Profesor Danuta Huebner: niepewność wyznacznikiem naszych czasów; nadzieja w jedności i wspólnocie
O wyzwaniach i zagrożeniach polityczno-ekonomicznych dla Europy i dla świata w wyniku agresji Rosji na Ukrainę z profesor Danutą Huebner, europosłanką i byłą unijną komisarz ds. polityki regionalnej oraz ds. handlu rozmawia Karolina Cygonek.
Karolina Cygonek: Pani Profesor, w PE sprawuje Pani trzecią kadencję, pełniąc wiele istotnych ról. Była Pani pierwszym polskim komisarzem unijnym. Jako minister ds. europejskich wprowadzała Pani Polskę do UE. Był to dla nas czas przełomu. Teraz po agresji Rosji na Ukrainę, bo dziś nie sposób abstrahować od tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą, mamy do czynienia z wielkim przełomem, a właściwie ze zmianą ładu światowego. Jak Pani postrzega obecną sytuację – czy Unia Europejska wyjdzie z niej obronną ręką? Czy uda nam się ocalić nasz świat, nasze wartości? Za jaką cenę?
Prof. Danuta Huebner: Jest to pytanie, na które nie ma krótkich odpowiedzi. Ten świat, do którego przyzwyczailiśmy się, w którym od paru dziesiątków lat mieliśmy w Europie względny spokój i pokój, bardzo zmienił się przez agresję Rosji na Ukrainę. Oczywiście, dzisiaj nie wiemy, jak długo jeszcze potrwa ta wojna i jak się zakończy. W związku z tym myślenie o tym świecie powojennym oparte jest trochę na marzeniach, trochę na spekulacjach. Czasem więcej w nim optymizmu, czasem więcej pesymizmu, ale myślę, że Europa wychodzi z tej bardzo trudnej sytuacji, w jakiej się znalazła. Wojna jest tuż za rogiem, na granicy z Unią i państwa graniczne zostały nią już w tej chwili bardzo silnie dotknięte krótkookresowymi skutkami w postaci ogromnej fali ukraińskich uchodźców, głównie kobiet i dzieci. Już dzisiaj można też powiedzieć, że ten świat powojenny będzie zupełnie inny niż świat, do jakiego się przyzwyczailiśmy. Najważniejsze jest dzisiaj to, że wobec nowej sytuacji świat demokratyczny w sposób bezprecedensowy bardzo się zespolił, zjednoczył. Wyraźnie widać, że jedność daje siłę, że dostrzegamy potrzebę zjednoczonej Europy.
Decyzje, z uwagi na charakter naszej integracji, z reguły zajmują trochę czasu…
Tym razem Europa pokazała szybkość i odwagę w podejmowanych decyzjach. Mam wrażenie, że narodziła się Europa geopolityczna. Oprócz wspólnych działań w UE sięgnęliśmy także po wsparcie wszystkich naszych sojuszników, państw demokratycznych. Jedność widać wyraźnie w decyzjach na temat sankcji. Myślę, że wspólnotowość w działaniu przetrwa okres wojenny, bo będzie potrzebna w odbudowie Ukrainy. Dzisiaj myślenie o przyszłości obciążone jest ogromną niepewnością. Świat będzie nadal podzielony. Wciąż nie wiemy, jaką pozycję zajmą Chiny w tym nowym świecie. Prawdopodobnie ten okres powojenny będzie charakteryzował się wyścigiem między demokracjami i reżimami autokratycznymi. O ile miał on do tej pory głównie wymiar technologiczny, co było szczególnie widoczne w kontekście relacji między Stanami Zjednoczonymi i Chinami, to po wojnie na Ukrainie będzie to nie tylko dotyczyło obszaru technologii, ale także podziału politycznego. Agresorem jest największe terytorialnie państwo, stały członek Rady Bezpieczeństwa ONZ, która po II wojnie światowej została powołana do pilnowania pokoju na świecie. Trudno sobie wyobrazić dalsze funkcjonowanie światowego systemy bezpieczeństwa w niezmienionej formie. Przecież wobec rosyjskiego przywódcy już zostały sformułowane oskarżenia o zbrodnie wojenne.
