Marzenie o trójkoronie

Mariusz Sielski w rozmowie z rektorem SGH prof. Piotrem Wachowiakiem

Z ponownie wybranym rektorem SGH dr. hab. Piotrem Wachowiakiem na temat kampanii wyborczej, wyzwań drugiej kadencji oraz planach i marzeniach Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie rozmawia rzecznik SGH Mariusz Sielski.

Mariusz Sielski: Sezon wyborczy w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie powoli dobiega końca. Dla Pana Rektora wynik okazał się bardzo pomyślny. Głosowało łącznie 209 elektorów, z czego aż 189 oddało swój głos właśnie na Pana. Nie powinniśmy przy tym tracić z oczu faktu, że wybory w SGH to bardzo złożony proces. Wybierani są przedstawiciele do najważniejszych ciał decyzyjnych uczelni. Nie zawsze udaje się pogodzić oczekiwania wszystkich stron. Zdarza się, że iskrzy, chociaż, gdy chodzi o wybór rektora na nową kadencję nasza społeczność opowiedziała się za Panem z wielką zgodnością.

Piotr Wachowiak: Nie ukrywam, że jestem bardzo zadowolony z tego wyniku. Z wdzięcznością przyjmuję też okazane mi zaufanie i pozytywną ocenę mej pracy. Jest to dla mnie niezwykle ważne w perspektywie osobistej. Jeśli chodzi o perspektywę zawodową, nic się nie zmienia. Nadal będę pieczołowicie wypełniał swoje obowiązki i nadal będę się angażował całym sercem w sprawy uczelni. Pozostanę też wierny w trakcie drugiej kadencji wszystkim wartościom, które obowiązują w SGH, czyli prawdzie, szacunkowi, duchowi współpracy, profesjonalizmowi i uczciwości. 

Panie Rektorze, w tracie kampanii spotkał się Pan ze wszystkimi grupami tworzącymi społeczność SGH. Nie szczędził Pan czasu i energii, by wysłuchać wszystkich. Jednocześnie był Pan w tych wyborach jedynym kandydatem, co z góry wykluczało możliwość polemiki i ścierania się na koncepcje. Podejrzewam też, że sprawy wyglądają inaczej, gdy nagle trzeba zapomnieć, że jest się rektorem i „wejść w buty” kandydata. Jak Pan ocenia z perspektywy strategię, jaką Pan obrał, inicjując swą kampanię? Czy plan był słuszny? Czy wszystko zagrało? Czy Pański sposób widzenia spraw uczelni został poddany korektom po spotkaniach z wyborcami?

To rzeczywiście była trudna kampania, ponieważ nie było kontrkandydata, a to zawsze powoduje, że rywalizacja jest trochę słabsza, mniej dynamiczna. Starałem się jednak tak prowadzić tę kampanię, jak gdybym miał przeciwnika. Uważałem, że jest to zgodne z oczekiwaniami społeczności akademickiej SGH. Jeśli chodzi o spotkania, to rzeczywiście nie pominąłem żadnej grupy. Obliczyłem, że w zebraniach wzięło udział jakieś 750 osób. To niemała liczba, która wskazuje, że w SGH jest wiele osób żywo zainteresowanych tym, co się dzieje i będzie dziać w naszej uczelni. Frekwencja wyborcza również to potwierdziła. Za uczestnictwo w spotkaniach i dobrą frekwencję wyborczą wszystkim bardzo dziękuję. 

Co bym zmienił w tej kampanii, gdybym ją miał przeprowadzić ponownie? To trudne pytanie. Z jednej strony, toczyła się ona zgodnie z moimi założeniami. Z drugiej strony, nie jestem do końca pewien, czy udało mi się dotrzeć do wszystkich. Nad frekwencją na spotkaniach warto byłoby jeszcze trochę popracować. Na niektórych spotkaniach sięgała ona prawie 80% członków danej grupy, ale gdy chodzi o doktorantów i studentów, uczestnictwo nie było już tak gremialne. Z kolei wiadomo, że studentów jest relatywnie więcej, co rozbudzało oczekiwania. Zarazem warto zauważyć, że w grupie studentów, jeśli chodzi na przykład o udział w wyborach na elektorów, zainteresowanie było wysokie. Ponad dwie osoby przypadały na jedno miejsce elektorskie. To cieszy, bo mimo iż w wyborach startował tylko jeden kandydat, to studenci chcieli jednak brać w nich udział i nawet walczyli o to, by zostać elektorem. 

