Uzależnienie od jednego partnera handlowego jest szkodliwe, ale autarkia to mit – przypomina prof. Eliza Przeździecka z Instytutu Ekonomii Międzynarodowej SGH.
Piotr Karwowski: – Pandemia szerszej publiczności obnażyła skalę uzależnienia od Chin. Są głosy, że to stało się niebezpieczne.
Prof. Eliza Przeździecka: – To jest niebezpieczne, jak każde uzależnienie. Sposobem jest jednak dywersyfikacja źródeł. Liberalizacja wymiany handlowej na świecie przynosiła na przestrzeni lat wiele korzyści zarówno dużym jak i małym gospodarkom uczestniczącym w handlu międzynarodowym. Druga połowa XX wieku nie byłaby okresem rozwoju światowej gospodarki bez międzynarodowej polityki handlowej nakierowanej na znoszenie barier handlowych. Ten czas udowodnił, że udział w handlu międzynarodowym daje korzyści wszystkim jego uczestnikom. To jest efekt win-win.
Niektórzy jednak wzywają do niezależności gospodarczej. Czy niezależność gospodarcza jest możliwa i czy byłaby korzystna? Jeśli tak, to dla kogo?
W obecnej sytuacji ujawniły się niekorzystne efekty uzależnienia od dostaw z jednego lub niewielkiej liczby krajów. Dostawcami są te kraje, które od wielu lat charakteryzują się tanią siłą roboczą i sprzedają materiały czy komponenty, a także dobra, do produkcji których potrzebne są duże nakłady siły roboczej. Problemem jest nie fakt, że importujemy te wyroby. Niekorzystne jest uzależnienie od niewielu (czasem tylko jednego) dostawców. Sposobem rozwiązania tego problemu jest więc dywersyfikacja źródeł.
Podnoszone często argumenty uniezależnienia od zagranicy mogą być jedynie słuszne w odniesieniu do branż i gałęzi, w przypadku których kłopoty na linii współpracy z partnerem zagranicznym mogą wpłynąć na bezpieczeństwo i zdrowie społeczeństwa. Choć i tu trudno mówić o całkowitym uniezależnieniu od zagranicy na przykład w sytuacji braku zasobów naturalnych, jak na przykład ropy naftowej. W Polsce krajowe złoża ropy stanowią jedynie 3 procent całkowitego zapotrzebowania na ten surowiec.
Skąd się biorą wezwania do autarkii?
Wezwania do autarkii stają się często popularnym hasłem trafiającym do grup zawodowych dotkniętych na przykład likwidacją miejsc pracy spowodowaną przeniesieniem produkcji (lub innych funkcji gospodarczych) do mniej kosztownych lokalizacji zagranicznych. Kiedy wskazuje się na potrzebę zatrzymania procesów umiędzynarodowienia produkcji lub powrotu z zagranicy tych procesów górę bierze polityka nacjonalizmu gospodarczego, w ramach której państwo dąży do odzyskania kontroli nad zasobami kraju formułując przy tym priorytety swojej polityki na podstawie systemu wartości, odwołującego się do kategorii potrzeb narodowych. Uważa się wtedy, że gospodarka krajowa odnosi korzyści, bo miejsca pracy pozostają w kraju, a niekiedy nawet podnosi się, że produkcja krajowa jest bardziej opłacalna niż zagraniczna. Takie poglądy mieli merkantyliści. Twierdzili oni, że tylko eksport jest opłacalny, a źródłem bogactwa jest kruszec. Jest to błędne przekonanie, które podważono już ponad 200 lat temu i od którego skutecznie udało się odejść. W gospodarce światowej ukształtowały się powiązania handlowe będące efektem optymalnej alokacji zasobów, w tym czynników produkcji. Kraje posiadające duże zasoby siły roboczej, względnie tańszej niż gdzie indziej mogą produkować dobra wymagające znacznych nakładów pracy. Są to na przykład azjatyckie gospodarki wschodzące – kraje, których nazwy znajdziemy na metkach odzieży, obuwia, czy zabawkach. Z kolei tam, gdzie istnieją znaczne zasoby kapitału, czy wysoko wykwalifikowanej siły roboczej, tworzące nowe technologie specjalizacja produkcyjna, a w ostateczności eksportowa dotyczy wyrobów i usług o wysokim nakładzie wiedzy, takich jak elektronika użytkowa, pojazdy, maszyny i urządzenia mechaniczne.
