HANNA HAŁABURDA – absolwentka sgh - kobieta sukcesu, która twierdzi, że osiągnęła tak wiele przede wszystkim dzięki wytrwałości.
Trudno umówić się z nią na rozmowę, bo jest ciągle w biegu i w drodze. Praca w Bank of Canada, wykłady, konferencje, podróże, praca naukowa. Dziewczyna ze Szczecina, która przyjechała do Warszawy na studia i nie była się w stanie zdecydować, czy poświęcić się filozofii, czy przedmiotom ścisłym (więc wybrała… i jedno, i drugie), a na SGH poszła, żeby uspokoić rodziców, że nie będą jej musieli utrzymywać do końca życia.
– Chodziłam do klasy matematyczno-fizycznej i zapisałam się na zajęcia z matematyki zaawansowanej w Pałacu Młodzieży w Szczecinie – wspomina. – Potem się okazało, że termin tych zajęć mi nie pasuje, ale wpłaconych pieniędzy nie dało się odzyskać, więc poszłam na zajęcia z filozofii. Ta dziedzina wiedzy spodobała mi się tak bardzo, że wystartowałam w olimpiadzie filozoficznej i zostałam laureatką, co dawało mi wstęp na studia na Uniwersytecie Warszawskim. Myślałam o MISHU-u, ale skończyło się na filozofii i matematyce, którą studiowałam przez trzy lata.
O tym, że studiuje filozofię, w ogóle nie powiedziała rodzicom przez cały pierwszy rok. – Nie chciałam, żeby się martwili, że z dyplomem filozofa będę klepać biedę – mówi. – Podjęcie studiów w SGH miało ich uspokoić, że myślę realnie o swojej przyszłości.
Studia jak Formuła 1
Jak udało jej się połączyć dzienne studia w SGH i UW? – Z pewnością wiele ułatwiało to, że w SGH można było wybierać przedmioty – opowiada. – Natomiast na filozofii starałam się zaliczać przedmioty „na zapas” z kolejnego semestru. Ale i tak zdarzało się, że cztery razy dziennie kursowałam między obiema uczelniami.
Od II roku pracowała też jako asystent w SGH: prowadziła zajęcia z mikroekonomii, pomagała w badaniach u prof. dr hab. Honoraty Sosnowskiej i prof. dr hab. Eweliny Nojszewskiej. Żyła w tempie Formuły 1, ale jak mówi, nie opuściła też żadnej imprezy. – Wypiłam wtedy bardzo dużo kawy – śmieje się dziś. – Życie w takim szalonym tempie przygotowało mnie na następne lata.
Doktorant na rynku
Filozofia okazała się nieoczekiwanym atutem, gdy kończąc doktorat na Northwestern University, starała się o pracę w Harvard Business School. – Nie była to kwestia przypadku czy łutu szczęścia. Po prostu „poszłam na rynek” jak wszyscy moi koledzy – mówi.
Przeszła typowy cykl rekrutacji: jesienią doktoranci wysyłają aplikacje do potencjalnych pracodawców. W pierwszy weekend stycznia odbywa się wielka konferencja rekrutacyjna, podczas której uniwersytety prowadzą rozmowy kwalifikacyjne z kandydatami. Kolejny etap to zaproszenie na kampus zainteresowanej kandydatem uczelni, prezentacja własnych badań przez kandydata, rozmowy z profesorami. W efekcie wiosną świeżo upieczony doktor wie już, gdzie będzie pracować po dyplomie.
Podczas rozmowy kwalifikacyjnej z HBS pojawiły się tematy z socjologii i Hannę zapytano, czy ma jakieś przygotowanie z tej dziedziny. Odpowiedziała, że ma dyplom magistra filozofii uzyskany na Uniwersytecie Warszawskim, na Wydziale Filozofii i Socjologii. Na rekruterach zrobiło to duże wrażenie, sprawdzili jeszcze raz jej CV i – została przyjęta. – Dyplom z filozofii pomógł mi zwrócić na siebie uwagę – ocenia.
Wartość niezgody
Życie na kampusie ma swoje reguły. Wielkie odkrycia rodzą się w gabinetach profesorów, ale inspiracją są spotkania z pracownikami, rozmowy przy lunchu. – Rozmawia się o polityce, o gospodarce, o nauce – mówi Hanna Hałaburda. – Młodzi pracownicy starają się zaprezentować od najlepszej strony przed profesorami. Podoba mi się ta wspólnota lunchowa, bez niej z pewnością nie powstałyby przełomowe dzieła i teorie, bo w izolacji trudno jest stworzyć coś wartościowego. Podczas takich niezobowiązujących rozmów często rodzi się jakiś pomysł i ktoś mówi: „Okej, to może spróbujemy ten problem rozwiązać”. Jeśli chcesz skutecznie pracować naukowo, musisz znaleźć kogoś, kto… nie będzie się z tobą zgadzać.
