Wyższa Szkoła Handlowa / Szkoła Główna Handlowa w Warszawie w II Rzeczpospolitej

Czapka studenta SGH – fot. Archiwum SGH/Paweł Tanewski

Życie akademickie w Polsce międzywojennej, także na naszej uczelni, cechowało nie tylko bogactwo form organizacyjnych, ale i szerokie spektrum różnorodnych napięć i konfliktów: organizacyjnych, politycznych, osobistych.

Jednym z podstawowych problemów, jaki wyłania się w funkcjonowaniu takich placówek, jak wyższe uczelnie, instytuty i biblioteki, muzea, archiwa, wydawnictwa i redakcje czasopism, jest właściwy dobór pracowników. Istnieją oczywiście pewne procedury oraz zasady obsadzania stanowisk i miejsc pracy, zwłaszcza atrakcyjnych, ale można mieć wątpliwości, czy zawsze zapewniają najlepszy dobór kadr. W wielkich bankach i korporacjach bywa podobnie, o czym świadczą wybuchające nagle i niespodziewanie, za to z wielką siłą, kryzysy i głośne bankructwa. Nie można też nie wspomnieć o tych niepokornych uczonych i menedżerach, którzy przejawiają często wiele oryginalności i pasji twórczej, wyrażając poglądy odbiegające od ogólnie przyjętych, a jeśli łączą naukę z działalnością gospodarczą i społeczną, to spotyka ich nieraz ostracyzm środowiska, a czasem wręcz represje. Podobni są do owych niesfornych uczniów, którzy mają stopnie w pełnej skali, ale cechują ich silny indywidualizm i autentyczne dążenie do zdobycia wiedzy.

Jak to było zatem w WSH/SGH w okresie międzywojennym? W latach 1922–1939, w różnych okresach, wykładało na uczelni około 190 asystentów, adiunktów, profesorów i lektorów języków obcych. Niektórzy z nich pracowali bardzo krótko (zaledwie przez rok akademicki), inni natomiast przez prawie cały okres międzywojenny.

Wśród tych 190 uczonych tylko 5 lub 6 wypada uznać za wybitne indywidualności twórcze. Są to: Andrzej Grodek (1901–1959), Feliks Młynarski (1884–1972), Stanisław Skrzywan (1902–1971), Henryk Tennenbaum (1881–1946), Aleksy Wakar (1898–1966), Władysław Zawadzki (1885–1939). I to wszystko. W dalszej kolejności należy wymienić bardzo solidnych, rzetelnych wykładowców, którzy przyciągali na wykłady i seminaria wielu studentów. Tych było około 10 lub 15. Cała reszta to „szara masa” asystentów i – czasem – adiunktów, stanowiąca tło dla tych największych i najbardziej znanych nazwisk. Jest to oczywiście podejście bardzo subiektywne, bo można by wybrać inne nazwiska albo listę tę znacząco rozszerzyć. Pozwolę sobie zatem napisać kilka słów o tych, moim zdaniem, najwybitniejszych postaciach.

FOT. ARCHIWUM SGH: Aleksy Wakar, Andrzej Grodek, Jan Dmochowski, Henryk Tennenbaum, Konstanty Krzeczkowski, Stanisław Skrzywan, Zygmunt Miduch. FOT. ARCHIWUM NAC: Feliks Młynarski, Wiktor Podoski, Władysław Zawadzki, Władysław Studnicki-Gizbert. FOT. ARCHIWUM UW: Tadeusz Bajkowski. Fotografia Kazimierza Kasperskiego pochodzi z książki Andrzeja Wierzbickiego pt. Wspomnienia i dokumenty, wydanej przez PWN w 1957 r.

FOT. ARCHIWUM SGH: Aleksy Wakar, Andrzej Grodek, Jan Dmochowski, Henryk Tennenbaum, Konstanty Krzeczkowski, Stanisław Skrzywan, Zygmunt Miduch. FOT. ARCHIWUM NAC: Feliks Młynarski, Wiktor Podoski, Władysław Zawadzki, Władysław Studnicki-Gizbert. FOT. ARCHIWUM UW: Tadeusz Bajkowski. Fotografia Kazimierza Kasperskiego pochodzi z książki Andrzeja Wierzbickiego pt. Wspomnienia i dokumenty, wydanej
przez PWN w 1957 r.

