Zza Wielkiego Muru

widok budynku uniwersytetu

Od września do grudnia bieżącego roku przebywam na studenckiej wymianie zagranicznej w Chinach. Już po pierwszych kilku zajęciach mogę śmiało stwierdzić, że jako społeczność SGH nie mamy się czego wstydzić względem jednego z najlepszych uniwersytetów w Azji – Uniwersytetu Tsinghua w Pekinie. Oto pierwszy odcinek moich listów z podróży do Chin „Zza Wielkiego Muru".

To czego nam brakuje to globalnych doświadczeń i perspektywy jednej z liderujących gospodarek świata – polskie firmy w mniejszości operują globalnie, nie mają też historycznie perspektywy światowej; to z kolei naturalnie odbija się na doświadczeniach kadry naukowej. Wiele tematów, które pojawia się tutaj na zajęciach, znam już z SGH, np. kwestie innowacji omawiane przez prof. dr hab. Marzenę Weresę. Szczególnie chciałbym jednak wyróżnić wykłady profesora Chen Yubo, blisko związanego z chińskim establishmentem rządowym, który brał udział w opracowywaniu planów pięcioletnich w obszarze cyfryzacji. Wykłady te są niezwykle ciekawe dzięki możliwości zajrzenia za kulisy polityki państwa.

FOT. Michał Banaczyk, SGH

Na Uniwersytecie Tsinghua zajęcia trwają zauważalnie dłużej niż w Polsce – standardem są trzy godziny. Obecność jest tu rzetelnie sprawdzana. Wyraźny jest też przekaz podkreślający sukcesy gospodarcze Chin i pozytywnie przedstawiający politykę państwa. Towarzyszy mu równocześnie krytyczne podejście wobec szeroko rozumianego Zachodu. Przykładem może być dyskusja na temat ochrony danych osobowych w Unii Europejskiej – profesor Chen stwierdził na przykład, że udostępnianie danych to naturalna „zapłata” za darmowe usługi i powinniśmy to akceptować. Wyraził tym samym brak zrozumienia dla polityki ochrony danych osobowych w UE, które objawia się poprzez powszechnie znane rozporządzenie RODO.

FOT. Michał Banaczyk, SGH

Polska „reprezentacja” na Tsinghua jest znikoma w stosunku do innych nacji europejskich. Rozmawiałem z pewną kobietą, która niedawno ukończyła studia i pracuje na uniwersytecie, m.in. zajmując się organizowaniem konferencji naukowych, i wskazywała ona na silne powiązania chińsko-niemieckie. Jak mi powiedziała,  otrzymała ze swoimi znajomymi zaproszenia do ambasady Niemiec w związku z odbywającym się w tym samym czasie Oktoberfest. Te zażyłości potwierdzają dane ekonomiczne. W 2024 r. wartość wymiany handlowej wyniosła około 247 mld euro (z czego import z Chin do Niemiec to około 157 mld euro, a eksport z Niemiec do Chin wyniósł około 90 mld euro). Chiny zajmują drugie miejsce na liście największych partnerów handlowych RFN. Oba kraje wiążą również inwestycje bezpośrednie, np. BASF inwestuje 10 mld euro w nową bazę chemiczną w Zhanjiang czy inwestycje w sektor energetyczny i logistyczny, np. udziały COSCO w porcie w Hamburgu. Według Higher Education Compass, między Niemcami a Chinami istnieje 1317 partnerstw w obszarze szkolnictwa wyższego (stan na czerwiec 2024 r.). Przed pandemią koronawirusa w Chinach stale studiowało około 8000 niemieckich studentów. Według raportu Destatis, w 2022 r. w Chinach studiowało 1787 niemieckich studentów. Jednocześnie moja rozmówczyni przyznała, że jako Polak jestem dla niej ewenementem – wcześniej nie spotkała tutaj nikogo z naszego kraju, a funkcjonuje przecież w międzynarodowym środowisku. 

