Jeśli drzwi są zamknięte, znajdzie się inne wejście

Kobieta i mężczyzna przy barierce na tle banera z napisem Kortosfera

Wywiad z Mateuszem Pikulińskim – dyrektorem Kortosfery przy Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim i jego żoną Martą Pikulińską – audytorką na UWM, absolwentami studiów podyplomowych odpowiednio z administracji zarządzania oraz audytu i kontroli zarządczej w SGH.

Renata Krysiak-Rogowska: Jest Pan dyrektorem Kortosfery – Centrum Popularyzacji Nauki i Innowacji Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Co doprowadziło Pana do tego miejsca zawodowego?
Mateusz Pikuliński: Z wykształcenia jestem biotechnologiem, ale moja pierwsza praca nie była związana z zawodem. W 2015 r. trafiłem na UWM do Biura Współpracy Międzynarodowej, gdzie zajmowałem się programem Erasmus+. Odpowiadałem m.in. za wyjazdy studentów na studia i praktyki za granicą. Udało się nam wtedy zdobyć Kartę Erasmusa z wyróżnieniem, co było dużym sukcesem. Dzięki temu w kolejnych latach pozyskaliśmy prawie pół miliona euro na mobilności zagraniczne – w skali uczelni to było bardzo dużo. 

Od trzech lat kieruję Kortosferą. Dołączyłem tu w trudnym momencie, kiedy mieliśmy do czynienia z nierozstrzygniętymi przetargami, mieliśmy opóźnienia i borykaliśmy się z problemami administracyjnymi. W ciągu pierwszych 12 dni przygotowałem plan naprawczy i przedstawiłem go kolegium rektorskiemu. Chodziło o to, by otworzyć obiekt na czas, mimo że projekt był realizowany z funduszy RPO i wiązał się z inwestycją na ponad 33 mln zł. Ostatecznie trzeba było dołożyć jeszcze środki na wyposażenie, ale udało się zakończyć inwestycję zgodnie z planem.


Karolina Cygonek: Czyli najpierw musiał Pan zrobić swoisty remanent?
Mateusz Pikuliński: Tak, trzeba było przeanalizować wszystkie postępowania przetargowe, sprawdzić, co można poprawić, a gdzie konieczne były zmiany. Równocześnie budowałem zespół praktycznie od zera – od edukatorów, przez laborantów i administrację, aż po kasjerów i obsługę klienta. Dziś Kortosfera działa siedem dni w tygodniu. 

W pierwszym roku odwiedziło nas 76 tysięcy osób, w drugim – już 140 tysięcy. To rzadko spotykane w instytucjach popularyzujących naukę, gdzie zwykle pierwszy rok jest najlepszy, a później frekwencja spada. My stale tworzymy nowe inicjatywy i rozwijamy ofertę. Obecnie realizujemy kilkadziesiąt projektów, które są zaplanowane aż do 2026 r.

 

Karolina Cygonek: Gdzie zdobył Pan takie doświadczenie? Czy praca na uczelni była Pańskim pierwszym wyborem, czy myślał Pan także o karierze w firmie czy korporacji
Mateusz Pikuliński: Początkowo planowałem pracę w zawodzie. Razem z żoną ukończyliśmy biotechnologię, ale na czwartym roku wiedzieliśmy już, że raczej nie będziemy pracować w tej branży w Polsce – większość absolwentów wyjeżdżała wtedy do Niemiec czy Francji. My zdecydowaliśmy się zostać w Olsztynie. Akurat nadarzyła się możliwość pracy w administracji, więc przyjąłem ofertę Biura Współpracy Międzynarodowej dosłownie kilka dni po obronie. Zbiegło się to z narodzinami naszej córki, więc stabilna praca była wtedy priorytetem. To doświadczenie mnie wciągnęło. Zaczęły się szkolenia, kursy, zdobywanie certyfikatów związanych z zarządzaniem projektami.

 

Renata Krysiak-Rogowska: I na tym etapie pojawiła się Szkoła Główna Handlowa w Warszawie?
Mateusz Pikuliński: Tak. W pewnym momencie uznałem, że potrzebuję kolejnego kroku i wybrałem studia podyplomowe w SGH z administracji i zarządzania. Program łączył elementy administracyjne i zarządzanie zespołem, co było idealnie dopasowane do moich potrzeb.

