Kiedyś mąż mi powiedział: „Byłaś w życiu bardzo dzielna”. (…) Kluczowe jest, aby mieć marzenia i dążyć do ich realizacji. Pieniądze są ważne, ale warto budować swoją karierę z poszanowaniem innych, otwartością i etyką. (...) Ekonomia, której uczy się w SGH, jest bardzo przydatna – nawet w prowadzeniu organizacji non-profit. Warto myśleć nie tylko o sobie, ale także o korzyściach, jakie można przynieść innym – mówi Lidia Niedźwiedzka-Owsiak, współzałożycielka Fundacji WOŚP.
Renata Krysiak-Rogowska: Za sukcesem każdego mężczyzny stoi kobieta. Jak Pani odniesie się do tej myśli, szczególnie w kontekście współpracy z mężem przy tak ogromnym i wymagającym projekcie, jakim jest Fundacja WOŚP?
Lidia Niedźwiedzka-Owsiak: Powiedziałabym bardziej przewrotnie: „Za sukcesem mężczyzny stoi mądra kobieta – nie z tyłu, ale obok, ramię w ramię”. Tak właśnie wygląda nasza codzienna współpraca. Od początku, jeszcze zanim powstała fundacja, działaliśmy razem. Każde z nas ma inne umiejętności, kompetencje, ale dzięki temu wzajemnie się uzupełniamy. Razem tworzymy zespół, który jest w stanie osiągać wspólne cele i realizować marzenia zarówno w pracy, jak i w życiu osobistym.
Jakie umiejętności wyniesione ze studiów w SGH najbardziej pomagają Pani obecnie w pracy na rzecz WOŚP? Czy są jakieś konkretne przedmioty lub doświadczenia z uczelni, które okazały się kluczowe przy rozwijaniu fundacji i zarządzaniu tak dużym i skomplikowanym projektem?
Kończyłam SGH prawie pół wieku temu, w zupełnie innych czasach. Był to okres komunizmu, więc wiele przedmiotów, takich jak ekonomia polityczna, skupiało się na socjalizmie. Jednak każda uczelnia – także w tamtych realiach – rozwija w studentach uniwersalne umiejętności: analityczne myślenie, podejmowanie decyzji czy ocenę ryzyka. To wszystko pomagało mi w kolejnych latach.
Jednak jedno wspomnienie szczególnie zapadło mi w pamięć. Mój promotor, profesor Olaf Rogalski, na zakończenie studiów stworzył dla nas symboliczne „horoskopy”. Powiedział mi wtedy, że widzi mnie w roli osoby zaangażowanej społecznie, wrażliwej na niesprawiedliwość i cierpienie. Wówczas nie miałam pojęcia, o czym mówi, ale dziś myślę, że przewidział moją przyszłość.
Z mężem planowaliśmy wtedy prowadzenie schroniska turystycznego – życie potoczyło się jednak inaczej. Początkowo WOŚP miała być jednorazową akcją, ale szybko okazało się, że potrzeby są ogromne, a nasze działania mogą przynieść realną pomoc. I tak przypadek przerodził się w 30 lat pracy, która daje nam ogromną satysfakcję i poczucie sensu oraz sprawczości.
Piękne rzeczy, które udało nam się wspólnie zrobić, są efektem współpracy i wiary w to, że dobrych ludzi jest więcej niż złych. To właśnie ich działania, ich pomoc i wsparcie sprawiają, że świat jest w stanie funkcjonować. Choć czasem złe wydarzenia są bardziej nagłaśniane, wierzę, że to dobro przeważa. Dzięki niemu możemy osiągać rzeczy wielkie i pomagać tym, którzy tego najbardziej potrzebują.
FOT. Łukasz Widziszowski, WOŚP
Fundacja WOŚP działa od ponad 30 lat. Jak zmieniła się kultura pracy na przestrzeni pokoleń? Jakie podejście w tym względzie chciałaby Pani widzieć u młodych ludzi wchodzących na rynek?
Kultura pracy zmieniła się diametralnie w porównaniu do czasów, kiedy ja zaczynałam swoją karierę zawodową. W czasach komunizmu relacje w zakładach pracy były bardzo hierarchiczne i formalne. Dyrektorzy byli praktycznie niewidoczni, a zadania po prostu się wykonywało – bez dyskusji i negocjacji.
Dziś młode pokolenie ma zupełnie inne podejście. Młodzi ludzie są ambitni, energiczni i dobrze wykształceni, ale jednocześnie oczekują, że ich praca będzie zgodna z ich wartościami i stylem życia. Chcą być traktowani jako pełnoprawni partnerzy, a nie tylko wykonawcy poleceń. Widzę to na przykładzie naszej fundacji – kiedy pracownicy czują się częścią zespołu i widzą sens swojej pracy, angażują się całym sercem.
