Każdy odpowiada za swój wybór

Na zdjęciu Wojciech onyszkiewicz przecinający wstegę przed tablica pamiątkową prof. Edwara Lipińskiego

Przejście od ul. Rakowieckiej w Warszawie prowadzi na dziedziniec SGH. Jest tam wąska alejka wśród dwóch domów, a w jednym z nich – dawne mieszkanie prof. Edwarda Lipińskiego, niegdysiejsza siedziba Komitetu Obrony Robotników.

To mieszkanie kiedyś pełne było cennych antycznych mebli, od razu stwarzając atmosferę naturalnej powagi. W mieszkaniu zwykle czekali już „Starsi Państwo” z KOR. Przypomnę tylko niektórych.

Z 80-letnią mecenas Anielą Steinsbergową, faktyczną członkinią młodego operacyjnego KOR-u i prawdziwą „kumpelą”, można było bezpośrednio porozmawiać o wszystkim. Łatwiej niż z rówieśnikami, którzy często w wieku dwudziestu kilku lat zdążyli się zupełnie zestarzeć. „Cóż, Panie Adamie, nasze pokolenie już nigdy tego nie zrozumie” – powiedziała w czasie jednej z rozmów do młodszego od siebie o 50 lat Adama Michnika. Myślała o sobie i o Adamie, nie o sobie i innych starszych członkach KOR-u. I miała rację, bo naprawdę była równie młoda jak Adam Michnik. Młoda duchem.

Niektórzy spośród „Starszych Państwa”, Ludwik Cohn i Józef Rybicki, opiekowali się nami młodszymi, jakbyśmy byli ich wnukami, dziećmi czy młodszymi braćmi. „Panie Wojtku, odpoczywać musi Pan teraz. Jak będzie Pan w moim wieku, nie będzie Pan miał wolnej chwili na odpoczynek” – mówili. Prorocze słowa.
„Starsi Państwo” w Komitecie budzili w nas ogromny, prawie paraliżujący szacunek. Nie było z tym problemów w merytorycznych dyskusjach, w czasie obrad, ale już w bezpośrednich rozmowach – tak.

KOR to byli członkowie i współpracownicy Komitetu. Niektórzy współpracownicy, np. Helena Łuczywo czy Ludwika Wujec, byli o wiele ważniejsi dla sukcesu KOR-u niż niejeden członek Komitetu. Nie tylko członków Komitetu miał na myśli Senat RP w swej uchwale mówiącej o tym, że działania KOR-u dobrze przysłużyły się ojczyźnie. Również Zbyszek Gluza z Ośrodka „Karta” o Komitecie pisał, że „potrafił nazwać, ustanowić sobą i upowszechnić wolność”.

Czy znaczy to, że członkowie Komitetu, a zwłaszcza „nieoperacyjni” „Starsi Państwo”, byli mało ważni? Nic bardziej mylnego! Dla wielu członków naszego ruchu czasy Komitetu to czasy wyjątkowej zgodności słów i czynów. KOR głosił prawdę i solidarność. To porażające, bardzo silne doświadczenie, kiedy przeżywasz je autentycznie, brało się oczywiście z naszych działań związanych bezpośrednio z doświadczeniem prawdy i solidarności. Wielki wpływ na nasze przeżywanie prawdy i solidarności mieli „Starsi Państwo”. Wiedzieliśmy, kim są. Wiedzieliśmy, dlaczego są dla wszystkich niekwestionowanymi autorytetami. Wiedzieliśmy też, że swoim autorytetem nadają ważność. Ale czy swoim autorytetem zapewniali nam bezpieczeństwo?

Poznaliśmy ich wartość w godzinach próby. Wacław Zawadzki, „Puchatek”, w pierwszych miesiącach istnienia KOR-u nękany telefonami „przedstawicieli klasy robotniczej” i pytań w stylu: „Za ile wy tę Polskę sprzedajecie?”, odpowiadał: „Staram się jak najdrożej, tylko, że nikt nie chce niestety kupić”. Miała być groza. Został śmiech.

„Starsi Państwo” zabierali głos w imieniu KOR-u w najważniejszych momentach. Szczególnie profesor Edward Lipiński i ksiądz Jan Zieja. Mówili świetnie. Ksiądz Zieja cytował Ewangelię: „Byłem chory, a odwiedziliście mnie. Byłem w więzieniu, a przyszliście do mnie (Mateusz 25,36)”. My to robiliśmy. Dla mnie udział w Komitecie Obrony Robotników od samego początku był łączeniem się z ludźmi, którzy w tej dziedzinie realizują Ewangelię. W innych kwestiach mogą mieć i mieli różne poglądy, ale w tej sprawie stanęli po stronie źle traktowanych ludzi, a potem w ogóle bronili spraw polskich. Profesor Lipiński w przemówieniu na I Zjeździe „Solidarności” mówił: „Pierwsze publiczne przemówienie wygłosiłem jako szesnastoletni chłopiec na wiecu w 1904 roku. Dotyczyło ono związków zawodowych. Ostatnie, być może, wygłaszam do was delegatów na I Walny Zjazd Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego «Solidarność»”. Obecni wstali i zgotowali mu owację, która trwała już do końca przemówienia. Na koniec profesor zaczął odczytywać oświadczenie o rozwiązaniu KOR-u.