Andrzej Grodek, historyk gospodarczy i historyk myśli ekonomicznej, miał lekkie pióro i, jak sam o sobie mówił, wcale nie musiał zostać profesorem ekonomii. Po prostu tak się złożyło, że jeszcze w czasie studiów w WSH zatrudniono go na stanowisku asystenta. Grodek wykazał się heroiczną i jednocześnie przemyślną postawą w dniach Powstania Warszawskiego, gdy kilkakrotnie uratował zasobną bibliotekę uczelnianą przed spaleniem przez Niemców. Można jednak doskonale wyobrazić sobie Grodka jako pisarza, publicystę, a nawet felietonistę. Mamy w kraju sporo osób dobrze, a przynajmniej nieźle piszących, natomiast talent felietonisty jest spotykany bardzo rzadko. Rasowy felietonista łączy lekkie pióro z niezwykle ostrym, przenikliwym osądem rzeczy. Potrafi pisać z wielkim poczuciem humoru, który przeradza się czasem w gryzącą złośliwość, ale taką, że boki można zrywać ze śmiechu.

Feliks Młynarski to chyba postać najwybitniejsza. Jest on znany jako ekonomista i filozof społeczny tworzący wizję uszczęśliwienia ludzkości w skali globalnej, a przy tym umysł bardzo niespokojny, przerzucający się co chwila od jednej idei do drugiej, a do tego przede wszystkim wielki znawca finansów międzynarodowych, doskonale znający mechanizmy skomplikowanych operacji. W latach 1924–1929 był wiceprezesem Banku Polskiego – centralnej instytucji emisyjnej. Od roku 1929, ze względu na głęboką znajomość finansów i rozliczeń międzynarodowych, zasiadał w Komitecie Finansowym Ligii Narodów, a w latach 1933–1935 nawet mu przewodniczył. Za zgodą władz Polskiego Państwa Podziemnego kierował stworzonym przez Niemców Bankiem Emisyjnym w Polsce (z siedzibą w Krakowie), który emitował okupacyjne złote, popularnie zwane „młynarkami”. Ostatnie lata życia spędził na stanowisku dyrektora Biblioteki Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Krakowie, co absolutnie nie odpowiadało jego unikatowym kwalifikacjom, ale widać rządzący krajem komuniści mieli inne preferencje.

Stanisław Skrzywan specjalizował się w rozwijaniu systemów rachunkowości. Zaczął w WSH, ale pełnym blaskiem wiedzy rozbłysnął dopiero po II wojnie światowej, gdy już na przełomie 1945 i 1946 r., wraz z najbliższymi współpracownikami, stworzył plan kont dla całej gospodarki socjalistycznej, obowiązujący aż do końca lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. To trzeba mieć głowę! O ile bowiem rachunkowość kapitalistyczna informuje przedsiębiorcę o zyskach i stratach, o tyle w systemie socjalistycznym pełni funkcje kontrolne i statystyczne, ponieważ socjalistyczne państwo musi wiedzieć, co się dzieje w każdym socjalistycznym, czyli z reguły państwowym przedsiębiorstwie, choć niekoniecznie, może to być spółdzielnia albo nawet wielka korporacja prywatna, która z socjalistycznymi władzami świetnie się porozumiewa. Szkoda, że tablica poświęcona pamięci prof. Skrzywana w Gmachu A jest trudno czytelna – litery kute w białym marmurze z łatwością mogą przeczytać jedynie archeolodzy. Warto byłoby z okazji jubileuszu 115-lecia uczelni przynajmniej odnowić napis na tablicy.  