Myślę więc, że ten porządek polityczny po okresie wojny będzie wyzwaniem dla Europy, dla całej demokratycznej części świata. Będziemy musieli zastanowić się, kto powinien ponownie usiąść przy stole i jak zapewnić bezpieczną przyszłość światu. Poza tym UE ma teraz swoje własne wyzwanie, będziemy musieli mocno zakasać rękawy, znaleźć wiele środków, zainteresować inwestorów i odbudować Ukrainę. Bez względu na to, czy ta wojna zakończy się za miesiąc czy za pół roku, to już widać, że na Ukrainie mamy do czynienia nie tylko z potwornymi stratami ludzkimi, ale właściwie ze zrównaniem wielu miast z ziemią i ogromnymi potrzebami odbudowy. Myślę, że Europa będzie w tym kontekście źródłem natchnienia dla innych i siłą napędzającą zainteresowanie odbudową Ukrainy. Spoczywa na nas ogromna odpowiedzialność polityczna.
A w szerszym wymiarze jak Pani to widzi?
Ogromne zmiany zajdą też w polityce światowej. Patrząc na to, co dzieje się w gospodarce – na rozerwane łańcuchy podażowe, na firmy, które właściwie nie mogą kontynuować produkcji z powodu ogromnych kosztów energii związanych z uzależnieniem od Rosji – to widać, że taka prosta kontynuacja dotychczasowej polityki nie jest możliwa. Już w tej chwili weszliśmy w okres poszukiwania nowych rozwiązań dla łańcuchów podażowych, dla bezpieczeństwa dostaw np. metali fundamentalnych dla produkcji półprzewodników.
W globalizacji wytworzyliśmy do tej pory zależności, które zostały rozerwane i taka prosta kontynuacja jest prawdopodobnie niemożliwa. Wielkim zadaniem, zwłaszcza dla UE, będzie zmniejszenie zależności od źródeł energii, które dzisiaj importujemy z Rosji. Będziemy patrzeć na to, skąd importujemy energię. Myślę, że to jest wyzwanie, które pozwoli wykorzystać nam uruchomione już przekształcenia związane ze zmianami klimatycznymi, jeżeli chodzi o sektor energii i zwiększanie energii odnawialnej. Ważne jest, żeby ten proces kontynuować.
Gdzie jeszcze dostrzega Pani zagrożenia?
Tych wyzwań i dla Europy i dla świata jest dużo więcej, one nie wszystkie są nowe i związane z wojną. Pamiętajmy, że są procesy, które trwają od dawna. Ochrona klimatu czy ucyfrowienie świata będą musiały być kontynuowane.
Zmiana w świecie powojennym będzie także dotykała naszego sposobu życia, naszej umiejętności odróżniania informacji prawdziwej od fałszu służącego interesom populistycznych przywódców. Okazuje się, że bardzo sprawni przywódcy autokratyczni potrafią wykorzystać na różnych poziomach media społecznościowe, ekspertów kreujących wizerunek polityka, który nie ma wiele wspólnego z prawdą, można przedstawić fałszywy obraz wojny, można stworzyć nierealny, kłamliwy świat i można go przedstawić swojemu społeczeństwu Nie możemy po prostu ignorować takiego ryzyka, bo ono wpływa na nasze decyzje. zapomnieć, że coś takiego jest możliwe, bo na tej podstawie ludzie podejmują swoje życiowe decyzje. Trzeba mieć zatem świadomość odpowiedzialności. Europa próbuje od jakiegoś czasu wprowadzać regulacje, które zmniejszą to ryzyko.
I ostatnia rzecz – zawsze mieliśmy świadomość funkcjonowania kleptokracji, państw złodziejskich. Atak Rosji na Ukrainę pokazał twarze tych wszystkich osobników korzystających z systemu kleptokracji. Okazuje się, że są to bardzo rozbudowane sieci, które funkcjonują w świecie i nie znają granic i że bardzo często oligarchowie, uczestnicy tego procederu, to ludzie, którzy ukradzione majątki przenoszą do świata demokratycznego, gdzie z niego korzystają. A my straciliśmy czujność, gdyż to wszystko za bardzo się rozrosło. Dlatego świat demokratyczny musi przemyśleć od nowa, czy w naszych systemach finansowych nie trzeba wprowadzić zmian, które zahamowałyby działania kleptokratów. Jest to nie do zaakceptowania nie tylko dla społeczeństw, z których oni pochodzą i kosztem których ta kradzież się odbywa, ale także dla społeczeństw w innych krajach, gdzie oni te korzyści realizują.
