Działanie w organizacjach studenckich przepisem na karierę. Po SGH można robić w życiu, co się chce

kobieta i mężczyzna na tle zielonych wzgórz; w tle tęcza

Rozmowa z Małgorzatą i Piotrem Kośla, absolwentami SGH, którzy w krótkim czasie osiągnęli znaczące sukcesy zawodowe, a po niespełna roku od nieoczekiwanej diagnozy ultrarzadkiej choroby jednej z córek stworzyli i z powodzeniem rozwijają pierwszą w Polsce fundację badawczą działającą na rzecz rozwoju leku na taką skalę. W pierwszej części rozmowy opowiadają o tym, jak działalność w organizacjach studenckich wpłynęła na ich kariery. Pokazują, że bez względu na ukończony kierunek studiów w SGH, można robić w życiu, co tylko się chce.

Justyna Kozera: Absolwent SGH, absolwentka SGH, młodzi, piękni i małżonkowie. Pierwsze pytanie, które ciśnie się na usta: jaką rolę w tym związku odgrywa SGH? Bo nie studiowali Państwo na jednym roku na jednym kierunku.

Małgorzata Kośla: Poznaliśmy się podczas wyjazdu integracyjnego Zrzeszenia Studentów Polskich (ZSP). Piotrek był w kadrze, a ja byłam „świeżakiem”. Od razu wpadliśmy sobie w oko i od tamtej pory, czyli od 2009 roku trzymamy się już razem.

Piotr Kośla: To już 13 lat. Po tym wyjeździe zaczęliśmy intensywnie działać w Zrzeszeniu. Ale nie tylko tam: oprócz ZSP działaliśmy też w CEMS Club Warszawa oraz w Samorządzie Studentów SGH, biorąc udział w realizacji wielu różnych projektów. Trzonem, który łączył to wszystko, było cykliczne wydarzenie – konferencja Inspiring Solutions (w tym roku odbędzie się już 16. edycja). Ja koordynowałem trzecią edycję, a Gosia piątą.

JK: Co Państwu dała działalność w tych organizacjach? Czy polecalibyście ten rodzaj zaangażowania obecnym studentom i studentkom?

MK: Tym, co mnie napędzało, był kontakt z ludźmi. Przyjechałam do Warszawy z Oświęcimia i znałam w stolicy tylko jedną osobę. Dlatego też wzięłam udział w dwóch wyjazdach integracyjnych, żeby poznać nowych ludzi. Także specyfika zajęć na SGH – to, że nie ma grup – była dla mnie dodatkowym motorem do działania w organizacjach, niejako automatycznie bowiem stawaliśmy się najbliższą grupą przyjaciół. Szybko okazało się, że udział w projektach – czy to od strony marketingowej czy zdobywania partnerów korporacyjnych (w tych obszarach najczęściej działałam) – to jest coś, co sprawiało mi bardzo dużą frajdę. Przez cztery lata studiów (na 5. roku już więcej pracowałam, byłam też za granicą na CEMS-ie) działałam aktywnie, co później, w pracy zawodowej dało mi przewagę. Skoordynowanie złożonego projektu w pracy nie było dużym wyzwaniem, nawet na początku kariery – w końcu miałam już praktyczne doświadczenie w planowaniu, zarządzaniu budżetem, pisaniu maili do partnerów korporacyjnych czy w wywieraniu wpływu na osoby, które w żaden sformalizowany sposób do mnie nie raportowały.

Z SGH wyniosłam dużo merytorycznej wiedzy, ale tę można zdobyć w wielu miejscach. Przewagą, którą nabyliśmy dzięki SGH, była możliwość rozwoju wielu niezbędnych praktycznych kompetencji właśnie poprzez działanie w organizacjach.

Piotr Kośla: Koordynacja takiego projektu jak Inspiring Solutions to doświadczenie, które w większości przypadków zdobywa się po 5-8 latach pracy w korporacji. Działając w organizacjach studenckich, koordynując czy będąc w zespole koordynującym jakiś projekt, mamy możliwość sprawdzenia się w rzeczach, których nie doświadczy się na starcie w firmach. To też daje przewagę na dalszych etapach kariery.

Druga ogromnie ważna rzecz to networking, networking i jeszcze raz networking. Po pierwsze, daje on człowiekowi świetny start – kontakt z ludźmi, poznawanie nowych osób. Spotyka się je potem na wykładach i ćwiczeniach, można się wspólnie uczyć, wymieniać się notatkami, ale i imprezować. Do dzisiaj mamy naprawdę dużo przyjaciół, których poznaliśmy w organizacjach, a których prawdopodobnie nie spotkalibyśmy, chodząc tylko na wykłady i ćwiczenia.

młoda kobieta stoi przy planszy z napisem "Inspiring Solutions"

JK:  Mimo wszystkich  zalet organizacji studenckich to jest to jednak dodatkowa aktywność do tej głównej, czyli studiowania. Pani Małgorzato, jak to się stało, że absolwentka licencjatu MIESI (Metody ilościowe w ekonomii i systemy informacyjne) i magisterki FiR (Finanse i Rachunkowość) skończyła jako ekspertka marketingu?