Oczywiście, nie zawsze jest idealnie. Są osoby, które traktują pracę jedynie jako obowiązek od godziny 8 do 16, ale mam też szczęście pracować z ludźmi, którzy są w pełni zaangażowani i oddani naszej misji.
Obecny kodeks pracy daje pracownikom znacznie więcej praw niż kiedyś, co z jednej strony jest pozytywne, ale z drugiej może być wyzwaniem dla pracodawców.
A jak Pani ocenia obecny kształt kodeksu pracy z perspektywy pracodawcy?
Jako pracodawca czasami czuję, że jestem ograniczona, jeśli chodzi o rozwiązywanie współpracy z pracownikami, którzy nie pasują do zespołu. Brakuje mi większej elastyczności w tym zakresie.
Mimo to staram się zawsze znaleźć rozwiązania oparte na rozmowie i wzajemnym zrozumieniu. Wrażliwość, którą w sobie mam, czasami utrudnia mi podejmowanie trudnych decyzji, ale z wiekiem i doświadczeniem nauczyłam się być bardziej asertywna, co uważam za duży krok naprzód.
Jakie cechy powinien posiadać lider takiej organizacji jak WOŚP?
Lider musi być przede wszystkim autentyczny i prawdziwy – ludzie szybko wyczuwają fałsz. Powinien szanować innych, być otwarty na rozmowę z każdym członkiem zespołu i budować relacje oparte na wzajemnym zaufaniu. W naszej fundacji drzwi zawsze są otwarte, a każdy może przyjść i porozmawiać.
Charyzma to kolejna niezbędna cecha – lider musi umieć zainspirować i zmotywować zespół do działania, nawet w trudnych momentach. Mój mąż, Jurek, jest tego doskonałym przykładem. Jego pozytywna energia i determinacja potrafią porwać ludzi do realizacji nawet najbardziej wymagających i trudnych projektów.
Ważna jest też elastyczność i umiejętność słuchania. W naszej organizacji stawiamy na samodzielność pracowników, dajemy im dużą swobodę w działaniu, ale też słuchamy ich pomysłów. Dzięki temu mamy zespół zgrany i oddany, co przekłada się na sukcesy WOŚP.
FOT. Łukasz Widziszowski, WOŚP
Patrząc na lata działalności WOŚP, co uważa Pani za największy sukces fundacji? Czy są aspekty, które chciałaby Pani uczynić trwałym dziedzictwem?
Dziedzictwem jest już sama nazwa WOŚP – trudno sobie wyobrazić, by w Polsce ktoś nie wiedział, co ona oznacza. Ale poza tym ogromną dumą napawa mnie rozwój wolontariatu w kraju. Co roku szkolimy w naszym ośrodku około 300 osób, a łącznie jest już ich prawie 12 tysięcy. Są to członkowie Pokojowego Patrolu, którzy wspierają finały WOŚP, festiwale i lokalne wydarzenia. W skali roku to także około 120 tysięcy jednodniowych wolontariuszy, którzy działają z nami podczas finałów.
Drugi kluczowy sukces to stworzenie czegoś na kształt „narodowego święta” – w dniu Finału WOŚP ludzie, mimo różnic, jednoczą się, cieszą i mają poczucie, że robią coś dobrego dla innych. To nie tylko energia i radość, ale też bardzo konkretne efekty: ponad 2 miliardy złotych zebranych środków i ponad 73 tysiące urządzeń w szpitalach. Bez WOŚP nie byłoby dziś tak rozwiniętej neonatologii czy reumatologii dziecięcej. Choroby reumatyczne u dzieci długo były bagatelizowane – to my nagłośniliśmy ten problem i stworzyliśmy Program Diagnostyki Chorób Reumatycznych u Dzieci. Podobnie było z gastroenterologią dziecięcą czy leczeniem cukrzycy u kobiet w ciąży.
To niewiarygodne, ile dobrego udało się zrobić! A jednak pojawiają się krytycy…
Owszem, zdarza się, że osoby krytyczne wobec WOŚP zmieniają zdanie, kiedy same lub ich bliscy korzystają z naszego sprzętu. Często otrzymujemy listy od takich osób – piszą, że wcześniej nie rozumieli idei fundacji, ale zmienili nastawienie po osobistych doświadczeniach. To pokazuje, że każdy może się przekonać, jak ważna jest nasza praca.
Jak udaje się Pani godzić życie prywatne z intensywną pracą zawodową, zwłaszcza pracując wspólnie z mężem?
Początki były trudne – dwoje małych dzieci, dom, praca, a do tego brak doświadczenia w prowadzeniu fundacji czy pracy w obszarze medycyny. Musieliśmy szybko się uczyć i dostosowywać. Dziś mamy lepszą równowagę – nauczyliśmy się oddzielać życie zawodowe od prywatnego, choć bywa, że niektóre sprawy załatwiamy w domu. Wspólna praca daje nam jednak wsparcie i zrozumienie na co dzień.
