Tylko różnorodność prowadzi do innowacji i rozwoju – rozmowa z Jowitą Michalską

zdjęcie portretowe uśmiechniętej, krótko ostrzyżonej kobiety w czerwonej bluzce

„Ważne jest, aby w procesie edukacyjnym nauczyć się współpracować z różnymi ludźmi, bo tylko różnorodność prowadzi do innowacji i rozwoju” – mówi Jowita Michalska, absolwentka zarządzania i marketingu w SGH, w rozmowie z Renatą Krysiak-Rogowską.

Jowita Michalska jest polską ambasadorką Singularity Group, innowacyjnej organizacji z Doliny Krzemowej. Ma ponad 20-letnie doświadczenie biznesowe, które zdobywała, pracując na kluczowych stanowiskach m.in. w Polkomtelu, PGE czy Deloitte. Otrzymała wiele prestiżowych nagród i odznaczeń m.in. Digital Shapers za znaczący wkład w rozwój gospodarki cyfrowej w Polsce i tytuł Bizneswoman Roku w kategorii Przeciwdziałanie Wykluczeniu Cyfrowemu. W 2021 roku Jowita Michalska znalazła się na liście 100 najwybitniejszych kobiet w biznesie publikowanej przez Forbes Women Polska, a Komisja Europejska mianowała ją Ambasadorką Cyfrowej UE.

Renata Krysiak-Rogowska: W 2022 roku pojawiło się wiele nowych narzędzi opartych na sztucznej inteligencji. Jakie innowacje związane z AI wywarły na Pani największe wrażenie i jaki widzi Pani ich potencjał zastosowania w edukacji?

Jowita Michalska: Pytanie jest bardzo szerokie. Ogromną zmianą, która pojawiła się na rynku w 2022 r.  i wpłynęła na naszą egzystencję, edukację, rynek pracy, a nawet nasze codzienne działania i funkcjonowanie było upublicznienie narzędzi generatywnej sztucznej inteligencji, takich jak large language models (duże modele językowe), których najbardziej znanym przykładem jest ChatGPT.

Kiedy o tym myślę, nadal jestem pod wrażeniem możliwości, jakie daje dostęp do technologii. Wówczas „byłam w szoku”, że mogłam rozmawiać w języku naturalnym ze sztuczną inteligencją, nie programując jej, a ona odpowiadała na moje pytania w sensowny sposób. Dziś jednak, z perspektywy korzystania z wersji  ChatGPT -4o czy najnowszej wersji o1-preview, poprzednia technologia z 2022 roku wydaje się wręcz prymitywna.

Najciekawsze w tym wszystkim jest tempo, w jakim te narzędzia rozwijają się, osiągając coraz wyższy poziom doskonałości i zaawansowania. Wszelkie przewidywania dotyczące rozwoju technologii tracą na znaczeniu, bo zmiany są dynamiczne, wręcz błyskawiczne. Nawet eksperci na najwyższym szczeblu czasem nie potrafią przewidzieć, co się wydarzy. Widać to na przykładzie Yanna LeCun, szefa AI w firmie Meta, który podczas jednej z konferencji twierdził, że AI nie może rozwiązać pewnych problemów, a zaledwie dwa miesiące później narzędzie dostępne dla wszystkich za darmo potrafiło to zrobić.

Jeśli chodzi o wpływ tej technologii na edukację, uważam, że jest on ogromny. Sztuczna inteligencja podważa nie tylko to, czego się uczymy, ale także w jaki sposób. Dla przykładu, na najlepszych uczelniach na świecie rekrutacja opiera się w dużej mierze na esejach pokazujących, kim jesteśmy. Teraz AI może napisać taki esej i to naprawdę dobrze.

No właśnie, sztuczna inteligencja potrafi uczyć się także nas samych i doskonale sobie radzi, naśladując nasz styl. 

To rodzi pytania o zasadność obecnej formy prac domowych. Nie chodzi o to, żeby zrezygnować z prac domowych, zaliczeniowych czy dyplomowych, ale żeby zmienić ich formę, sposób przygotowywania i prezentowania.