Najbardziej naturalni spośród nas, Jacek Kuroń i Henryk Wujec, potrafili rozmawiać z naszymi autorytetami normalnie, jak równy z równym. Nie braliśmy udziału w tych rozmowach, ale wiedzieliśmy wszystko. Znaliśmy ze szczegółami każdą rozmowę Jacka i Heńka. Ksiądz Zieja mówił do Jacka Kuronia, twierdzącego, że nie ma łaski wiary: „Nie martw się. Masz miłość. Niewiele więcej znajdziesz”. Ksiądz Zieja nie brał udziału w naszych bieżących działaniach, ale żywo się nimi interesował. Szczegółowo opowiadał mu o nich Henryk Wujec. Wiedzieliśmy, że nasze działania przeszły przez – jak zwykliśmy mawiać – „kontrolę poczucia przyzwoitości” księdza Ziei. Dawało nam to wewnętrzne przekonanie o słuszności i wielką siłę. I to wręcz fizyczne odczucie jest moim najważniejszym wspomnieniem o księdzu Janie Ziei. Dla nas ważne było to, że wszystko wiedzieliśmy, co myśleli o naszych działaniach starsi członkowie KOR-u. Byliśmy bardzo zabiegani, a jednak słuchaliśmy tego wszystkiego uważnie. To pokazuje wyraźnie, jak ważni dla nas i dla naszego działania byli „Starsi Państwo” z Komitetu Obrony Robotników.

Tablica, przygotowana przez Biuro Upamiętniania Walk i Męczeństwa Instytutu Pamięci Narodowej przy współpracy z SGH, została odsłonięta 11 października br. w bezpośrednim sąsiedztwie tzw. Domu Profesorskiego, umiejscowionego na terenie kampusu SGH (d. SGPiS). W uroczystości wzięli udział członkowie KOR i Komitetu Samoobrony Społecznej KOR, przedstawiciele IPN, władze SGH, członkowie Senatu SGH oraz społeczność akademicka SGH.

Ale najbardziej zaskakujące jest dla mnie co innego. Dopiero wiele lat po zakończeniu pracy KOR-u znalazł się czas na dokładniejsze poznanie naszych „Starszych Państwa”. Skąd brał się ich ogromny autorytet? Paradoksalnie wiele lat po ich śmierci ich obecność, ich siła oddziaływania na mnie jeszcze bardziej wzrosła. Siła oddziaływania „Starszych Państwa”, księdza Jana Ziei, a także profesora Edwarda Lipińskiego. Z dumą chłonąłem informacje o profesorze. Działalność w przedwojennym PPS, praca w Głównym Urzędzie Statystycznym, współpraca z Eugeniuszem Kwiatkowskim, tajne nauczanie w czasie okupacji. Ze zrozumieniem i chyba podziwem myślałem o trudnej wspólnej decyzji z premierem Kwiatkowskim dokonania realistycznego wyboru po stronie zwycięskich komunistów. Skoro alianci oddali Polskę komunistom, trzeba tu być i zrobić wszystko, co można dobrego zrobić. Profesor robił wszystko, co możliwe i dobre. Ale i walczył z tym, co było, i z czym mógł walczyć. Legalnie i nielegalnie. W tych inicjatywach był bardzo odważny ze względu na swój niekwestionowany autorytet, ale i umiejętność współpracy w bardzo trudnych warunkach nielegalnego działania.

Jak ważny stał się dla mnie profesor Lipiński i jak istotna jest pamięć o nim, przekonałem się niedawno, po zaproszeniu do udziału w odsłonięciu tablicy upamiętniającej działalność profesora w KOR. W PRL-u drwiłem z uroczystego odsłaniania tablic „ku czci”. Dlatego z pewnym niepokojem podchodziłem i do tej uroczystości. Ale profesor Edward Lipiński zasługuje na pamięć. Inicjatywa władz uczelni była uczciwa i szczera. Dla zgromadzonych uczestników profesor był i jest osobą ważną. W każdej uczelni ważna jest władza i wykładowcy, ale najważniejsi pozostają studenci, czyli późniejsi absolwenci, i ich trwała pamięć. Czy w ich pamięci zostanie też profesor Edward Lipiński? Ustanawiając rok 2023 Rokiem Profesora Edwarda Lipińskiego, odsłaniając tablicę ku jego czci i organizując wystawę, coś chcemy powiedzieć. Dlaczego postać ta jest dla nas ważna? Czego nas uczy? Co nam mówi?

Do czego nas zobowiązuje pamięć o Edwardzie Lipińskim? Profesor zostawił nam ważną naukę: często człowiek nie ma wpływu na sytuację, w jakiej się znajdzie, nie odpowiada za nią. Ale odpowiada za własną reakcję na tę sytuację. Odsłonięcie tablicy prawie zbiegło się z wyborami parlamentarnymi. Brałem udział w tych wyborach. Wygrali moi kandydaci. Profesor Lipiński uczył mnie, że odpowiadam za swój wybór i jego skutki, a więc za sytuację Polski w wyniku tego wyboru, za moją obywatelską, społeczną aktywność.