Damian Strzelczyk, Tutlo: Każdy powinien spróbować choć na chwilę zostać przedsiębiorcą
Wywiad z Damianem Strzelczykiem, absolwentem SGH, współzałożycielem platformy Tutlo – lidera w nauczaniu języków obcych online.
Tutlo to najszybciej rozwijająca się platforma do nauki języka angielskiego przez Internet. Pomysł na taki rodzaj działalności pojawił się w 2015 roku – to wtedy kilku kolegów, studentów SGH zaczęło swoją przygodę z biznesem w Akademickim Inkubatorze Przedsiębiorczości SGH.
Panie Damianie, proszę w kilku zdaniach opowiedzieć o drodze, która zaprowadziła Pana do miejsca, w którym obecnie się Pan znajduje.
Myślę, że w kilku zdaniach może być trudno. To, gdzie jestem obecnie zawodowo, definiuje faza rozwoju mojej firmy., która jest z kolei jest wypadkową bardzo wielu doświadczeń, sukcesów i porażek, które pojawiały się na mojej ścieżce zawodowej w trakcie ostatnich 12 lat prowadzenia działalności.
Moja przygoda z przedsiębiorczością rozpoczęła się wraz z podjęciem studiów w SGH. Już na samym początku studiów zacząłem szukać organizacji studenckiej, do której mógłbym dołączyć. Chciałem realizować swoje własne pomysły i projekty. Pierwszym wyborem był AISEC. Szybko okazało się jednak, że nie tego szukałem. Moi koledzy byli nastawieni głównie na karierę korporacyjną. Na uczelni było wiele takich organizacji, m. in. SKN Konsultingu, które przygotowywały młodych ludzi do pracy w dużych firmach. Trudno było mi znaleźć odpowiednią dla siebie organizację. Już wtedy wiedziałem, że chcę zająć się przedsiębiorczością. Ostatecznie trafiłem do Akademickich Inkubatorów Przedsiębiorczości i to właśnie tam zaczęła się moja droga, która ostatecznie zaprowadziła mnie do założenia platformy edukacyjnej Tutlo.
Będąc w Inkubatorach spotkałem fantastyczne osoby i bezpośrednio zetknąłem się ze świetną energią osób, które wówczas były zaangażowane w realizację własnych pomysłów. Spotkałem też wielu różnych przedsiębiorców. To środowisko nie tylko mnie ukształtowało, ale też zainspirowało. Utwierdziłem się w przekonaniu, że przedsiębiorczość jest drogą, którą chcę iść i w tym kierunku rozwijać się zawodowo. W Inkubatorach działałem przez kilka lat. Poznałem tam mojego obecnego wspólnika –Tomka Jabłońskiego, z którym wspólnie założyliśmy Tutlo. Przez kilka lat działaliśmy razem w Inkubatorach przy SGH, a potem zarząd fundacji powierzył mi opiekę nad inkubatorem przy Politechnice Warszawskiej, gdzie pełniłem funkcję dyrektora. Po jakimś czasie postanowiliśmy z Tomkiem otworzyć własną działalność pod nazwą Startup Academy. Była to firma szkoleniowo-doradcza, która koncentrowała się na programach edukacyjnych z obszaru przedsiębiorczości i gdzie dzieliliśmy się głównie wiedzą zdobytą w Inkubatorach Przedsiębiorczości. Prowadząc tę firmę cały czas myśleliśmy jednak o czymś większym, co miałoby potencjał na skalowanie i komercjalizację. Marzyliśmy o projekcie, który mógłby wpłynąć na otaczającą nas rzeczywistość. To wtedy wpadliśmy na pomysł utworzenia Tutlo.
Dzisiaj, po 7 latach pracy, jesteśmy liderem na rynku szkół językowych w Polsce. Traktuję to jako duży sukces, ponieważ sam, 7 lat temu, z dużym podziwem patrzyłem na największych graczy na rynku. Teraz oni widzą w nas konkurencję. Obecnie jesteśmy na 50. miejscu najszybciej rozwijających się firm w Europie w rankingu Financial Times oraz zajmujemy 3. miejsce wśród najszybciej rozwijających się firm w Polsce.