Henryk Tennenbaum był w pewnym sensie podobny do Skrzywana, tyle że zajmował się ekonomiką przedsiębiorstw (zarówno małych, jak i wielkich producentów) a nie rachunkowością. Doskonale rozumiał przy tym wielką politykę krajową i międzynarodową. W Warszawie, w latach trzydziestych ubiegłego wieku, prowadził we własnym mieszkaniu przy Kredytowej salon polityczny, w którym spotykali się politycy tej miary miary, jak Władysław Sikorski (1881–1943) czy Wincenty Witos (1874–1945). Zafascynowany Anglią, syn zamożnego kupca warszawskiego Leopolda Tennenbauma, przedarł się na przełomie 1939 i 1940 r. z Lwowa do Rumunii i szybko dotarł do Londynu. Podobnie jak Młynarski pisał w okresie międzywojennym dziesiątki, może nawet setki artykułów do prasy codziennej. W czasie II wojny światowej jakby przycichł, może dlatego, że mówiło się o nim jako możliwym premierze rządu polskiego na uchodźstwie w Londynie. Rząd ten miał uznanie dyplomatyczne aż do 1945 r. W takich przypadkach wskazane jest nieraz powstrzymywanie się od publicznego zabierania głosu. Uczony odżył w ostatnich miesiącach wielkiego konfliktu światowego. W latach 1945–1946 opublikował na łamach codziennej gazety londyńskiej – „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza” – około 100 artykułów, bezbłędnie przewidując rozwój sytuacji gospodarczej i politycznej w powojennej Polsce.

Dwaj ostatni wybitni ekonomiści, Aleksy Wakar i Władysław Zawadzki, to przedstawiciele ekonomii matematycznej. Obaj cieszyli się wielkim uznaniem światowych organizacji ekonometrycznych. Niektórzy twierdzą, że bez ekonometrii nie ma ekonomii. Można mieć co do tego poważne wątpliwości, tym bardziej że Zawadzki na stanowisku ministra skarbu w latach 1932–1935 prowadził fatalną dla Polski politykę finansową (przejawiającą się w sztucznie zawyżonym kursie złotego hamującym polski eksport i opodatkowaniu obywateli w rujnującej wysokości). Pod względem rozumienia zjawisk gospodarczych Zawadzkiego na pewno przewyższał choćby Stanisław Lauterbach-Zarzewski (1896–1971), żądający odwrotu od tego rodzaju polityki. Lauterbach-Zarzewski był skromnym prawnikiem, wydającym w Łodzi liberalną „Politykę Gospodarczą” [w 1995 r. w warszawskim mieszkaniu jego siostry, Jadwigi Lauterbach (1920–2021), bardzo już wiekowej pani, trzymałem w ręku brytyjski paszport jej brata wraz z fotografią – nadarzyła się wówczas niepowtarzalna okazja zrobienia kopii interesującego dokumentu, niestety niewykorzystana – przyp. autora].

Skoro Zawadzki został uznany za światowej sławy ekonomistę matematycznego, to wypada go wspomnieć w tym miejscu. Uczony ten trafił do uczelni po śmierci rektora Jana Dmochowskiego. Wakowało wtedy stanowisko kierownika Katedry Ekonomii Politycznej, o które, oprócz Zawadzkiego, ubiegał się również, ale bez powodzenia, dawny „kronenberczyk” i najwybitniejszy chyba umysł polityczny, jaki wydała Polska w XX wieku – Władysław Studnicki-Gizbert (1867–1953). Myśl polityczna Studnickiego-Gizberta do dziś inspiruje, o czym świadczą m.in. liczne wznowienia jego książek i ostatnio wydana biografia pióra znanego publicysty historycznego Piotra Zychowicza.

Aleksego Wakara cechowała natomiast skłonność do tworzenia niezwykle abstrakcyjnych modeli matematycznych, np. handlu spółdzielczego, w gospodarce socjalistycznej. Przez kilka lat studiował medycynę, zanim zdecydował się na ekonomię. Studia w WSH ukończył w 1927 r. Od roku 1933 był asystentem w Katedrze Ekonomii Politycznej. Dużo wcześniej, w czasie rewolucji bolszewickiej, walczył po stronie Białych (jego matka była Rosjanką), ale w końcu osiadł w Polsce i otrzymał polskie obywatelstwo. W roku 1949 został członkiem PZPR, z której w 1950 r. został usunięty. W roku 1952 polskie władze bezpieczeństwa przekazały go ZSRR. Skazano go na 10 lat obozu pracy przymusowej. Po śmierci Stalina powrócił do Polski i SGPiS-u.   

Pominąć tu trzeba tzw. średniaków – zdolnych, pracowitych, przyciągających studentów na wykłady, ale niewyróżniających się w sposób szczególny pomimo posiadanych doktoratów i habilitacji.

