Konkurs „Zrównoważony rozwój w życiu codziennym”, część II
W pierwszej części rozmowy dr hab. Agnieszka Domańska i dr hab. Tomasz Rostkowski tłumaczyli, jak łączyć zrównoważony rozwój z innymi nurtami światopoglądowymi czy ruchami społecznymi, mówili o alterglobalizmie i antykonsumpcjonizmie, na końcu przywołując książkę „No logo” Naomi Klein. W drugiej części będzie o dewzroście, postwzroście i sharingu, czyli współdzieleniu się.
Agnieszka Domańska: Podejście, a raczej wiele różnych koncepcji, które wiążą się ze zrównoważonym rozwojem, reprezentuje bardzo wielu wybitnych myślicieli, ekonomistów, socjologów, twórców nurtu ekonomii ekologicznej. Z tych dziesiątek nazwisk przytoczmy chociażby noblistę Josepha Stiglitza, autora takich dzieł jak „Globalizacja” czy „Beyond GDP”. No, i oczywiście cała koncepcja de-wzrostu („de-growth”, décroissance, steady-state, prosperity without growth itp.), która uzyskała całkiem duże uznanie społeczne i wśród środowisk akademickich.
Statystyki nieubłaganie wskazują, że mimo postępu, wielu inicjatyw i faktycznej realizowanej systemowo i na poziomie państw ochrony środowiska naturalnego, w skali globalnej dzieje się wciąż niestety tylko gorzej. Degradacja środowiska naturalnego postępuje. Morza i oceany toną w śmieciach. Mimo tego wciąż kupujemy, a więc produkujemy bez opamiętania, nierówności są coraz większe, rośnie liczba osób żyjących w skrajnym ubóstwie. Czy zatem apelowanie o ograniczenie konsumpcji to nie jest aby mrzonka? Co można właściwie zmienić?
Tomasz Rostkowski: Od lat rozwija się koncepcja „dewzrostu” (ang. de-growth), w której otwarcie mówi się, na podstawie analiz i wyników badań prowadzonych na całym świecie, że rozumiany tradycyjnie wzrost gospodarczy i dążenie do tego, by trwał on „w nieskończoność”, prowadzi do degradacji środowiska naturalnego. Moim zdaniem ta nazwa jest wysoce myląca. Nie chodzi o cofanie w rozwoju. Ważne jest jednoczesne osiąganie wielu celów bez konieczności jakichkolwiek wyrzeczeń. Ten dewzrost oznacza, że przestaniemy być otyli, będziemy umieli nawiązywać ważne relacje, zaczniemy dbać o siebie w znaczeniu zdrowia, zadowolenia z życia, rozwoju pasji, zainteresowań i troski o karierę, która nie musi być realizowana kosztem rodziny, przyjaciół, hobby, życia kulturalnego, podróży itp.
A.D.: Mówiąc o ochronie środowiska w kontekście zrównoważonej konsumpcji, dotykamy mojej ulubionej koncepcji gospodarki obiegu zamkniętego, będącej nie tylko jednym z filarów Zielonej Transformacji UE, ale oczywiście Agendy 2030. Jest to moja ulubiona koncepcja, bo staram się w miarę możliwości stosować ją we własnym gospodarstwie domowym, o czym opowiem później. Ale powiedzmy tu o jednej kluczowej wręcz sprawie: o podważeniu PKB jako wskaźnika wzrostu gospodarczego. PKB – przypomnijmy – „w skrócie” mierzy wartość nowo wytworzonych w gospodarce dóbr i usług plus sfera publiczna i eksport netto. Czy jednak ludzkie potrzeby materialne, zaspokojone właśnie przez wzrost produkcji, są kryterium rozstrzygającym o sukcesie państwa i społeczeństwa? Nie sądzę. A gdzie postęp, dobrobyt i szczęście osiągane przez dobre zdrowie, czyste i występujące w obfitości środowisko naturalne czy poziom edukacji? Popatrzmy, jak wyglądają nasze miasta ogołacane z zieleni przez deweloperów!
