
Decyzja o rozpoczęciu studiów w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie nie zawsze jest oczywista – może rodzić się z inspirującego spotkania, z potrzeby zmiany. Filip Pieniak, student pierwszego roku studiów magisterskich na kierunku zarządzanie projektami, były członek zarządu SKN Biznesu i founder’s associate w startupie technologicznym RetentionQ opowiada o swojej drodze na SGH, znaczeniu działalności w organizacjach studenckich, łączeniu nauki z pracą zawodową i roli, jaką SGH odegrała w jego rozwoju jako przedsiębiorcy.
Anna Sydorczak: Dlaczego zdecydowałeś się na studia w SGH? Czy to była pierwsza opcja podczas wyboru uczelni?
Filip Pieniak: Moja historia z SGH jest dość nieoczywista, ponieważ początkowo w ogóle nie zakładałem, że będę tu studiował. Po maturze pracowałem jako kelner w hotelu na Mazurach, gdzie poznałem jednego z gości, z którym się zaprzyjaźniłem. Zaproponował mi pracę w Warszawie, a co istotne – był wykładowcą właśnie w SGH (tutaj pozdrowienia dla Tomka Miśkiewicza). To on w dużej mierze zainspirował mnie do rozważenia przeprowadzki do stolicy i rozpoczęcia studiów w SGH. Tomek był dla mnie przykładem przedsiębiorcy, który odnosi sukcesy, dlatego naturalnie chciałem pójść w jego ślady. Wówczas SGH było dla mnie oczywistym wyborem.
Wybór to jedno, a dostanie się do SGH to drugie. Musiałeś jednak przygotować się do niełatwych egzaminów i je zdać. Na ile wówczas było to dla Ciebie wyzwanie?
Przygotowania do matury nie wspominam ekscytująco – towarzyszyła mi pandemia COVID-19, samotność w domu rodzinnym i dużo czasu przy książkach od matematyki, geografii, angielskiego oraz niemieckiego. Był to najnudniejszy okres w moim życiu. Warto dodać, że w tym roku nie było egzaminu wstępnego do SGH, dlatego nie mam rad dla osób dziś aplikujących.
Jak wyglądały Twoje pierwsze kroki w środowisku akademickim? Czy coś Cię zaskoczyło?
Pierwsze chwile nie należały do najłatwiejszych, ponieważ był to rok, w którym po kilku miesiącach studiów wrócił lock down w związku z pandemią. Po pierwszym roku stanąłem przed dylematem wyboru konkretnego kierunku. Pomogło mi członkostwo w organizacji studenckiej, gdzie miałem kontakt z osobami, które miały ten etap już za sobą. Na podstawie ich opinii wiedziałem, że kierunek globalny biznes będzie dla mnie najlepszym wyborem. Czułem, że ta ścieżka oferuje dużą elastyczność oraz możliwość realizacji innych, pozauczelnianych aktywności.
Dzięki temu mogłem nawiązać kontakty biznesowe i jednocześnie wykorzystywać zdobytą wiedzę zarówno w organizacji studenckiej, jak i później w pracy. Tym, co jednak najbardziej przerosło moje oczekiwania, byli ludzie, którzy ukształtowali moją ścieżkę do życiowej satysfakcji. Gdyby nie SGH, byłbym dziś w zupełnie innym miejscu. Mam porównanie – moi znajomi z liceum obrali inne drogi i widząc, jak potoczyło się ich życie, wiem, że SGH daje niesamowite perspektywy rozwoju. Warunkiem jest jednak odpowiednie podejście – trzeba być otwartym na możliwości i proaktywnie angażować się m.in. w działalność organizacji studenckich.
Jesteś członkiem SKN Biznesu. Co skłoniło Cię do dołączenia właśnie do tego koła? Czym Twoim zdaniem SKN Biznesu wyróżnia się na tle innych organizacji studenckich?