Zaczęliśmy już na ten temat dyskusję z USA i Wielką Brytanią. Utworzyliśmy grupę między trzema parlamentami (PE, amerykański Kongres i brytyjska Izba Gmin) i próbujemy pobudzić świat do podjęcia działań, żeby położyć temu kres.
Z jednej strony mamy jedność UE versus konflikt na wschodzie w wielu aspektach, a z drugiej interesy poszczególnych państw. Czy nie obawia się Pani, że te interesy w pewnym momencie zwyciężą? Na dniach polski rząd ogłosił embargo na węgiel sprowadzany z Rosji; krytycy mówią, że to balansowanie na krawędzi prawa unijnego. Czy spodziewa się Pani takich radykalnych decyzji ze strony poszczególnych państw UE?
System podejmowania decyzji w Unii Europejskiej wymaga na przykład w kwestii polityki zagranicznej, w szczególności przy decydowaniu o sankcjach, jednomyślności. Niektórzy przywódcy polityczni nie ukrywają swoich sympatii dla działań dzielących Unię. Ostatnio mieliśmy zadziwiające przykłady wielkiej jedności przy okazji negocjacji brexitowych. Także pandemia wyzwoliła wielką wolę wspólnego działania. I teraz, paradoksalnie, ta wojna nas zjednoczyła. Myślę, że wiele decyzji byłoby dawniej niewyobrażalnych. Ale właściwie od początku można było się spodziewać, że jedność nie będzie taka oczywista w sprawach związanych ze zróżnicowaniem zdolności zmniejszenia zależności energetycznej od Rosji. Nie jest to pierwszy kłopot, jaki mamy z naszym wielkim sąsiadem, bo i pomarańczowa rewolucja, i euromajdan, i zajęcie Krymu, i wojna w Donbasie z zajęciem Ługańska i Doniecka pokazało, że intencje Rosji wobec Ukrainy nie są ani czyste, ani nie są oparte na szacunku suwerennego narodu. Po aneksji Krymu w 2014 r. jako UE podjęliśmy decyzję o embargu na eksport broni do Rosji, które to embargo nie jest do dzisiaj respektowane przez prawie 1/3 państw UE. Nasze uzależnienie energetyczne od Rosji uległo zwiększeniu po 2014 r. Także w przypadku Polski jest to nie tylko gaz i ropa, ale także węgiel kamienny. Dzisiaj próba wprowadzenia embarga na import surowców kopalnych z Rosji jest pierwszym czynnikiem autentycznie dzielącym Europę.
Natomiast w działaniach KE widać, że jest pełna świadomość dużego zróżnicowania zależności gospodarczej (poszczególnych państw) od Rosji i że w związku z tym trzeba ruchów, które będą oparte bardziej na solidarności wewnętrznej. Doskonałym przykładem są kraje bałtyckie. I tak Litwa ma sporo terminali dla gazu skroplonego, który do Europy jest sprowadzany z USA i z Norwegii, Łotwa ma rozbudowane zdolności magazynowania tego gazu, natomiast Estonia chce z tego korzystać. Widać, że między tymi krajami tworzy się wspólnota interesów, że może być wspólne działanie w tym samym kierunku. Dlatego KE w swoim projekcie wielkiej rewolucji energetycznej dostrzega potrzebę wspólnego działania, korzystania ze wspólnych zasobów, by nie uprawiać konkurencji cenowej, zwiększania możliwości przesyłu. Okazuje się, że w bardzo krótkim czasie można zmniejszyć tę zależność od importowanego z Rosji gazu i ropy.