A jak Pan odbiera to, że do wyborów nie stanął żaden kontrkandydat? Z pewnością był to wyraz uznania dla tego, czego Pan już dokonał, ale zarazem jest w tym jakiś immobilizm, a może nawet apatia? Tak, jak gdyby z góry przyjęto, że nawet nie warto Panu rzucać rękawicy, bo Pańskie atuty są przytłaczające…

Myślę, że w tym wszystkim nie chodziło tak bardzo o moją osobę. Chociaż, oczywiście, starałem się najrzetelniej wywiązywać z obowiązków przez całą kadencję 2020–2024. A była ona niezwykle trudna ze względu na pandemię COVID-19, tę straszliwą wojnę w Ukrainie i pogarszającą się sytuację społeczno-gospodarczą. Istnieje taka niepisana zasada, że w walce o drugą kadencję urzędujący rektor ma wszelkie możliwe szanse, by ją wygrać. Pod warunkiem, że nie podpadnie zanadto społeczności uczelni. Jeśli nie podpadnie, to wtedy zazwyczaj w wyborach nie ma kontrkandydatów.  Ja odbieram to właśnie w taki sposób. Zakładam, że nie naraziłem się naszej wspólnocie i to cieszy.

Wybory odbywają się nie tylko w SGH, ale też w całej piątce uniwersytetów ekonomicznych: w Krakowie, w Katowicach, we Wrocławiu i w Poznaniu. Jak wyglądamy na ich tle? Wybory przebiegają tam chyba na podobnych zasadach. Atmosfera pewnie jest podobna. Zastanawiam się, czy wybory w naszej uczelni mają jakąś specyfikę, którą łatwiej wychwycić w tym kontekście? 

Nie mogę niczego powiedzieć o atmosferze w tamtych uczelniach, bo mnie tam po prostu nie ma. Natomiast zasady rzeczywiście są podobne. Na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach wybory już się zakończyły. Pani rektor profesor Celina M. Olszak będzie kontynuowała swą misję przez drugą kadencję. Na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu i Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu urzędujący rektorzy kończą właśnie drugą kadencję i w związku z tym nie mogli startować. W Poznaniu jest jedyna kandydatka, wybory odbędą się w kwietniu. Na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu jest dwóch kandydatów. Wybory również będą przeprowadzone w kwietniu. Najwięcej kandydatów zgłosiło się w Krakowie. Obecnie urzędujący rektor ogłosił wcześniej, że nie będzie się ubiegał o reelekcję. To, co charakteryzuje wybory w SGH, to zasada, że rektor idzie do wyborów ze swoim zespołem, oczekując, że cała proponowana ekipa uzyska akceptację. 

Socjologowie zajmujący się wyborami na różnych szczeblach i do różnych organów twierdzą, że łączy je pewien wspólny element. W pierwszej kadencji trzeba dbać, aby możliwa stała się kadencja druga. W związku z powyższym styl zarządzania i podejmowane decyzje są w pewien sposób warunkowane dążeniem do przedłużenia rządów. W drugiej kadencji z kolei ci, którzy wygrywają, koncentrują się na tym, jakie dziedzictwo zostawią po sobie, jak kiedyś będzie się ich postrzegać. Moje pytanie do rektora-elekta Piotra Wachowiaka jest następujące: jaka będzie Pańska druga kadencja? Czym się będzie różnić od pierwszej i co ma po sobie zostawić?

Będzie taka sama jak pierwsza. Zawsze rzetelnie wykonywałem swoje obowiązki, nie patrząc na to, czy zapracuję na drugą kadencję czy też nie. Nie zmienię się, bo już w pierwszej kadencji niczego nie robiłem pod publiczkę. Populizm jest mi obcy. Podejmując decyzje, kierowałem się dobrem uczelni, a nie tym, czy będzie druga kadencja. Starałem się, żeby te posunięcia były jak najbardziej racjonalne i żeby wpisywały się w strategię rozwoju naszej uczelni. Tak będzie nadal. Na spotkaniach wyborczych podkreślałem zresztą, że „Wachowiak pozostanie Wachowiakiem”.

Doceniam szczerość, z jaką odpowiedział Pan na to pytanie. A gdyby miał Pan Rektor krótko, w trzech zdaniach zapowiedzieć, co będzie najważniejsze w drugiej kadencji? 

Najistotniejsze będzie zdobycie trzeciej akredytacji, czyli zakończenie procesu ewaluacyjnego AACSB, co zapewni Szkole Głównej Handlowej w Warszawie trójkoronę. Dla mnie będzie to się wiązać z ogromną satysfakcją, jeśli okaże się, że to właśnie podczas moich dwóch kadencji uzyskaliśmy dwie kluczowe akredytacje. Nadrzędną kwestią będzie też dla mnie jeszcze większe umiędzynarodowienie uczelni, czyli, po pierwsze, pozyskanie większej liczby studentów z zagranicy. Teraz nie jest ich mało, ale nie możemy wpadać w samozadowolenie. Równie ważne jest pozyskanie nauczycieli akademickich z zagranicy. Co prawda, w ostatniej kadencji zwiększyliśmy ich liczbę dwukrotnie, lecz wciąż nie jest to liczba, która by nas w pełni zadowalała. Trzecim elementem jest ściślejsza współpraca z uczelniami zagranicznymi. A jeśli mówimy o współpracy międzynarodowej, to musimy pamiętać, jak ważne jest pozyskanie jeszcze większej liczby projektów międzynarodowych. Chodzi o to, żeby nasi pracownicy, którzy na to w pełni zasługują, bo mają wyjątkowe kompetencje, kierowali tymi projektami międzynarodowymi. Innym ważnym zadaniem jest podniesienie jakości dydaktyki w SGH. Tak, żeby jeszcze w większym stopniu odpowiadała ona na zapotrzebowanie rynku pracy. Już teraz nie wyglądamy pod tym względem źle, wystarczy wziąć pod uwagę wyniki rankingu „Absolwent na rynku pracy” miesięcznika „Perspektywy”, gdzie jesteśmy na pierwszym miejscu wśród wszystkich szkół wyższych w Polsce. 

