Pasja, silna wola i życiowy impet

Tytus Brzozowski z projektem muralu "Warszawskie wyspy"

ARCHITEKT, AKWARELISTA, TWÓRCA WARSZAWSKICH MURALI, W TYM MURALU „PREZYDENT Z SGH” NA MOKOTOWIE. OD MARCA 2023 R. ZWYCIĘZCA PLEBISCYTU WARSZAWIAK ROKU. Z TYTUSEM BRZOZOWSKIM ROZMAWIA MAGDALENA ŚWIĘCICKA.

Rok 2022 zwieńczyłeś odsłonięciem muralu SGH na Mokotowie, a już w marcu 2023 zwyciężyłeś w plebiscycie na Warszawiaka Roku. Na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy zrealizowałeś mnóstwo rewelacyjnych projektów artystycznych, które cieszyły się wielkim zainteresowaniem mieszkańców stolicy, lecz coraz częściej podejmujesz się także pracy dla biznesu i instytucji. Na tej niwie również odnosisz sukcesy. Spodziewałeś się tego 10–15 lat temu, że artysta, akwarelista, malarz, twórca raczej współcześnie niszowy zainteresuje swoją działalnością tak dużą publiczność i w konsekwencji będzie tak doceniony?
Piętnaście, a nawet dziesięć lat temu planowałem zupełnie inne rzeczy i może to jest ciekawa opowieść o tym, jak warto próbować i korzystać z szans? W czasie, o który pytasz, mieszkałem w Finlandii, gdzie studiowałem i pracowałem. Moim podstawowym planem było odniesienie sukcesu w architekturze i temu poświęcałem cały czas i masę zaangażowania. Moje marzenia obliczane na odleglejsze terminy oscylowały wokół budowy ważnych gmachów zmieniających moją ukochaną Warszawę. Chciałem tak jak Bohdan Pniewski – architekt znany i uwielbiany przez warszawiaków – zostać projektantem, który na trwałe wpisze się w tkankę miasta. Plany na najbliższy czas skupiały się na pracy w zespole wymarzonego biura projektowego, co udało się niedługo potem. Po powrocie z Finlandii dostałem się do JEMS Architekci i to tam moja kariera przybrała nieoczekiwany kierunek. Mając okazję pracować przy biurowcach, wielkich osiedlach mieszkaniowych czy wysokościowcach, zacząłem coraz częściej szukać wytchnienia i spokoju w dawnym hobby z czasów studiów – malarstwie. Lekarstwem na stres pracy przy wielkich inwestycjach okazało się malowanie fantastycznych krain, których głównym bohaterem stało się moje miasto. Inaczej niż w architekturze, tu wszystko zależało ode mnie – domy naprawdę mogły latać, tramwaje wyjeżdżać wprost z budynków, a kamienice stać na długich filigranowych nogach ponad zielonymi łąkami. Po pierwszej wystawie moich obrazów i zainteresowaniu, jakie wzbudziła, stało się jasne, że pojawia się dla mnie nowa, ekscytująca i zupełnie nieplanowana ścieżka. Architektura to zawód z powołaniem i misją, odejście od projektowania było dla mnie trudne do wyobrażenia. Jednak praca w ramach własnego projektu, w materii, która daje mi niezmiernie dużo satysfakcji, pochłonęła mnie w stu procentach i dość szybko zorientowałem się, że powrotu do projektowania już dla mnie nie ma. Okropnie żałowałem, że wizja zmieniania Warszawy, zaistnienia w tkance miasta raczej będzie dla mnie niedostępna, ale radość z codziennej pracy i szczere, ciepłe emocje, które dostawałem w ramach feed-backu, były jak nowa jakość. To chyba fajny przykład tego, jak życie może prowadzić nas niespodziewanymi ścieżkami i jak nieraz warto zaufać intuicji.