Szczególnie, jeśli doda się także działanie na rzecz zwiększenia efektywności energetycznej i przyspieszenia przejścia na odnawialne źródła energii. Ewidentnym szkieletem w szafie jest import węgla. W dużych ilościach z Rosji importują go i Niemcy, i Polska. Nikt nie zmusza polskich firm do importowania węgla z Rosji. Być może dywersyfikacja kierunków importowych będzie oznaczać wyższe ceny. Są jednak ogromne środki europejskie na przyspieszenie procesu zmniejszenia udziału paliw kopalnych w naszym bilansie energetycznym i trzeba tę decyzję wreszcie podjąć. To jest szansa, którą ta okrutna wojna, także nam stwarza.
Jak ocenia Pani rolę Polski w kryzysie uchodźczym?
Od początku tej chorej i okrutnej wojny rząd wykorzystał wielki zaangażowanie nas, Polaków, społeczeństwa obywatelskiego, w zwykłą ludzką pomoc tym, którzy jej potrzebują. Umożliwiło to rozładowanie kryzysu związanego z bezprecedensowym napływem uchodźców. Nigdzie na świecie nie było takiego przypadku, żeby w tak krótkim czasie tak ogromną liczbą uchodźców zajęło się społeczeństwo obywatelskie, organizacje pozarządowe, ludzie, którzy w większości byli sami w tym procesie. Punktowo można pokazać rolę, jaką odgrywał rząd na granicy czy w miejscach recepcyjnych. Natomiast najtrudniejszą, ogromną robotę wykonali ludzie. Wielką, wspólną troską jest teraz to, co zrobić, żeby obowiązki, które wzięli na siebie zwykli obywatele, zostały jak najszybciej i w sposób zorganizowany przejęte przez struktury państwowe na poziomie samorządowym czy rządowym. Dobrze, że włączyła się do tego Europa i że Polska, mimo tego, że nie prosi o pomoc innych państw, bo nie chce stworzyć niewygodnego dla siebie precedensu, otrzymuje wsparcie ze strony Europy.
Jest wiele państw, które chcą uchodźców przyjąć i są już zresztą na to wyasygnowane ogromne środki. Myślę, że w kwietniu będą już one dostępne. Są także środki w niewykorzystanych funduszach polityki spójności. Dla Polski jest największa pula, bo Polska wzięła na siebie największe brzemię kryzysu uchodźczego.
Jest także wsparcie organizacyjne ze strony europejskich instytucji i agencji, które zajmują się uchodźcami. Możliwości wsparcia jest wiele, czasem wymagają zwrócenia się państwa członkowskiego o ich przyznanie. Widzimy w Europie brak zrozumienia, dlaczego Polska od początku nie zwracała się o pomoc. Niektóre instytucje, takie jak Frontex, nie mogą działać bez prośby państwa członkowskiego. To już nastąpiło i są w tej chwili osoby, które zostały dopuszczone do granicy polsko-ukraińskiej z ramienia Frontexu, chociaż zaangażowanie Frontexu w Polsce jest dużo mniejsze niż w innych krajach o mniejszej skali wyzwania.
Mam nadzieję, że rząd zrozumie, że tu chodzi nie tylko o działanie spontaniczne, adresowanie krótkookresowych wyzwań związanych z dużym napływem uchodźców. Ważne jest, żeby wreszcie powstała jakaś autentyczna strategia, prawdziwa polityka imigracyjna. Weszliśmy w nową erę, jeśli chodzi o globalizację, która zostanie z nami na dziesiątki lat i która wiąże się z migracjami. Polska w tej chwili jest państwem na szklaku migracyjnym i jest mało prawdopodobne, kiedy patrzy się na spadkowe tendencje demograficzne, żeby zmieniło się to przez kolejne kilkadziesiąt lat. W Polsce liczba ludności będzie się zmniejszać, więc dysponowanie racjonalną, dobrze przygotowaną, przemyślaną polityką migracyjną jest koniecznością. Rząd to odpycha od siebie, bo wiąże się to najprawdopodobniej z wielokulturowością, której nie da się uniknąć, a która nie jest ulubioną wizją obecnych władz i niektórych sił politycznych w Polsce.
Jest oczywiste, że droga do członkostwa w UE jest żmudna i trzeba spełnić określone warunki. Mając doświadczenie osoby, która wprowadzała nas do UE, czy Pani uchyliłaby Ukrainie drzwi do UE? Kiedy i na jakich warunkach?
