Miarą mego sukcesu jest wyleczony człowiek

Fot. Archiwum IFPS

Rozmowa z laureatem Nagrody Gospodarczej SGH 2024 prof. Henrykiem Skarżyńskim

Panie Profesorze, proszę wybaczyć, ale Pański dorobek i osiągnięcia w otolaryngologii, audiologii i foniatrii oraz otolaryngologii dziecięcej w skali światowej są tak wielkie, że aż onieśmielają. Zacznijmy zatem od końca. Co jeszcze jest do zrobienia w tych obszarach? Co Panu spędza sen z powiek?

Z pewnością cieszy fakt, że tak wiele udało nam się już zrobić. Wciąż jednak jest przed nami wiele wyzwań. Około 1,5 miliarda osób na świecie ma różnego rodzaju uszkodzenia słuchu, które mają wpływ na ich codzienne funkcjonowanie, zwłaszcza komunikowanie się z otoczeniem. Dodatkowo, średnia długość życia się wydłuża, a społeczeństwa się starzeją, zwłaszcza te zachodnie, i coraz więcej osób ma problemy z częściowymi ubytkami słuchu. To wielkie wyzwanie dla lekarzy i systemów ochrony zdrowia. To impuls do poszukiwania i wdrażania nowych sposobów leczenia – opracowywania nowych rozwiązań chirurgicznych, terapii genowych oraz nowych technologii, dzięki którym uda się skutecznie przeciwdziałać głuchocie i wykluczeniu komunikacyjnemu. Jako lekarz, klinicysta, naukowiec oraz m.in. członek założyciel Światowego Forum Słuchu przy WHO, staram się mocno angażować we wszystko, co można dziś określić terminem „zdrowia komunikacyjnego”, które ma decydujący wpływ na rozwój współczesnych społeczeństw świata. Niezależnie od tego na co dzień jestem blisko pacjenta i leczę, jak potrafię najlepiej. Cieszę się, że od ponad 20 lat wykonujemy najwięcej w świecie operacji poprawiających słuch. Sam mam za sobą już ponad 240 tysięcy takich procedur chirurgicznych.

O to jeszcze będę Pana pytać. Ale teraz ab ovo. Dlaczego właściwie wybrał Pan ten obszar medycyny? Co tak fascynuje Pana w ludzkim słuchu, głosie, mowie?

Do medycyny trafiłem dzięki otwartej na wyzwania rodzinie. Mniej więcej w połowie liceum za przykładem starszej siostry postanowiłem, że pójdę na medycynę, chociaż od pierwszych klas szkoły podstawowej pasjonowała mnie historia, zwłaszcza tragiczne w konsekwencji losy I Rzeczypospolitej. Gdy znalazłem się na wydziale lekarskim warszawskiej Akademii Medycznej, szybko zdecydowałem, że wybiorę specjalizację związaną z czynnościami manualnymi.

Na pierwszym roku studiów bardzo sprawnie szło mi preparowanie. Wtedy preparowaliśmy mięśnie, naczynia, nerwy i zauważyłem, że chyba będę chciał iść w kierunku zabiegowym, gdzie będzie liczyła się moja sprawność manualna. Miałem już pewne doświadczenie – przez lata lubiłem majsterkować, rysować, rozwijałem wyobraźnię. Wybrałem mikrochirurgię i codziennie przez pół godziny ćwiczyłem nawlekanie nitki przez najmniejsze ucho igielne, jakie udało mi się znaleźć, ale przy wyciągniętych dłoniach zanurzonych w dużym kubku. Mikrochirurg musi umieć zawiesić dłoń w odpowiednim momencie, na przykład zatrzymać się nad małym elementem w uchu, kontrolować najmniejszy ruch i jego siłę. I może to w końcu przyprowadziło mnie do takiego, a nie innego wyboru specjalności. Skoro taka pasja: to moją specjalnością powinna być chirurgia albo mikrochirurgia. A o tym, że umiejętności mikrochirurga wykorzystam do leczenia wad słuchu, postanowiłem bardzo wcześnie, gdy powierzono mi reorganizację banku kosteczek słuchowych wykorzystywanych do przeszczepów. Ale największa fascynacja otochirurgią zaczęła się w 1988 roku, kiedy to na kongresie w Paryżu zobaczyłem pierwsze efekty leczenia głuchoty. To zdecydowało o uruchomieniu nowego programu w Polsce i przeprowadzenie pierwszych operacji w 1992 roku. Dzięki temu mogłem się „wybić na samodzielność”, być prekursorem w dziedzinie procedur, których w kraju jeszcze wtedy nie wykonywano i które dopiero zaczynano wprowadzać w wielu krajach zachodnich. Zaobserwowałem, co było ważniejsze, że problem wad słuchu w niepokojąco szybkim tempie staje się chorobą cywilizacyjną.

