórce i pachnącym wnętrzu. Prawdopodobnie jest to śliwa węgierka wczesna – dojrzewająca już w połowie sierpnia. Wykorzystuję ją jako owoc deserowy, ale także do smażenia powideł i konfitur, które zimą jakoś dziwnie szybko znikają. Śliwka to bogactwo składników mineralnych i prozdrowotnych polifenolii, a te bywają potrzebne dla wzmocnienia całego organizmu.
Kiedy myślę o latach szczenięcych przypominają mi się także śliwki renklody, tzw. uleny – o żółto-zielonej skórce oraz słodkim, żółtym miąższu. Podobnie do tej wielkiej rodziny należy śliwa mirabelka – o niewielkich, żółtych owocach. Ma korzenny smak i jest niezwykle aromatyczna. Ach, jest jeszcze tzw. jerozolimka o żółto-różowych owocach. Warto wspomnieć też o śliwie tarninie (łac. L. Prunus spinosa), która powstała ze skrzyżowania śliwy domowej ze śliwą ałyczą, dość cierpką, ale zawierającą składniki napotne i moczopędne, w tym celu zresztą stosowane w medycynie ludowej. We Francji były marynowane na wzór oliwek, w Niemczech, Rosji i na Bałkanach robiono z nich alkohol.
A co z potrzebami ducha? Śliwki były wspominane w pieśniach Konfucjusza. Największy rozgłos poetycki śliwa zyskała właśnie w kulturze Chin i Japonii. Zacznijmy od Japonii, gdzie śliwa nie jest gatunkiem rodzimym. Pojawia się w japońskiej kulturze wraz z falami zapożyczeń kultury chińskiej. Stopniowo wypierana była w literaturze przez górską wiśnię, obecny symbol tego kraju. Japończycy krok po kroku uwalniali swoją kulturę, w tym poezję, spod wpływów chińskich. Można powiedzieć, że ze śliwą na rzecz wiśni im się to udało. Śliwa kwitnie w Japonii wcześniej niż wiśnia, więc jej płatki kojarzone są ze śnieżynkami. Japońska śliwa w odróżnieniu od wiśni charakteryzuje się rzadkim, cudownym zapachem, który w symbolice wywołuje wspomnienie dawnej miłości4. Na skutek tej ulotności kojarzona była z przywoływaniem wspomnień, stratą i zapomnieniem. W chińskiej mitologii natomiast kojarzona jest z sędziwym wiekiem i mądrością. W Polsce śliwa pachnie równie pięknie, szybko gubiąc płatki swoich kwiatów. Owoce śliwy zaś w tradycji bożonarodzeniowej miały odpędzać złe moce. Niektóre z rodzajów naszej rodzimej śliwki, takie jak suska czy sechlońska znalazły już swoje miejsce w rejestrze regionalnych produktów Polski. W 2024 roku produkcja śliwek w Polsce wyniosła ok. 98 tys. ton. i raczej ma się dobrze. Jedzmy je zatem, na zdrowie!
Jesienią warto wspomnieć o „roślinnych najeźdźcach”, próbujących zapuścić korzenie w naszych rodzimych ekosystemach. Uwielbiam niepoprawną politycznie miłością przepiękną nawłoć kanadyjską (łac. Solidago canadensis L), która rzeczywiście bardzo rozpanoszyła się w okolicy, mieniąc się żółciami kwiatów. Wszak mimozami jesień się zaczyna – jak głosi wiersz i popularna piosenka. Chociaż Mimoza (łac. Mimosa), inaczej czułek to rodzaj tropikalnych roślin z Ameryki Południowej. Wyróżnia się niezwykłą czułością na dotyk. I chyba nie o niej pisał Julian Tuwim i śpiewał Czesław Niemen, ale tak jest kojarzona. Ta niepozorna roślina niestety rozrasta się dość drapieżnie przez kłącza, wypierając lokalne gatunki. Do Polski trafiła w XIX wieku, głównie z powodu walorów ozdobnych i jako roślina miododajna. Jednakże, jak się okazuje, na terenie, na którym się pojawia, zmniejsza się również liczba zapylaczy, w tym dzikich pszczół, spada liczba mrówek i ptaków. Zatem o ile jest ona cenna dla pszczelarzy, to jednocześnie po prostu powoduje wypieranie innych owadów. Z drugiej strony, roślina ta posiada liczne właściwości zdrowotne, głównie związane z działaniem rozkurczowym, przeciwbakteryjnym i przeciwbólowym. W dodatku, co może być interesujące, choć wymaga badań, sprzyja tworzeniu mieszańców z rodzimymi gatunkami. I co robić? Trzeba po prostu ją kosić, zrozumieć mechanizmy rozmnażania, otoczyć opieką i… mieć się na baczności. Podobną inwazyjnością odznacza się przepiękna róża pomarszczona (łac. Rosa rugosa) o fuksjowych płatkach. Ta „fajterka” z kolei jest gatunkiem mrozoodpornym, odpornym również na ataki grzybów, owadów, a nawet działanie ognia. Jest również doskonała na delikatną konfiturę z cytryną. Traktuję ją zatem całkiem dobrze, ogradzam, dbam i nawożę. A o tym, że jest niebezpieczna myślę nadal z naiwnym niedowierzaniem.