Niektórzy głośno krzyczą w UE: „Otwórzmy drzwi dla Ukrainy”, mówią, że konieczne jest pozytywna reakcja na aspiracje, które Ukraina wyraża od dawna. I są inni, którzy wskazują, że nie ma drogi na skróty, że proces wchodzenia do UE jest związany z koniecznością spełnienia bardzo wielu warunków. Myślę, że nawet ci, którzy domagają się otwarcia europejskich drzwi dla Ukrainy, mają świadomość tego, że to jest proces, który musi potrwać. Ale w te chwili, w moim przekonaniu, Ukraina bardzo potrzebuje nadziei. W związku z tym potrzebna była obietnica ze spotkana przywódców europejskich w Wersalu mówiąca o tym, że prosimy KE o przygotowanie opinii w sprawie członkostwa Ukrainy w UE. Od tego zaczyna się członkostwo zgodnie z traktatem. Podanie zostało złożone, Komisja pracuje nad opinią, mamy w KE Polaków kierujących zespołami odpowiedzialnymi za relacje z Ukrainą. Oczekuję, że ta opinia zostanie przygotowana szybciej niż to było w przypadku Polski – my czekaliśmy ponad dwa lata.
Musimy pamiętać, że Ukraina nie zaczyna swojej przygody z Europą teraz. Pierwsza umowa o partnerstwie i współpracy między UE i Ukrainą została zawarta w 1994 r., kiedy Polska składała swoje podanie o członkostwo. Potem mieliśmy politykę sąsiedztwa, w której Ukraina uczestniczyła, mieliśmy politykę Partnerstwa Wschodniego. Nie wszyscy wiedzą, że obecnie Ukraina jest członkiem stowarzyszonym, ma umowę stowarzyszeniową z UE i bardzo pogłębioną umowę handlową, uczestniczy w bardzo wielu programach, w tym młodzieżowych, naukowych, związanych ze wspólnym rynkiem. Otrzymuje także wsparcie na dostosowanie do członkostwa w UE, środki związane z realizacją układu stowarzyszeniowego. Według mnie Ukraina jest dzisiaj tak samo albo i bardziej zaawansowana w przygotowaniach do wejścia do Unii niż byliśmy my, gdy Polska składała swój wniosek o członkostwo w 1994 roku. Weszliśmy 10 lat później. Oczywiście, w tej chwili kraj ten jest w ruinie przez tę okrutną wojnę. Oba procesy, wielka odbudowa powojenna i przygotowania do członkostwa będą postępować równolegle. Myślę, ze jako Polska i Polacy będziemy w obu tych procesach uczestniczyć i wspierać Ukrainę. Ale członkostwo nie nastąpi jutro. Wiem z naszych doświadczeń, łącznie z poziomem przygotowania administracji publicznej, że jak się jest dobrze przygotowanym, to rzeczywiście można lepiej wykorzystać możliwości rozwojowe, jakie daje członkostwo. A dodatkowo, w interesie Ukrainy jest wejść i wzmocnić Europę, a nie wejść i osłabić Europę. W związku z tym mamy wspólny interes, żeby to się udało.
Ale po drugiej stronie musi być wola polityczna, a w dobie wojny obietnica członkostwa mogłaby okazać się mrzonką.
Pyta Pani, skąd bierze się mój optymizm. Przez ponad 20 lat tych związków Ukrainy z Europą, wisiała nad nami „czarna chmura”, która osłabiała wolę polityczną i spowalniała proces integracji Ukrainy. Tą chmurą był Putin i ta fałszywa poprawność polityczna, założenie, że możemy sobie ułożyć relacje z Rosją akceptując Putina, przekonanie, że Rosję uda zmienić się w państwo demokratyczne, jeśli będzie trwał politycznie poprawny dialog. W związku z tym było takie podejście: „nie mówmy o Ukrainie, nie denerwujmy Putina”. Myślę, że już dzisiaj nikomu nie przychodzi do głowy, by nie mówić o członkostwie Ukrainy w UE z uwagi na „wrażliwość” Putina. Tak w ogromnym uproszczeniu to do tej pory wyglądało. Mam wrażenie, że ten czas już się skończył. Mamy wielką zmianę w polityce niemieckiej, która parę tygodni temu właściwie chyba wszystkich pozytywnie zadziwiła. Mam nadzieję, że nie będzie czynników politycznych hamujących nasz zapał do przygotowania Ukrainy do jej wejścia do UE. Myślę, że nie ma innej możliwości.