W świecie, gdzie wyzwania, przed którymi staniemy, będą nowe i nie zawsze będziemy mogli skorzystać z wcześniejszych doświadczeń, trzeba będzie myśleć kreatywnie i holistycznie. Co więcej, rzadko jedna odpowiedź będzie dobra — każda może być zarówno dobra, jak i zła. Ważne jest, aby w edukacji nauczyć się współpracować z różnymi ludźmi, bo tylko różnorodność prowadzi do innowacji oraz rozróżniania prawdy od postprawdy (w której fakty są mniej istotne w kształtowaniu opinii publicznej niż odwołania do emocji i osobistych przekonań – red.) czy wręcz fake newsów. Tak było we Florencji za czasów Leonarda da Vinci. Florencja była otwarta na inność i różnorodność, co przyciągało innowacyjnych, kreatywnych, wybitnych ludzi, w tym samego da Vinci.

Dzisiaj potrzebujemy podobnego podejścia, a jednocześnie w badaniach prowadzonych przez Unię Europejską widzimy, że młodzi ludzie w Europie najbardziej boją się porażki. To niebezpieczne w świecie, który będzie coraz bardziej oparty na eksperymentowaniu. Najgorsze, co możemy zrobić, to bać się podejmowania prób i eksperymentów i nie wyciągać wniosków z poniesionych porażek.

Przecież to dzięki porażkom ewoluujemy, wyciągamy wnioski i idziemy do przodu, poprawiamy, usprawniamy, rozwijamy. 

Teoretycznie tak, ale cały system edukacji jest skoncentrowany na wyszukiwaniu błędów. W szkole cały czas jesteśmy oceniani, a za porażkę czy niepowodzenie często jesteśmy krytykowani. Testy są podstawą systemu i rzadko kiedy wiemy, w czym jesteśmy dobrzy, ale za to bardzo często zdajemy sobie sprawę, w czym jesteśmy słabi.

Wracając do poprzedniego pytania, jak ocenia Pani rosnącą popularność narzędzi do zdalnej nauki i mikrouczenia i w jakim kierunku to będzie zmierzać? 

Przede wszystkim wierzę w edukację opartą na modelu blended learning, czyli uczeniu mieszanym. Absolutnie nie wierzę w edukację wyłącznie online, chyba że istnieje taki przymus, jak na przykład w Afganistanie, gdzie kobiety mogą jedynie korzystać z platform typu Khan Academy, bo nie mają fizycznego dostępu do szkoły. W krajach, gdzie edukacja jest dostępna dla wszystkich, warto łączyć formy nauki.

To buduje różne kompetencje – musimy chodzić do placówek, współpracować z nauczycielami i rówieśnikami, uczestniczyć w dyskusjach. System edukacyjny powinien być otwarty, na przykład na współpracę z lokalnymi firmami i społecznościami. Fizyczna obecność w szkole to niezwykle ważne doświadczenie.

Natomiast takie metody, jak „odwrócona klasa” czy czytanie case studies (jak w harwardzkim modelu edukacji) sprawdzają się od lat, ale niestety nie zostały szeroko wdrożone na całym świecie. Można przeczytać w domu studium przypadku czy obejrzeć dobry materiał wideo, a potem zastanowić się, jak ja bym to rozwiązała, jakie mam wzorce myślenia, zachowań czy działania.

Sztuczna inteligencja także może być doskonałym asystentem w edukacji. Wiemy od dawna, że najbardziej efektywna forma nauki to praca one to one z tutorem czy mentorem. Choć nie każda szkoła może sobie na to pozwolić, to sztuczna inteligencja świetnie sprawdza się w tej roli. Może wyznaczać cele edukacyjne, proponować kolejne zadania, analizować postępy i dostosowywać treści do naszego stylu uczenia się.

Ja na przykład najlepiej uczę się wizualnie. Kiedy ktoś do mnie mówi, informacje wpadają jednym uchem i wypadają drugim, ale kiedy zobaczę obraz, zapamiętuję go natychmiast. Sztuczna inteligencja może dostosować formę nauki do indywidualnych potrzeb ucznia, podając wiedzę w najbardziej efektywny dla niego sposób.