Gdyby nie ta nieustająca ewolucja, życie byłoby mniej agresywne. Pozostawiam dyskusję na temat równowagi przyrody i całego wszechświata zarówno zwolennikom boskich wyroków, jak i greckim filozofom. Większość z tych kwestii została już dawno omówiona. Obecnie naukowcy opisują wszechświat za pomocą dwóch podstawowych teorii cząstkowych – ogólnej teorii względności i mechaniki kwantowej. Przyznaję, że bardzo odpowiada mi koncepcja Stephena Hawkinga, ale nie w kontekście jego poszukiwań kwantowej teorii grawitacji. Podoba mi się jego proste przywołanie faktu, że jesteśmy istotami racjonalnymi, możemy zatem swobodnie obserwować wszechświat oraz wyciągać logiczne wnioski. Przywołuje on w swoich rozmyślaniach ponownie darwinowską zasadę doboru naturalnego5. Czy jednak tak łatwo można pogodzić się z myślą, że wszechświat rozwija się w sposób regularny i przemyślany?
Spoglądam w niebo i nasłuchuję, ale odpowiada mi tylko cisza, przerywana warkotem silnika samolotu. We wrześniu słyszałam jeszcze krzyki odlatujących dzikich gęsi. I teraz pasuje jeszcze napisać, że żałuję, że dzika bernikla kanadyjskia (łac. Branta canadensis) jest uznawana za jeden ze 100 najbardziej inwazyjnych gatunków ptaków stwarzających zagrożenie dla innych gatunków w Europie. Pierwsze odnotowanie bernikli kanadyjskiej na ziemiach polskich miało miejsce przed 1935 r. Obecnie w Polsce trwa inwazja tego gatunku. Jak czytam na stronie Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, „bernikla kanadyjska wpływa negatywnie na środowisko przyrodnicze, uprawy roślin, hodowle zwierząt, ludzi i inne obiekty. Wpływ na środowisko przyrodnicze przejawia się przede wszystkim poprzez hybrydyzację z innymi gatunkami ptaków oraz poprzez przenoszenie bardzo wielu groźnych patogenów, a także poprzez zanieczyszczanie odchodami zbiorników wodnych, co prowadzi do ich eutrofizacji. Wpływ na hodowle zwierząt i ludzi związany jest również głównie z przenoszeniem przez ten gatunek licznych patogenów”.
Dlaczego jej żałuję? Bo jest po prostu piękna i mądra. Potrzebujemy konkretnych działań, aby zadbać o naszą przyrodę. Zacytuję teraz NIK: „Szacuje się, że w Europie występuje ponad 12 tys. gatunków obcych. Około 10–15% z nich rozmnożyło się i rozprzestrzeniło, powodując istotne szkody środowiskowe, gospodarcze i społeczne, które w Unii Europejskiej wynoszą co najmniej 12 mld euro rocznie i stale rosną. Dlatego zwalczanie IGO stało się jednym z priorytetów UE. Obecność inwazyjnych gatunków obcych powoduje nie tylko niekorzystne zmiany w środowisku i szkody gospodarcze, ale w niektórych przypadkach stwarza także zagrożenie dla zdrowia i życia człowieka (np. w przypadku gatunków barszczy kaukaskich, których soki mogą powodować poważne i bardzo bolesne poparzenia skóry).6 Pojawia się jednak pytanie, czy to nie człowiek, przez spowodowanie zmian klimatycznych, doprowadził też do migracji zwierząt i roślin?
Przyznam jednak, że mimo wszystko imponuje mi zarówno fakt wielokrotnych ucieczek z hodowli popełnianych przez bernikle, jak i ich wyjątkowa społeczna stadna odpowiedzialność oraz harmonijna i wzorcowa wręcz współpraca i rozkład sił w czasie podróży, będąca inspiracją dla wielu teoretyków zarządzania. Cóż, jednak jej populacja będzie prawdziwym wyzwaniem dla profesjonalnych strażników ekosystemów. Ale ja nie przestanę im kibicować w ucieczkach z niewoli. Co do tytułowego chutney’a – ta kulinarna hybryda najlepiej smakuje po kilku miesiącach od zrobienia, przepis dostępny na żądanie.
1 Zob. Fundacja Leśne Projekty „Polowanie na barwy jesieni”, lesneprojekty.pl (data dostępu 02.11.2025).
2 Na podstawie: Wikipedia (data dostępu: 02.11.2025).
3 J. Kurek, Śliwki – niesamowity smak jesieni, (5/2022) „Chemia w Szkole”.
4 Na podstawie: I. Kordzińska-Nawrocka (red), Dziesięć wieków Genji monogatari w kulturze Japonii oraz The Composition of the Plum-blosom Poems in Man’youshu, Oishi Yasuo.
5 Ilustrowana krótka historia czasu, Stephen W. Hawking 2016, Zysk i S-KA str. 26–28.
6 [https://www.nik.gov.pl/najnowsze-informacje-o-wynikach-kontroli/zwalcza…].
dr AGNIESZKA KAMIŃSKA, dyrektor Centrum Otwartej Edukacji SGH
Źródło: https://www.alamy.com/stock-photo-prunus-domestica-sturm08063-143470191…
Źródło: https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=61392870