T.R.: No, właśnie – a gdzie relacje rodzinne, wspólnotowość i poczucie przynależności będące jednym z podstawowych kryteriów szczęścia w piramidzie Maslowa? Świetnym przykładem, o którym przeczytałem, jest las, który rośnie, zapewniając ogrom korzyści zdrowotnych i środowiskowych, ale, z tego co wiem, kompletnie nie jest uwzględniany w PKB. Dopiero produkcja drewna podwyższa wartość PKB. Nie ma tu mowy ani o wartości czasu wolnego ani o wypoczynku dla ludności.
Powstało wiele interesujących mierników jak: wskaźnik rozwoju społecznego (Human Development Index), wskaźnik kapitału ludzkiego (Human Capital Index), wskaźnik szczęśliwej planety (Happy Planet Index), światowy wskaźnik szczęścia (World Happiness Report) czy indeks odpowiedzialnego rozwoju (Sustainable Development Index). Co więcej, jest wiele intersujących koncepcji stawiających człowieka w centrum uwagi. W biznesie mamy klientocentryzm, w ochronie zdrowia pacjentocentryzm. W każdej takiej koncepcji kluczowym jest długookresowy dobrostan człowieka. Produkcja jest wobec tego wtórna.
A.D.: Na szczęście, w ramach społeczeństwa obywatelskiego oraz świata akademickiego mamy wyraźny ruch na rzecz dewzrostu czy też postwzrostu. Od kilkunastu lat na całym świecie organizuje się wokół tego tematu konferencje, seminaria czy zjazdy. Mamy nową globalną inicjatywę o nazwie Wellbeing Economies Alliance (tj. WE-All). Stała się ona platformą, w ramach której te różne ruchy kontaktują się między sobą, a nowa europejska sieć badawcza zajęła się tworzeniem nowych „ekologicznych modeli makroekonomicznych”. Podejmowane przez te ruchy działania wskazują, że możliwe jest podnoszenie jakości życia, odtwarzanie ekosystemów, ograniczenie nierówności i tworzenie miejsc pracy dających poczucie sensu pracownikom. Wszystko to bez potrzeby dalszego wzrostu gospodarczego pod warunkiem przezwyciężenia obecnego uzależnienia od tradycyjnie rozumianego, to jest przez PKB wzrostu gospodarczego.
Mamy więc ruchy zarówno oddolne, jak i poniekąd odgórne, bo związane chociażby z nowymi prądami naukowymi. Zainteresowani mogą więc szukać swej ścieżki, zostając aktywistą, współpracując z różnymi ruchami czy platformami. Ale wróćmy do konkursu i jego tytułu. Czy możecie Państwo podzielić się z czytelnikami własnymi sposobami na zrównoważoną konsumpcję czy zrównoważony rozwój?
A.D.: Sposobów, w jaki ja to robię jest bardzo dużo. Oczywiście, nie mówimy o jakiejś rezygnacji ze zdobyczy cywilizacji, bo one też są po to, byśmy mieli czas na samorozwój. Pranie w rzece z kijankami nie pozostawi wiele czasu na książkę (śmiech). Natomiast większość z tego, co robię, jeśli się oczywiście da, staram się robić w sposób zrównoważony i z myślą o otoczeniu. Mam tu pewien problem, bo tym, którzy jeszcze nie przesłali prac na konkurs, nie chcę podpowiadać (śmiech). Ale mogę powiedzieć może o jednym czy dwóch moich sposobach. Otóż, dla mnie takim dobrym nawykiem jest robienie zakupów na bazarze, gdzie mogę kupować artykuły spożywcze bez opakowań lub w sklepach, gdzie można nabyć wędliny czy ser na wagę. Zawsze mam ze sobą jakieś siatki, „babciną” torbę na kółeczkach, własne wielorazowe opakowania czy nawet worki plastikowe, które zawsze niestety tak czy inaczej trafiają do naszego gospodarstwa domowego, bo czegoś nie dało się akurat kupić inaczej, ale które wykorzystuję nawet po kilkanaście razy zamiast wyrzucać na śmietnik. Czyli po prostu znana zasada „zero waste” lub przynajmniej „less waste”. Zwykle bywam niemiła, jeśli sprzedawca wraz z podaniem mi pora, brokułu, jabłek, pomarańczy czy awokado „rzuca się” wprost po reklamówkę. Z tysiąc razy tłumaczyłam już, że bardzo źle trawię plastik (śmiech). Myślę, że w skali roku dzięki temu co najmniej kilkanaście kilogramów plastiku mniej trafia od nas na wysypisko. Pomyślmy, ile moglibyśmy zdziałać, gdyby robiło tak sto, tysiąc, milion osób w Warszawie! Na bazarze mogę też oddać słoiki czy butelki osobom, które robią domowe przetwory. I znów, słoik trafi nie na śmietnik, ale do kogoś, kto wykorzysta go po raz wtóry. Czyż nie jest to proste?