Podczas Dni Adaptacyjnych spotkałem jednego z członków Samorządu Studentów SGH i zapytałem go, którą organizację warto wybrać. Dzięki jego radzie zrozumiałem, że najlepiej samemu zrobić dokładne rozeznanie – porozmawiać z przedstawicielami różnych kół i samodzielnie ocenić, co najbardziej odpowiada naszym zainteresowaniom. Usłyszałem też jednocześnie, że są wśród nich „pewniaki”, czyli organizacje, do których po prostu warto się zgłosić. Jedną z nich był SKN Biznesu, który uchodził za bardzo prestiżowy i ok. 500 osób chciało w tamtym czasie do niego dołączyć. Udało się to tylko 62 osobom. Warto dodać, że grupa 500 kandydatów składa się ze studentów, którzy już pokonali wymagające progi rekrutacyjne uczelni. W praktyce oznacza to rywalizację z olimpijczykami i innymi wyjątkowo ambitnymi oraz utalentowanymi osobami, co dla chłopaka spoza warszawskiej „bańki” ambitnego środowiska stanowiło dodatkowe wyzwanie.
Czyli dość elitarny klub…
Tak (śmiech). Rekrutacja była wymagająca i składała się z trzech etapów, ale już na wstępie poczułem, że naprawdę zależy mi na tej organizacji. Włożyłem sporo wysiłku, by się do niej dostać i dzięki temu od początku poczułem z nią silną identyfikację. Była to dla mnie szansa wynikająca z przynależności do najlepszego koła naukowego w SGH. Pod koniec pierwszego miesiąca na uczelni oficjalnie zostałem jego członkiem.
W tamtym czasie SKN Biznesu był dużą organizacją. Muszę jednak zastrzec, że największym wyzwaniem okazał się niski poziom integracji między jej członkami. To był doskonały przykład tego, że nawet najbardziej ambitni ludzie i prestiżowa marka nie wystarczą, jeśli brakuje między nimi relacji. Bez wzajemnej znajomości i zaufania trudno było efektywnie współpracować, a w konsekwencji – budować motywację do wspólnego działania.
I jak SKN Biznesu sobie z tym poradził?
Po pierwsze, mieliśmy determinację i świetny zespół w zarządzie. Po drugie, zrobiliśmy research u alumnów, aby dowiedzieć się jak uratować koło. Po trzecie, dowiedzieliśmy się, że kluczem jest integracja członków i poczucie jedności/identyfikacji. Po czwarte, zorganizowaliśmy super wyjazd integracyjny, integrację mikołajkową i wigilię w organizacji, przygotowaliśmy cykl wydarzeń pt. Środa z SKN Biznesu, zbudowaliśmy dobry PR organizacji przez reklamę w metrze. Działania te zintegrowały członków, przez co wiele osób odnalazło w SKN Biznesu swoich znajomych, a później przyjaciół, z którymi woleli budować projekty niż pracować w korporacji.
Dla mnie najważniejsze w tej historii było to, że mimo wszystko miałem ogromną motywację do działania – wiedziałem, ile pracy kosztowało mnie dostanie się do SKN. W tym czasie działałem aktywnie w Akademii Inwestowania Alternatywnego, gdzie odpowiadałem za nawiązywanie relacji z partnerami medialnymi. Moje zaangażowanie zostało dostrzeżone przez ówczesny zarząd, który wskazał mnie jako osobę, która powinna kandydować do zarządu.
Bardzo mnie to ucieszyło. Wraz z osobą, która ubiegała się o stanowisko prezesa koła, zbudowaliśmy zespół i wystartowaliśmy w wyborach. Co ciekawe, zazwyczaj do finału przechodzą dwa zespoły – w naszym przypadku nie było żadnych konkurentów, dosłownie nikt nie chciał angażować się w to koło naukowe. Wszystko wskazywało na to, że mamy zwycięstwo w kieszeni, a mimo to przegraliśmy. Powodem było złe przygotowanie kilku członków naszego zarządu w wyniku czego nie zdobyliśmy zaufania wyborców.
Po wyborach z pięcioosobowego zespołu zostały w praktyce trzy i to bez kandydata na prezesa organizacji! Dołączyła do nas jeszcze jedna osoba, która objęła funkcję prezeski. W tym składzie ponownie stanęliśmy do wyborów, tym razem wygraliśmy, zdobywając ok. 98% poparcia. Co ważne, gdybyśmy wtedy nie podjęli inicjatywy poprowadzenia SKN Biznesu, to organizacja, która była najlepszym kołem naukowym, upadłaby i 10 lat pracy poszłoby na marne.