Dla mnie zawsze priorytetem były dzieci i rodzina – wiem, jak trudno jest być dobrą matką, żoną i pracownikiem jednocześnie. Staram się wspierać młodsze koleżanki, które przechodzą przez ten etap. Mam nadzieję, że dzięki wzajemnemu wsparciu można pogodzić wszystkie te role.
Pani Lidio, życie zawodowe i rodzinne to często trudne do pogodzenia światy. Czy Pani mąż zauważył, jak dużego wysiłku to od Pani wymagało?
Tak, kilka lat temu mieliśmy taką rozmowę. Siedzieliśmy w domu, a mąż powiedział: „Wiesz, byłaś w życiu bardzo dzielna”. Zaskoczyło mnie to, więc zapytałam, dlaczego tak uważa. Odpowiedział: „Zdałem sobie sprawę, jak dużo mnie nie było. Wyjeżdżałem, a ty zajmowałaś się dwójką dzieci, fundacją i naszą firmą i dałaś radę”. Myślę, że po prostu jestem silną kobietą. Teraz pracujemy spokojniej i mamy większą swobodę w organizowaniu czasu także tego wolnego.
To wspaniale, że z czasem wszystko się wyklarowało. Czy Pani dzieci już się usamodzielniły?
Tak, nasze dzieci są już dorosłe, co daje nam więcej przestrzeni na samorealizację i pracę zawodową. To, co robiliśmy przez lata, teraz przynosi efekty, procentuje.
Czy jest coś, co chciałaby Pani jeszcze osiągnąć poza Fundacją WOŚP? Może jakieś ukryte marzenia?
Moje marzenie to, aby moi bliscy byli zdrowi i szczęśliwi. Z perspektywy zawodowej zależy mi, aby ludzie potrzebujący pomocy medycznej otrzymywali ją na najwyższym poziomie. Szczególnie bliski jest mi problem starzejącego się społeczeństwa w Polsce. Wspieraliśmy oddziały geriatryczne przez pięć finałów WOŚP, ale wciąż widzę, że temat opieki nad seniorami jest zaniedbany. Chciałabym, by w Polsce rozwijały się „przedszkola dla seniorów”, takie jak te w Łomży czy Łęcznej.
Kolejnym tematem jest endometrioza. To problem, który dotyka około 3 mln młodych dziewcząt i kobiet w Polsce, a system opieki zdrowotnej praktycznie go ignoruje. Kobiety muszą leczyć się prywatnie, a leki nie są refundowane. Fundacja chciałaby mocno zaangażować się w ten temat.
FOT. Marcin Michoń, WOŚP
To piękna wizja. Wspomniała Pani o swojej drodze zawodowej i łączeniu jej z życiem rodzinnym. Jakie rady mogłaby Pani przekazać studentom SGH, którzy są skoncentrowani na robieniu kariery w biznesie? Jak ich zachęcić do zaangażowania w działania społeczne i pokazania, że wykształcenie ekonomiczne może być pomocne także w takich obszarach, jak Pani praca w Fundacji WOŚP?
Kluczowe jest, aby mieć marzenia i dążyć do ich realizacji. Pieniądze są ważne, ale warto budować swoją karierę z poszanowaniem innych, otwartością i etyką. Ważne, by pracować tam, gdzie można się rozwijać i realizować pomysły. Ekonomia, której uczy się w SGH, jest bardzo przydatna – nawet w prowadzeniu organizacji non-profit. Warto myśleć nie tylko o sobie, ale także o korzyściach, jakie można przynieść innym.
Dziękuję za rozmowę.
Lidia Niedźwiedzka-Owsiak – ekonomistka, absolwentka Szkoły Głównej Planowania i Statystyki (obecnie SGH), członek Zarządu Fundacji WOŚP, żona Jerzego Owsiaka – człowieka-orkiestry. Koordynuje działania fundacji i pełni funkcję dyrektora ds. medycznych, utrzymując stały kontakt z placówkami, które korzystają z przekazanego przez WOŚP sprzętu medycznego.
Wielokrotnie nagradzana indywidualnie (m.in. tytuł Kobiety Roku 2017 miesięcznika „Twój STYL”) lub z Jerzym Owsiakiem (Kryształowe Zwierciadła w 2014 r., Nagroda Znaku i Hestii im. ks. J. Tischnera w 2019 r. i Medal Wolności Słowa w kategorii Obywatelka/Obywatel w 2023 r.). Uhonorowana tytułem doktora honoris causa Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. Przez redakcję „Forbes Women” wpisana na listę "50 po 50" - zestawienia wyjątkowo inspirujących i aktywnych kobiet. W listopadzie 2024 r. wraz z Jurkiem Owsiakiem odebrała medal „PRO BONO HUMANUM” – nagrodę specjalną polskiej edycji PRIX GALIEN, prestiżowego konkursu uznawanego za drugie, po Nagrodzie Nobla, najważniejsze wyróżnienie w dziedzinie medycyny i farmacji.
FOT. Łukasz Widziszowski, WOŚP