Czym jest dla Pana sukces zawodowy i jak go Pan definiuje?
Trudno to zdefiniować. Często o sukcesie mówi się w kategoriach mierzalnych – bycie liderem rynku, osiągnięcie określonych przychodów czy zatrudnienie konkretnej liczby osób. Po latach prowadzenia biznesu mam w sobie jednak dużo pokory i z coraz większym dystansem patrzę na sukces.
Oczywiście istnieją rankingi, zestawienia, czasem zostajemy dostrzeżeni w jakimś konkursie. To jest bardzo miłe i stanowi zewnętrzny dowód, że robimy coś dobrze. Jednak jeśli chodzi o sukces zawodowy, to patrzę na niego przez pryzmat wewnętrzny, tzn. czy daje mi radość i satysfakcję, czy patrząc w lustro jestem z siebie zadowolony, czy dobrze wykorzystałem ostatnie lata rozwoju zawodowego, czy jednak bym coś zmienił. To wszystko decyduje o tym, że rano chce mi się iść do biura, że mam energię, jestem zaangażowany i chętny do działania. Jest to dla mnie wyznacznik sukcesu zawodowego.
Nie odniesiemy sukcesu, jeśli po kilku latach rozwoju zawodowego, niezależnie od prowadzonego biznesu, będziemy czuli się wypaleni, bez siły czy ochoty na dalsze działania. Możemy rozpatrywać to raczej w kategorii porażki czy podjęcia złej decyzji, która zaprowadziła nas do momentu, w którym jesteśmy i nic z tym nie robiliśmy. Postawa przedsiębiorcza nie pozwala na takie zachowania Wypalenie zawodowe jest efektem naszych decyzji i zaniedbań. Sukces definiuję więc jako wewnętrzny stan zadowolenia.
Jakie są cechy wspierające osiągnięcie sukcesu?
Niezależnie od tego, na jaki rodzaj rozwoju zawodowego stawiamy, to my decydujemy czy chcemy zostać przedsiębiorcą, czy pracować w korporacji. Niezależnie od przypadku, zestaw cech wspierających jest podobny.
Przedsiębiorczość jest trudną ścieżką, nie każdy może i powinien zostać przedsiębiorcą, ale każdy powinien spróbować choć przez chwilę swoich sił we własnym biznesie.
Cechy wspierające to m. in. ciekawość świata, dociekliwość, chęć rozwiązywania problemów czy kwestionowanie rzeczywistości. Osoby, które chciałyby założyć własny biznes dodatkowo zachęcam do szukania rozwiązań problemów ze swojego najbliższego otoczenia. Proaktywne myślenie czy zastanawianie się jak można coś zrobić inaczej, może prowadzić do pojawienia się ciekawych innowacji.
Inne cechy to na pewno odpowiedzialność za swoje życie i za decyzje, które podejmujemy, poczucie, że wszystko zależy od nas i mamy na to ogromny wpływ. To też konsekwencja, która, choć w krótkim czasie mało efektywna, doprowadzi nas do celu. No i oczywiście wychodzenie z inicjatywą, bez obawy występowania przed szereg, opuszczania swojej strefy komfortu.
Pamiętam, jak na 3. roku studiów znajomi podejmowali aktywności zawodowe, pracowali w korporacjach, a ja wciąż robiłem własne projekty w startupach. Wtedy finansowo nie wiodło mi się najlepiej, a oni zarabiali już duże pieniądze. Ja postawiłem na inny model. Na początku było ciężko, ale zaprocentowało to po latach. Trzeba przede wszystkim wierzyć w siebie. Z perspektywy moich znajomych nie robiłem nic mądrego. Wówczas postanowiłem, że do 30. roku życia będę próbował swoich sił w przedsiębiorczości, będę ryzykował, robił projekty, startupy, rozwijał własny biznes, ale nie będę pracował korporacji. To był horyzont 8-letni, z rachunkiem zysków i strat na moje 30.urodziny.