 

Karolina Cygonek: Po pierwszym zjeździe studiów podyplomowych SGH był Pan zachwycony. Dlaczego? 
Mateusz Pikuliński: Bardzo dobrze wspominam elementy warsztatowe – praktyczne podejście i rozwiązywanie case study. Właśnie tego oczekiwałem. Polecam wszystkim niezwykle merytoryczne i praktyczne zajęcia profesora Rafała Mrówki z Katedry Teorii Zarządzania SGH. Do dziś korzystam z wielu narzędzi, które tam poznałem. Na przykład zagadnienia dotyczące zamówień publicznych przydają mi się teraz w innym projekcie – wspieram budowę Centrum Dziedzictwa i Kultury Warmii. To również duża inwestycja na około 35 mln zł.

 

Karolina Cygonek: Na ile SGH dała Panu impuls do dalszych działań?
Mateusz Pikuliński: Po zakończeniu studiów byłem świadomy, że pora iść krok dalej. Rozważałem pracę w sektorze prywatnym, analizowałem oferty związane z branżą medyczną i żywnościową, bliskie mojemu kierunkowi studiów. Ale w tym czasie padła propozycja od władz uczelni, abym przejął trudny projekt, który dziś znamy jako Kortosfera. Wszyscy mnie ostrzegali, że to ryzykowne: brak zespołu, problemy projektowe, opóźnienia. Ale ja lubię wyzwania i ostatecznie podjąłem się tego zadania. Miałem już przecież doświadczenie z Erasmusem.

Gdybym dziś miał wybierać od zera, wybrałbym SGH bez wahania. Myślę, że w sektorze prywatnym ekonomicznie i zawodowo byłoby nam łatwiej. Ale nie żałuję – życie potoczyło się inaczej, a zarządzanie projektami stało się moją pasją. W Kortosferze pozyskaliśmy projekty warte 3 mln zł z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Wcześniej udawało się zdobywać mniejsze granty, teraz skala jest dużo większa.

Zbudowaliśmy strukturę podobną do korporacyjnej – zatrudniłem pierwszego project managera na uczelni, mamy kierownika sekcji ds. nauki oraz kierownika sekcji ds. rozwoju i współpracy. Śmieją się, że jesteśmy „korposferą”. Ale działamy skutecznie, a efekty widać w liczbach i projektach.

 

Karolina Cygonek: Ile osób pracuje dziś w administracji Kortosfery?
Mateusz Pikuliński: Dziewięć. To niewiele jak na tak duży obiekt. Ale każdy z nas pełni wiele ról – oprócz administracji jesteśmy edukatorami, laborantami, popularyzatorami nauki. Ja sam mogę przygotować odczynniki do zajęć i poprowadzić lekcję w laboratorium. Dzięki temu to wszystko działa. I stale rozwijamy Kortosferę – złożyliśmy projekt o wartości 10,5 mln zł na rozbudowę wystawy interaktywnej. Nasza jednostka musi ciągle wprowadzać nowości, by przyciągać publiczność. Oferta zmienia się co roku – od zajęć dla przedszkolaków po seniorów.

Kortosfera to moje „dziecko”. Pamiętam, że w czasie otwarcia spałem po kilka godzin, wracałem do domu tylko po ubranie i jedzenie. To była ogromna praca, także dla mojej żony, która wiele wycierpiała przez moje zaangażowanie. Ale efekt – żyjąca, nowoczesna instytucja – daje ogromną satysfakcję.

 

Renata Krysiak-Rogowska: Skoro mowa o żonie – porozmawiajmy teraz z Panią Martą, która także ukończyła biotechnologię, a później studia podyplomowe w SGH. Co sprawiło, że wybrała Pani akurat ścieżkę audytorską?
Marta Pikulińska: Rzeczywiście, skończyłam biotechnologię, ale po narodzinach córki musiałam przemyśleć swoje priorytety. Wiedziałam, że jeśli chcę być naukowcem na wysokim poziomie, wymagać to będzie ogromnego zaangażowania kosztem życia rodzinnego. Zdecydowałam się pójść w stronę ekonomii, audytu i kontroli. Na początku pracowałam w Biurze Kontroli Wewnętrznej na UWM, w zespole, który dopiero powstawał, więc z łatwością udało mi się tam dostać. Po niecałych dwóch latach uczelnia rozpoczęła realizację projektu rozwojowego dla pracowników, w którym była przewidziana możliwość podjęcia studiów podyplomowych. To była świetna szansa. Mój pierwszy szef zauważył mój potencjał i zasugerował, żebym spróbowała – i tak trafiłam do SGH.