O czym ten ranking świadczy, gdyby Pan miał wytłumaczyć niewtajemniczonym?

Pokazuje, że rzeczywiście kształtujemy przyszłych liderów najlepiej, jak można. Zresztą, takie przekonanie wynika nie tylko z rankingów, ale też z naszych rozmów z partnerami biznesowymi. Ich ocena procesu nauczania w SGH jest bardzo wysoka, ale, oczywiście, lepiej nie wpadać w samozachwyt. 

Trzecim imperatywem drugiej kadencji, dodam, będzie współpraca z otoczeniem biznesowym, ale także z organizacjami non-profit oraz udział w najważniejszych wydarzeniach gospodarczych w Polsce. Nie wykluczam, że zaczniemy brać aktywny udział w niektórych ważnych kongresach  międzynarodowych. 

Jest Pan przykładem osoby, która wyrosła w SGH i jest genetycznie związana z uczelnią. Miał Pan również okresy pracy poza SGH, co znacznie wzbogaciło Pańskie doświadczenie, ale trudno sobie wyobrazić Pana poza uczelnią. A w tej ostatniej są i dziś młodzi naukowcy, przyszli rektorzy i prorektorzy. Tacy dwudziestoparoletni Piotrowie Wachowiakowie. Pana uczelnia umiała związać ze sobą, ale czasy się zmieniły i dziś najlepsi uciekają z SGH, by poprawić swe warunki życiowe, niezależnie od talentów. Ma Pan jakiś pomysł, jak zatrzymać na uczelni tych najwybitniejszych? Struktura wiekowa uczelni w ostatnich latach się zmieniła. Zmalał odsetek młodych pracowników nauki. Jak odmłodzić kadrę naukową w tej kadencji przy jednoczesnym wykorzystaniu dorobku tych najbardziej zasłużonych? 

Jak na razie nie mamy w SGH problemów z pozyskaniem młodych osób do pracy na stanowisku asystenta czy z kandydatami do otwarcia przewodu doktorskiego. To jest pocieszające, bo rzeczywiście sytuacja jest dziś inna niż 10 lat temu. Ostatnio miałem spotkanie z nowymi pracownikami, którzy zostali zatrudnieni z początkiem nowego semestru akademickiego. To była grupa ponad 30 osób pracujących na uczelni w związku z rozmaitymi projektami oraz na stanowiskach asystenckich czy na stanowisku adiunkta. Tendencja jest jednak spadkowa na wszystkich uczelniach. A to oznacza, że trzeba dawać młodym ludziom możliwości rozwojowe, stwarzać szansę uczestnictwa w projektach międzynarodowych, a także krajowych – finansowanych ze źródeł zewnętrznych i wspomagać, gdy chodzi o promocję i dorobek naukowy. Wydaje mi się, że w SGH o to dbamy, ale zawsze jest pole do poprawy. Co dwa lata będziemy prowadzić badania satysfakcji z pracy. Już takie jedno badanie zostało przeprowadzone rok temu. Na tej podstawie będziemy formułować wnioski i decydować, co zrobić, żeby tych młodych zatrzymać, żeby byli usatysfakcjonowani. Tak samo planuję powołanie Rady Młodych, złożonej z osób, które pracują na stanowisku asystenta i adiunkta. Chodzi o to, żeby te młode osoby podpowiadały nam, co powinniśmy zrobić, jakie powinniśmy podejmować działania, żeby młodzi rzeczywiście byli zadowoleni z pracy w SGH. 

Trzymamy kciuki za powodzenie tych planów. Na zakończenie zaś naszej rozmowy chciałbym poprosić o krótkie życzenia na drugą kadencję dla całej wspólnoty SGH. 

Życzę wszystkim nam i każdemu z osobna, żeby pasmo sukcesów, które towarzyszy SGH, nadal nas nie opuszczało i żeby nasza uczelnia rozwijała się równie dynamicznie, jak dotąd. Życzę nam też, żebyśmy, jak do tej pory, tworzyli wspaniałą rodzinę SGH, żebyśmy ze sobą współpracowali i nawzajem się wspierali. A ja dołożę wszelkich starań, by atmosfera panująca w SGH była jak najlepsza, gdy chodzi o studiowanie, pracę i osobisty rozwój.

Dziękuję za rozmowę i życzenia.  


MARIUSZ SIELSKI, rzecznik prasowy SGH