Chorobą cywilizacyjną? Czy ten fakt jest w powszechnej świadomości?

Kiedyś uznawano niedosłuch siedemdziesięciolatka za rzecz normalną. Dzisiaj hałas, słuchawki douszne, głośna muzyka od wczesnego dzieciństwa sprawiają, że ta granica z wieku 70 lat przesuwa się nawet o 20 lat i dotyka coraz młodszych, a przemijające szumy uszne ma już co trzeci uczeń szkoły podstawowej. Z jednej strony, mamy więc ogromną potrzebę leczenia coraz większej liczby pacjentów z wadami słuchu, a z drugiej – niebywały postęp w medycynie. Dzisiaj – jako Polska – mamy swoją szkołę otochirurgii i niezaprzeczalny wkład w rozwój medycyny światowej.

W 2003 roku otwarta została pierwsza część Światowego Centrum Słuchu, którą – jako zespół – sfinansowaliśmy w około 80%. Druga część Centrum powstała w roku 2012 – tę sfinansowaliśmy w około 50%. Tak powstała, pod wieloma względami, pierwsza taka placówka na mapie światowej medycyny. To pokazuje naszą determinację i umiejętności organizacyjne.

Fot. Archiwum IFPS

Praktycznie wdrożył Pan w Polsce prawie wszystkie systemy wszczepialne poprawiające słuch. Był Pan również pionierem tych rozwiązań w Europie i na świecie. Uważana za Pańską specjalność metoda chirurgiczna, tzw. metoda Skarżyńskiego, została wdrożona w kilkudziesięciu światowych ośrodkach. Czy mógłby Pan w przystępny sposób przybliżyć naszym czytelnikom, na czym ta metoda polega i co było w niej tak innowacyjnego, że czerpali z niej i stosowali ją inni specjaliści na świecie?

Program leczenia częściowej głuchoty, czyli takiego stanu słuchu, w którym pacjent ma jakieś jego resztki i nie jest całkowicie głuchy, przedstawiłem po raz pierwszy w świecie w 1997 roku na międzynarodowej konferencji w Nowym Jorku. Wielkim wyzwaniem było wtedy zoperować kogoś, kto nie jest całkowicie głuchy, chociaż resztki słuchu mogą dawać tylko poczucie dźwięku i brak rozumienia mowy. Moja koncepcja rozszerzała wtedy wskazania operacyjne nie dla tysięcy pacjentów, ale dla milionów. Pierwsze wyniki leczenia przedstawiłem na kongresach kontynentalnych w 2000 roku. W 2002 roku przeprowadziłem natomiast pierwszą w świecie operację wszczepienia implantu ślimakowego u osoby dorosłej, która niskie dźwięki słyszała dobrze, co pozwalało jej rozumieć mowę w 7–10%. W 2004 roku taki zabieg wykonałem po raz pierwszy w świecie u dziecka. To było wielkie osiągnięcie, krok milowy, ponieważ implanty ślimakowe wszczepiano wówczas wyłącznie w przypadkach bardzo głębokiego uszkodzenia słuchu oraz całkowitej głuchoty.

O metodzie tej i polskiej szkole otochirurgii mówiliśmy podczas jednej z debat 2. Kongresu „Nauka dla Społeczeństwa”, który odbywał się w tym roku w dniach 9–10 czerwca na Politechnice Warszawskiej oraz w Światowym Centrum Słuchu w Kajetanach. Zachęcam do obejrzenia transmisji dostępnej na stronie nauka-dla-spoleczenstwa.pl. W dużym skrócie można powiedzieć, że operacyjne leczenie wrodzonych lub nabytych wad słuchu z wykorzystaniem implantów ślimakowych i odpowiednich elektrod według procedury „sześciu  kroków Skarżyńskiego” pozwalają zachować nienaruszoną strukturę ucha wewnętrznego oraz istniejące resztki słuchu lub socjalnie wydolny słuch jedynie na niskich częstotliwościach. To rzeczywiście był przełom w nauce i medycynie światowej. By go upowszechnić, uruchomiłem pierwszy w świecie program edukacyjny, w ramach którego odbyło się już ponad 80 sesji otochirurgicznych w Światowym Centrum Słuchu  oraz łącznie przeprowadziłem ponad 1600 pokazowych operacji podczas konferencji, sympozjów i kongresów na czterech  kontynentach.

W Kajetanach  polscy pacjenci mają obecnie dostęp do najnowszych technologii jako jedni z pierwszych, a często jako pierwsi w świecie.

Przedstawiona przełomowa, oryginalna i kompleksowa koncepcja leczenia zaburzeń słuchu, z całkowitą i częściową głuchotą, została wprowadzona do praktyki klinicznej w kilkudziesięciu ośrodkach na świecie i została utrwalona jako polska szkoła otochirurgii w nauce światowej.