Innym razem na ulicy zaczepiła mnie Chinka, która wspominała, że jej profesor wskazywał Polskę jako istotny kraj otwierający bramy do Europy Zachodniej [poznała mnie po koszulce siatkarskiej reprezentacji Polski ;) ]. To pokazuje, że o Polsce się mówi, ale nasza obecność wciąż wymaga większego wyeksponowania. To obszar, w którym polskie uniwersytety mogłyby funkcjonować lepiej. Chiny stanowią dla nas w dalszym ciągu margines, a powinno się to zmienić, bo możliwości są ogromne. Widać, że jest tu przestrzeń do działań zarówno ze strony uczelni, jak i polityki państwa. Relacje, kontakty i wspólne projekty z Chinami powinny awansować na wyższe miejsce w liście priorytetów. 

Życie na kampusie Uniwersytetu Tsinghua to doświadczenie nieporównywalne z tym, co znamy z SGH.  To ogromny (prawie 500 ha) zamknięty teren, z akademikami, boiskami, sklepami, szkołami, a w godzinach szczytu z korkami rowerowymi. Aby do niego wejść, należy zeskanować kartę studenta, jest bowiem pilnie strzeżony. Posiłki w stołówkach są dofinansowywane, dzięki czemu sycący obiad można zjeść w przeliczeniu za kilka złotych. 
W trzecim tygodniu września odbywały się Targi Kół i Organizacji studenckich. Lekką ręką licząc, było ich co najmniej 200. Przy jednym ze stanowisk zapytałem o liczbę członków i usłyszałem, że jest ich około 800. Dla porównania w SGH duże koła liczą zwykle 150–200 osób. Jest to zrozumiałe, gdyż Tsinghua jest ogromnym uniwersytetem interdyscyplinarnym posiadającym 54 wydziałów, na których studiuje niemal 63 tysiące osób (wedle stanu na dzień 31.12.2024 r.).

Na uwagę zasługują również kwestie związane z bezpieczeństwem – schrony i ich dostępność jest tutaj wyraźnie akcentowana. Miałem okazję przebywać w sali na poziomie -2, do której prowadził długi, łamany korytarz i masywne włazy. Pomieszczenie było zaadaptowane do codziennego użytku, ale z oczywistą funkcją awaryjną. Infrastruktura kampusu przypomina w pewnym stopniu polskie realia: jest wiele inwestycji, modernizacje akademików i obiektów, ale też widoczne są ślady czasów sprzed otwarcia na świat. 

Dużym wyzwaniem jest wejście w chiński system życia codziennego. Aby swobodnie funkcjonować, trzeba instalować lokalne odpowiedniki aplikacji, korzystać z nowych form płatności czy używać VPN (pozwalających obejść blokady m.in. zachodnich mediów społecznościowych). Trudne jest również zetknięcie się z barierą językową. Mało kto mówi po angielsku, nawet wśród studentów tej prestiżowej uczelni. Często stosowaną metodą poradzenia sobie z tym problemem jest używanie aplikacji do tłumaczenia w telefonie, które skutecznie pomagają w komunikacji – jest to natomiast czasochłonne i nie zawsze wiernie oddaje to, co chce się przekazać drugiej osobie. Używam też aplikacji chińskich, w których nie ma możliwości tłumaczenia. Remedium? Robienie zrzutów ekranu i tłumaczenie ich w aplikacji. Mimo wszystko zapożyczenia angielskie są powszechnie używane i kojarzone z ekskluzywnością. Przy czym zdarza się, że Chińczycy popełniają zabawne błędy w przekładzie z języka angielskiego. Z końcem lat 80. firma KFC weszła na rynek chiński z tłumaczeniem swojego klasycznego, wszystkim znanego hasła „finger-lickin’ good” („palce lizać”). Problem w tym, że Chińczycy poprzez niepoprawne tłumaczenie zobaczyli w swoim ojczystym języku slogan „zjedz swoje palce” (Eat your fingers off). CDN…

Michał Banaczyk, student SGH i prezes Klubu Prasowego SGH