Co się zmieniło, gdy objęliście stery SKN Biznesu? Jak sobie poradziliście w tej trudnej rzeczywistości postcovidowej?
Po pierwsze, jak już wspominałem, wcześniejsze zarządy SKN Biznesu liczyły nawet siedem osób. W naszym przypadku, ze względu na skład mniejszy o połowę cała odpowiedzialność za każdy projekt spoczywała na nas. Każdy z nas czuł, że musi dopilnować realizacji wszystkich zobowiązań, niezależnie od tego, jaki był zakres jego formalnej roli, co wymagało pełnego poświęcenia się organizacji. Po drugie, musieliśmy zmierzyć się z realnym problemem, w jakim znalazło się nasze koło. Mimo, że SKN Biznesu w 2022 r., po raz pierwszy w swej historii, zdobył tytuł najlepszej organizacji studenckiej w SGH, nikt nie chciał go współtworzyć. Nie mieliśmy środków na realizację projektów, a zainteresowanie członkostwem było znikome. Zastanawialiśmy się, co dalej.
I jak to się potoczyło?
Z pomocą przyszli nam absolwenci – dawni członkowie koła. Dzięki rozmowom z nimi zrozumieliśmy, że kluczową kwestią w takiej sytuacji jest odbudowanie poczucia identyfikacji i integracji z organizacją. To prowadziło do jasnego wniosku: działania HR-owe muszą być zakorzenione w samych fundamentach wspólnoty studenckiej.
Otaczali nas ambitni, młodzi ludzie – studenci pierwszego roku, często już z imponującymi osiągnięciami, świetnymi wynikami w olimpiadach. Wielu z nich myślało o pracy, karierze, zarabianiu, a nie o działaniu pro bono w kole naukowym. Zrozumieliśmy więc, że przyciągniemy ich tylko wtedy, gdy damy im możliwość wzajemnego poznania się i wspólnego działania przy ciekawych projektach. Bo jeśli ktoś zbuduje tu przyjaźnie, to nie będzie miało większego znaczenia, co konkretnie robi, tylko z kim to robi.
Budowanie więzi między członkami stało się dla nas priorytetem. Później skupiłem się na pozyskiwaniu finansowania dla naszych inicjatyw. W wyniku szeregu zmian pozyskałem topowych partnerów, przez co zwiększyłem budżet organizacji o 567%, a liczba partnerów, z którymi nawiązaliśmy współpracę, zwiększyła się o 350% (tutaj podziękowania dla partnerów PwC, BCG, Goldman Sach, City, Mastercard, Accenture, Google, Arthur D. Little za zaufanie do mnie i SKN Biznesu).
A w liczbach bezwzględnych, jak to wyglądało?
Wolałbym o tym nie mówić ze względu na konkurencję wśród kół. Środki te jednak pozwoliły nam inwestować w ludzi.
W efekcie pojawiła się duża grupa zaangażowanych członków, którzy chcieli kandydować do zarządu po zakończeniu naszej kadencji. Powstały dwa silne zespoły, gotowe przejąć stery. W ten sposób zapewniliśmy ciągłość istnienia koła, a SKN Biznesu drugi rok z rzędu otrzymał tytuł najlepszego koła naukowego w SGH. Tutaj bardzo chciałbym podziękować Annie Waśniowskiej, która była prezeską koła i bez jej odwagi koło zostałoby zamrożone, oraz Janowi Żelaznemu, bez którego nie zajęlibyśmy pierwszego miejsca w rankingu SKN-ów.
Jeśli miałbyś polecić studentowi pierwszego roku aplikowanie do organizacji studenckiej w naszej uczelni, to co według Ciebie wyróżnia SKN Biznesu na tle innych kół i organizacji?
Chcę być w tej ocenie obiektywny – paradoksalnie nie zależy mi na promowaniu organizacji, do której sam należę. Dużo bardziej zależy mi na propagowaniu pewnej wartości wśród studentów SGH. To, co mogę powiedzieć o SKN Biznesu, to fakt, że dla mnie osobiście było to najlepsze koło – właśnie ze względu na moje indywidualne, jasno określone cele. Od zawsze chciałem zostać przedsiębiorcą, a w tej organizacji było i wciąż jest wiele osób o podobnym podejściu. To stanowiło dla mnie ogromną wartość.