Osiągnięcie to zostało umieszczone przez Narodową Agencję Wymiany Akademickiej (NAWA), z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości, wśród 34 największych w historii osiągnięć nauki polskiej.

Wciąż jednak wyzwaniem pozostaje odtworzenie fizjologicznego słyszenia u osób głuchych, ale jesteśmy już blisko takiej chwili. Operując według mojej koncepcji, dajemy szanse na rozwój słuchu oraz mowy teraz i nie zamykamy drogi pacjentowi przed nowymi technologiami. Dzięki metodzie sześciu kroków stworzyliśmy rozwiązania, które pozwalają zachować u operowanych pacjentów prawie nienaruszoną strukturę ucha wewnętrznego. Dojście operacyjne jest tam trudniejsze, ale pozwala ocalić to, dzięki czemu po upływie kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu lat pacjent będzie mógł skorzystać z innych, przyszłych nowych rozwiązań. Wielu twierdziło, że wykonanie takiego dojścia jest możliwe w zaledwie pięciu procentach, w naszym zespole realizowaliśmy to w 95%. To pokazuje, jaka jest skala postępu w tym obszarze otochirurgii.

Cieszy mnie, że opracowana przeze mnie metoda chirurgiczna „sześciu kroków Skarżyńskiego” w leczeniu częściowej głuchoty, po 27 latach od zoperowania pierwszych w świecie pacjentów, stała się rozpoznawalną marką w nauce i medycynie. Dowodem tego jest moja pozycja nr 1 w cytowaniu hasła „Partial Deafness” we współczesnej literaturze międzynarodowej.

Jednym z najważniejszych zadań, jakie powinniśmy sobie obecnie postawiać, jest realizacja powszechnych programów profilaktycznych. Wczesna profilaktyka to szansa na wczesne, tańsze i efektywniejsze leczenie oraz zapobieganie wielu problemom związanym ze słuchem. Przedstawiliśmy to w 2011 roku podczas pierwszej polskiej prezydencji w UE. Wtedy z naszej inicjatywy zostały w Warszawie przyjęte Europejskie Konsensusy Naukowe. Mobilizowaliśmy europejskie i lokalne towarzystwa naukowe w krajach członkowskich. Obecnie jako ambasadorzy wdrażamy te rozwiązania także w innych krajach Europy, Azji, Afryki i Ameryki Południowej.

Pozwoli Pan, że przybliżę tylko niektóre Pańskie osiągnięcia. W 1997 roku zapoczątkował Pan pierwszy w świecie program leczenia głębokiego niedosłuchu, zachowania resztek słuchowych i struktury ucha wewnętrznego, których pierwsze w świecie wyniki przedstawił Pan na konferencji europejskiej w Antwerpii i kongresie europejskim EUFOS w Berlinie (2000). Ponadto wprowadził Pan ponad 150 nowych rozwiązań klinicznych, co przyczyniło się do rozwoju dziedziny implantów słuchowych, otochirurgii i audiologii w Polsce i na świecie. Jest Pan inicjatorem i organizatorem utworzenia drugiego w Europie ośrodka „Cochlear Center” – centrum implantów ślimakowych (1993), resortowego Instytutu Fizjologii i Patologii Słychu (1996), a także inicjatorem i organizatorem wybudowania Światowego Centrum Słuchu (2003 – I część; 2012 – II część). Dzięki trzem dekadom Pańskiej pracy polscy pacjenci mają dostęp do najnowszych technologii jako pierwsi lub jedni z pierwszych w świecie. Od ponad 25 lat samodzielnie, a od ponad 20 wraz z zespołem wykonuje Pan najwięcej w świecie operacji poprawiających słuch. Jest Pan autorem lub współautorem 18 patentów krajowych i zagranicznych. Gdyby Pan mógł stanąć z boku i odpowiedzieć na pytanie: jak jeden człowiek jest w stanie tyle dokonać? Poza tytaniczną pracą, jaką Pan codziennie wykonuje, jakie jeszcze cechy Pana charakteryzują jako naukowca, czynnego lekarza, lidera zespołów, ale też i przedsiębiorcę?  

Ta historia zaczęła się znacznie wcześniej – w 1992 roku, kiedy przeprowadziłem pionierską w Polsce operację wszczepienia implantu ślimakowego osobie niesłyszącej i było to prawie 20 lat za światową czołówką. Następnego dnia zoperowałem pierwsze w Polsce dziecko. Tu dystans do światowej czołówki wyniósł zaledwie kilka lat. Operacje te dały nie tylko szansę i nadzieję tysiącom niesłyszących pacjentów w naszym kraju, ale także stały się faktycznym początkiem realizacji programu leczenia głuchoty. Wtedy wielu moich starszych kolegów uważało, że coś zniszczyłem, a nie zbudowałem. Fakt, że te operacje się powiodły, przyczynił się do rozwoju otologii, otochirurgii, całego obszaru medycyny i nauki związanej ze słuchem oraz diagnostyką i rehabilitacją. Nadaliśmy nowe znaczenie funkcjonowania wielospecjalistycznego zespołu lekarzy, psychologów, pedagogów, logopedów, inżynierów klinicznych, którzy od tej pory stali się dla pacjentów terapeutami.