Obok istniejącej od dziesiątków lat produkcji wyrobów gotowych na eksport pojawił się wywóz towarów (podzespołów, usług) związany z angażowaniem się coraz większej liczb przedsiębiorstw w międzynarodowe sieci dostaw. Patrząc na udział półproduktów w ogóle eksportu światowego, można stwierdzić, że udział w globalnych łańcuchach wartości znacznie bardziej wpływa na specjalizację eksportową poszczególnych krajów, niż ich zaangażowanie w produkcję (a następnie eksport) dóbr finalnych. Udział firm w międzynarodowym podziale pracy wynika z dążenia do obniżania kosztów produkcji. Sprzyjają temu tradycyjnie występujące różnice w wyposażeniu krajów w czynniki produkcji, a także przyspieszenie postępu technicznego, liberalizacja handlu międzynarodowego oraz procesy integracyjne.
Mamy do czynienia z organizacją procesów wytwórczych w skali międzynarodowej, czyli globalnymi łańcuchami wartości. Jest to coraz popularniejszy sposób organizacji produkcji, tym bardziej, że daje przedsiębiorstwu możliwość obniżenia kosztów. W wyniku globalnych łańcuchów wartości kształtują się powiązania handlowe wynikające ze współpracy pomiędzy wykonawcami poszczególnych elementów łańcuchów – od najprostszych, rutynowych czynności i procesów tj. montaż, do najbardziej wyrafinowanych, jak prace badawczo-rozwojowe, czy projektowanie. Lokalizacja poszczególnych procesów w podobnym stopniu zależy od kosztów czynników produkcji będących odzwierciedleniem posiadanych w danym kraju zasobów. I tak, montaż dóbr finalnych, jako proces pracochłonny, lecz niewymagający wysokich kwalifikacji, z punktu widzenia interesów przedsiębiorstwa powinien odbywać się w krajach zasobnych w tanią siłę roboczą. Z kolei usługi badawczo-rozwojowe powinny być świadczone w krajach dysponujących pracownikami o wysokich kwalifikacjach. Jak więc widać, udział krajów w handlu międzynarodowym uzasadnia nie tylko fakt braku barier handlowych, czy integracja gospodarcza. Międzynarodowa współpraca gospodarcza jest przede wszystkim skutkiem efektywnej alokacji zasobów i najbardziej opłacalnego ich wykorzystania. We współczesnej gospodarce światowej ciągle trudno odnaleźć dowody na opłacalność gospodarki autarkicznej, a jej uzasadnianie pozbawione jest jakichkolwiek argumentów ekonomicznych.
Zniesienie barier bardzo przyczyniło się do rozwoju gospodarki światowej, ale jego krytycy podkreślają, że przyniosło też ogromne nierówności w jego dystrybucji. Czy zniesienie lub bardzo poważne ograniczenie wolnej wymiany towarów i usług sprawi, że więcej owoców rozwoju trafi do biedniejszych społeczeństw lub grup społecznych?
Nie należy myśleć o zniesieniu czy ograniczaniu wolnego handlu. Takie podejście doprowadzi do ubożenia społeczeństw, nieefektywnej alokacji zasobów i takiego wykorzystania czynników produkcji, które nie zwiększa ich produktywności. Myśląc o sprawiedliwym podziale korzyści mamy okazję zweryfikować dotychczasowe koncepcje czy całe nawet teorie oparte o gospodarkę (wolno)rynkową. Liberalizm gospodarczy, w tym wolny handel, w dotychczasowej postaci jest krytykowany za wspomniane nierówności w dystrybucji. W tradycyjnej gospodarce, opisywanej przez ekonomię neoklasyczną, a potem keynesowską, rynek i jego najważniejsi aktorzy, czyli przedsiębiorstwa, konsumenci i rządy funkcjonowali w sposób racjonalny ekonomicznie, a krótko mówiąc opłacalny, czyli przynoszący zysk. Czynniki pozaekonomiczne nie funkcjonowały w tej analizie lub były określane jako nieistotne. Tymczasem okazało się, że konieczna jest weryfikacja rynkowego modelu funkcjonowania gospodarki, również w skali globalnej. Gospodarka światowa, jak też gospodarki narodowe, silnie zależne są od czynników pozaekonomicznych – politycznych, społecznych czy kulturowych. One równie silnie kształtują konkurencyjność międzynarodową.
Dostrzegalna będzie coraz większa potrzeba troski o gospodarkę globalną, a nie tylko krajową. Jest więc miejsce na nowy paradygmat, w którym polityki gospodarcze poszczególnych krajów dostosują się do uwarunkowań zewnętrznych poprzez ocenę skutków działania swoich narzędzi na rynku globalnym. Mamy wtedy szansę kształtować nowy podział korzyści z handlu dla dobra wszystkich uczestników rynku – tym razem jednego rynku globalnego.
DR HAB. ELIZA PRZEŹDZIECKA,
profesor w Instytucie Ekonomii Międzynarodowej,
Kolegium Gospodarki Światowej