Jeśli jednak ktoś interesuje się np. geopolityką lub innymi obszarami, i wybierze zupełnie inną organizację, to będzie to równie dobra decyzja. Patrzę na SKN-y przede wszystkim jako na miejsca, w których najważniejsze są relacje z innymi ludźmi o podobnych zainteresowaniach i potrzebach. W moim przypadku to właśnie znajomości i przyjaźnie zawarte w SKN Biznesu odegrały kluczową rolę w rozwoju ścieżki jako przedsiębiorcy.
Ale czy SKN Biznesu, mimo wysokich wyników w rankingach, jest najlepszą organizacją studencką? Absolutnie nie.
Dlaczego?
Bo ranking rankingiem, a każdy z nas ma swoje potrzeby, swoją ścieżkę i wizję na przyszłość. Nie trzeba koniecznie dołączyć akurat do SKN Biznesu czy SKN Konsultingu lub CEMS-u. Uważam, że najlepiej po prostu porozmawiać z ludźmi z różnych organizacji, zobaczyć, które założenia są nam najbliższe i dopiero wtedy podjąć decyzję o aplikacji do wybranych przez nas kół.
A czy uważasz, że działalność w kole naukowym w SGH daje czasem więcej wartości, niż same studia?
Muszę być tutaj całkowicie szczery. Oczywiście, biorę pod uwagę, że być może jestem jeszcze zbyt młody, by z pełnym przekonaniem ocenić, co w dłuższej perspektywie ma większą użyteczność. Z mojej perspektywy największą wartością, jaką daje SGH – poza renomowanym dyplomem i dostępem do świetnych wykładowców – są ludzie.
Koła naukowe postrzegam jako swoiste inkubatory relacji. To właśnie one tworzą przestrzeń do poznawania osób, które z czasem stają się naszymi przyjaciółmi. I właśnie te relacje, te przyjaźnie, bywają czasem dla mnie cenniejsze niż sam dyplom. Oczywiście, te więzi nie powstałyby, gdyby nie wspólne przygotowania do egzaminów, godziny spędzone w bibliotece, realizacja projektów i prezentacji na zaliczenie. Uważam, że już samo trafienie na SGH jest ogromną wartością.
Jeśli ktoś chce rozwijać się w obszarach biznesowych – szczególnie w kierunku korporacyjnym czy konsultingowym – to szybko zauważy, że wiele osób w tych środowiskach to absolwenci SGH. Co więcej, w najlepszych firmach doradczych bardzo często pracują osoby, które działały wcześniej w konkretnych kołach naukowych czy organizacjach uczelnianych. Wniosek jest prosty: jeśli poza studiami ktoś angażował się w dodatkowe aktywności, to istnieje spora szansa, że podczas rekrutacji do topowych firm trafi na kogoś, kto również kończył SGH. To buduje pewną naturalną „przychylność” – sieć kontaktów, która może zadziałać na naszą korzyść.
To jest specjalne traktowanie, żeby nie powiedzieć faworyzowanie kandydatów…
Wiem, że z zewnątrz może to wyglądać niesprawiedliwie wobec kandydatów z innych uczelni, ale tak po prostu funkcjonuje ten swoisty ekosystem. I właśnie to jest jedna z największych wartości SGH – że później trafiamy do środowiska, gdzie możemy współpracować ze starszymi kolegami i koleżankami po tej samej uczelni. Sam prowadzę podcast i zapraszam do niego osoby, które odniosły sukces w biznesie. Co nas łączy? Właśnie SGH. Gdyby nie ta wspólna uczelniana tożsamość, mam poczucie, że wiele tych osób nie byłoby tak otwartych na udział w moim projekcie.
Czy łączenie studiów z działalnością w kole naukowym i pracą etatową jest możliwe?