Moja praca zawsze była moją pasją i nadal taką pozostaje. Wprowadzając kolejne nowatorskie rozwiązania, zaznaczam, że nie należy uciekać przed ryzykiem, które jest nieodłącznym elementem postępu. Jeśli go nie podejmiemy, nie damy sobie szansy na rozwój. Oczywiście, nieustannie musimy kalkulować, aby ryzyko nie zabiło pasji. Jesteśmy przygotowani, że może się nie udać, ale mamy ogromną nadzieję na sukces. W medycynie ryzyko dotyczy nie tylko przeprowadzanych terapii czy badań. Obejmuje także przywództwo i zarządzanie.

Studentom, młodym lekarzom, którzy przyjeżdżają na szkolenia i konferencje do Światowego Centrum Słuchu, powtarzam, żeby nie bali się zawiści, która czasem jest obecna nie tylko w życiu politycznym, ale także w nauce, medycynie, ochronie zdrowia. Niestety, jako społeczeństwo często nie potrafimy czerpać korzyści z sukcesów innych i motywować się nimi do lepszej pracy, a przecież dzieląc się sukcesem, go pomnażamy.

Nie bez znaczenia jest dla mnie bardzo dobra organizacja pracy i zarządzanie personelem. Zanim powstało Światowe Centrum Słuchu, bywałem w wielu miejscach na świecie, obserwowałem i notowałem. Uczyłem się od najlepszych. Starałem się te najlepsze wzorce przenieść na własne podwórko. Zastanawiałem się, jak zorganizować pracę zespołu, aby była bezpieczna, sprawna i skuteczna. Także na bloku operacyjnym. I udało się wypracować taki schemat, przy którym stosunkowo niewielki zespół wykonuje kilkadziesiąt operacji, często oznacza to wykonanie ponad 100, a nawet 150 procedur chirurgicznych dziennie. Oczywiście, pracę ułatwia bardzo dobry sprzęt – nasze sale operacyjne są doskonale wyposażone. Gdy otwieraliśmy Światowe Centrum Słuchu to cztery z 16 supernowoczesnych mikroskopów w świecie były właśnie w Kajetanach. Zapewnienie doskonałych warunków pracy personelowi medycznemu, a pacjentom leczenia na najwyższym poziomie jest dla mnie priorytetem. Ogromnie ważna jest edukacja społeczeństwa, by rozumiało, co mu oferujemy. Z tej potrzeby na początku poprzedniej dekady wraz z „Latem z Radiem” przemierzyliśmy w miesiącach wakacyjnych, wzdłuż i wszerz cały kraj. Przerodziło się to w organizowane od sześciu  lat doroczne kongresy „Zdrowie Polaków”. Bierze w nich udział wielka rzesza przedstawicieli nie tylko medycyny, lecz także całej nauki i zarządzania, szczególnie zdrowiem. Hasło ubiegłorocznego kongresu „One Health” to wyzwanie dla całej populacji ludzkiej na Ziemi, a nie tylko dla medyków. Rekomendacje przedstawiane po każdym kongresie trafiają do parlamentu, samorządów i społeczeństwa.

Bycie liderem to ogromna odpowiedzialność nie tylko za decyzje, które się podejmuje, ale także za ludzi, których one dotyczą. Mam tego świadomość, może dlatego nigdy nie pozwoliłem sobie spocząć na laurach.

Fot. Archiwum IFPS

Co jest z Pańskiej perspektywy miarą  sukcesu?

