Rok 2023 na parkiecie Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie ciężko jednoznacznie podsumować. Wyniki indeksów wskazują, że duże spółki zyskiwały na wartości i można pokusić się o stwierdzenie, że w tym segmencie panowała hossa. Małe spółki i NewConnect znajdują się w totalnej bessie. Co przyniesie 2024 rok? Czuć pewien powiew optymizmu.
Warszawska giełda od dobrych dziesięciu lat popada w marazm. Spada wartość obrotów, więcej spółek zaczęło schodzić z parkietu niż na nim debiutować, a do tego różne afery i nieprzemyślane wypowiedzi polityków, ujmując to delikatnie, nie pomagały. Przebłyskiem był 2020 rok, kiedy to w wyniku pandemii COVID-19 i niskich stóp procentowych Polacy masowo rzucili się do inwestowania. Minihossa szybko jednak przeminęła. Końcówka 2023 roku była dobra dla rynku, a paliwo do wzrostów dały wyniki wyborów parlamentarnych z 15 października i nadzieje związane z powrotem giełdy w orbitę zainteresowań polityków.
Myślę, że od polityków właśnie należy zacząć. Muszą oni bowiem zacząć poważnie interesować się giełdą. Giełda to serce obrotu gospodarczego i bez silnego parkietu rozwój gospodarki kuleje. Oczywiście, wiele lat temu politycy interesowali się giełdą, ponieważ przeprowadzano wielkie prywatyzacje. Dzisiaj niewiele zostało do sprywatyzowania, ale to nie znaczy, że rynek kapitałowy ma być traktowany po macoszemu. W Stanach Zjednoczonych, jeżeli prywatna spółka nie jest notowana, to jest to podejrzane. U nas w ostatnich latach sentyment jest taki, że jak ktoś jest notowany, to patrzy się na niego ze zdziwieniem i pytaniem – po co ci giełda?
Wprawdzie do sprywatyzowania pozostało już mało narodowych championów, co oznacza, że to nie procesy prywatyzacyjne, jak to kiedyś bywało, mogłyby być motorem napędowym dla rodzimego parkietu. Politycy mają jednak ważne zadanie do wykonania, ponieważ wśród największych notowanych firm mamy sporo tych państwowych. To one powinny być właśnie przykładem stosowania corporate governance (ładu korporacyjnego), a nie ich antyprzykładem. Ponadto innym zadaniem dla polityków jest przygotowanie zachęt do debiutowania na giełdzie, tak aby odwrócić niepokojące tendencje. Giełda została wymyślona jako przestrzeń do pozyskiwania kapitału i u nas absolutnie taką rolę pełniła. Wystarczy spojrzeć na statystyki niebankowych źródeł finansowania przedsiębiorstw. Przez wiele lat to giełda była po leasingu głównym źródłem finansowania przedsiębiorstw. Teraz jej znaczenie mocno spadło.
Myślę, że nadszedł również czas na ulgi podatkowe dla spółek notowanych. Skoro emitenci narzekają, że obecność na giełdzie wiąże się z kosztami i po kilku latach od pozyskania kapitału zapominają o tym, że to źródło finansowania, to być może dobrym rozwiązaniem byłaby np. obniżka CIT-u dla notowanych firm. Myślę, że obniżenie tego podatku o kilka punktów procentowych mogłoby być dużą i realną zachętą dla inwestorów.
Rynek giełdowy nie będzie bowiem działał bez inwestorów, w tym tych indywidualnych. Pokuszę się o stwierdzenie, że dla nich najważniejsza jest stopa zwrotu, co pokazał 2020 i 2021 rok, kiedy to nasz parkiet „złapał oddech” i znowu inwestowanie było modne. Późniejsze spadki indeksów, wywołane wzrostem inflacji i obawami przed podwyżkami stóp procentowych czy też wybuch wojny, znowu zamroziły chęć do inwestowania na giełdzie. Co zatem musi się stać, żeby były wysokie stopy zwrotu? Potrzebni są poważni emitenci.
Wracamy zatem do akapitu wyżej, gdzie wspominam o preferencjach podatkowych. Trzeba sprawić, żeby duże stabilne biznesy chciały wchodzić na giełdę. W ostatnich latach jeżeli jakieś spółki już debiutowały, to były to firmy z tzw. nowej ekonomii, czyli firmy technologiczne, które z natury są bardziej ryzykowne. Oczywiście, tacy emitenci też powinni być na giełdzie, ale brakuje wielkich brandów, które są powszechnie znane i to one mogłyby zachęcić nowych inwestorów. Być może trzeba wrócić do idei akcjonariatu obywatelskiego, ale dla spółek prywatnych, czyli kampanii edukacyjnych promujących giełdę jako miejsce do lokowania oszczędności? Do przemyślenia jest także kwestia tzw. podatku Belki. Kiedyś proponowałem, że powinna tam być kwota wolna od podatku. Pytanie tylko – w jakiej wysokości?