Ukraina i Ukraińcy pokazali ogromną mobilizację, pokazali, że należą do wspólnoty europejskiej, pokazali, co jest dla nich ważne – wolność i demokracja, a nawet zdolność do walki wręcz w obronie demokracji i wolności. Poważne potraktowanie ich wniosku o rozpoczęcie negocjacji i doprowadzenie do tego, żeby Ukraina mogła wejść do Unii, to też będzie wielka nowa kwestia, którą UE musi się zająć już teraz, a na pewno bardzo poważnie tuż po zakończeniu wojny.
Jest Pani członkinią Delegacji ds. stosunków z USA w PE. Ma Pani doświadczenie także w ONZ. Sankcje finansowe i gospodarcze nałożone na Rosję przez UE i USA nie miały dotąd precedensu. Ale sankcje to zawsze broń obosieczna. Jak Pani, jako ekspertka od ekonomii, handlu zagranicznego i międzynarodowych stosunków gospodarczych, postrzega wpływ wojny na Ukrainie na światową gospodarkę? Dokąd zmierzamy? Czy czeka nas światowy kryzys?
Trzeba by rozmawiać o scenariuszach. Te wizje są uwarunkowane czymś, czego nie wiemy, to znaczy: kiedy zakończy się wojna i w jaki sposób się zakończy, na jakich warunkach zapadnie pokój. Od tego będzie bardzo dużo zależało. Pamiętajmy też, że Rosja jest największym terytorialnie państwem świata. Natomiast w gospodarce światowej odgrywa bardzo małą rolę. To jest gospodarka na poziomie potencjału Hiszpanii, czyli ok. 2 proc. PKB światowego. Można by ją więc lekceważyć, ale nie można, dlatego, że ważna jest struktura rosyjskiej gospodarki i struktura jej wymiany za granicą. Zależność energetyczna i w obszarze wielu różnych krytycznych surowców to jest coś, co przesądzało o znaczeniu gospodarczym Rosji dla świata zachodniego. Trudno dzisiaj powiedzieć, jak bardzo uda nam się tę zależność zmniejszyć i jak bardzo Rosja, która dzisiaj całkowicie odcięta jest sankcjami od gospodarki światowej, odcięta jest także od handlu światowego. Wiele państw na świecie, w tym w ramach WTO, odebrało przecież Rosji klauzulę największego uprzywilejowania. Rosja nie jest już członkiem Rady Europy, stojącej na straży ochrony praw człowieka i demokracji.
Sankcje mają oczywiście ogromny wpływ na Rosję, ale także odbijają się na kondycji bardzo wielu przedsiębiorstw, firm. Jednak cały świat, także ten świat demokratyczny, był obecny na rynku rosyjskim. Mnóstwo sankcji dotyczy więc także funkcjonowania firm z państw, które te sankcje nałożyły. Większość tych firm w zasadzie wycofała się ze swojej działalności w Rosji, ogromne koszty ponoszą także podmioty dotknięte cenami energii. A więc to odcięcie Rosji od gospodarki światowej sprawia, że firmy prowadzące tam interesy cierpią w takim sensie, że rosną im koszty. Dochodzi do tego ogólna inflacja, którą pandemia wzmogła, a którą w górę przed wojną pchało wiele różnych czynników. Mamy więc sytuację rosnącej inflacji na świecie, o której coraz rzadziej mówi się, że może być krótkookresowa, że np. w ciągu 2-3 lat może zniknąć. Być może te lata po wojnie będą to lata utrzymującej się inflacji i dość słabego wzrostu. Jest też groźba stagflacji, której od kilkudziesięciu lat nie mieliśmy w Europie.