Niezmiennie od lat – widok pacjentów powracających do zdrowia i sprawności słuchowej. To naprawdę wielka satysfakcja obserwować, jak kolejne pokolenia pacjentów wracają do aktywności rodzinnej, społecznej czy zawodowej, a zainicjowane przeze mnie w Instytucie różne programy leczenia głuchoty umożliwią im nie tylko naukę czy pracę, ale także dają szansę na profesjonalne zajmowanie się muzyką. Mam pacjentów, którzy śpiewają, komponują, grają na instrumentach, a nawet nagrywają płyty i koncertują. To właśnie z myślą o najbardziej utalentowanych pacjentach od dziesięciu lat organizujemy Międzynarodowy Festiwal Muzyczny Dzieci, Młodzieży i Dorosłych z Zaburzeniami Słuchu „Ślimakowe Rytmy”. Chcemy pokazać światu, że dzięki osiągnięciom współczesnej nauki i medycyny problemy ze słuchem nie są przeszkodą do profesjonalnego zajmowania się muzyką czy rozwoju talentu wokalnego. Niezwykle barwnym i unikatowym tego przykładem jest pierwszy w świecie musical z udziałem pacjentów i użytkowników implantów słuchowych „Przerwana Cisza”, do którego napisałem libretto. Jego premiera odbyła się we wrześniu 2019 r. w Warszawskiej Operze Kameralnej. Spektakl opowiada o historiach autentycznych pacjentów, którzy urodzili się głusi, głęboko niedosłyszący lub stracili słuch w późniejszym okresie życia, ale dzięki postępowi we współczesnej otochirurgii mogą realizować swoje muzyczne pasje. Kompozytorem muzyki „Przerwanej Ciszy” jest wybitny kompozytor i aranżer, zjawiskowy skrzypek i bandleader, od dekad wpisany do elity polskiej sceny muzycznej prof. Krzesimir Dębski, a reżyserem Michał Znaniecki związany m.in. z Warszawską Operą Kameralną i innymi placówkami na pięciu  kontynentach. W musicalu obok profesjonalnych artystów wystąpili artyści-pacjenci, moi podopieczni. Wszyscy oni są najlepszymi ambasadorami tego, co udało się osiągnąć w leczeniu zaburzeń słuchu. Część z nich wystąpiła ze mną w Parlamencie Europejskim na specjalnej sesji plenarnej poświęconej nauce w roku 2018, a większe grono – także przed członkami Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej – w roku 2019 podczas Europejskich Dni Badań Naukowych i Innowacji. Pokazaliśmy wtedy, jak środki z UE zainwestowane w naukę zmieniają życie całych społeczeństw.

Miarą mojego sukcesu jest przede wszystkim wyleczony człowiek. Miarą jest także to, co opublikowaliśmy. Jestem autorem i współautorem bardzo wielu doniesień naukowych. Miarą są też przyjęte z naszej inicjatywy międzynarodowe ustalenia np. Konkluzja Rady UE w sprawie wczesnego wykrywania i leczenia zaburzeń słuchu, wzroku i mowy u dzieci, z uwzględnieniem zastosowania narzędzi e-zdrowia i innowacyjnych rozwiązań. Było to kluczowe wydarzenie kończące działania realizowane podczas prezydencji Polski w Radzie UE w 2011 roku, w zakresie zagadnienia wyrównywania szans dzieci z zaburzeniami komunikacyjnymi, stanowiącego integralną część priorytetu z obszaru zdrowia publicznego.

Miarą jest także liczba przyznanych praw do organizacji siedmiu  kongresów światowych, dwóch  kontynentalnych i ponad 150 innych konferencji i sympozjów międzynarodowych. Miarą jest również unikalna struktura zaplecza Światowego Centrum Słuchu – pierwsze w kraju i na świecie rozwiązania np. w zakresie telemedycyny.  

Jest Pan także autorem i współautorem blisko 5000 różnych publikacji naukowych, ponad 4000 wystąpień na kongresach i zjazdach, 66 monografii naukowych i popularnonaukowych. Prowadzi Pan rozległą działalność dydaktyczną dla studentów i lekarzy z kraju i z zagranicy. Przeprowadził Pan pokazowe operacje dla ponad 8000 tysięcy profesorów, ordynatorów i innych specjalistów organizowanych w Kajetanach i w Warszawie, a także w kilkunastu krajach w Azji, Ameryce Południowej i Europie. Łącznie przeprowadził Pan już ponad 240 tys. operacji! Działa Pan w licznych organizacjach i stoi na czele kongresów. Przy tak intensywnym życiu zawodowym, czy znajduje Pan czas w ciągu doby na inne aspekty życia? Co Pana zajmuje, przy czym Pan się odpręża, co sprawia Panu przyjemność?

Nigdy nie pracowałem „od do”, ale zawsze tak długo, jak było trzeba. Praca jest moją pasją, w której często spędzam całe dnie. Kiedy znajduję czas na  regenerację i odpoczynek, zawsze wybieram aktywność, np. gram w piłkę nożną. Jeżdżę też na nartach i co roku staram się chociaż kilka dni spędzić z bliskimi w górach. Do niedawna grywałem w tenisa, ale odpowiedzialnie musiałam zrezygnować, bo to już za duże obciążenie dla ręki, a ta musi być podczas operacji sprawna i perfekcyjna. Mam też kilka innych sposobów na odreagowanie i regenerację.

Wiele energii daje mi obcowanie z naturą i zwierzętami. To bardzo dobra, wręcz życiodajna energia. Polecam. W otoczeniu Światowego Centrum Słuchu jest wiele zwierząt i ptaków. Coraz bardziej pasjonuje mnie moja pasieka pszczół. Obserwacja życia pszczelej rodziny, to jak obserwacja społeczeństwa. Jest fascynująca i motywuje do coraz większej dbałości o nasze zdrowie i stan otaczającego nas środowiska.  