Oczywiście, że jest i moim zdaniem jest to bardzo łatwe. Jednym z rozwiązań jest wybór studiów o konkretnym trybie, np. weekendowym. Mam bliską osobę, która zrezygnowała z dziennego trybu na rzecz właśnie studiów weekendowych, przez co ma sporo czasu na pracę w normalnych godzinach i nie ma problemu z łączeniem pracy zawodowej z przygotowaniem do egzaminów. Kolejna rzecz to większa przychylność pracodawców, którzy są elastyczni i pozwalają takim osobom na pracę w niestałych godzinach. Istnieją tryby pracy zdalne lub hybrydowe, więc tutaj absolutnie da się to wszystko łączyć. Mówię to ze swojej perspektywy, bo sam od pierwszego roku pracowałem i studiowałem jednocześnie.
Obecnie pracujesz w startupie RetentionQ. Jak to się stało, że tam trafiłeś?
Wielu młodych ludzi nie wie, czym chce się zajmować w przyszłości, co naturalnie budzi wiele obaw. Uważam, że udało mi się znaleźć bardzo dobre rozwiązanie tego dylematu — działałem aktywnie w organizacji studenckiej, realizowałem projekty, brałem udział w licznych warsztatach organizowanych przez firmy z różnych branż: od konsultingu, przez big tech, aż po sektor ubezpieczeń. Zanim jeszcze rozpocząłem studia, przez dwa sezony pracowałem jako kelner. Te wszystkie różnorodne doświadczenia pozwoliły mi zrozumieć nie tylko, co chcę robić, ale przede wszystkim, czego robić nie chcę.
Po zakończeniu swojej kadencji w zarządzie SKN Biznesu odezwał się do mnie Michał Radny – były prezes koła, a obecnie jego alumn. Michał zauważył wyniki sprzedażowe, które osiągnąłem w czasie mojej działalności, a właśnie wtedy potrzebował specjalisty ds. sprzedaży do startupu współtworzonego z Google i programem „Umiejętności Jutra”. Zaproponował mi współpracę, ja długo nie wahałem się z odpowiedzią. Zaufałem Michałowi i temu, że sam startup tworzyli byli członkowie SKN Biznesu.
Po dołączeniu do zespołu poznałem również Dawida Zimnego i Cezarego Jaroniego, z którymi miałem okazję pracować bezpośrednio. Ich wiedza i doświadczenie były dla mnie bezcennym źródłem nauki. Obaj stali się dla mnie prawdziwymi mentorami i to właśnie wtedy utwierdziłem się w przekonaniu, że chcę zostać przedsiębiorcą i rozwijać się, wykorzystując zdobyte umiejętności w praktyce. Po zakończeniu pracy przy tym projekcie wyjechałem na wymianę studencką, a po powrocie ponownie spotkałem się z Dawidem Zimnym, który zaprosił mnie do współpracy w RetentionQ. W nowym zespole poznałem także Mateusza Dziekońskiego – również absolwenta SGH i popularnej organizacji studenckiej.
To może opowiesz w skrócie, czym zajmuje się startup, do którego dołączyłeś?
RetentionQ to butik doradczy data sience w marketingu, który specjalizuje się w budowaniu retencji w środowisku e-commerce. Co to znaczy? Jeśli wchodzimy na platformy zakupowe, to musimy zdawać sobie sprawę, że w świecie cyfrowym jest dużo wyższa konkurencja, niż w świecie realnym. Przez to spada lojalność wobec jednej firmy i rośnie koszt pozyskania oraz utrzymania klienta.
Wtedy wchodzimy my z naszym rozwiązaniem: zbieramy wszystkie dostępne dane o użytkowniku z różnych źródeł i na tej podstawie budujemy hurtownię danych, która pozwala nam przekształcić anonimowego użytkownika w wysoce spersonalizowany profil klienta. Możemy określić m.in. jego poziom zamożności, płeć, wiek, wysokość rabatów i komunikatów jakie na niego działają, preferowane godziny korzystania z konkretnych kanałów komunikacji, a także setki innych zmiennych, które pozwalają nam wiedzieć o kliencie więcej, niż on sam wie o sobie.