Kilka lat temu brałam udział w wernisażu Twojej wystawy na Saskiej Kępie. Przyszły tłumy. Z zainteresowaniem słuchałam przygotowanej prelekcji, podczas której żywo opowiadałeś o swojej artystycznej ewolucji, kolorach, motywach, fascynacji architekturą. Pomyślałam wtedy – to jest to! To jest pomysł na siebie. Wydaje się, że bardzo konsekwentnie go realizujesz, mural po muralu. Czy zdefiniowałeś sobie kiedyś cel tej zawodowej drogi? A może jest ich kilka?
Definiowanie planów super motywuje do działania i porządkuje czas. Fajnie, jeśli część z tego stanowią marzenia, które można rozbić na bardziej przyziemne, ale też łatwiej osiągalne kroki. Cały czas planuję sobie różne rzeczy w odległej perspektywie, na bieżąco też rozpisuję założenia na najbliższy czas.

Wykonywanie pracy z sercem i pasją bardzo pomaga, ja mam tutaj dość łatwo. Tak się złożyło, że coś, co traktowałem jako przyjemność czy relaksujący dodatek realizowany w wolnych chwilach, stało się moim głównym zajęciem. Warszawa, jej zagmatwana historia, wszechobecna nostalgia i niezwykły pęd fascynują mnie i dodają energii. Bardzo mi zależy, żeby przekazać to w swoich pracach.

Powrócę na chwilę do pomysłu na siebie i konsekwentnego trwania w jego realizacji. Dziś w dobie nowych mediów nazwalibyśmy to „zarządzaniem marką osobistą”. Odkąd pamiętam aktywnie działasz w mediach społecznościowych, pojawiasz się w mediach tradycyjnych, świadomie od lat budujesz społeczność skupioną wokół Twojego pomysłu na siebie, a może już – nie zawahałabym się użyć tego określenia – marki. Twoją komunikację cechuje autentyczność, spontaniczność, ale też konsekwentna częstotliwość publikacji. Jak określiłbyś ten etap swojej zawodowej i medialnej obecności? Jeszcze „udany pomysł na siebie” czy już świadome zarządzanie marką osobistą?
Od samego początku starałem się zarządzać swoją marką jak najbardziej profesjonalnie. Myślę, że każdy z nas ją ma. Wyszedłem z założenia, że to, jak jesteśmy odbierani, w dużej mierze wynika z tego, co sami o sobie powiemy albo w jakim świetle się postawimy. Ważnym momentem była dla mnie pierwsza wystawa, która odbyła się w SARPie przy ul. Foksal. Zajmując się tym wydarzeniem, wypracowałem sporo standardów, które miały towarzyszyć mi w późniejszym czasie. Zbudowałem język swojej identyfikacji wizualnej, nawiązałem kontakty z mediami, które działają do dzisiaj. Oczywiście, działałem też w mediach społecznościowych, w których staram się być aktywny cały czas. Myślę jednak, że warto zachować tu zdrowy rozsądek. Wielkie zasięgi nie muszą świadczyć o wartości tego, co robimy czy sukcesie w tym, czym się zajmujemy. Media społecznościowe są kapryśne i coraz bardziej polegają na dostarczaniu rozrywki. Każdy musi samemu zważyć, ile czasu chce poświęcić na docieranie ze swoim przekazem do innych, a ile na właściwą pracę.

Mural ul. Próżna

Mural, ul. Próżna

Wielkie gale, nagrody, wywiady, poczucie artystycznego i zawodowego spełnienia z pewnością dają olbrzymią satysfakcję i motywują. Jednak co leży – Twoim zdaniem – u podstaw sukcesu? Niech zgadnę: ciężka codzienna praca, może nawet pewien rygor, którego nie dostrzegamy jako odbiorcy?
Jestem zdyscyplinowany, lubię moją pracę i poświęcam jej dużo czasu. Kiedyś zakładałem, że do osiągnięcia sukcesu potrzebne jest 130 proc. zaangażowania (śmiech). Myślę, że pasja, silna wola i życiowy impet są bardzo potrzebne, choć coraz częściej inwestuję w work-life balance. Wszyscy mamy te same 24 godziny do zagospodarowania.

W plebiscycie Warszawiak Roku 2022 otrzymałeś I nagrodę „za dodawanie Warszawie kolorytu, energii i edukację kulturalną poprzez miejskie murale i obrazy na światowym poziomie”. Swoimi muralami niewątpliwie rozpocząłeś kilka lat temu nową epokę w krajobrazie architektonicznym miasta, które tak bardzo wraz z Twoimi muralami przeistaczało się z brzydkiego kaczątka w tętniącą życiem stolicę europejskiego kraju. Czy to Tytus Brzozowski zmienił Warszawę, czy Warszawa zawsze dała się lubić, a Ty w swoich pracach jedynie o tym przypomniałeś?