Kiedy jestem zmęczony, potrafię bardzo szybko zasnąć i to właściwie w każdych warunkach. Takie kilkanaście minut wyłączenia w ciągu dnia regeneruje moje siły. Lubię też czytać, najchętniej książki historyczne. Historia była moją pierwszą pasją i niewiele brakowało, abym wybrał studia historyczne, a nie medyczne. Ciągle coś piszę – głównie do szuflady lub okazjonalnie dla moich bliskich. Mimo to powstają kolejne scenariusze filmowe i trwają przygotowania do realizacji kolejnego musicalu. Tym razem osiągnięcia polskiej otochirurgii chcemy pokazać w kontekście historii zmagań z głuchotą Ludwiga van Beethovena.  

O ten muzyczny aspekt jeszcze będę Pana pytać. Tymczasem jest Pan laureatem licznych najwyższych odznaczeń państwowych, nagród i wyróżnień. Naprawdę nie sposób je wszystkie wymienić. Jak Pan odbiera Nagrodę Gospodarczą SGH?

Jestem nią bardzo miło zaskoczony. To dla mnie niezwykle ważne wyróżnienie, ale też zobowiązanie do dalszej pracy dla dobra moich pacjentów, a także na rzecz rozwoju medycyny i systemu ochrony zdrowia w Polsce. Przyjmuję ją jako wyróżnienie dla całego zespołu, na czele którego stoję od ponad 30 lat.

W jakimś sensie przyjmuję ją w imieniu części środowiska osób, które swoimi działaniami zmieniają organizację całej służby zdrowia w Polsce. Jestem pod wielkim wrażeniem poziomu studiów podyplomowych Executive Master of Business Administration w ochronie zdrowia realizowanych przez SGH oraz Warszawski Uniwersytet Medyczny z udziałem także innych specjalistów. Miałem ogromną przyjemność przedstawiać wykłady dla niezwykle wymagających uczestników tego programu. Było to bardzo ciekawe wyzywanie, ponieważ jestem z pokolenia, które pamięta, że dawny SGPiS kończyła intelektualna śmietanka najlepszych wśród różnych studentów. I tak jest nadal. Zatem dostrzeżenie moich i mojego zespołu działań przez środowisko, władze uczelni i osobiście przez JM Rektora prof. Piotra Wachowiaka traktuję jako coś nadzwyczajnego i mobilizującego. Dziękuję wszystkim.

Chciałam spytać także o Pański wizerunek. Tworzy go Pan przez swoje działania, Pańskie dokonania są najlepszym świadectwem. Na ile w dobie powszechnego kreowania własnego wizerunku, czasami na wyrost, ma Pan jednak świadomość swojej wyjątkowości, że jest Pan wzorem dla innych, autorytetem?

Jeśli dla kogoś nim jestem, to bardzo się cieszę i chciałbym, aby przyczyniło się to do jego rozwoju osobistego i dla dobra innych. Dla mnie najważniejsza jest praca mająca konkretny cel – pomoc pacjentom, którzy z braku odpowiedniego leczenia nie mieli szansy na powrót do świata dźwięków. Pamiętajmy, że każdy sukces wymaga poświęcenia, samodyscypliny, determinacji i podjęcia ryzyka. A także siły i pasji, które pozwalają na pracę po kilkanaście godzin na dobę.

Skłamałbym, gdybym powiedział, że proces, który – według definicji encyklopedycznej – polega na zwiększeniu rozpoznawalności i tworzeniu pozytywnego obrazu w mediach i społeczeństwie, jest mi obcy. Nie mówię jednak o swoich dokonaniach, żeby się chwalić. Namawiam za to moich współpracowników i studentów do promowania własnych osiągnięć. W ten sposób promujemy nasz kraj na arenie międzynarodowej. To nie jest łatwe zadanie. Wraz z moim zespołem od lat pokazujemy osiągnięcia i wynalazki na wszystkich międzynarodowych salonach wynalazczości i postępu technologicznego. Zdobyliśmy ponad 300 medali i wyróżnień. Cieszę się, że potrafiliśmy na świecie pokazać polskie osiągniecia.

Pierwsza w Polsce, pionierska operacja wszczepienia implantu ślimakowego u dorosłego pacjenta odbiła się szerokim echem w mediach. W dniu operacji w szpitalu pojawiło się siedem  ekip telewizyjnych i rzesza dziennikarzy. Wywołało to ogromne zdziwienie, bo wcześniej nikt w Polsce nie odważył się tak operować – w świetle kamer, poinformować o swoich zamierzeniach kilka  dni wcześniej. Zwykle informacje o takim wydarzeniu przekazywane były już po przeprowadzeniu udanej operacji. Zaproszenie mediów tydzień wcześniej było aktem odwagi i odpowiedzialności, ale również społecznego zaufania – tak do dziś mówią przedstawiciele mediów, którzy byli naocznymi i pośrednimi świadkami tego wydarzenia.