Oczywiście, ważni są nowi inwestorzy, ale nie można zapominać o tych obecnych na rynku od wielu lat, niekiedy będących pasjonatami giełdy. Oni byli, są i zapewne będą, ale trzeba wsłuchać się w ich głos. Głównie narzekają na większe bądź mniejsze uchybienia ze strony emitentów, a przede wszystkim mają poczucie, że nikogo nie spotykają za to żadne poważne konsekwencje. Z tym można polemizować, ponieważ w ostatnich latach regulator, jakim jest Komisja Nadzoru Finansowego, zaostrzył kierunek i pojawiają się kary dla wielu emitentów czy osób z organów spółek. Osobną kwestią jest tutaj przewlekłość postępowań. W związku z tym, moim zdaniem, należałoby wrócić do kwestii powołania sądu i prokuratury przeznaczonych li tylko dla rynku kapitałowego. Przede wszystkim skutkowałoby to pewną specjalizacją sędziów i prokuratorów, co być może przyczyniłoby się realnie do ochrony interesów wielu inwestorów.
Ważna jest też z pewnością sprawa funkcjonowania nadzoru. Po kilkunastu latach działania KNF uzasadniony jest według mnie powrót do dyskusji o rozdzieleniu obszarów nadzoru nad różnymi częściami rynku finansowego. Powrót nadzoru bankowego do NBP czy stworzenie wyspecjalizowanego podmiotu poświęconego rynkowi kapitałowemu, jak kiedyś funkcjonowała Komisja Papierów Wartościowych i Giełd. Myślę, że mogłoby to być wtedy bardziej efektywne.
Giełda od wielu lat popada w marazm. Spadają obroty, liczba debiutów jest mniejsza od liczby zejść z parkietu, a inwestorzy narzekają na corporate governance. Jedyny przebłysk to czas pandemii COVID-19, kiedy to inwestorzy indywidualni widzący praktycznie zerowe stopy procentowe rzucili się do inwestowania. Chodzi jednak o to, żeby giełda znowu zaczęła być w orbicie zainteresowań polityków. Bez jej sprawnego funkcjonowania nie jest możliwy efektywny rozwój gospodarczy. Warto rozważyć ulgi w podatkach dla emitentów, czy też przemyśleć kwestię podatku od zysków kapitałowych dla inwestorów. Należy również wrócić do dyskusji o efektywności nadzoru. Jak mantrę trzeba powtarzać apel o konieczność edukowania inwestorów. Do rozstrzygnięcia pozostaje jeszcze tylko, kto ma za to odpowiadać. Mimo wszystko czuć pewien optymizm co do przyszłości naszego parkietu.
Wracając jednak do nowych inwestorów, trzeba pomyśleć nad edukacją. Otwartym pytaniem jest: kto ma to robić? GPW jako spółka notowana na giełdzie ma za zadanie generować jak najlepsze wyniki finansowe dla swoich akcjonariuszy. Co ciekawe, mimo marazmu na parkiecie, sama spółka, jaką jest GPW, ma się bardzo dobrze i generuje świetne wyniki finansowe, ale pochodzą one w coraz większym stopniu z biznesów niezwiązanych z tradycyjnym obrotem giełdowym. Trzeba być obiektywnym i wspomnieć, że ta tendencja dotyczy wielu giełd na świecie. Natomiast może gdyby rozdzielić nadzór, to nowy podmiot oprócz bycia regulatorem musiałby sporą część swojego budżetu przeznaczać na edukację?
Na zakończenie wspomnę o haśle, które promuję od wielu lat. Giełda musi być modna i potrzebuje Ewy Chodakowskiej, która sprawiła, że Polacy zaczęli ćwiczyć. Nie wiem, kto mógłby być twarzą rynku kapitałowego. Nie wiem też, czy musi to być prezes GPW. Natomiast potrzebny jest ktoś, kto brałby parkiet w obronę i stymulował polityków do poważnego traktowania giełdy. Wrócę do możliwości stworzenia specjalnego nadzoru nad rynkiem kapitałowym. Być może szef takiej instytucji powinien pełnić taką rolę? Zapewnienie mu niezależności i braku możliwości odwołania pewnie mogłoby być dobrym stymulantem. Prezes giełdy ma bowiem problem ze sprzeciwianiem się politykom, ponieważ zarządza spółką Skarbu Państwa i przez to może stracić stanowisko. Nie zachęca więc go to do odważnych działań.
Na koniec należy zaznaczyć, że są to przełomowe propozycje i pewnie trudne do zrealizowania od razu w 2024 r. Natomiast warto podjąć nad nimi dyskusję, a przede wszystkim politycy powinni pokazać, że chcą coś zmienić oraz że widzą, że jest problem. Wtedy będzie można z większym prawdopodobieństwem stwierdzić, czy będzie hossa, bessa czy esssa w następnych latach na GPW.
Dr Kamil Gemra, doktor nauk ekonomicznych w dziedzinie finansów, adiunkt w Zakładzie Cyfrowych Finansów FINTECH, Instytut Finansów Korporacji i Inwestycji, Kolegium Nauk o Przedsiębiorstwie SGH. W swojej pracy zawodowej, jak i naukowej zajmuje się finansowaniem przedsiębiorstw, rynkiem obligacji oraz komunikacją z inwestorami. Jest członkiem kilku rad nadzorczych. Pracował jako doradca dla największych firm notowanych na GPW. Prowadzi wykłady i szkolenia z zakresu inwestowania. Recenzent naukowy w czterech czasopismach z zakresu finansów i ekonomii. Autor ponad 50 publikacji naukowych.