Założyłem, że jeżeli ta droga „zwiedzie mnie na manowce”, skieruję się w stronę korporacji. 30. urodziny to, z założenia, był dobry moment, żeby zacząć wszystko od początku w przypadku niepowodzenia jako przedsiębiorca. W ubiegłym roku skończyłem 30 lat i okazało się, że nic nie muszę zmieniać, że wybrałem dobrze.
Często spotykam się z postawą, że osoby tuż po studiach najpierw idą do pracy w korporacji, żeby zdobyć doświadczenie, a dopiero później chcą spróbować sił we własnym biznesie. Według mnie ten kierunek się nie sprawdza. Z wiekiem pojawiają się zobowiązania, koszty, rodzina, stajemy się bardziej odpowiedzialni i nasza skłonność do ryzyka drastycznie spada.
Zachęcam więc młode osoby, będące jeszcze na studiach, czy tuż po, żeby się nie bały, żeby ryzykowały i podejmowały wyzwania związane z zakładaniem i prowadzeniem własnych biznesów.
Czy mógłby Pan wymienić osoby, może wykładowców, którzy pomogli Panu odnieść sukces zawodowy?
Jest kilku wykładowców, których dobrze wspominam. Zajęcia prowadzone były w sposób ciekawy i praktyczny. Do takich na pewno należą zajęcia z rektorem Piotrem Wachowiakiem, szczególnie przedmiot Zarządzanie Zasobami Ludzkimi. Co prawda wtedy ten przedmiot był dla mnie tylko teorią, dziś widzę jego praktyczny wymiar.
Bardzo dobre wspomnienia mam również z wykładów z ówcześnie doktorem Mikołajem Pindelskim, dziś dr. hab., prof. SGH, który był promotorem zarówno mojej pracy licencjackiej, jak i magisterskiej. Wysoko cenię także zajęcia z dr. Markiem Laszukiem, z którym współpracujemy do tej pory, realizując wspólnie projekty. Ostatnio, współprowadziliśmy zajęcia w programie MBA for Startup’s w SGH. Bardzo cenne wspomnienia mam także z zajęć z prof. Waldemarem Rogowskim – szczególnie z cash flow. Pan profesor podkreślał wówczas, że firmy mogą mieć świetne produkty, zespoły, pomysły, ale jeśli cash flow się posypie, to nic nie ma znaczenia, a biznes upada. Pamiętam, jak słuchałem tego w czasach studenckich, jeszcze bez praktycznego doświadczenia. Wówczas takie twierdzenia wydawały się odległe, wręcz nierealne. Teraz, kiedy prowadzę własną firmę, przekonałem się, że cash flow jest bardzo istotny i trzeba na niego zwracać szczególną uwagę.
Z perspektywy czasu, i mając już doświadczenie w zarządzaniu własnym biznesem, mogę stwierdzić, że gdybym mógł jeszcze raz rozpocząć studia, skorzystałbym na nich zdecydowanie bardziej.
Jakiego rodzaju relacje nawiązał Pan podczas studiów i jak one na Pana wpłynęły?
Relacje są kluczowe, nie tylko na uczelni. To właśnie „kapitał relacji”, który zbieramy podczas studiów, jest najbardziej wartościowy i procentuje po latach. Myślę, że najbardziej i najlepiej wspominam relacje z innymi przedsiębiorcami, których poznałem w Akademickich Inkubatorach Przedsiębiorczości i przy organizowaniu projektów wspierających rozwój biznesów. Przychodziło do nas też całkiem sporo studentów SGH, którzy prowadzili własne biznesy. Te znajomości trwają do dziś, a z niektórymi osobami wspólnie realizujemy kolejne projekty. Nasze ścieżki zawodowe przecinają się do dziś.