 

Renata Krysiak-Rogowska: Jakie zatem kompetencje są kluczowe w profesji audytorskiej?
Marta Pikulińska: Na pewno analityczne myślenie i praktyka. Miałam kompleksy, bo nie byłam z wykształcenia finansistą ani prawnikiem, ale mój pierwszy szef doceniał u mnie umiejętność szczegółowej analizy danych. Ważna jest też komunikacja, współpraca z ludźmi, formułowanie pytań, zbieranie odpowiedzi i budowanie zaufania. Oczywiście, potrzebna jest też wiedza finansowa i znajomość przepisów związanych z audytem, ale liczy się także szereg kompetencji miękkich.

Studia podyplomowe były dla mnie wyzwaniem, ale i okazją do odkrycia pasji do rachunkowości. Profesor Piotr Staszkiewicz z Zakładu Cyfrowych Finansów FINTECH SGH sprawił, że na koniec studiów naprawdę ją pokochałam. To była dla mnie szansa i wielka brama do zawodu audytora, a także forma awansu. Potem, przechodząc do jednostki audytu wewnętrznego, dostałam szansę samodzielnej pracy, a obecnie przygotowuję się do egzaminu międzynarodowego CIA.

 

Karolina Cygonek: Ten egzamin daje uprawnienia audytorskie międzynarodowe?
Marta Pikulińska: Tak. Po jego zdaniu można prowadzić audyty zewnętrzne w firmach prywatnych i finansach publicznych. To prestiżowe uprawnienia, które dają naprawdę szerokie możliwości.

 

Renata Krysiak-Rogowska: Certyfikaty międzynarodowe są wystandaryzowane, dzięki czemu osoby, które je posiadają, mają wiedzę na porównywalnym poziomie. Na przykład uzyskany certyfikat CIA predestynuje do pracy w dowolnym miejscu, gdzie istnieje zapotrzebowanie na takie kwalifikacje.
Marta Pikulińska: Zaczynałam jako asystent po studiach podyplomowych i dwuletniej praktyce. Certyfikat CIA jest kolejnym, bardziej prestiżowym krokiem. W świecie audytu Szkoła Główna Handlowa w Warszawie jest bardzo ceniona. I zawsze będę dziękować mojemu pierwszemu szefowi, że mnie popchnął w tym kierunku.

 

Renata Krysiak-Rogowska: A jak praca w tej samej instytucji wpływa na Państwa życie osobiste?
Marta Pikulińska: Czasem jest utrudniona, bo nie mogę kontrolować tego, czym zajmuje się mąż w ramach audytu. Ale uczelnia jest na tyle rozbudowana, że są inne obszary do objęcia audytem. Konflikt interesów jest eliminowany poprzez wyłączenie mnie z konkretnych spraw.

 

Renata Krysiak-Rogowska: Więcej tu korzyści czy problemów?
Marta Pikulińska: Raczej korzyści – logistycznie łatwiej, a dodatkowo mam większe zrozumienie dla tego, czym mąż się zajmuje. Widzę procesy, osiągnięcia i wyzwania. To wsparcie, nie konkurencja.

 

Karolina Cygonek: Jakie innowacyjne metody edukacyjne stosuje Kortosfera, aby przyciągnąć młodsze pokolenia do nauki?
Mateusz Pikuliński: Obecnie skupiamy się na dwóch projektach. Pierwszy to wyjazdy edukacyjne do szkół wykluczonych w województwie warmińsko-mazurskim. W zeszłym roku przejechaliśmy ponad 2000 km, docierając do najmniejszych szkół. Drugi projekt to budowa mobilnej, interaktywnej wystawy, którą będziemy prezentować w Olsztynie i szkołach wykluczonych. Razem z kierownikiem sekcji ds. nauki budujemy aplikację i fizycznie skręcamy wystawę, co wykracza poza tradycyjne formy popularyzacji nauki. Kortosfera jest obecnie rozpoznawalnym produktem w kraju, a nasze działania były prezentowane podczas pikników z TVP i Polskim Radiem.

 

Karolina Cygonek: A jaki wpływ na Państwa działania ma sztuczna inteligencja i nowe technologie?
Mateusz Pikuliński: Jest obawa przed robotami, ale w kontekście AI sytuacja wygląda inaczej. Niestety, duża część społeczeństwa nie ma kontaktu ze sztuczną inteligencją. AI pozwala przyspieszyć proste czynności, np. analizę danych czy odpowiadanie na maile, zwiększając efektywność pracy. Ważne jest jednak nabycie kompetencji weryfikowania informacji generowanych przez AI – tak jak uczymy się korzystać z internetu, trzeba uczyć się korzystać z AI, weryfikując źródła i publikacje.