Fot. Archiwum IFPS

Czy człowiek takiego formatu jak Pan ma mentora? Kto nim jest i dlaczego?

Kiedy w roku 2014 odbierałem jednio z najważniejszych wyróżnień, jakie otrzymałem w życiu – tytuł „Człowieka Wolności”, uzyskany w otwartym plebiscycie Gazety Wyborczej i TVN, postanowiłem powiedzieć kilka zdań o prof. Janie Miodońskim, postaci bardzo ważnej dla laryngologii ubiegłego wieku, który opracował nowe metody leczenia wad słuchu, obecnie znane pod nazwą „tympanoplastyki”. W Krakowie w 1960 roku jako pierwszy na świecie przeprowadził laryngektomię subtotalną, ratując głos pacjenta z zaawansowanym nowotworem złośliwym krtani. Prof. Miodoński w Krakowie wykonywał unikalne operacje z zakresu otochirurgii, jakie w tamtym czasie robiło niewielu lekarzy na świecie. Jednak nie mógł ogłosić wyników w odpowiednim momencie, nie dostał bowiem paszportu i nie pojechał na światowy zjazd do Amsterdamu. Szanuję go i podziwiam za to, że się wtedy nie poddał. I wiele lat temu, patrząc na jego życiorys, postanowiłem, że ja moją szansę pracy w wolnym kraju wykorzystam najlepiej, jak potrafię, a dokonania moje i zespołu, którym mam przyjemność kierować od lat, będą dobrym symbolem osiągnięć naukowych Polski i Polaków na świecie.

Poza tym myślę, że zamiłowanie do historii też mamy wspólne (śmiech). Prof. Miodoński był znakomitym znawcą historii i zabytków Krakowa, utalentowanym gawędziarzem z dużym poczuciem humoru, interesował się żywo filozofią, sprawami przyrodoznawstwa i literatury.

To wróćmy do muzyki, która jest tak ważna dla Pańskich pacjentów. Organizuje Pan Międzynarodowy Festiwal Muzyczny Dzieci Młodzieży i Dorosłych z Zaburzeniami Słuchu „Ślimakowe Rytmy”, był Pan producentem filmu dokumentalnego „Moja Sonata Księżycowa”. Na scenie Warszawskiej Opery Kameralnej w musicalu „Przerwana Cisza” przedstawiono losy Pańskich pacjentów, w części granych przez nich samach. Jest Pan autorem libretta do tego musicalu, jest Pan też autorem powieści filmowej „Powrót Beethovena”. Czy poprzez kulturę da się leczyć? Jak osobie głuchej wytłumaczyć muzykę?

Od wielu lat powtarzam, że dziś możemy pomóc prawie każdemu. Umożliwia to nam m.in. wspominany wcześniej ogromny postęp technologiczny, innowacyjne rozwiązania w obszarze inżynierii biomedycznej czy genetyki. Robimy zatem wszystko, aby muzykę nie tyle „tłumaczyć”, co umiejętnie wykorzystywać. W naszym Instytucie prowadzone są unikalne badania pokazujące, jak wielki potencjał tkwi w zdolności mózgu do zmian pod wpływem odpowiedniego pobudzenia. Dlatego wdrażamy takie metody rehabilitacji słuchu, które pozwalają ten potencjał maksymalnie wykorzystać, powodując dopasowanie sposobu przetwarzania informacji przez mózg do dźwięków przekazywanych przez implant. Prowadzi to do poprawy nie tylko rozumienia mowy, lecz także odbioru muzyki. Nasi specjaliści dysponują coraz większą wiedzą na temat terapeutycznych walorów muzyki. W rehabilitacji słuchu może być ona użyteczna, gdyż zawiera wszystkie dźwięki – od najwyższych do najniższych. Jest jedynym medium, które angażuje tak wiele obszarów mózgu, co ma ogromny wpływ na rozwój słuchowy i językowy, zwłaszcza u dziecka. Wyniki badań wskazują na to, że w procesie terapii słuchu ważny jest nie tylko okres po wszczepieniu implantu słuchowego, lecz także czas przed implantacją. Dlatego wykorzystując występujące u dziecka resztki słuchowe, wzmacniane przez aparaty słuchowe, warto jak najwcześniej rozwijać wrażliwość dziecka na muzykę. Rozwijać jego „muzyczny mózg”. Także w okresie przedimplantacyjnym warto rytmizować dzieci, bo to wspiera ich kompetencje prewerbalne. Wiele do zrobienia mają w tym obszarze rodzice maluchów z wadami słuchu. Powinni oni na co dzień śpiewać dziecku kołysanki i piosenki, organizować zabawy z wykorzystaniem dźwięków prostych instrumentów muzycznych. Ważne, by instrumenty wydawały dźwięki różniące się rytmem, czasem trwania sygnału, wysokością i natężeniem. Podczas takich zabaw słuchowo-ruchowych następuje kodowanie wzorców rytmicznych, a rytm wpływa z kolei na procesy percepcyjne związane z językiem. Muzykoterapia w tym wieku daje więc efekty długoterminowe. Można zatem pokusić się o stwierdzenie, że z muzyką związany jest prawdziwy przełom w rehabilitacji osób z zaburzeniami słuchu. Obecnie wiele dzieci i wielu dorosłych z wadą słuchu zaczyna uczyć się gry na instrumentach, niektóre idą nawet do szkół albo ognisk muzycznych. Najważniejszy jednak wydaje się wniosek, że dzięki nowoczesnym aparatom czy implantom słuchowym oraz właściwie poprowadzonej terapii mogą nie tylko cieszyć się kontaktem z muzyką, lecz także zajmować się nią w sposób profesjonalny. Napisałem wiele kołysanek, które można słuchać pasywnie lub aktywnie, czyli śpiewać.