Ale nasza szkoła nie jest jeszcze gotowa, nie ma wdrożonej sztucznej inteligencji, o której Pani mówi. Nasz system edukacyjny jest daleko w tyle. Kiedy według Pani może się to zmienić? Kiedy sztuczna inteligencja rzeczywiście zacznie być wykorzystywana w szkołach przez nauczycieli? Mam wrażenie, że ludzie trochę się jej boją, uważając, że może ich zastąpić i dlatego unikają jej wdrażania.

Tak, ale im bardziej będą się bać, tym szybciej zostaną zastąpieni. To powinno było się wydarzyć już wczoraj. W wielu systemach edukacyjnych na świecie sztuczna inteligencja już działa. Rynek pracy się zmienia, a jednym z najbardziej poszukiwanych zawodów jest inżynier AI czy etyk zajmujący się sztuczną inteligencją. Jeśli jedna uczelnia szybciej wdroży te technologie, a druga nie, różnice będą widoczne w ciągu dwóch lat — więcej studentów pójdzie tam, gdzie są nowoczesne rozwiązania. Takie są prawa rynku.

Młodzi ludzie i ich rodzice coraz częściej to rozumieją. Są szkoły, które już decydują się na skoncentrowanie się na AI, szkoląc nauczycieli, jak z niej korzystać. Nauczyciele są przepracowani, mają mnóstwo biurokratycznych obowiązków, które nie mają związku z nauczaniem. Wszystkie te zadania może przejąć AI, usprawniając ich pracę. To narzędzia intuicyjne, wystarczy otwartość umysłu i chęć zmiany. Nie musimy nawet wiedzieć, jak działa AI, by z niej korzystać.

To chyba raczej Pani globalne doświadczenie determinuje taki pogląd, ale czy nasz lokalny system edukacyjny jest na to gotowy? Jak to wygląda w Polsce?

Zmiany w Polsce też już się dzieją, choć wolniej. Jako Fundacja Digital University od 10 lat pracujemy z różnymi nauczycielami, edukując ich w zakresie nowych technologii. Współpracujemy obecnie z około 3000 nauczycieli, prowadząc zajęcia o tym, jak korzystać ze sztucznej inteligencji w szkole, jak rozmawiać o tym z uczniami i jak wykorzystywać te narzędzia do nauki, ale też do zabawy czy rozrywki. Wciąż jednak jest to kropla w morzu potrzeb. W Polsce mamy pół miliona nauczycieli, więc skala wsparcia wciąż jest niewystarczająca, ale potrzeba zmian będzie te procesy przyspieszać.

Wiele mówi się o wpływie nowych technologii na zdrowie psychiczne młodych ludzi. Jakie rozwiązania technologiczne uważa Pani za pomocne w przeciwdziałaniu ich negatywnym skutkom?

Przede wszystkim uważam, że najlepszym rozwiązaniem byłby zakaz używania smartfonów do 14. roku życia. Powinny być one całkowicie zakazane w szkołach. Zamiast tego, dzieci mogłyby korzystać z laptopów i tabletów do nauki, ale powinniśmy unikać technologii, które prowadzą do bezmyślnej rozrywki, wpływającej negatywnie na rozwój mózgu.

Studenci mogą nie odczuwać tego tak mocno, bo ich mózg jest już rozwinięty, ale pojawia się problem „zmęczenia technologią” (ang. technology fatigue). Po intensywnej pracy umysłowej powinniśmy wyjść na spacer, zrelaksować się na świeżym powietrzu, a nie zamykać się w pokoju i przeglądać TikToka czy Instagrama. To bombardowanie naszego mózgu dopaminą może prowadzić do problemów z koncentracją. Mam nadzieję, że kiedyś wróci moda na dumb phones, czyli proste telefony bez internetu, a ludzie zrozumieją, że życie toczy się poza światem wirtualnym.

W niektórych krajach to już się dzieje. We Francji na przykład dzieci poniżej 15 roku życia nie mogą używać telefonów w szkole nawet na przerwie. 

Coraz więcej krajów wprowadza takie regulacje. Musieliśmy jednak przejść przez 10 lat błędów, żeby to zrozumieć. Teraz nie możemy winić rodziców, którzy kupili swoim dzieciom smartfony na komunię, bo nie wiedzieli, że to może być szkodliwe. Dziś widzimy małe dzieci w wózkach, które mają w rękach smartfony. Gdyby na tych urządzeniach było ostrzeżenie, tak jak na papierosach — że mogą powodować różne problemy zdrowotne, to pewnie część rodziców by się zastanowiła.