Do zbudowania więzi z Warszawą zawsze potrzebny był czas i trochę dobrych chęci, ale to prawda, że ten niesprawiedliwy obraz miasta-Kopciuszka odchodzi w zapomnienie.

Ja ją lubiłem od zawsze! Miałem oczywiście świadomość, że nie jest to prosta relacja oparta na łatwych zauroczeniach. Do zbudowania więzi z Warszawą zawsze potrzebny był czas i trochę dobrych chęci, ale to prawda, że ten niesprawiedliwy obraz miasta-Kopciuszka odchodzi w zapomnienie. Od początku na tym polegała moja praca – na mówieniu, że Warszawa jest super i udowadniania tego kolorowymi, bajkowymi obrazami. Cieszę się, że coraz więcej ludzi myśli tak, jak ja, a prawda jest też taka, że nasze miasto bardzo się zmienia. To szczególna sytuacja żyć w czasach tak prężnej transformacji, obserwowanie tej przemiany w przyjazną wielkomiejską metropolię jest super doświadczeniem. Gorąco liczę i tak naprawdę jestem też o tym przekonany, że Warszawa nie będzie zwalniać.

Tytuł Warszawiaka Roku ma dla mnie szczególne znaczenie, to niezwykłe wyróżnienie. Murale pomogły mi dotrzeć z moim pomysłem i programem do warszawiaków, dla mnie osobiście są też niezmiernie ważne. Jestem architektem, który zrezygnował z budowania, a dzięki muralom miałem szansę na zaistnienie w mieście! Malowidła ścienne, tworzone przez bardzo wielu twórców stają się wyróżnikiem Warszawy, zwiększają koloryt, mówią o ważnych dla nas sprawach, pomagają oswoić otoczenie, nadać mu nowe cechy. Prowadzone są wycieczki ich śladem, Warszawska Organizacja Turystyczna wydała nawet przewodnik szlakiem moich murali.

Na tej mapie zapewne nie zabraknie muralu, który stworzyłeś dla SGH w grudniu 2022 r.
Mural, który powstał na ścianie budynku M przy ul. Madalińskiego, opowiada o prezydencie z SGH, czyli o Stanisławie Wojciechowskim. To niezwykła, choć niestety nieco zapomniana postać – działacz, konspirator, superagent przemycający do Polski broń oraz maszyny drukarskie. Silna osobowość o nieskazitelnych postawach moralnych. W projekcie udało mi się pokazać takie momenty z życia prezydenta jak manifestacje niepodległościowe, konspirację, nieudany zamach na jego życie przeprowadzony we Lwowie czy kluczowy moment dla Polski, czyli przewrót majowy, gdzie Wojciechowski przeciwstawił się Piłsudskiemu podczas słynnej konfrontacji na Moście Poniatowskiego. Mural ma też ważny wpływ na środowisko, został wykonany farbami antysmogowymi, które dzięki nanocząsteczkom tlenku tytanu, pod wpływem światła słonecznego oraz pary wodnej, powodują rozpad toksycznych tlenków azotu na nieszkodliwe elementy.

To moja pierwsza praca na Mokotowie i to we wspaniałej lokalizacji – tuż obok ul. Puławskiej i Nowego Teatru. Przy Madalińskiego znalazło się już kilka murali – warto przejść się ich śladem.

Mural, ul. Wschowska

Mural, ul. Wschowska

Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek nad możliwością wizualnego odtworzenia w muralu oryginalnego planu budowy kampusu uczelni, autorstwa Jana Koszczyca Witkiewicza? Czy nadal, po ponad stu latach od jego powstania, mógłby on być inspiracją dla budowniczych, przyszłych modyfikatorów kampusu?
W swoich obrazach korzystam z budynków z różnych fragmentów miasta i z różnych momentów w czasie. Uwielbiam przypominać gmachy, których już w Warszawie nie ma, lubię też zabawę w „co by było, gdyby”, w której przywołuję niezrealizowane plany. Bardzo pociągające są dla mnie np. przedwojenne projekty drapaczy chmur.