Uczelnia daje możliwość zdobycia wiedzy, kompetencji czy umiejętności, co oczywiście procentuje w przyszłości. Mimo tego „kapitał relacji” jest dużo ważniejszy. Studia są okresem, kiedy relacje buduje się w sposób spontaniczny bezinteresowny, z kimś, kto jest fajnym człowiekiem, z którym można porozmawiać, pójść na imprezę. Nie patrzy się na innych przez pryzmat „filtrów”, czy pytań o to, na ile znajomość danej osoby może mi się przydać w przyszłości, , czy będę z nim mógł „zrobić biznes”.. Znajomości ze studiów czy liceum są wyjątkowe właśnie dlatego, że jeszcze wszystko może się zdarzyć. Nie wiemy kto i co osiągnie w życiu, nie patrzymy na to, czy ktoś ma potencjał biznesowy, ale czy jest uczciwą, godną zaufania osobą.
Czy ma Pan jakieś zabawne wspomnienia z okresu studiów, które utkwiły Panu szczególnie w pamięci?
W akademiku Sabinki mieliśmy Biuro Inkubatora Przedsiębiorczości i to dawało spore możliwości. Często właśnie tam odbywały się najlepsze imprezy. Osoby, które tam nie mieszkały, nie mogły wejść bez powodu. W piątek czy w sobotę wieczór panie na recepcji szczególnie pilnowały, żeby nikt nieupoważniony nie wchodził do środka. My, jako osoby działające w inkubatorze mieliśmy wymówkę, że musimy popracować i panie musiały nas wpuścić do biura. Później było już łatwo dostać się na imprezę. To był taki wytrych, który dodatkowo przynosił korzyści, zwłaszcza że w biurze Inkubatora była kanapa i często zostawaliśmy do rana.
Jak Pan widzi relacje z Uczelnią z perspektywy absolwenta? Co jest szczególnie ważne, na co zwrócić uwagę, a może ma Pan jakieś propozycje?
Trochę już się dzieje. Razem z Tomkiem mieliśmy okazję do podzielenia się ze słuchaczami swoją wiedzą i doświadczeniem w budowaniu biznesu, kiedy byliśmy zaangażowani na uczelni w studia MBA for Startup’s. Przyznaję, że było to dość unikalne i wartościowe doświadczenie. SGH ma wielu absolwentów, którzy chcą dzielić się swoją wiedzą. Uważam, że to świetna sprawa.
Jestem też mentorem w Programie Mentoringowym SGH. Doradzam studentce, która chce prowadzić własny biznes, spotykamy się więc regularnie i omawiamy jej pomysły.
Wydaje mi się natomiast, że pól do współpracy może być więcej. Marzy mi się, żeby w SGH powstała organizacja na wzór YPO (Young President’s Organization). Chciałbym, żeby przedsiębiorcy prowadzący większe spółki mieli możliwość spotykania się na uczelni, wymieniania się doświadczeniami, czy współpracy z kadrą akademicką. Chciałbym również, żeby studenci na różnych kierunkach i formach studiów mieli możliwość rozwiązywania praktycznych problemów i wyzwań, z którymi my spotykamy się na co dzień w swoich biznesach.
Często mówi się o współpracy uczelni z biznesem. Potencjał uczelni i jej pracowników można byłoby wykorzystać w celu opracowania i realizacji strategii także w naszych firmach. Jako jeszcze stosunkowo młoda, rozwijająca się działalność, mamy dużo wyzwań ekonomicznych związanych z finansami, czy tworzeniem modeli ekonometrycznych. Wydaje mi się, że znalazłaby się spora przestrzeń do współpracy i wspólnego stworzenia czegoś ciekawego, także na zasadach komercyjnych. Musielibyśmy stworzyć do tego platformę, gdzie można byłoby zgłaszać się z jakimiś wyzwaniami. Na ten moment, nie słyszałem o czymś takim. Nikt nie zapraszał nas do kontaktu, nie prosił o zgłaszanie własnych potrzeb. Uważam, że uczelnia mogłaby bardziej wspierać inicjatywy oddolne, pochodzące od pracowników czy małych zespołów, związane ze startupami, przedsiębiorczością czy biznesem.
Dziękuję za rozmowę.