Nie wiemy też, jak odbudowa powojenna będzie czynnikiem napędzającym. To wszystko może pójść w różne strony. Ale na pewno inflacja będzie nam towarzyszyć, na pewno nastąpi jakieś załamanie gospodarcze. Szczęście w nieszczęściu polegało na tym, że wojna wybuchła w momencie, gdy świat się rozwijał, w Europie relatywnie mieliśmy dobrą sytuację gospodarczą, w Polsce był relatywnie wysoki wzrost. Wojna uderzyła w gospodarkę światową tak, że wyhamowała wzrost, ale nie doprowadziła póki co do kryzysu, do negatywnego tempa wzrostu. W związku z tym te problemy gospodarcze – dostęp do surowców, zerwane łańcuchy podażowe – mają charakter strukturalny. Czy to się uda odtworzyć? Nie wiem. Nie wiemy też, jak długo będą trwały sankcje; to będzie zależało od wyników wojny. Zobaczymy też, jak szybko Rosja może powrócić do gospodarki światowej, do obiegu finansowego. Jak szybko też nasze firmy odzyskają zdolność funkcjonowania.
Wkrótce odbędzie się konferencja darczyńców na rzecz odbudowy Ukrainy po wojnie. Zobaczymy, jak wielka będzie mobilizacja. Tak więc jest wiele czynników, dużo niepewności. Myślę, że ta niepewność jest głównym wyznacznikiem czasów, w których przyszło nam żyć.
A gdzie dostrzega Pani światełko? Pytam o to, bo przez wiele lat była Pani nauczycielem akademickim w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie (d. SGPiS), Pani macierzystej uczelni. Dla studentów i absolwentów SGH jest Pani autorytetem w służbie państwu, ambasadorem Polski w instytucjach unijnych i międzynarodowych, przedstawicielką kobiet, które bardzo wiele osiągnęły w życiu. Proszę wlać w nas trochę nadziei w tych trudnych dla wszystkich czasach.
Jak się człowiek dobrze rozejrzy, to dookoła widać wiele pozytywnych elementów. Uczestniczę np. w Konferencji dotyczącej przyszłości Europy, gdzie mamy panele obywatelskie – biorący w nich udział ludzie zostali dobrani w reprezentatywny sposób; są to setki osób, mamy spotkania na różne tematy i mnóstwo pozytywnej energii.
W 2019 r. w czasie wyborów do PE, najbardziej zbudowało mnie, kiedy byłam w Warszawie z młodymi ludźmi w sprawie strajku klimatycznego. Ruch ludzi młodych na rzecz klimatu, na rzecz ocalenia naszej planety, to jest właśnie coś, co budzi we mnie pewną nadzieję, pewien optymizm. Te ostatnie lata to był też ruch kobiet w obronie ich praw, właściwie w obronie praw człowieka. Kobiety wyszły na ulice i mimo że skończył się etap wzmożonej aktywności ruchu to bardzo wiele on zmienił w naszych duszach i w myśleniu o odpowiedzialności, o przyszłości świata.
Są też sędziowie, którzy przyjeżdżają do Brukseli, w obronie wartości, praworządności. Jest to wielkie środowisko ludzi, którzy się obudzili i też nie dadzą się już uśpić.
Teraz mamy ten ogromny ruch spontanicznych osób, które rzuciły się do pomocy uchodźcom, np. nauczycieli, którzy wzięli na siebie bez skarg, z wielką życzliwością nowe obowiązki wobec straumatyzowanych dzieci z Ukrainy.
Przez całą pandemię ludzie byli zmęczeni sytuacją, ale codziennie wstawali. Teraz dochodzi do tego lęk przed wojną, różne osobiste problemy, a oni wszyscy jednak rano wstają i idą, żeby służyć innym. Pokazuje to, że ludzie chcą brać sprawy w swoje ręce, że chcą decydować o przyszłości tego miejsca, w którym przychodzi im żyć. Coraz bardziej widzę otwarcie Polaków na dobro reszty świata, wzmożenie obywatelskie, wspólnotę.
Wywiad został przeprowadzony przy okazji III webinarium z cyklu "SGH w UE, UE w SGH" – Między europejskim marzeniem a unijną codziennością – spotkanie z profesor Danutą Huebner, posłanką do Parlamentu Europejskiego. Webinarium odbyło się online 28 marca pod honorowym patronatem rektora SGH, profesora Piotra Wachowiaka. Webinarium można obejrzeć na YouTubie.