I wreszcie „szara masa” asystencka. Dlaczego „szara”? Bo zarabiała na uczelni grosze, np. 200 zł miesięcznie. Dla porównania rekord profesorski to 4 tys. zł miesięcznie w ciągu jednego roku akademickiego, ustanowiony pewnego razu przez prof. Konstantego Krzeczkowskiego (1879–1939). Ta masa asystentów i – czasem – adiunktów pracowała więc bardzo ciężko. Nieraz całe lata nie robiła doktoratów, bo musiała jeszcze zarabiać gdzie indziej, a na uczelni ktoś jednak musiał realizować program dydaktyczny.

W tej masie byli też i tacy, którzy stosunkowo krótko pracowali na uczelni, a później ją opuszczali, gdyż mieli możliwości podjęcia zupełnie innej pracy, np. w Ministerstwie Spraw Zagranicznych jak wykładowca angielskiego Wiktor Podoski (1895–1960) – dyplomata, który swoją służbę zakończył w Montrealu w 1945 r. Były też takie osoby, które z jakichś innych powodów postanowiły odejść z uczelni, bo zraziły je stosunki panujące wśród społeczności akademickiej lub po prostu chciały dokonać jakiejś radykalnej zmiany w swoim życiu. Jedną z nich był Tadeusz Bajkowski (1892–1971) – prawnik, który po 6 latach pracy (1926–1932) w WSH bardzo zainteresował się katolicką nauką społeczną i przeniósł się do ośrodka dla niewidomych w podwarszawskich Laskach, zajmując się jego administracją i gospodarką.

Wiktor Podoski z niezwykłej urody malarką Moniką Żeromską (1913–2001), córką Stefana Żeromskiego, na przyjęciu dyplomatycznym

Wiktor Podoski z niezwykłej urody malarką Moniką Żeromską (1913–2001), córką Stefana Żeromskiego, na przyjęciu dyplomatycznym

Można podać mnóstwo innych bardziej typowych przykładów, zaczerpniętych ze środowiska tych najniżej stojących w hierarchii przedwojennych uczonych. Na pewno do tej grupy należeli Zygmunt Miduch (1893–1959) i Tadeusz Czajkowski (1903–194?).

Zygmunt Miduch, absolwent Wyższej Szkoły Handlowej, podjął pracę na uczelni w 1924 r. Jednocześnie pracował w Centralnym Związku Polskiego Przemysłu, Górnictwa, Handlu i Finansów (w 1932 r. nazwa organizacji została skrócona do Centralnego Związku Polskiego Przemysłu), popularnie zwanym Lewiatanem. W latach 1920–
–1936 opublikował w „Przeglądzie Gospodarczym”, fachowym organie tej organizacji, ponad 60 artykułów omawiających zagadnienia celne, polityki handlowej, handlu zagranicznego, międzynarodowych traktatów gospodarczych. W roku 1937 współpraca z tym czasopismem została przerwana. Oprócz tego opublikował dwie publikacje poświęcone polityce celnej: jedną (u zarania niepodległości) o polityce państw rozbiorowych i drugą o polityce celnej odrodzonej już Rzeczpospolitej. W roku akademickim 1928/1929 został asystentem prof. Tennenbauma i pozostał na tym stanowisku aż do wybuchu II wojny światowej.

W Archiwum Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie zachowało się interesujące świadectwo, opisujące jego pracę na uczelni. W piśmie z dnia 5 grudnia 1924 r. Miduch stwierdził: „W Wyższej Szkole Handlowej jestem zajęty dwie godziny tygodniowo. Poza tym przyjmuję studentów w biurze [najprawdopodobniej posiadał własny pokój do pracy w siedzibie Lewiatana przy ulicy Chmielnej 2 – przyp. autora] i w domu. Rozmowy z nimi względnie odczytywanie prac zajmuje mi kilka godzin tygodniowo. Nie mogę obliczyć ściśle liczby godzin poświęconych pracy asystenta WSH, gdyż studenci przychodzą w nieregularnych odstępach czasu. Minimalnie zajmują 2 do 3 godzin poza Uczelnią, a w poszczególnych tygodniach kilka lub kilkanaście godzin”.