Czy współczesna nauka daje nam rzeczywiście to, co powinna? Pamiętajmy, że nauką nazywaliśmy kiedyś prawa fizyki, które zostały ustalone 50 czy 100 lat temu. Dzięki rozwojowi technologii dziś możemy stwierdzić, że pewne prawa były błędnie określone lub nie mają zastosowania. Wówczas były poprawne, ale dziś dzięki innowacjom możemy je redefiniować. W zasadzie podważamy niektóre teorie fizyczne, które wcześniej wydawały się niepodważalne.

 

Karolina Cygonek: Kluczowe jest tutaj także właściwe komunikowanie tych kwestii.
Mateusz Pikuliński: Zdecydowanie. Ważna jest dostępność informacji i komunikacja o zagrożeniach związanych z wykorzystaniem sztucznej inteligencji. Pytanie tylko, czy będziemy w stanie w pełni zweryfikować wszystkie ograniczenia AI, bo myślę, że jeszcze ich nie znamy. Sama technologia i różne programy wykorzystujące AI rozwijają się tak dynamicznie, że wymaga to od nas ogromnego zaangażowania.

 

Karolina Cygonek: A współpraca instytucji z biznesem? Skąd czerpać źródło przedsiębiorczości akademickiej?
Mateusz Pikuliński: Mogę wypowiedzieć się za naszą jednostkę. Nasze działania koncentrują się na tematach, takich jak ekologia, rolnictwo, żywność – współpracujemy z firmami, które są naszymi partnerami strategicznymi, np. Solar Tech w zakresie farm fotowoltaicznych. Mamy także mniejszych partnerów projektowych i fundacje, które wspierają edukację, choć nie zawsze mają one możliwości merytorycznego jej realizowania. To tworzy przestrzeń do współpracy, w której młodzi mogą zdobywać doświadczenie i rozwijać kreatywność.

 

Karolina Cygonek: Na ile centra nauki są odpowiednim miejscem do rozwijania kreatywności?
Mateusz Pikuliński: Centra nauki oferują zajęcia laboratoryjne na poziomie akademickim, dostosowane do różnych grup wiekowych, co pozwala młodym ludziom świadomie przygotować produkt czy projekt. Ważne jest też mapowanie odbiorcy i odpowiednia komunikacja produktu. Studia wyższe są cenne, ale bez praktyki trudno później odnaleźć się na rynku pracy.

 

Renata Krysiak-Rogowska: Panie Mateuszu, co powiedziałby Pan młodym ludziom, nie tylko studentom SGH, którzy chcą łączyć naukę z kreatywnością i przedsiębiorczością?
Mateusz Pikuliński: Trzeba bardzo ciężko pracować. Młode osoby często oczekują szybkich efektów, „tu i teraz”, ale rzeczywistość jest inna. Trzeba świadomie budować swoją historię zawodową, angażować się w różne formy nauki, szkolenia, praktyki i wolontariat, zdobywać certyfikaty już na etapie liceum czy studiów. Sektor biznesu jest dziś otwarty, by pokazać młodym, jak wygląda realna praca. Chodzi o to, by nie tylko zdobywać tytuły czy stanowiska, ale też realnie angażować się w procesy i rozwijać kompetencje. Pojęcie „dyrektora za biurkiem” praktycznie przestało istnieć. Współpraca z zespołem wymaga realnego zaangażowania i obecności w terenie. Ja np. ostatnio rozpocząłem pracę w zespole ds. popularyzacji nauki przy MNiSW. To nowe wyzwanie, które potrwa przynajmniej dwa lata.

 

Karolina Cygonek: To na koniec jeszcze o finansach. Czy opłaca się praca w sektorze publicznym?
Mateusz Pikuliński: Większość młodych ludzi po SGH wybiera korporacje ze względu na wynagrodzenie. Administracja publiczna wymaga kreatywnego podejścia i wprowadzania nowych produktów, co pozwala na efektywne wykorzystanie dostępnych środków. Dobrze byłoby także wprowadzać systemy premiowania oparte na efektach, co zwiększałoby motywację pracowników.

 

Renata Krysiak-Rogowska: To wymaga zarówno umiejętności merytorycznych, jak i miękkich, by przekonać ludzi do projektów, które mają szanse na sukces.
Mateusz Pikuliński: I trzeba też mieć determinację – jeśli drzwi są zamknięte, znajdzie się inne wejście.
To jednak chyba cecha wrodzona (śmiech). I trzeba ją stale rozwijać.

 

Renata Krysiak-Rogowska: Dziękujemy obojgu Państwu za rozmowę.


KAROLINA CYGONEK, redaktor naczelna Gazety SGH
RENATA KRYSIAK-ROGOWSKA, współpracownik Centrum Kariery i Relacji z Absolwentami SGH

FOT. Archiwum prywatne