Warszawa ma szczęście do niezwykłych gmachów uniwersyteckich, a dzieło Jana Witkiewicza Koszyca jest absolutnie wybitne. Wieńcząca gmach piramida jest bez wątpienia symbolem całej dzielnicy. Zarówno budynki przedwojenne, jak i późniejszy gmach główny SGH tworzą wspólny język i bardzo piękną, klarowną kompozycję. Nie znam nikogo, na kim nie robiłaby wrażenia, spektakularna, bardzo jasna Aula Spadochronowa. Koszczyc Witkiewicz poszukiwał lokalnego, polskiego języka w architekturze; kampus SGH to duże osiągniecie w jego dziele poszukiwania tradycyjnych, zakopiańskich, polskich motywów. Myślę, że studiowanie w miejscu nasyconym historią ma swoje wielkie walory, dawny splendor gmachów SGH dodaje powagi i prestiżu. Przy rozbudowie kampusu za wszelką cenę szukałbym podobnej skali i języka architektonicznego. Jeśli miałbym znaleźć jeden element, który w łatwy sposób mógłby podnieść walory tego miejsca, to postawiłbym na atrakcyjnie zaaranżowany i przygotowany do spędzania wolnego czasu oraz nauki teren zielony.

Rozmawiam z artystą, więc pobujajmy chwilę w obłokach. Idealne miasto przyszłości to?
Gdy przygotowywałem się do egzaminu na architekturę i mieliśmy zadanie narysować miasto przyszłości, to wszyscy rysowali gigantyczne wieżowce, pomiędzy którymi latały samochody. Dziś w czasach kryzysu klimatycznego marzenia o mieście idealnym są inne. Widzę raczej zieloną krainę zorganizowaną tak, by wszędzie można było łatwo i szybko dotrzeć, załatwiać swoje sprawy, poruszając się pieszo, spędzać wolny czas w dobrze zaprojektowanej przestrzeni publicznej.

Rozmawiam też z architektem, więc zejdźmy na chwilę na ziemię i spójrzmy realnie. Jakie powinny być nowoczesne miasta, aby ich mieszkańcom żyło się jak najlepiej?
Muszą być coraz bardziej przyjazne i dostępne. Potrzebujemy miast ze zdrowym powietrzem, które latem nie zmieniają się w wyspę gorąca, mogące pochwalić się sprawną komunikacją, ładem przestrzennym, parkami. Bardzo bym chciał, żeby Warszawa, która jest mi najbliższa, pracowała nad swoim ładem przestrzennym. Oczami wyobraźni widzę zielone, wypełnione ludźmi place, ulice handlowe, piesze deptaki, aleje obsadzone kilkoma szpalerami drzew. Marzy mi się jeszcze pełniejsze wykorzystanie wielkiego atutu, jakim jest rzeka, opanowanie chaosu w reklamach i małej architekturze, zorganizowanie Śródmieścia i Centrum z prawdziwego zdarzenia, pełnego usług, kultury, drobnych skwerów oferujących przyjazną przestrzeń do spędzania wolnego czasu i harmonijnego życia. 

Tytus Brzozowski
zafascynowany duszą miasta, uznany twórca warszawskich murali. Często zestawia rzuty gmachów i sylwetki ludzi, tworząc barwne, pogodne sceny z pogranicza rzeczywistości i fantastyki. Jego ulubioną bohaterką jest Warszawa. Obrazy Brzozowskiego wystawiano m.in. podczas Sezonu Kultury Polskiej w Ningbo w Chinach, a także w ramach prestiżowego festiwalu ARTLIFE w Moskwie. Są one również wykorzystywane przez Polską Organizację Turystyczną do promocji Polski na targach międzynarodowych. Jest twórcą muralu „Prezydent z SGH”, przy ul. Madalińskiego na Mokotowie w stulecie wyboru prof. Stanisława Wojciechowskiego na najwyższy urząd w państwie. Zwycięzca plebiscytu Warszawiak Roku 2022.