Obserwując rynek amerykański i to, w jaki sposób nasi odpowiednicy rewolucjonizują podejście do marketingu, jesteśmy przekonani, że tworzenie zaawansowanych profili behawioralnych to przyszłość e-commerce. Firmy, które jako pierwsze wdrożą takie rozwiązania, zyskają istotną przewagę konkurencyjną dzięki znaczącej optymalizacji kosztów pozyskania klienta, skuteczniejszym działaniom performance marketingowym oraz efektywniejszym metodom zatrzymywania klientów – co ma kluczowe znaczenie w wysoce konkurencyjnych branżach.
Na czym dokładnie polega Twoja rola w tej firmie?
Pełnię rolę founder’s associate, co w praktyce oznacza, że odpowiadam za dwa kluczowe obszary. Po pierwsze, jestem prawą ręką założycieli. Moje zaangażowanie w codzienne działania firmy jest pełne, dosłownie żyję tym, co robię, siedem dni w tygodniu. W praktyce pełnię funkcję project managera, wspierając założycieli startupu w operacyjnym zarządzaniu spółką.
Drugim obszarem mojej odpowiedzialności jest tworzenie kampanii sprzedażowych, czym zresztą zajmowałem się już wcześniej, działając w SKN Biznesu. Dziś pracuję jednak na wyższym poziomie zaawansowania, prowadząc zautomatyzowane kampanie sprzedażowe skierowane zarówno na rynek polski, jak i zagraniczny. Moim zadaniem jest personalizowanie komunikacji w modelu 1:1, dostosowanej do konkretnych odbiorców.
Jakie masz plany na przyszłość? Słuchając tego, co do tej pory powiedziałeś, wnioskuję, że będziesz dążył do bycia samodzielnym przedsiębiorcą.
Trochę tak — już teraz wiem, że jeśli w przyszłości zdecyduję się założyć własny biznes, to na pewno będę szukać do współpracy absolwentów SGH. Aktualnie skupiam się na budowaniu kompetencji, które pomogą mi zostać skutecznym przedsiębiorcą i wartościowym wspólnikiem. Nie czuję presji, by zakładać firmę tylko dlatego, że modne są projekty związane z AI. W pierwszej kolejności chcę jak najwięcej nauczyć się na cudzych błędach, a dopiero później świadomie podjąć kolejne kroki. Poza tym chcę też realizować swoje marzenia — już w grudniu lecę z plecakiem do Azji, żeby zwiedzić 11 krajów.
Równolegle rozwijam swoją pasję, czyli autorski podcast „Growify”, w którym rozmawiam z najlepszymi ekspertami ze świata biznesu i uczę się, jak zostać przedsiębiorcą.
Na koniec: co Twoim zdaniem jest największym wyzwaniem dla studentów, którzy chcieliby pójść podobną drogą, ale brakuje im odwagi lub odpowiedniego środowiska? Od czego powinni zacząć?
Trzeba na pewno proaktywnie wychodzić z odwagą do organizacji studenckich, konsekwentnie realizować swoją wypracowaną ścieżkę, a nie pozostawiać tego losowi. Poznawać jak najwięcej osób, robić jak najwięcej projektów i w miarę późno pójść do pracy (mam tu na myśli okolice trzeciego roku studiów), żeby też nie tworzyć sobie niepotrzebnie presji na samym początku, bo relacje są ogromnie istotne. Ważne jest moim zdaniem też to, żeby otwierać się na to, co mówią inni ludzie, na krytykę ze strony starszych, bardziej doświadczonych osób. Jako student pierwszego roku studiów magisterskich mogę powiedzieć, że gdyby nie SKN Biznesu i poznani ludzie związani z tą organizacją, nigdy nie byłbym tak szczęśliwy i spełniony, jak jestem teraz. Zapytasz skąd u mnie ta pewność. Mam pięciu starszych braci i dzięki temu mam pięć punktów odniesienia, jak może się ułożyć życie po SGH vs inne uczelnie. Wiem, że prawdopodobnie nigdy bym się nie otworzył na przedsiębiorczość, gdyby nie doświadczenie ze wspomnianymi osobami. Bardzo polecam właśnie taką drogę.
Dziękuję za rozmowę
ANNA SYDORCZAK, była pracowniczka Zespołu Komunikacji i Współpracy z Mediami
opracowanie wywiadu: Karolina Cygonek
FOT. Archiwum prywatne