T.R.: Moim sposobem są przede wszystkim zrównoważone zakupy. Wiem dobrze, że czas przeznaczony na wysokojakościowy wypoczynek to dobra inwestycja i zamiast kupować kolejną mało użyteczną i mało trwałą rzecz lepiej jest wydać więcej na produkty dobrej jakości, które będą służyć znacznie dłużej i pozwolą na oszczędności. W Polsce obserwujemy duże marnotrawstwo. Znacznie lepszym rozwiązaniem dla wszystkich byłoby kupowanie mniej, ale za to lepszych towarów zamiast kupowania chemicznie „udoskonalonych” produktów, które się następnie wyrzuca.
Łatwo jest sięgnąć po szybką przekąskę, która spowoduje otyłość. Łatwo jest kupić dużo jedzenia na zapas. Łatwo jest kupić kolejne buty, ubranie itp., które przed wyrzuceniem zaśmieci nam szafę na kilka lat, a nigdy nie będzie wykorzystane. Staram się tego absolutnie nie robić.
Inna kwestia to właściwe rozpoznanie swoich potrzeb i świadomość, jak odróżnić modę od realnych potrzeb. W zarządzaniu ludźmi mamy rozmaite narzędzia służące do diagnozowania potrzeb w wielu obszarach np. finansowym, rodzinnym, zdrowotnym, rozwojowym itp. Nie są one jednak powszechnie stosowane, a powinny być wykorzystywane już w podstawówce. To wielka praca do wykonania, aby kolejne pokolenie lepiej potrafiło rozpoznawać swoje prawdziwe interesy i planować długookresowo. Już samo to wystarczyłoby, aby unikać szkodliwych zachowań, bezsensownych zakupów, angażowania się w bezwartościowe aktywności. Dałoby to efekty w postaci oszczędności, które można ukierunkować precyzyjniej i lepiej z perspektywy satysfakcji z życia.
A.D.: Innym moim sposobem, też związanym z ideą „zero waste” jest zakup i stosowanie kosmetyków z nalewaków, dzięki czemu nie kupuję opakowań. Ogromnie można dzięki temu ograniczyć zakup plastiku. Jest kilka firm i kilkadziesiąt punktów w Warszawie, gdzie można w taki sposób zakupić płynne kosmetyki czy środki czystości. Niektóre z tych podmiotów są partnerami w naszym konkursie i sponsorami nagród. No, i oczywiście „sharing” – współdzielenie z innymi wszystkiego, co się da.
Na koniec chcę podkreślić, że mimo iż jest jeszcze wiele do zrobienia, cieszę się, że jest coraz więcej ludzi świadomych, w tym młodych, odchodzących od zachłannej konsumpcji, przynoszącej w zasadzie poczucie jakiejś pustki. Tych, którzy rozumieją, że życie skromne staje się coraz bardziej modne, a derozwój, o którym mówiliśmy jako o kategorii ogólnej, którą jednak łatwo przenieść na poziom jednostki, czyni je godnym i pełnym wartości i nadaje mu właśnie ów wysoki standard.
dr hab. Agnieszka Domańska, prof. SGH, Zakład Międzynarodowej Polityki Ekonomicznej SGH
dr hab. Tomasz Rostkowski, prof. SGH, Zakład Zachowań Organizacyjnych SGH