Świadomość tego problemu wciąż jest niska, ale coraz częściej mówi się, że nadmierne korzystanie ze smartfonów, zwłaszcza z social mediów, ma negatywny wpływ na zdrowie, podobnie jak palenie papierosów, tylko że wpływa na inne ośrodki w naszym mózgu. Myślę, że im więcej będzie takich dyskusji, tym więcej osób zacznie to traktować poważnie. Coraz więcej szkół w Polsce indywidualnie wprowadza zakazy używania smartfonów, choć często to rodzice są przeciwni. To pokazuje, że brakuje edukacji na temat higieny cyfrowej, zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych. Na szczęście, dyskusje na temat higieny cyfrowej toczą się na poziomie państwowym, unijnym, a także w szkołach. Oby takich rozmów było coraz więcej, gdyż jest to jedno z głównych wyzwań związanych z rewolucją cyfrową.

Świat technologii rozwija się dynamicznie, a kobiety nadal stanowią mniejszość w tym sektorze. Jakie są Pani refleksje na temat zmian dotyczących udziału kobiet w technologii w ostatnich latach?

Mam wiele refleksji na ten temat. Ciągle o tym mówimy, ale zmiany są zbyt wolne. Trzeba pokazywać młodym kobietom i dziewczynkom wzorce, że inne kobiety pracują w technologii i osiągają duże sukcesy. Media powinny wziąć na siebie odpowiedzialność za promowanie tych pozytywnych przykładów. Większość osób zna czołowych mężczyzn technologii, takich jak Mark Zuckerberg, Sam Altman czy Jeff Bezos, ale mało kto słyszał o wybitnych kobietach, które również mają znaczący wkład w rozwój tej branży, np. o Fei-Fei Li czy Mirze Murati. Dopiero zaczyna się o tym mówić. W tegorocznym raporcie „TIME 100” na 100 najważniejszych osób związanych ze sztuczną inteligencją 30% stanowią kobiety. To już krok naprzód, choć wciąż mamy wiele do zrobienia. Powinniśmy inspirować dziewczyny, bo jeśli nie widzą dla siebie takich ścieżek rozwoju i kariery, trudno im się na nie zdecydować. Niestety, kulturowo często dziewczynki są odciągane od nauk ścisłych, co jest kompletną bzdurą.

Poza tym, wcale nie trzeba mieć umysłu ścisłego, by pracować w technologii. Ja sama według starej nomenklatury uchodziłabym za humanistkę, a od 10 lat działam w technologii i edukacji. Można być strategiem, ale też brakuje specjalistów zajmujących się etyką sztucznej inteligencji. To doskonały obszar dla kobiet — etyczne zarządzanie technologią, dbanie o różnorodność i wpływ, jaki technologia ma na nasze standardy i życie.

W jednym z wywiadów wspomniała Pani, że zmieniła ścieżkę zawodową po 35. roku życia. Co by Pani doradziła osobom, które rozważają zmianę kariery, ale boją się ryzyka związanego ze zmianą?

Zmieniałam swoją ścieżkę zawodową już trzy razy, a teraz przygotowuję się do czwartej zmiany.

To kwestia zarządzania energią i robienia tego, co nas pasjonuje. Czasem dojrzewamy do nowych, potężnych cech, które odkrywamy w sobie. Gdy miałam 20 lat, nie znałam siebie tak dobrze jak teraz. Dla mnie ogromną przemianą było macierzyństwo. Dzięki temu zaczęłam się zastanawiać, czego chcę od życia. Żyjemy w czasach szybkich zmian, a nasz mózg nie czuje się komfortowo w ciągłej transformacji. Dlatego ważne jest, aby robić to, co nas interesuje i w czym jesteśmy dobrzy. To pomaga lepiej radzić sobie z niepewnością. Zmiana jest nieunikniona, więc warto podążać za swoimi talentami i pasjami.

Dziękuję za rozmowę.