Przygotował Pan również dwa scenariusze filmowe dotyczące problemów komunikacji międzyludzkiej we współczesnym społeczeństwie. Jak by Pan zdefiniował te problemy i z czego one wynikają? Co zrobić, aby lepiej się porozumieć?

Zakładam, że pyta Pani o aspekty medyczne, a nie o nasze przywary narodowe (śmiech). Słuch jest podstawą komunikacji, która z kolei jest podstawą rozwoju współczesnego społeczeństwa, zapewnia dostęp do informacji oraz ich wymianę. Tych informacji musimy w dzisiejszym świecie przyjąć dużo i musimy szybko zrobić ich selekcję, bo wszystkiego  zapamiętać się nie da, a następnie przetworzyć. Współczesny człowiek szybciej żyje i wydaje mu się, że szybciej myśli, dlatego niezmiernie ważne jest myślenie płynne. Skoro szybciej żyjemy, to oczekujemy szybkiej wymiany informacji w każdym miejscu: w szkole, pracy, urzędzie. Mamy przecież coraz mniej czasu, więc wymiana informacji i nasze reakcje są bardzo ważne. Uczestniczymy w różnych wydarzeniach i trudno nam sobie wyobrazić, że nie mamy możliwości wsłuchania się w towarzyszącą muzykę, słowa i inne dźwięki. Te wydarzenia, obrazy zapadają w naszą pamięć i wracają do nas w myślach. Nasze myślenie jest przecież mową w myślach, a podstawą rozwoju mowy jest słuch.

Co by było, gdybyśmy się spotykali i komunikowali w ciszy, gdybyśmy nie przekazywali sobie wielu informacji, które decydują o naszym funkcjonowaniu? Co by było, gdybyśmy w pełni nie mogli odebrać koncertu muzycznego i uczestniczyć w wydarzeniach artystycznych? Gdybyśmy nie mogli usłyszeć znajomego w kawiarni czy sprawozdawcy sportowego podczas ważnego meczu? Bez możliwości komunikacji niemożliwe jest także skorzystanie z zaleceń lekarza podczas zwykłej wizyty w przychodni czy szpitalu. Trudno sobie wyobrazić takie sytuacje.

Droga słuchowa jest pierwszym, niezwykle ważnym kanałem odbioru informacji. Narząd słuchu płodu jest ukształtowany i zaczyna funkcjonować, począwszy od 21. tygodnia ciąży. Dziecko już w łonie matki wykazuje niepokój związany z nadmiernym hałasem. Różne dźwięki mogą oddziaływać na płód pozytywnie i negatywnie. Droga słuchowa decyduje o tym, jak przybywa nam połączeń neuronalnych i rozwija się ich sieć w mózgu. To od niej zależy, jak szybko zapamiętujemy, czy jesteśmy inteligentni, czy rozwijamy swoje zdolności i umiejętności. Dlatego tak ważne jest przyjazne otoczenie, które możemy zapewnić poprzez słuchanie odpowiedniej muzyki. Są publikacje, które pokazują, że pewne rodzaje muzyki słuchane przez przyszłe mamy dają dobre efekty. Na razie jednak brak standardów w tej dziedzinie. Mimo to polecam kobietom w ciąży kontakt zarówno z muzyką, np. poważną, jak i z poezją. Dziecko takich rodziców na pewno zapamięta ich głos i język, nabędzie określonej wrażliwości jeszcze przed narodzinami.

Według informacji zabranych na kontynentalnych i światowych kongresach naukowych osób z różnymi problemami słuchowymi (nie mylić z rzadziej występującą całkowitą głuchotą), mającymi wpływ na codzienne funkcjonowanie, a zwłaszcza codzienną komunikację społeczną, jest ponad 1,5 mld. Wraz ze starzejącym się społeczeństwem tych osób będzie przybywać.

Dziękuję Panu za pasjonującą rozmowę.