MK: Szczerze mówiąc, wyszło to zupełnie przypadkowo. Jedyna rekrutacja, w jakiej mogłam wziąć udział po powrocie z Azji, gdzie spędzałam czas, odwiedzając Piotrka będącego tam na CEMS-ie, była na stanowisko w zespole wspierającym sprzedaż.  Poszłam i wygrałam ten assessment center. Okazało się, że przewagę dał mi fakt, że studia na MIESI wzmocniły moje kompetencje analityczne i sposób myślenia. Zajmowałam się analizą decyzji, co dosyć mocno mnie ukierunkowało i dało twarde umiejętności, także związane z wykorzystaniem Excela.W połączeniu z kompetencjami miękkimi zdobytymi w organizacjach, bez problemu odnalazłam się w zadaniach assessment center i później w zespole sprzedaży. Ludzie w sprzedaży czy marketingu nie mają raczej problemu z efektywnym komunikowaniem się, z ubieraniem w ładne prezentacje tego, co chcą przekazać. Natomiast unikalne jest połączenie tego z twardym warsztatem, z Excelem i budowaniem bardziej zaawansowanych formuł i analiz, co ułatwia szybkie podejmowanie decyzji.

JK: Zatem trafiła Pani najpierw do sprzedaży, potem marketing zafascynował Panią na tyle, że Pani została i kariera rozwija się znakomicie, zwieńczona szybko stanowiskiem dyrektora.

MK: Zaczęłam pracę w 2012 roku w Unilever, później związałam się z GlaxoSmithKline (GSK), gdzie pracuję już szósty rok. Moja kariera związana jest z zespołem Commercial Excellence, który osadzony jest między marketingiem a sprzedażą. Obecnie zarządzam tym zespołem i jestem członkiem polskiego zespołu zarządzającego w firmie Haleon (spółka wydzielona z GSK w 2022 roku). Okazało się, że to jest moja droga i idealne miejsce dla mnie. Gdybym np. pracowała w finansach, to prawdopodobnie nie czułabym się tam tak dobrze, brakowałoby mi tak intensywnych interakcji z ludźmi i tak częstych negocjacji z różnymi partnerami. A ten zespół daje mi idealne połączenie: dobre osadzenie w danych, szerokie spojrzenie na organizację, ale też nieustanny kontakt z ludźmi i pojedynkowanie się na twarde argumenty.

PK: Dodam jeszcze, bo Gosia jest skromna, że została dyrektorem tego działu przed ukończeniem 30. roku życia.

JK: Osiągnięcie takiego szczebla w krótkim czasie jest imponującym dokonaniem, gratulacje, Pani Małgorzato. Panie Piotrze, czy to sukcesy żony albo jej pasja do tematu skłoniły Pana do niedawnej zmiany na drodze rozwoju i kariery w finansach, która zaczęła się od studiów na FiR?

PK: Tak, ja zacząłem trochę inaczej. Po studiach również zacząłem pracować w Unileverze, ale skończyłem licencjat FiR i magisterkę FiR. Zawsze kochałem pieniądze i liczenie, (…) w liceum interesowałem się językami programowania, liczby i logika zawsze były mi bliskie.  Pierwsze lata pracy zawodowej spędziłem w finansach: najpierw w Unilever, gdzie pracowałem w operacjach finansowych, finance business partnering, zawsze po stronie finansów tzw. doradczych. Potem w firmie Nike, również w finansach; w pewnym momencie byłem podwójnym menadżerem, odpowiadałem także za zarządzanie drugim zespołem, Customer Operations. Wtedy też pojawiły się pierwsze doświadczenia pozafinansowe, a także próby namówienia mnie do pracy w innych działach.

W kolejnej firmie Abbot pracowałem już w dziale business excellence. To jest dział obecny  w zasadzie w każdej komórce organizacji: w planowaniu sprzedaży, w pomocy market access, trochę w rozmowach z finansami, z logistyką, trochę wspiera General Menagera. Ta cross-funkcyjność bardzo mi się podobała: rozmowy z ludźmi, negocjacje, koordynacja itp. Co mi pomagało bardzo mocno finansach? To, co powodowało, że byłem traktowany jako talent w organizacji, to moja przedsiębiorczość, mój sposób kontaktu z ludźmi, ekstrawertyzm.

Obecnie w firmie BIOGEN jestem globalnym dyrektorem marketingu od SMA, choroby polegającej na zaniku mięśni. Zaproponowano mi pozycję Customer Market Insights, stanowisko mocno analityczne, ale związane z kontaktem z ludźmi i doradzaniem zespołowi komercyjnemu. Całkiem nieźle się w tym odnalazłem. I znowu moja ekspresyjność, umiejętność komunikacji i myślenie analityczne dało mi przewagę. I daje ją dzisiaj.

Według mnie studia w SGH dostarczają naprawdę wybuchową mieszankę, która powoduje, że możemy robić prawie wszystko: z jednej strony, wspiera się nas mocno w rozwijaniu  wiedzy i kompetencji analitycznych, z kolei działanie w organizacjach studenckich i realizacja projektów wspomagają przedsiębiorczość i kontakty z ludźmi. Moim zdaniem właśnie to sprawia, że mamy przewagę konkurencyjną.

młody uśmiechnięty mężczyzna idący po korytarzu

MK: Uważam, że obok analityki wywieranie wpływu na ludzi jest drugą ważną umiejętnością, czego znakomicie uczy bycie koordynatorem projektów studenckich. Trzeba umieć zarządzić zasobami ludzkimi, myśląc o ich motywacjach, kompetencjach i zdolnościach, ale także aby ludzie mieli przy tym frajdę z działania. Nie różni się to znacznie od zarządzania zespołem w firmie: najważniejsza jest jego wewnętrzna motywacja, która pozwala osiągać lepsze efekty. Dla mnie ten ludzki aspekt zarządzania projektami, zespołem to jest gigantyczna kompetencja, którą wyniosłam z działalności studenckiej i dzięki której później z dużą łatwością weszłam w zarządzanie zespołem.

Zapraszamy do lektury drugiej części wywiadu.

Współpraca w opracowaniu materiału: Karolina Cygonek i Kinga Polak.