Kiedyś kolega z Harvardu zwrócił jej uwagę, że za często narzeka. Oczywiście, narzekają wszyscy, ale… nie aż tak bardzo. W Polsce to właśnie wspólne utyskiwanie buduje wspólnotę, w USA nałogowych „narzekaczy” się unika. Nie są oni przyjemnym ani konstruktywnym towarzystwem.
…zdarzało się, że cztery razy dziennie kursowałam między obiema uczelniami.
Hanna przyznała koledze rację, ale to był dopiero początek długiej drogi. Bo skoro miała nie narzekać, to o czym rozmawiać z kolegami? Gdy już udało jej się przestawić mentalnie, nieoczekiwanie zaprotestowała jej mama, z którą regularnie rozmawiała przez telefon. – Nie narzekasz, nie dzielisz się ze mną swoimi problemami, traktujesz mnie jak obcą osobę! – stwierdziła ze smutkiem. Taki był nieoczekiwany efekt pracy Hanny nad sobą.
Visiting Professor
Zawodowe decyzje Hanny Hałaburdy miały silny związek z jej życiem prywatnym. Chciała pracować w jednym mieście z mężem, więc od 2012 r. jest związana z Bank of Canada, gdzie ma stanowisko Senior Economist. Bank of Canada jest odpowiednikiem NBP: ma rozwinięty dział badań, ale Hannie to nie wystarcza: od 2015 r. jest też Visiting Professor na New York University. Prowadzi również zajęcia w Polsce, m.in. w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN. Lubi pracę ze studentami, choć zdarzają się niechlubne wyjątki.
– Na Harvardzie studenci są wymagający i ja to szanuję – podkreśla. – Natomiast nie ma tam mowy o lekceważeniu wykładowcy, a przede wszystkim, niedopuszczalne jest ściąganie. W Polsce zdarzyło mi się, że podczas egzaminu na studiach doktoranckich dostałam dwie pary identycznych prac. Uczestnicy pisali ten egzamin w domu, wolno im było korzystać ze wszelkich źródeł, ale prace miały być samodzielne. Zgłosiłam problem dziekanowi i uświadomiłam sobie, że nie ma jasnych procedur co do ściągania! Jedna z par studentów zamiast się przyznać, zatrudniła prawników, którzy dowodzili, że skoro w instrukcjach egzaminu było napisane, że praca „powinna być” samodzielna, to znaczy, że „nie musi” być samodzielna. Ich klienci owszem ściągali, ale wszystko jest w najlepszym porządku. No cóż, z pewnością nie chciałabym z tymi ludźmi pracować ani ich zatrudniać…
Nie poddawać się
– Myślę, że o moim sukcesie zdecydowała przede wszystkim wytrwałość – mówi Hanna Hałaburda. – Mogę powiedzieć o sobie, że jestem inteligentna i pracowita, ale mnóstwo ludzi może pochwalić się tymi cechami. Poniosłam wiele porażek, małych i wielkich. Projekty, które nie wypaliły albo nie zdążyłam ich zrealizować na czas, niezdane egzaminy, odrzucone aplikacje – to wszystko może nas zdemolować psychicznie. Chodzi o to, by się podnieść i spróbować znowu, choć to wcale nie jest łatwe. Gdy nie zaliczyłam egzaminów po I roku studiów doktoranckich, potrzebowałam tygodnia, żeby się pozbierać. Potem przez całe lato uczyłam się i jeździłam konno. Ostatecznie wszystko zdałam. Takich sytuacji było w moim życiu wiele i każda z nich była dla mnie lekcją wytrwałości.
Hanna Hałaburda zdobyła tytuł magistra ekonomii na SGH w 2001 r. Studia doktoranckie w USA podjęła m.in. dzięki wsparciu prof. dr hab. Honoraty Sosnowskiej. Tytuł doktora otrzymała w 2007 r. na Northwestern University. W latach 2007–2012 była Assistant Professor w Harvard Business School. Prowadziła zajęcia także na New York University, na Queen’s University w Kingston, w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie i Instytucie Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk. Autorka publikacji na temat m.in. walut elektronicznych i konkurencji w internecie.