Za pracę na uczelni Miduch otrzymywał bardzo skromne wynagrodzenie. Przykładowo, w 1933 r. zarabiał netto (po potrąceniu podatku dochodowego i kryzysowego) nieco ponad 220 zł miesięcznie, co stanowi odpowiednik obecnych 2200 zł. Takie wynagrodzenie absolutnie nie zapewniało warunków materialnych niezbędnych do pracy dydaktycznej i naukowej. Na szczęście Miduch umiał łączyć te zajęcia z pracą w Lewiatanie – organizacji wielkiego kapitału działającej w Polsce. Kierował w niej Referatem Celnym w Wydziale Ekonomiczno-Statystycznym, na którego czele stał prof. Kazimierz Kasperski z naszej uczelni.

Tego, co robił i z czego się utrzymywał Miduch w latach II wojny światowej i po jej zakończeniu, nie udało się niestety ustalić, poza tym, że zmarł w 1959 r. i spoczął na cmentarzu powązkowskim w Warszawie.

Drugi przykład to Tadeusz Czajkowski. Po studiach w SGH podjął pracę asystenta i, co stanowiło jego główne zajęcie badania w zakresie statystyki zatrudnienia w Głównym Urzędzie Statystycznym. Posiadał duży potencjał intelektualny, na co wskazuje jego bardzo interesująca praca dyplomowa ogłoszona drukiem, poświęcona tkaczom w Zelowie – małym miasteczku w pobliżu Łodzi. Czajkowski opisał w niej swoisty mikroświat tkaczy i ich rodzin, organizację warsztatów, warunki bytu, zainteresowania, sposób spędzania wolnego czasu, czytelnictwo oraz bardzo zróżnicowane i bogate życie religijne zarówno katolików, protestantów różnych odłamów oraz osób wyznania mojżeszowego. Czajkowski zginął w latach wojny. Jego nazwisko znajduje się na tablicy upamiętniającej członków społeczności akademickiej, którzy zginęli lub zmarli w latach okupacji hitlerowskiej. Tablica w Budynku A została odsłonięta w 1980 r.

Pomimo tych strat wydaje się, że potencjał intelektualny, jakim dysponowała SGH w 1945 r., wystarczał do stworzenia prężnego ośrodka myśli ekonomicznej, społecznej i politycznej. Czy mielibyśmy szansę stać się centrum akademickim na miarę słynnej London School of Economics and Politics lub Massachusetts Institute of Technology, gdyby wynik II wojny światowej był inny i nie znaleźlibyśmy się w radzieckiej strefie wpływów? To zależałoby przede wszystkim od siły gospodarki i polityki naprawdę wolnej Polski. Uczelnie takie jak ekonomiczne na całym świecie kształcą na potrzeby konkretnego systemu społeczno-gospodarczego. Gdyby Polska odgrywała rolę regionalnego mocarstwa, to i nasza SGH mogłaby się stać wiodącym europejskim ośrodkiem naukowym i dydaktycznym.

Na międzywojenną SGH można spojrzeć z różnych perspektyw, np. poprzez biografie i publikacje osób w niej pracujących, co bardzo wiele mówi o poziomie uczelni. Inne możliwe ujęcie to analiza życia studenckiego w różnych jego przejawach: działalności samopomocowych organizacji studenckich, korporacji akademickich, a także, o czym mało się mówi, wystąpień studenckich, nieraz bardzo burzliwych – np. głośne protesty (dosłownie: głośne, gdyż przy użyciu petard) w salach wykładowych, które wybuchały z różnych powodów. Nie można przy tym pominąć działalności tak skrajnych organizacji jak młodzieżówka Obozu Narodowo-Radykalnego. Liczyła ona pod koniec lat trzydziestych ubiegłego wieku 100 aktywistów, działających pod wodzą Władysława Brulińskiego – studenta SGH, który rozpoczął studia w 1936 r., a ukończył w 1963 r. Pytanie, czy była to jedyna taka organizacja?

Pierwsze strony indeksu Władysława Brulińskiego FOT. ARCHIWUM SGH

Pierwsze strony indeksu Władysława Brulińskiego FOT. ARCHIWUM SGH

Jeszcze inna perspektywa to spojrzenie na WSH/SGH z punktu widzenia rozwiązań organizacyjno-instytucjonalnych, takich jak organizacja dydaktyki i prac badawczych czy też budowa nowych obiektów.

 


dr PAWEŁ TANEWSKI, starszy kustosz dyplomowany, Biblioteka SGH